Najwyższy czas by to napisać.
Cóż...pisałam z uśmiechem na twarzy od 2012 roku i sprawiało mi to naprawdę wiele przyjemności, ale nic nie trwa wiecznie i czasem trzeba rezygnować z kilku rzeczy, aby iść na przód i spełniać nowe marzenia.
Jeszcze jakiś czas temu moim marzeniem było posiadanie grona czytelników, ludzi, którzy będą z ciekawością czytać moje opowiadania. Udało się! Spełniłam to i dzięki temu jestem teraz w tym miejscu, u dwóch dziewczyn, których bym nie poznała, gdyby nie pisanie.
Jednak, kiedy marzenie jest już spełnione, nie warto stać w jednym miejscu, lecz iść dalej zdobywać nowe!
Tak też zamierzam zrobić. Dlatego oficjalnie i ostatecznie najprawdopodobniej bezpowrotnie znikam. Jest mi smutno, ale wiem, że to dobra decyzja.
Dziękuję wszystkim, którzy przez tyle lat wspierali mnie w tym, co robię, czytali, komentowali, podawali dalej - jesteście wspaniali!
Życzę Wam wszystkim powodzenia!
Oficjalnie Dżerr przestaje istnieć, lecz jeszcze ten ostatni raz podpisze się swoim pseudonimem.
Dziękuję!
Dżerr
piątek, 12 sierpnia 2016
czwartek, 2 lipca 2015
Epilog
Rozdział dedykuję Ice (Ewelinie) mojej wspaniałej siostrze ciotecznej, która zainspirowała mnie do stworzenia postaci Eveline. Nie jesteś tylko moją siostrą, ale także przyjaciółką. Może nie widzimy się zbyt często, ale wystarczy jeden telefon, a się spotkamy.
Kocham Cię Ika <3
Eveline
Gdy Elizabeth umarła, wszyscy rzuciliśmy się do ataku. Simon zabił Drake'a, a reszta herosów walczyła dalej. Wielu herosów odniosło poważne rany, wielu straciło życie, za naszą wolność, za to, by następne pokolenia nie musiały się bać, że będzie wojna, by mogli w spokoju i szczęściu cieszyć się życiem herosa. Mimo to wygraliśmy i pomściliśmy śmierć Elizabeth. Jej poświęcenie nie poszło na marne.
Teraz wszyscy siedzieliśmy przy buchającym ciepłym ogniem ognisku w Obozie Jupiter, zastanawiając się, czy wszystko wróci do normalności. Dla mnie już nic, nigdy nie będzie takie same. Straciłam ważną osobę w moim życiu. Straciłam siostrę. Osobę, na którą mogłam liczyć zawsze. To ja ocierałam jej łzy, gdy płakała. Ja...ja po prostu nie wyobrażam sobie życia bez niej. Może nie widziałyśmy się zbyt często, ale wystarczyła jedna wiadomość, a byśmy się spotkały.
Nagle ziemia zaczęła się trząść. Nie wiedziałam o co chodzi, co się dzieję, z resztą nikt tego nie wiedział. Wtedy zobaczyłam, że ziemia rozstąpiła się i zobaczyłam dwie osoby wychodzące z podziemia, trzymające się za ręce. Na ich twarzach znajdował się pełen szczerości uśmiech. To była Elizabeth i Drake. Jak to możliwe? W moich oczach pojawiły się łzy szczęścia. Oni żyli. Oboje. Dostali nagrodę od bogów. Wrócili. Wrócili do mojego świata, mojego życia. Nie znałam słów, które mogłyby opisać moje szczęście. Płakałam i rzuciłam im się w ramiona.
_________________
Dziękuję Wam za czas, jaki mi poświęciliście. Dziękuję za to, że przez te dwa i pół roku sledziliście moje rozdziały. Może dzięki wam spełnie swoje marzenia. Dajecie mi wielkiego kopa do pisania.
Przed nami trzecia seria, punkt widzenia Percy'ego i przyjaciele z Obozu Jupiter? Będziecie ze mną?
Trzymajcie się, milych i szczęśliwych wakacji.
Dżerr
Komentujcie.
Następna seria pojawi się dopiero 5 sierpnia w moje urodziny. Tak późno, ponieważ mam teraz do ogarnięcia parę spraw :D Chce spędzić parę dobrych chwil z przyjaciółmi na wyjeździe z siostrą i z Julką i Martyną.
Zapraszam na mojego nowego bloga: Dzieci żywiołów
środa, 24 czerwca 2015
Elizabeth Story: Rozdział 15 - "Zupełnie, jakby ta walka była jej winą"
Nie potrafiłem spać przez całą noc. Martwiłem się. Tak to już jest, gdy rodzi się dziecko, nie liczy się już nic oprócz jego bezpieczeństwa. Co chwilę podchodziłem do jej śpiwora, by zobaczyć czy śpi. Nie mogłem uwierzyć, że ten czas tak szybko minął, że tak szybko dorosła, ale przynajmniej jest teraz dobrą, piękną i wspaniałą kobietą. Zupełnie jak jej matka. Elizabeth zawsze będzie dla mnie moją małą księżniczką bawiącą się lalkami. Lizz nigdy się nie poddawała, walczyła do samego końca i właśnie to sprawiało, że byłem z niej jeszcze bardziej dumny.
Świt nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. Dźwięki konchy obudziły wszystkich herosów w całym Obozie Jupiter. Widziałem jak Elizabeth szybko rwie się na nogi i spogląda w niebo. Wiedziałem, że ta walka jest dla niej prawdziwą torturą. Musiała zabić chłopaka, którego znała niemalże od dziecka, który był jej przyjacielem, a zwłaszcza, w którym była bardzo zakochana, ale udawała, że tak nie jest. Nie byłem pewny czy Elizabeth będzie miała siłę go zabić, ale za nic na świecie nie mogłem stracić córki. Nie wyobrażałem sobie tego. Do mojego starszego dziecka właśnie podszedł Logan - pretor Rzymu. Chłopak miał dać jej pełne uzbrojenie. Zauważyłem, że moja córka bierze jedynie cztery sztylety i łuk ze strzałami. Nie wzięła żadnej zbroi, tylko broń. To bardzo mnie zaniepokoiło. Pierwsza myśl jaka wpadła mi do głowy, to taka, że Lizzy najwidoczniej chce się bawić we mnie, a naprawdę szczerze odradzam. Gdy byłem w jej wieku, to praktycznie cały czas nie wiedziałem co robię, ale haloooo. Ona powinna to wiedzieć. Przecież jest wnuczką Ateny i Posejdona z podkreśleniem na Ateny. Nie wydaje mi się żeby miała glony zamiast mózgu. W takich chwilach żałowałem, że pod względem charakteru jest bardziej podobna do mnie niż do Annabeth.
Nagle po raz kolejny usłyszałem dźwięk Konchy, na polu bitwy stała już armia Gai, wszyscy w górze mieli uniesione miecze, strzały i inne rodzaje broni. Gaja pojawiła się na samym przodzie, a zaraz obok niej Drake. Wyglądała dokładnie tak samo jak osiemnaście lat temu. Wiedziałem, że to będzie najgorsza wojna w historii naszego obozu. Clarisse znajdowała się na Olimpie, gdzie obecnie opiekowały się nią muzy Apollina. Wiedziałem, że to jedyne miejsce, gdzie w stu procentach może być bezpieczna. Pokonać Elizabeth będzie bardzo ciężko ponieważ ma ona "Piętę Achillesa" od momentu gdy razem z Annabeth zamoczyły się w Styksie. Jej młodsza siostra także to posiada.
Elizabeth stanęła na środku pola bitwy, a zaraz za nią Rzymianie i Grecy. Wszyscy trzymali się w bezpiecznej odległości. Lizzy podeszła bliżej Drake'a, jednak nadal trzymając się na dystans. Widziałem, że powiedział do niej kilka zdań, ale ona tylko spuściła wzrok. Zupełnie, jakby ta walka była jej winą. Przypomniałem sobie, jak to wszystko się potoczyło. Annabeth zaszła w ciążę na skutek spisku Ateny i Posejdona. Thalia była wtedy w związku z Nico i jak się okazało zaszła w ciążę półtora miesiąca po mojej dotychczasowej narzeczonej. Lizz podczas wojny z Uranosem i Gają miała zaledwie miesiąc, lecz wyglądała jak sześciolatka. Bardzo szybko dorastała, aż w końcu się zatrzymała. Przez pięć lat nic nie rosła, natomiast Drake tak. To właśnie w ten sposób oboje są w tym samym wieku.
Walka się rozpoczęła. Elizabeth i Drake w tym samym momencie unieśli bronie. Chłopak walczył mieczem który był długi i mógł zabić z dłuższej odległości, natomiast moja córka potrzebowała być blisko przeciwnika. Nigdy nie umiałem walczyć sztyletem, dlatego podziwiałem osoby które to potrafiły. Gdy tak patrzyłem jak walczy syn mojego przyjaciela żałowałem, że jestem tak dobrym nauczycielem szermierki. Gdybym wiedział, że moja córka będzie musiała z nim walczyć, nigdy nie dałbym mu broni do ręki. Elizabeth podeszła do Drake'a, sztyletem dźgnęła go w uda, wykręciła rękę i powaliła na ziemię. Widziałem jak chłopak z bólu zaciska zęby.
- Walcz dalej! - Krzyknęła moja córka. Widziałem jak z uda chłopaka leje się krew, został poważnie zraniony. Drake próbował wstać, lecz moja córka kopnęła go w plecy, znów powalając go na ziemię. Tracił szansę, lecz wiedziałem, że mimo to, się nie poddaje. Jego miecz był pod stopami Lizzy, więc Drake nie mógł go dosięgnąć. Nagle wokół niego pojawiła się czarna mgła i zniknął, po chwili pojawiając się za moją córką z bronią w ręku. Obrócił Elizabeth tak, że stała z nim twarzą w twarz i ku mojemu zaskoczeniu, pocałował ją. Na początku Lizz nie reagowała, jednak po kilku sekundach szybko go od siebie odepchnęła, ponownie zamachując się swoimi sztyletami. Drake był szybszy, zablokował atak mojej córki i sam zaatakował mieczem dotykając jej ręki. Jednak nic się nie stało, nie było żadnej rany. Widziałem, jak moja córka płacze. Czułem, że coś jest nie tak. Ręką zakryła miejsce "Pięty Achillesa", zdradzając swój słaby punkt. Czuła, że może się zbliżyć koniec walki, dlatego rzuciła broń na ziemię, podeszłą bliżej Drake'a, spojrzała mu prosto w oczu, odeszła dalej i spojrzała na Gaję. Matka Ziemia była uśmiechnięta. Cieszył ją ból wszystkich herosów.
Elizabeth zamknęła oczy i uniosła ręce do góry, woda z rzeki uniosła się i powirowała prosto do niej. Wiatr się zerwał i znów było tak, jak osiemnaście lat temu, tylko bardziej potężnie. Czy to była część planu? Czy wymyśliła to razem z Loganem? Podbiegłem do najbliższego drzewa i mocno się chwyciłem. Zauważyłem, że wszyscy robią to samo. Wszyscy, oprócz armii wroga.
- Elizabeth! - Krzyknąłem. Nie mogłem dopuścić, by robiła tak dalej. W przeciwnym wypadku wszyscy byśmy zginęli. Lizzy spojrzała na mnie, po czym opuściła ręce. Znów wszystko wróciło do normy, Drake na początku stał w tym samym miejscu, lecz w końcu szybko podbiegł do mojej córki i mieczem ciął ją w wewnętrzną stronę łokcia. Elizabeth krzyknęła i opadła na ziemię. Z jej ręki leciała krew, a po policzkach płynęły łzy. Z każdą sekundą robiła się coraz bardziej blada, leżała na ziemi trzęsąc się mocno. Kaszlała próbując złapać oddech. Nie mogłem patrzeć na ten widok.
- Moja córka! - Krzyknęła Annabeth, rzucając się biegiem w jej stronę. Szybko ją złapałem i przytuliłem do siebie. Płakała. Płakała jak nigdy dotąd. Nasza córka właśnie umierała, a my nie mogliśmy nic zrobić.
- Elizabeth! Lizzy! - Krzyknęła Eveline. Po jej policzkach także spływały łzy. W obozie zapadła cisza. Na twarzach wojowników Gai triumfował uśmiech. Wtedy usłyszałem słowa swojej córki.
- Drake. Gdybym nie przysięgała na Styks, że cię zabije, to...
- Nic nie mów kochana. - Przerwał jej wnuk Hadesa, on też płakał. Nie chciał jej zabić, ale to moja córka złożyła przysięgę, że go zabije. Nie miał wyboru.
- Elizabeth? Elizabeth odezwij się! - Moja córka nic nie odpowiedziała. Jej ręka, która znajdowała się na policzku Drake'a, opadła na ziemię, a jej oczy pozostały otwarte. Umarła. Moja córka właśnie straciła życie.
- Elizabeth! Nie umieraj! - Krzyczał Drake. - Lizz, Lizzy nie! Kocham cię! - To nic nie dało. Moja córka już była w innym świecie. Drake wstał i otarł swoje łzy. Annabeth była cała roztrzęsiona, nie wiedziała co się dzieje, Eveline tak samo.
- Atak! - Krzyknęła cała zalana łzami Eveline.
Wszyscy herosi zaczęli krzyczeć i biec w stronę armii Gai. Drake stał w bez ruchu, a jego miecz leżał na ziemi, widziałem Simona który szybko podbiegł do Drake'a i wbił mu miecz w klatkę piersiową. Ostatnie, co pamiętam, to zalaną łzami twarz Drake'a, upadającego na ziemię i przypływ adrenaliny, który sprawił, że sam postanowiłem wykończyć Gaję i wyrównać porachunki.
______________________________-
Tym sposobem właśnie zakończyłam rozdział 15. Jeszcze epilog i czas na 3 serię. Elizabeth nie żyję. Drake też. Annabeth jest roztrzęsiona, Percy pragnie zemsty, Eveline walczy. Co się stanie w epilogu? Jak trak naprawdę zakończy się ta wojna. Przekonajcie się sami, czytając epilog, ale....jeśli ma się pojawić epilog to liczę na CO NAJMNIEJ 15 komentarzy. Wiem, że was na to stać. To zajmie wam tylko minutkę. Do dzieła. Nie zawiedźcie mnie.
Wasza Dżerr
PS Normalnie muszę się Wam pochwalić. Od września zostaję drużynową 17 Gromady Zuchowej "Małe Wiewióry"! Czyli moja ciężka praca nie poszła na marne!
Świt nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. Dźwięki konchy obudziły wszystkich herosów w całym Obozie Jupiter. Widziałem jak Elizabeth szybko rwie się na nogi i spogląda w niebo. Wiedziałem, że ta walka jest dla niej prawdziwą torturą. Musiała zabić chłopaka, którego znała niemalże od dziecka, który był jej przyjacielem, a zwłaszcza, w którym była bardzo zakochana, ale udawała, że tak nie jest. Nie byłem pewny czy Elizabeth będzie miała siłę go zabić, ale za nic na świecie nie mogłem stracić córki. Nie wyobrażałem sobie tego. Do mojego starszego dziecka właśnie podszedł Logan - pretor Rzymu. Chłopak miał dać jej pełne uzbrojenie. Zauważyłem, że moja córka bierze jedynie cztery sztylety i łuk ze strzałami. Nie wzięła żadnej zbroi, tylko broń. To bardzo mnie zaniepokoiło. Pierwsza myśl jaka wpadła mi do głowy, to taka, że Lizzy najwidoczniej chce się bawić we mnie, a naprawdę szczerze odradzam. Gdy byłem w jej wieku, to praktycznie cały czas nie wiedziałem co robię, ale haloooo. Ona powinna to wiedzieć. Przecież jest wnuczką Ateny i Posejdona z podkreśleniem na Ateny. Nie wydaje mi się żeby miała glony zamiast mózgu. W takich chwilach żałowałem, że pod względem charakteru jest bardziej podobna do mnie niż do Annabeth.
Nagle po raz kolejny usłyszałem dźwięk Konchy, na polu bitwy stała już armia Gai, wszyscy w górze mieli uniesione miecze, strzały i inne rodzaje broni. Gaja pojawiła się na samym przodzie, a zaraz obok niej Drake. Wyglądała dokładnie tak samo jak osiemnaście lat temu. Wiedziałem, że to będzie najgorsza wojna w historii naszego obozu. Clarisse znajdowała się na Olimpie, gdzie obecnie opiekowały się nią muzy Apollina. Wiedziałem, że to jedyne miejsce, gdzie w stu procentach może być bezpieczna. Pokonać Elizabeth będzie bardzo ciężko ponieważ ma ona "Piętę Achillesa" od momentu gdy razem z Annabeth zamoczyły się w Styksie. Jej młodsza siostra także to posiada.
Elizabeth stanęła na środku pola bitwy, a zaraz za nią Rzymianie i Grecy. Wszyscy trzymali się w bezpiecznej odległości. Lizzy podeszła bliżej Drake'a, jednak nadal trzymając się na dystans. Widziałem, że powiedział do niej kilka zdań, ale ona tylko spuściła wzrok. Zupełnie, jakby ta walka była jej winą. Przypomniałem sobie, jak to wszystko się potoczyło. Annabeth zaszła w ciążę na skutek spisku Ateny i Posejdona. Thalia była wtedy w związku z Nico i jak się okazało zaszła w ciążę półtora miesiąca po mojej dotychczasowej narzeczonej. Lizz podczas wojny z Uranosem i Gają miała zaledwie miesiąc, lecz wyglądała jak sześciolatka. Bardzo szybko dorastała, aż w końcu się zatrzymała. Przez pięć lat nic nie rosła, natomiast Drake tak. To właśnie w ten sposób oboje są w tym samym wieku.
Walka się rozpoczęła. Elizabeth i Drake w tym samym momencie unieśli bronie. Chłopak walczył mieczem który był długi i mógł zabić z dłuższej odległości, natomiast moja córka potrzebowała być blisko przeciwnika. Nigdy nie umiałem walczyć sztyletem, dlatego podziwiałem osoby które to potrafiły. Gdy tak patrzyłem jak walczy syn mojego przyjaciela żałowałem, że jestem tak dobrym nauczycielem szermierki. Gdybym wiedział, że moja córka będzie musiała z nim walczyć, nigdy nie dałbym mu broni do ręki. Elizabeth podeszła do Drake'a, sztyletem dźgnęła go w uda, wykręciła rękę i powaliła na ziemię. Widziałem jak chłopak z bólu zaciska zęby.
- Walcz dalej! - Krzyknęła moja córka. Widziałem jak z uda chłopaka leje się krew, został poważnie zraniony. Drake próbował wstać, lecz moja córka kopnęła go w plecy, znów powalając go na ziemię. Tracił szansę, lecz wiedziałem, że mimo to, się nie poddaje. Jego miecz był pod stopami Lizzy, więc Drake nie mógł go dosięgnąć. Nagle wokół niego pojawiła się czarna mgła i zniknął, po chwili pojawiając się za moją córką z bronią w ręku. Obrócił Elizabeth tak, że stała z nim twarzą w twarz i ku mojemu zaskoczeniu, pocałował ją. Na początku Lizz nie reagowała, jednak po kilku sekundach szybko go od siebie odepchnęła, ponownie zamachując się swoimi sztyletami. Drake był szybszy, zablokował atak mojej córki i sam zaatakował mieczem dotykając jej ręki. Jednak nic się nie stało, nie było żadnej rany. Widziałem, jak moja córka płacze. Czułem, że coś jest nie tak. Ręką zakryła miejsce "Pięty Achillesa", zdradzając swój słaby punkt. Czuła, że może się zbliżyć koniec walki, dlatego rzuciła broń na ziemię, podeszłą bliżej Drake'a, spojrzała mu prosto w oczu, odeszła dalej i spojrzała na Gaję. Matka Ziemia była uśmiechnięta. Cieszył ją ból wszystkich herosów.
Elizabeth zamknęła oczy i uniosła ręce do góry, woda z rzeki uniosła się i powirowała prosto do niej. Wiatr się zerwał i znów było tak, jak osiemnaście lat temu, tylko bardziej potężnie. Czy to była część planu? Czy wymyśliła to razem z Loganem? Podbiegłem do najbliższego drzewa i mocno się chwyciłem. Zauważyłem, że wszyscy robią to samo. Wszyscy, oprócz armii wroga.
- Elizabeth! - Krzyknąłem. Nie mogłem dopuścić, by robiła tak dalej. W przeciwnym wypadku wszyscy byśmy zginęli. Lizzy spojrzała na mnie, po czym opuściła ręce. Znów wszystko wróciło do normy, Drake na początku stał w tym samym miejscu, lecz w końcu szybko podbiegł do mojej córki i mieczem ciął ją w wewnętrzną stronę łokcia. Elizabeth krzyknęła i opadła na ziemię. Z jej ręki leciała krew, a po policzkach płynęły łzy. Z każdą sekundą robiła się coraz bardziej blada, leżała na ziemi trzęsąc się mocno. Kaszlała próbując złapać oddech. Nie mogłem patrzeć na ten widok.
- Moja córka! - Krzyknęła Annabeth, rzucając się biegiem w jej stronę. Szybko ją złapałem i przytuliłem do siebie. Płakała. Płakała jak nigdy dotąd. Nasza córka właśnie umierała, a my nie mogliśmy nic zrobić.
- Elizabeth! Lizzy! - Krzyknęła Eveline. Po jej policzkach także spływały łzy. W obozie zapadła cisza. Na twarzach wojowników Gai triumfował uśmiech. Wtedy usłyszałem słowa swojej córki.
- Drake. Gdybym nie przysięgała na Styks, że cię zabije, to...
- Nic nie mów kochana. - Przerwał jej wnuk Hadesa, on też płakał. Nie chciał jej zabić, ale to moja córka złożyła przysięgę, że go zabije. Nie miał wyboru.
- Elizabeth? Elizabeth odezwij się! - Moja córka nic nie odpowiedziała. Jej ręka, która znajdowała się na policzku Drake'a, opadła na ziemię, a jej oczy pozostały otwarte. Umarła. Moja córka właśnie straciła życie.
- Elizabeth! Nie umieraj! - Krzyczał Drake. - Lizz, Lizzy nie! Kocham cię! - To nic nie dało. Moja córka już była w innym świecie. Drake wstał i otarł swoje łzy. Annabeth była cała roztrzęsiona, nie wiedziała co się dzieje, Eveline tak samo.
- Atak! - Krzyknęła cała zalana łzami Eveline.
Wszyscy herosi zaczęli krzyczeć i biec w stronę armii Gai. Drake stał w bez ruchu, a jego miecz leżał na ziemi, widziałem Simona który szybko podbiegł do Drake'a i wbił mu miecz w klatkę piersiową. Ostatnie, co pamiętam, to zalaną łzami twarz Drake'a, upadającego na ziemię i przypływ adrenaliny, który sprawił, że sam postanowiłem wykończyć Gaję i wyrównać porachunki.
Tym sposobem właśnie zakończyłam rozdział 15. Jeszcze epilog i czas na 3 serię. Elizabeth nie żyję. Drake też. Annabeth jest roztrzęsiona, Percy pragnie zemsty, Eveline walczy. Co się stanie w epilogu? Jak trak naprawdę zakończy się ta wojna. Przekonajcie się sami, czytając epilog, ale....jeśli ma się pojawić epilog to liczę na CO NAJMNIEJ 15 komentarzy. Wiem, że was na to stać. To zajmie wam tylko minutkę. Do dzieła. Nie zawiedźcie mnie.
Wasza Dżerr
PS Normalnie muszę się Wam pochwalić. Od września zostaję drużynową 17 Gromady Zuchowej "Małe Wiewióry"! Czyli moja ciężka praca nie poszła na marne!
środa, 17 czerwca 2015
Elizabeth Story: Rozdział 14 - "Jedyne drzewo w obozie, którego nie pochłonęły płomienie"
Hej drodzy czytelnicy.
Na początku dedyk.
Rozdział dedykuję najlepszej czytelniczce miesiąca - Oli Frost
Dedykuję wszystkim fanom Hollywood Undead oraz fanom Szybkich i Wściekłych.
Zachęcam do polajkowania tej strony na fb: M&M Photography
Sosna Thali. Jedyne drzewo w obozie, które nie pochłonęły płomienie. Rzeczywiście, pod sosną leżał Chejron. Szybko do niego podbiegłam i sprawdziłam podstawowe czynności życiowe. Zero pulsu, zero jakichkolwiek oddechów. To prawda, Chejron nie żyje. Ciężka łza spadła z mojego policzka na jego nos. Oczy miał otwarte, patrzyły na mnie przerażone, zamknęłam je, a z włosów zdjęłam czerwoną bandamkę którą przykryłam jego twarz. Obiecałam sobie, że jeszcze zostanie pochowany tak jak należy.
Obóz Jupiter znajdował się szesnaście godzin jazdy samochodem stąd, dlatego musiałam wykombinować jakiś szybszy transport, by w przeciągu dwóch godzin znaleźć się u Rzymian. Za sobą usłyszałam uderzenie kopyt o ziemię.
- Mroczny! - Krzyknęłam, ocierając ręką łzy, które cały czas spływały mi po policzku.
- Tak, szefowo? - W głowie usłyszałam głos Mrocznego. To był ulubiony pegaz mojej rodziny. Gdy uczyłam się latać, to właśnie na nim. Zawsze mogłam na niego liczyć, tak samo jak mój tata.
- Dasz radę zabrać mnie do San Francisco? Gaja się niedługo przebudzi i zaatakuje. - Powiedziałam. Miałam nadzieję, że pegaz nie jest zmęczony.
- Oczywiście, że cię zabiorę. Szef wysłał mnie po ciebie. Będziemy lecieć jak najszybciej się da. Wsiadaj! - Odparł w moich myślach. Miałam nadzieję, że lot będzie trwał tylko dwie godziny. Musiałam się tam znaleźć jak najszybciej i przejąć dowodzenie od Eveline. Mroczny rozpędził się, rozłożył swoje skrzydła i po chwili unosiliśmy się pod obozem herosów.
***
- Mroczny, daleko jeszcze? - Szum w uszach sprawiał, że nic nie słyszałam, ale mimo wszystko zadałam to pytanie.
- Już jesteśmy. - Odpowiedział pegaz, po czym wleciał w ogromny tunel w klifie. Wszędzie panowała ciemność. Gdy z powrotem wylecieliśmy na powierzchnię, oczy szczypały mnie od światła. Zatrzymaliśmy się na wzgórzu nad obozem, widziałam wszystko co się tam działo i po prostu nie wierzyłam własnym oczom. Nie skupiłam się na podziwianiu krajobrazu, a muszę przyznać, że był piękny, lecz na dwóch obozach i armii wroga stojącej naprzeciw herosów. Gaja już była, obudziła się. Stała po prawej stronie obozu wraz ze swoimi wojownikami. Przybrała rozmiar ludzki, ale wiedziałam, że w każdej chwili może to zmienić. Miała długie czarne, potargane włosy i brudną zielono brązową sukienkę, która mocno powiewała z każdym podmuchem wiatru. Dokładnie tak ją zapamiętałam. Na czele naszej armii stała Eveline i chłopak, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Potwory ani Gaja nie wyczuwały mojej obecności dzięki naszyjnikowi, który miałam na sobie. Zeszłam z Mrocznego i wtopiłam się w tłum herosów. Jak się okazało, stanęłam obok nastolatków, których przyprowadziłam do obozu jakiś czas temu.
- Elizabeth? - Zapytał Simon. W jego oczach widać było strach i przerażenie. Nie dziwiłam mu się. Ledwo się dowiedział o swoim pochodzeniu i od razu wojna. Nie był nawet odpowiednio przygotowany i przeszkolony. Ja na jego miejscu na pewno nie była bym zadowolona.
- Zamknij się. - Powiedziałam szeptem. - Nikt nie może wiedzieć, że tu jestem. - Chłopak w odpowiedzi kiwnął głową. W tym momencie zobaczyłam Drake'a. Podszedł do Gai i stanął obok niej. Widać było, że jest ich dowódcą. Co kilka sekund patrzyłam w stronę Eveline, by dać jej znak, że jestem, że będę walczyć, lecz niestety Drake był szybszy.
- Wyzywam na pojedynek prawidłowego przywódcę greckiego obozu. Walka na śmierć i życie. Czy Elizabeth jest obecna? - Wszyscy odwracali głowy szukając właśnie mnie. Wtedy wyszłam na środek i ręką dotknęłam naszyjnika. Jednym, szybkim ruchem zerwałam go ze swojej szyi. Za sobą usłyszałam krzyki swojego imienia i oddechy ulgi.
- Mnie szukałeś? - Zapytałam. Drake uśmiechnął się, ale po chwili zesmutniał. - Przyjmuje wyzwanie! - Krzyknęłam i podeszłam do Eveline.
- Lizzy. - Powiedziała mocno mnie przytulając. - Bardzo się za tobą stęskniłam. Nie musisz tego robić.
- Muszę. - Odparłam. - To mój obowiązek, a teraz oddaj mi dowództwo. - Eveline kiwnęła głową i tak jak należało, rozpoczęła przekazywanie dowodzenia.
- Godnie zastępowałam cię w twoich obowiązkach, teraz je oddaje. Przekazuje ci dowództwo, Elizabeth, córko Percy'ego i Annabeth, wnuczko Posejdona i Ateny. - Po tych słowach uśmiechnęła się i cofnęła do szeregów, zostawiając mnie na środku z nieznanym chłopakiem.
- Walka rozpocznie się o świcie! Do tego czasu mamy rozejm. Nikt nikogo nie atakuje. - Drake wypowiedział ostatnie zdanie i zniknął za pomocą metody cienia. Armia wroga usiadłą i rozpaliła swoje ognisko. Gaja tak jak Drake, zniknęła. Jak na razie było spokojnie i nic się nie działo.
Siedziałam nad rzeką i próbowałam wymyślić dwa plany działania. Jeden plan co robić, gdy przeżyję, a drugi co robić jeśli umrę, ostatecznie zdecydowałam, że niezależnie od tego plan będzie taki sam. Nie orientowałam się w położeniu całego Obozu Jupiter, być może dlatego, że nie znałam łaciny, dlatego potrzebowałam pomocy. Udałam się do baraku piątej kohorty, aby znaleźć chłopaka, który pełnił funkcję przywódcy u Rzymian. Gdy tylko weszłam do baraku, około osiemnastu par oczu spiorunowało mnie wzrokiem.
- Jak śmiesz wchodzić do baraku piątej kohorty bez zaproszenia nędzny greku?! - Zapytała jakaś ruda jędza. Jej słowa mocno mnie zaskoczyły. Wystarczyło to jedno zdanie i już wiedziałam, że jej nie lubię. Dziewczyna była na pewno młodsza ode mnie. Miała długie, kręcone, rude włosy, ciemną karnację i azjatyckie rysy twarzy. Nietypowa mieszanka.
- Zhang! Uspokój się. - Powiedział wysoki chłopak o blond włosach i niebieskich oczach. To właśnie jego szukałam. - To nie jest byle jaki Grek, ale ich przywódczyni. To ona kilkanaście lat temu pokonała Uranosa. Wnuczka Neptuna, znaczy Posejdona i Ateny. Córka Percy'ego Jacksona. - Powiedział oraz uśmiechnął się do mnie i puścił oczko.
- W takim razie wybacz. - Powiedziała dziewczyna i lekko drgnęła. Wiedziałam, że zrobiła to ironicznie. W jej oczach widziałam pogardę. Nie miała do nas szacunku. Uważała, że Rzymianie we wszystkim są lepsi.
Chłopak wyciągnął w moją stronę rękę i się przedstawił. - Logan Grace. Wnuk Jupitera i Wenus. - Gdy usłyszałam jego nazwisko, zaniemówiłam. Grace. To na pewno dziwny zbieg okoliczności. - Jestem dumny, że mogę poznać tak wspaniałego wojownika. - Chłopak na oko miał tyle lat co ja. Był miły i w jego oczach widziałam szczerość.
- Twoje nazwisko jest bardzo słynne w moim obozie. - Powiedziałam. - Elizabeth Jackson, ale to pewnie już wiesz.
- Co sprowadza cię do baraku piątej kohorty? - Zapytał. Dopiero teraz dostrzegłam, że "domek" w którym się znajdowaliśmy jest niemalże pusty.
- Ty. Siedziałam sobie nad Małym Tybrem, próbując obmyślić plan działania, ale zdałam sobie sprawę, że nie znam tutejszych terenów, więc potrzebuję pomocy. Sądząc po tym, że wraz z moją siostrą cioteczną stałeś na środku całego "przedstawienia" wywnioskowałam, że jesteś przywódcą. - Chłopak po raz kolejny się uśmiechnął, ukazując swoje idealnie białe zęby.
- Dobrze zgadłaś, jestem pretorem obozu Jupiter i chętnie ci pomogę. Poza tym tak naprawdę to ty tutaj dowodzisz, a ja ci po prostu pomagam. - Na pewno się przesłyszałam. Nie mogłam dowodzić dwóm obozom.
- Ale jak to? - Zapytałam, spoglądając w jego uwodzicielskie oczy.
- Znam twoją historię, Elizabeth. Gdy byłaś dzieckiem, pokonałaś Uranosa i to właśnie ty sprawiłaś, że Gaja uciekła. Masz wyjątkową siłę, bardzo rzadko spotykaną. Poza tym Di Angelo to właśnie ciebie wyzwał na pojedynek. Ja tak naprawdę widziałem go przez te osiemnaście lat cztery razy.
- Zaraz, zaraz. - Przerwałam. - To ty znasz Drake'a? - Po raz kolejny w tym dniu moja szczęka rozchyliła się ze zdziwienia.
- Tak. To mój brat cioteczny. Jego mama jest rodzoną siostrą mojego taty. Z resztą to długa historia. Na pewno kiedyś ją poznasz.- Nie wiedziałam, że Thalia miała brata herosa i właściwie, dlaczego Rzymianina? No cóż. Postanowiłam o to nie pytać. Może w przyszłości uda mi się poznać całą historię. Oczywiście pod warunkiem, że uda mi się przeżyć.
- Może przestańmy rozmawiać o sobie i obmyślmy plan.- Zaproponował Logan, a ja przytaknęłam.
Po trzech godzinach nareszcie skończyliśmy naszą pracę. Ogłosiliśmy, że grupowi wszystkich domków oraz przywódcy kohort jak najszybciej muszą stawić się w domu senatu. Rzymski obóz był niesamowicie piękny i co najmniej cztery razy większy od naszego. Może nie mieli zatoki Long Island, tak jak my, ale mieli małe jezioro, rzekę Tyber oraz Nowy Rzym czyli takie jakby nowe państwo ze szkołami, uczelniami i pracą dla herosów. To było naprawdę niesamowite miejsce. Gdy tylko ogłosiliśmy plan, wróciłam do naszego podobozu by odpocząć i w spokoju przygotować się do walki.
______________________________________________
Rozdział 14 właśnie dobiegł końca. Przed nami jeszcze ostatni i epilog. Czyli dwa tygodnie i koniec Elizabeth Story, welcome 3 seria!
Jak się z tym czujecie.
Ja niesamowicie, bo nadal robię to, co kocham, co jest moją pasją.
Dlaczego dedykowałam rozdział Oli? Ponieważ jej komentarze mocno mnie inspirowały, dawały potężnego kopa do pisania.
Dlaczego wszystkim fanom HU? - Ponieważ jest to mój ulubiony zespół, który motywuje do pisania, ich teksty i muzyka mnie odprężają, są po prostu wspaniali, a 9.06.2015 roku mieli koncert w Łodzi, na którym niestety z wielkim bólem w sercu mnie nie było. Ale wiem, że wrócą do Polski, wiem, bo pokochali polską publiczność. Polecam ich muzykę!
A fanom Szybkich i Wściekłych ponieważ to jest wspaniały film.
Dlaczego obejrzałam? Ponieważ od stycznia kręcą mnie samochody, gdy chodziłam z klasą na wf przez miasto zawsze wiedziałam jaki ten samochód ma silnik, jaki rocznik, a wszyscy w końcu "Przecież dziewczyna przyszłego mechanika, a szybkich i wściekłych obejrzałaś?" I wtedy właśnie obejrzałam i to wspaniała seria. Trzyma w napięciu. Polecam.
No i ostatnia prośba.
Proszę o komentarze. Dla mnie to bardzo ważne. Każdy jeden komentarz jest wielką motywacją.
Do dzieła herosi!
Kocham Was. wasza i tylko wasza
Dżerr
PS. Rozdział się opóźnił z powodu mojego wypadku, który miał miejsce w sobotę. Niech ten wypadek będzie dla was przestrogą. Nigdy nie odpalajcie ogniska benzyną, bo skończycie tak jak ja, a nikomu nie życzę, by jego ciało płonęło, by krzyczał, rzucał się na ziemię i jechał karetką do szpitala. Rozpalajcie bezpiecznie, nie pozwólcie, by ktoś się obwiniał i martwił.
Dla niedowiarków, to wasza sprawa, wiem co się stało i wiem, że miałam wypadek. Są świadkowie, myślicie, że tylko ja się poparzyłam? Nie. Dominik, Dawid i Daniel także. Jednak Dominik najbardziej, bo on pierwszy się poparzył i każdy był w takim szoku, że dopiero po 10 sekundach rzuciliśmy go na ziemię. A butelka leżała w ogniu paląc się. To Mateusz krzyknął "Bo wybuchnie!" i Dawid podbiegł i ją kopnął. Na moje nogi. Nie wierzycie? Wasza sprawa. Jeszcze Julka do mnie dzwoni, a ja, że nie mogę gadać, bo w karetce jade. Także sorry, ale nie jestem osobą, która kłamie.
Dżerr
PS. Rozdział się opóźnił z powodu mojego wypadku, który miał miejsce w sobotę. Niech ten wypadek będzie dla was przestrogą. Nigdy nie odpalajcie ogniska benzyną, bo skończycie tak jak ja, a nikomu nie życzę, by jego ciało płonęło, by krzyczał, rzucał się na ziemię i jechał karetką do szpitala. Rozpalajcie bezpiecznie, nie pozwólcie, by ktoś się obwiniał i martwił.
Dla niedowiarków, to wasza sprawa, wiem co się stało i wiem, że miałam wypadek. Są świadkowie, myślicie, że tylko ja się poparzyłam? Nie. Dominik, Dawid i Daniel także. Jednak Dominik najbardziej, bo on pierwszy się poparzył i każdy był w takim szoku, że dopiero po 10 sekundach rzuciliśmy go na ziemię. A butelka leżała w ogniu paląc się. To Mateusz krzyknął "Bo wybuchnie!" i Dawid podbiegł i ją kopnął. Na moje nogi. Nie wierzycie? Wasza sprawa. Jeszcze Julka do mnie dzwoni, a ja, że nie mogę gadać, bo w karetce jade. Także sorry, ale nie jestem osobą, która kłamie.
Dżerr
piątek, 5 czerwca 2015
Elizabeth Story - Rozdział 13 - "Rozum, a własne serce. Co mam zrobić?"
Długo zastanawiałam się, czy posłuchać rodziców, czy własnego serca. Postanowiłam, że choć raz postaram się być posłuszną córką i posłucham rodziców.
Wyszłam z domu i na wierzch wyciągnęłam swój sztylet. W obozie mogło być niebezpiecznie. Nie wiedziałam, co mnie tam spotka. Musiałam być gotowa na wszystko.
Stanęłam na brzegu jeziora i rękoma mocno się odepchnęłam, co sprawiło, że po prostu biegłam po wodzie. Kochałam to uczucie. Kochałam uczucie kontrolowania wody, tego, że była mi posłuszna, że nie mogłam w niej zginąć, a wręcz przeciwnie - czułam się w tedy silna. Silna jak nigdy dotąd. Woda była moją największą bronią, nie miecz, nie rozum i odpowiedni tok rozumienia, ale właśnie woda. Ona w połączeniu ze mną stanowiła jedność, budziła strach, a jednocześnie zachwyt. Woda była jednym z najgroźniejszych żywiołów i to mi się w niej tak bardzo podobało.
Gdy zobaczyłam obóz, poczułam, że serce podchodzi mi do gardła. Jak ktoś mógł tak okrutnie potraktować dom wszystkich herosów. Jak? To niewybaczalne. Jeśli Drake uczestniczył w tym wszystkim, to mam kolejny powód, by go znienawidzić.
Nie było żadnego domku. Wszystkie przestały istnieć. Sosna Thali byłą spalona. Z resztą tak jak wszystko inne. Na ziemi leżały ciała Driad i Nimf wodnych. W ich sercach znajdowały się wbite sztylety. Do oczu podeszły mi łzy. Dziś tyle dusz trafiło do świata podziemia. Nie mogłam się powstrzymać. Upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Po raz pierwszy w życiu zrobiłam taką histerię.
- Nienawidzę cię Gaja! - Krzyknęłam, waląc pięściami w zakrwawioną ziemię.
Powoli się podniosłam i ponownie rozejrzałam wokół siebie. Wszystko zniszczone, wszystko oprócz Wielkiego Domu. On stał nadal, nienaruszona, wyglądając tak jak zawsze. Brakowało tylko Pana D. i Chejrona, grających na werandzie w karty. To właśnie do tego domu miałam się udać. Tam na strych.
Weszłam i jedyne co słyszałam to własny oddech. Nie było nikogo, żadnej żywej duszy oprócz mnie.
Schodami weszłam na górę. Czerwona skrzynia stała na samym środku pomieszczenia. Podeszłam bliżej i wyciągnęłam rękę, by móc ją otworzyć.
- Elizabeth, nie dotykaj jej. To pułapka. - Odwróciłam się zaskoczona. Za mną stał Chejron, centaur, któremu ufałam najbardziej na świecie. Nie wyglądał najlepiej. Był brudny od unoszącego się dymu i cały posiniaczony.
- Chejronie! Co tu robisz? Dlaczego nie jesteś w Obozie Jupiter? - Zapytałam. Naprawdę byłam zaskoczona, a do tego zaniepokojona.
- Widzisz Elizabeth, prawda jest taka, że ja już nie mogę opuścić tego miejsca. - Powiedział przygnębionym głosem. Jego złote oczy zalały się łzami.
- Chejronie. O czym ty mówisz. - Nie rozumiałam ani jednego słowa. Nie wiedziałam co oznacza, co ma na myśli.
- Uciekaj! Uciekaj póki możesz! - Po tych słowach zobaczyłam, jak przez jego klatkę piersiową przebija się strzała. Z ust centaura wylała się krew, a po chwili upadł na ziemię. Za jego zwłokami stał Drake.
Oczy piekły mnie od płaczu. Tego wszystkiego było już po prostu za wiele.
- Mam nadzieję, że podobał ci się liścik. - Powiedział z tym swoim łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Uśmiechem, który do nie dawna tak bardzo mnie kręcił. Mimo wszystko w jego głosie nie było ani nuty szczęścia. Raczej smutek, żal i przygnębienie.
- To ty napisałeś ten list? - Zapytałam. Kolejna rzecz, której się nie spodziewałam.
- Owszem . To była przynęta. Twoja siostra wcale nie została porwana. Musiałem po prostu dostać się do ciebie. Poprosiłem pewną córkę Hypnosa, aby kontrolowała twój sen tak, żebyś myślała, że mała Clarisse naprawdę została uprowadzona. Tak naprawdę żyję i razem z twoimi rodzicami przebywa w obozie Jupiter. - Mówił spokojnie. Widziałam, że starał się nie patrzeć na zwłoki naszego instruktora.
- Dlaczego zabiłeś Chejrona?! - Podeszłam do niego bliżej ze sztyletem wyciągniętym prostoi w jego serce.
- To nie ja go zabiłem. - Odpowiedział. - Gdy tu przyszedłem, zobaczyłem go martwego. Nie wiem kto go zabił, ale ja nie zrobiłbym mu krzywdy. To co teraz zobaczyłaś to tylko iluzja, cień. Odkryłem w sobie nową moc. Metodę cie nie. Chejron owszem, nie żyję, ale przysięgam na wszystko co nas łączyło i łączy nadal, że to nie ja go zabiłem. Jego prawdziwe ciało leży pod sosną Thali.
- Po co chciałeś, żebym tu przyszła? - Zadałam kolejne pytanie. - Naprawdę nie rozumiesz tego, że nie mam ochoty na ciebie patrzeć, a tym bardziej z tobą rozmawiać? - Chciałam teraz tylko spokoju. Nie dawałam sobie już rady. Tego wszystkiego było po prostu za dużo. Czy przez całe życie muszę być twarda? Nie mogę choć raz być prawdziwą sobą? Nie jestem jakimś super robotem. Jestem człowiekiem.
- Nie potrafię tego zrozumieć, nawet nie chce. Chciałem z tobą na spokojnie porozmawiać. Nie skrzywdzę cię, tylko proszę daj mi chwile. - W jego oczach widziałam szczerość. To był Drake. Ten, którego pokochałam.
- Dobrze. - Odparłam, opuszczając rękę, w której cały czas trzymałam sztylet.
- Dziś w nocy Gaja się przebudzi. Ja nie chce się już bawić w tego złego, ale ty mnie do tego zmusiłaś. Wcale nie byłam zdrajcą, ale ta twoja przysięga na Styks...Lizz nie mogę tego po prostu przeboleć. Chciałem ci wszystko wytłumaczyć. Widzisz, mój dziadek, Hades zobaczył, że z podziemia wychodzą potwory. Kazał mi podać się za niezadowolonego herosa, który pragnie zemsty w obozie za zniewagę bogów. Miałem zostać ich przywódcą, a tak naprawdę wszystkie plany działania Gai przekazywać tobie, jako przywódcy obozu. Jednak ty wcześniej nie dałaś mi dojść do słowa. Wypowiedziałaś przysięgę, która zabolała tutaj - prosto w sercu. - Przy tych słowach mój "przyjaciel" poklepał się po piersi. - Mimo wszystko nie przestałem działać dalej na korzyść obozu. Gaja mi zaufała i zostałem przywódcą. Wszystkie plany przekazywałem twojemu ojcu. Niestety jednego nie zdążyłem. Nie zdążyłem poinformować o ataku na obóz. Śmierć Chejrona to moja wina. Chciałem ci powiedzieć, że wszystko sobie przemyślałem. Jestem gotowy do walki z tobą. Nie wiem, czy będę w stanie cię zabić. Byłaś moją przyjaciółką. Zawsze ty i Eveline mnie wspierałyście. Trzymaliśmy się razem. Jednak będę z tobą walczył. Jeśli ja cię nie zabiję, to ty zabijesz mnie. Bałem ci powiedzieć to wcześniej, lecz teraz jestem tego całkowicie pewny. Kocham cię. Kocham twój charakter, to, że udajesz twardą, choć wcale taka nie jesteś. Kocham, gdy się uśmiechasz. Na twoich policzkach pojawiają się wtedy słodkie dołeczki. Kocham twoje oczy, które zmieniają kolor w zależności od humoru. Sprawiłaś, że się w tobie zakochałem, że poznałem co to miłość. Nie mogę ci nic obiecać, bo ktoś z nas straci jutro życie, ale Przysięgam na Styks, że jeśli to ty umrzesz, to będę walczyć po stronie Obozu. - Nie wierzyłam w to co słyszałam. Płakałam, a jednocześnie się uśmiechałam. Nie panowałam nad swoim ciałem. Rzuciłam broń na ziemię i i podeszłam do Drake'a. Chłopak patrzył na mnie swoimi czarnymi oczami. Nie wiedział co teraz zrobię. Po prostu wyciągnęłam ręce i mocno wtuliłam się w jego tors. Nie chciałam by ta chwila kiedykolwiek się kończyła.
- Muszę to zrobić. - Szepnął mi do ucha i nachylił się. Jego usta dotknęły moich. To było niesamowite uczucie. Zupełnie jakby ktoś mnie kopnął prądem. Z każdą sekundą nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. W końcu odwróciłam głowę, chwyciłam swój sztylet i wybiegłam.
Przed drzwiami do Wielkiego Domu stała jedna z gorgon. Na głowie miała chustę, a na twarzy okulary przeciwsłoneczne. Odruchowo dotknęłam naszyjnika. Złote oczko zrobiło się niebieskie, a ja zdałam sobie sprawę, że jestem niewidzialna. Teraz nie tylko nie mogli mnie wyczuć, ale także zobaczyć. Postanowiłam skorzystać z okazji. Gdy ją zabiję, będzie o jeden problem mniej. Stanęłam za nią i wyciągnęłam swój sztylet. Z domu wyszedł Drake.
- No nareszcie. - Powiedziała Gorgona. Za godzinę mamy być gotowi na rzymski obóz. Poprowadź nasze odziały przywódco. - To były jej ostatnie słowa. Już kiedyś moi rodzice ją zabili, jednak Meduza na tendencję do szybkiego regenerowania się. Sztyletem przejechałam po jej karku, czego efektem była jej głowa pod stopami Drake'a.
- Brawo Lizz. - Powiedział, choć nie mógł mnie dostrzec.
____________________________
A więc powoli zbliżamy się do końca opowiadania, a raczej 2 serii.
Liczę na dużo komentarzy.
Zaraz wakacje, czujecie to?Ja tak!
Pozdrawiam wszystkich!
Dżerr
Wyszłam z domu i na wierzch wyciągnęłam swój sztylet. W obozie mogło być niebezpiecznie. Nie wiedziałam, co mnie tam spotka. Musiałam być gotowa na wszystko.
Stanęłam na brzegu jeziora i rękoma mocno się odepchnęłam, co sprawiło, że po prostu biegłam po wodzie. Kochałam to uczucie. Kochałam uczucie kontrolowania wody, tego, że była mi posłuszna, że nie mogłam w niej zginąć, a wręcz przeciwnie - czułam się w tedy silna. Silna jak nigdy dotąd. Woda była moją największą bronią, nie miecz, nie rozum i odpowiedni tok rozumienia, ale właśnie woda. Ona w połączeniu ze mną stanowiła jedność, budziła strach, a jednocześnie zachwyt. Woda była jednym z najgroźniejszych żywiołów i to mi się w niej tak bardzo podobało.
Gdy zobaczyłam obóz, poczułam, że serce podchodzi mi do gardła. Jak ktoś mógł tak okrutnie potraktować dom wszystkich herosów. Jak? To niewybaczalne. Jeśli Drake uczestniczył w tym wszystkim, to mam kolejny powód, by go znienawidzić.
Nie było żadnego domku. Wszystkie przestały istnieć. Sosna Thali byłą spalona. Z resztą tak jak wszystko inne. Na ziemi leżały ciała Driad i Nimf wodnych. W ich sercach znajdowały się wbite sztylety. Do oczu podeszły mi łzy. Dziś tyle dusz trafiło do świata podziemia. Nie mogłam się powstrzymać. Upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Po raz pierwszy w życiu zrobiłam taką histerię.
- Nienawidzę cię Gaja! - Krzyknęłam, waląc pięściami w zakrwawioną ziemię.
Powoli się podniosłam i ponownie rozejrzałam wokół siebie. Wszystko zniszczone, wszystko oprócz Wielkiego Domu. On stał nadal, nienaruszona, wyglądając tak jak zawsze. Brakowało tylko Pana D. i Chejrona, grających na werandzie w karty. To właśnie do tego domu miałam się udać. Tam na strych.
Weszłam i jedyne co słyszałam to własny oddech. Nie było nikogo, żadnej żywej duszy oprócz mnie.
Schodami weszłam na górę. Czerwona skrzynia stała na samym środku pomieszczenia. Podeszłam bliżej i wyciągnęłam rękę, by móc ją otworzyć.
- Elizabeth, nie dotykaj jej. To pułapka. - Odwróciłam się zaskoczona. Za mną stał Chejron, centaur, któremu ufałam najbardziej na świecie. Nie wyglądał najlepiej. Był brudny od unoszącego się dymu i cały posiniaczony.
- Chejronie! Co tu robisz? Dlaczego nie jesteś w Obozie Jupiter? - Zapytałam. Naprawdę byłam zaskoczona, a do tego zaniepokojona.
- Widzisz Elizabeth, prawda jest taka, że ja już nie mogę opuścić tego miejsca. - Powiedział przygnębionym głosem. Jego złote oczy zalały się łzami.
- Chejronie. O czym ty mówisz. - Nie rozumiałam ani jednego słowa. Nie wiedziałam co oznacza, co ma na myśli.
- Uciekaj! Uciekaj póki możesz! - Po tych słowach zobaczyłam, jak przez jego klatkę piersiową przebija się strzała. Z ust centaura wylała się krew, a po chwili upadł na ziemię. Za jego zwłokami stał Drake.
Oczy piekły mnie od płaczu. Tego wszystkiego było już po prostu za wiele.
- Mam nadzieję, że podobał ci się liścik. - Powiedział z tym swoim łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Uśmiechem, który do nie dawna tak bardzo mnie kręcił. Mimo wszystko w jego głosie nie było ani nuty szczęścia. Raczej smutek, żal i przygnębienie.
- To ty napisałeś ten list? - Zapytałam. Kolejna rzecz, której się nie spodziewałam.
- Owszem . To była przynęta. Twoja siostra wcale nie została porwana. Musiałem po prostu dostać się do ciebie. Poprosiłem pewną córkę Hypnosa, aby kontrolowała twój sen tak, żebyś myślała, że mała Clarisse naprawdę została uprowadzona. Tak naprawdę żyję i razem z twoimi rodzicami przebywa w obozie Jupiter. - Mówił spokojnie. Widziałam, że starał się nie patrzeć na zwłoki naszego instruktora.
- Dlaczego zabiłeś Chejrona?! - Podeszłam do niego bliżej ze sztyletem wyciągniętym prostoi w jego serce.
- To nie ja go zabiłem. - Odpowiedział. - Gdy tu przyszedłem, zobaczyłem go martwego. Nie wiem kto go zabił, ale ja nie zrobiłbym mu krzywdy. To co teraz zobaczyłaś to tylko iluzja, cień. Odkryłem w sobie nową moc. Metodę cie nie. Chejron owszem, nie żyję, ale przysięgam na wszystko co nas łączyło i łączy nadal, że to nie ja go zabiłem. Jego prawdziwe ciało leży pod sosną Thali.
- Po co chciałeś, żebym tu przyszła? - Zadałam kolejne pytanie. - Naprawdę nie rozumiesz tego, że nie mam ochoty na ciebie patrzeć, a tym bardziej z tobą rozmawiać? - Chciałam teraz tylko spokoju. Nie dawałam sobie już rady. Tego wszystkiego było po prostu za dużo. Czy przez całe życie muszę być twarda? Nie mogę choć raz być prawdziwą sobą? Nie jestem jakimś super robotem. Jestem człowiekiem.
- Nie potrafię tego zrozumieć, nawet nie chce. Chciałem z tobą na spokojnie porozmawiać. Nie skrzywdzę cię, tylko proszę daj mi chwile. - W jego oczach widziałam szczerość. To był Drake. Ten, którego pokochałam.
- Dobrze. - Odparłam, opuszczając rękę, w której cały czas trzymałam sztylet.
- Dziś w nocy Gaja się przebudzi. Ja nie chce się już bawić w tego złego, ale ty mnie do tego zmusiłaś. Wcale nie byłam zdrajcą, ale ta twoja przysięga na Styks...Lizz nie mogę tego po prostu przeboleć. Chciałem ci wszystko wytłumaczyć. Widzisz, mój dziadek, Hades zobaczył, że z podziemia wychodzą potwory. Kazał mi podać się za niezadowolonego herosa, który pragnie zemsty w obozie za zniewagę bogów. Miałem zostać ich przywódcą, a tak naprawdę wszystkie plany działania Gai przekazywać tobie, jako przywódcy obozu. Jednak ty wcześniej nie dałaś mi dojść do słowa. Wypowiedziałaś przysięgę, która zabolała tutaj - prosto w sercu. - Przy tych słowach mój "przyjaciel" poklepał się po piersi. - Mimo wszystko nie przestałem działać dalej na korzyść obozu. Gaja mi zaufała i zostałem przywódcą. Wszystkie plany przekazywałem twojemu ojcu. Niestety jednego nie zdążyłem. Nie zdążyłem poinformować o ataku na obóz. Śmierć Chejrona to moja wina. Chciałem ci powiedzieć, że wszystko sobie przemyślałem. Jestem gotowy do walki z tobą. Nie wiem, czy będę w stanie cię zabić. Byłaś moją przyjaciółką. Zawsze ty i Eveline mnie wspierałyście. Trzymaliśmy się razem. Jednak będę z tobą walczył. Jeśli ja cię nie zabiję, to ty zabijesz mnie. Bałem ci powiedzieć to wcześniej, lecz teraz jestem tego całkowicie pewny. Kocham cię. Kocham twój charakter, to, że udajesz twardą, choć wcale taka nie jesteś. Kocham, gdy się uśmiechasz. Na twoich policzkach pojawiają się wtedy słodkie dołeczki. Kocham twoje oczy, które zmieniają kolor w zależności od humoru. Sprawiłaś, że się w tobie zakochałem, że poznałem co to miłość. Nie mogę ci nic obiecać, bo ktoś z nas straci jutro życie, ale Przysięgam na Styks, że jeśli to ty umrzesz, to będę walczyć po stronie Obozu. - Nie wierzyłam w to co słyszałam. Płakałam, a jednocześnie się uśmiechałam. Nie panowałam nad swoim ciałem. Rzuciłam broń na ziemię i i podeszłam do Drake'a. Chłopak patrzył na mnie swoimi czarnymi oczami. Nie wiedział co teraz zrobię. Po prostu wyciągnęłam ręce i mocno wtuliłam się w jego tors. Nie chciałam by ta chwila kiedykolwiek się kończyła.
- Muszę to zrobić. - Szepnął mi do ucha i nachylił się. Jego usta dotknęły moich. To było niesamowite uczucie. Zupełnie jakby ktoś mnie kopnął prądem. Z każdą sekundą nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. W końcu odwróciłam głowę, chwyciłam swój sztylet i wybiegłam.
Przed drzwiami do Wielkiego Domu stała jedna z gorgon. Na głowie miała chustę, a na twarzy okulary przeciwsłoneczne. Odruchowo dotknęłam naszyjnika. Złote oczko zrobiło się niebieskie, a ja zdałam sobie sprawę, że jestem niewidzialna. Teraz nie tylko nie mogli mnie wyczuć, ale także zobaczyć. Postanowiłam skorzystać z okazji. Gdy ją zabiję, będzie o jeden problem mniej. Stanęłam za nią i wyciągnęłam swój sztylet. Z domu wyszedł Drake.
- No nareszcie. - Powiedziała Gorgona. Za godzinę mamy być gotowi na rzymski obóz. Poprowadź nasze odziały przywódco. - To były jej ostatnie słowa. Już kiedyś moi rodzice ją zabili, jednak Meduza na tendencję do szybkiego regenerowania się. Sztyletem przejechałam po jej karku, czego efektem była jej głowa pod stopami Drake'a.
- Brawo Lizz. - Powiedział, choć nie mógł mnie dostrzec.
____________________________
A więc powoli zbliżamy się do końca opowiadania, a raczej 2 serii.
Liczę na dużo komentarzy.
Zaraz wakacje, czujecie to?Ja tak!
Pozdrawiam wszystkich!
Dżerr
sobota, 25 kwietnia 2015
Elizabeth Story: Rozdział 12 - "To już takie oklepane"
Rozdział ze specjalną dedykacją:
Dla mojej kochanej Julie i Tajemniczej, dla Endżi, Dla Ad, dla Huberta i oczywiście dla Juliana.
Elizabeth
Dla mojej kochanej Julie i Tajemniczej, dla Endżi, Dla Ad, dla Huberta i oczywiście dla Juliana.
Elizabeth
- Mama, mama, mama. - Mała Clarisse raczkowała w ogrodzie w stronę swojej mamy - Annabeth. Dziewczynka była zaledwie malutkim dzieckiem i nie potrafiła zrozumieć tego kim jest lub tego co właśnie się dzieję w świecie herosów. Może nie miała takich mocy, jak jej starsza siostra, ale na pewno była wielkim herosem.
Jej rodzina była bardzo szczęśliwa. Żyli w dostatku i w miłości. Percy i Annabeth najbardziej na świecie kochali właśnie swoje córki - Elizabeth i Clarisse.
- Annabeth! Córka Ateny odwróciła się i ujrzała swojego męża. Biegł w jej stronę z Orkanem w ręku. Za nim podążała grupka herosów z armii wroga. - Annabeth. Weź Clarisse i uciekajcie stąd. - Annabeth była rozsądną kobietą. Jako córka Ateny potrafiła znaleźć rozwiązanie nawet do najgorszego problemu.
Jej rodzina była bardzo szczęśliwa. Żyli w dostatku i w miłości. Percy i Annabeth najbardziej na świecie kochali właśnie swoje córki - Elizabeth i Clarisse.
- Annabeth! Córka Ateny odwróciła się i ujrzała swojego męża. Biegł w jej stronę z Orkanem w ręku. Za nim podążała grupka herosów z armii wroga. - Annabeth. Weź Clarisse i uciekajcie stąd. - Annabeth była rozsądną kobietą. Jako córka Ateny potrafiła znaleźć rozwiązanie nawet do najgorszego problemu.
Kobieta wzięła swoją małą córkę na ręce i zaczęła biec w stronę lasu, aby tamtędy dostać się do Obozu Herosów. Niestety drogę ucieczki zablokował jej młody chłopak, którego doskonale znała. Był to syn Nico i Thali, przyjaciół Annabeth, a jednocześnie przyjaciel Elizabeth, od niedawna zdrajca.
- Drake, przepuść mnie! - Krzyknęła kobieta. Miała zaprowadzić córkę do obozu i wrócić, by pomóc mężowi w walce.
-Przepraszam Annabeth, ale nie mogę. - Annabeth nie spodziewała się takiego zachowania. Drake zamachnął się na córkę Ateny, powodując, że się wywróciła, głową uderzając o pień drzewa. Nie obchodziło ją własne bezpieczeństwo, lecz bezpieczeństwo Clarisse.
Niestety było już za późno. Drake wziął dziewczynkę na ręce i zniknął za pomocą Metody Cienia.
Kolejny sen, a raczej koszmar. Sny herosa nigdy nie oznaczały nic dobrego, lecz teraz miałam taką malutką nutkę nadziei, że nie był to sen proroczy. Bo przecież, niby po co Clarisse miałaby zostać porwana?
Tak naprawdę do głowy przychodziły mi najgorsze scenariusze. Jednak z każdą minutą wszystko zaczęło mi się ze sobą łączyć. Atena została porwana, by dorwać mnie. Nie udało się, więc porwali moją siostrę. Naprawdę? To już jest takie oklepane. Nie mogliby wymyślić czegoś oryginalnego?
Spojrzałam na kalendarz. Oh Bogowie! Jutro nadejdzie czas bitwy! Clarisse ma po prostu odwrócić moją uwagę od tego całego zamieszania. Teraz nie wiedziałam co mam robić. Byłam w tak zwanej kropce czyli na rozdrożu dróg.
Miałam dwa wyjścia. Albo dołączę do walki, a potem uratuję Clarisse, albo uratuje siostrę i świat zniknie, no chyba, że jakimś cudem zdążę jeszcze na walkę, ale szanse są naprawdę nikłe. Zdecydowanie wybieram tę drugą opcję. Bezpieczeństwo rodziny stawiam ponad życie.
Mimo wszystko, nie wiedziałam, gdzie rozpocząć poszukiwania. Moje skupienie przerwał głos dochodzący z lusterka w moim pokoju.
- Lizzy! Musisz nam pomóc! - W tle widziałam ogień i słyszałam głośne huki. - Obóz został zaatakowany. Ewakuujemy się jak najszybciej się da, ale mimo wszystko potrzebne nam twoje wsparcie. Nie mogę dłużej rozmawiać. Kocham cię siostra. - I połączenie zostało przerwane. Kolejne problemy na głowie. Czy to się kiedyś uspokoi. Chyba zaczynam pragnąć być normalnym śmiertelnikiem.
Poszukiwania siostry postanowiłam rozpocząć od miejsca jej porwania. Tylko, jak ja się dostanę tak daleko?
- Elizabeth, jednak masz coś po ojcu. Glony zamiast mózgu! - Powiedziałam sama do siebie.- Paul! Paul! Potrzebuje pomocy! - Krzyknęłam biegnąć do kuchni. - Masz samochód, prawda? Pożycz mi go! Muszę uratować świat!
- Skoro to takie konieczne, to proszę bardzo, tylko niech wróci do mnie bez wgniecenia i śladów kopyt na dachu, dobrze? - Zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Dobrze. - Odpowiedziałam. - Dziękuję! - Wzięłam kluczyki do ręki i pobiegłam do samochodu.
Czarny mercedes z najnowszą generacją, najnowszy rocznik. Oczko w głowie Paula. Musiałam na niego uważać.
Usiadłam za kierownicą i włożyłam kluczyki do stacyjki. Lusterka ustawione. Zdałam prawo jazdy za pierwszym razem, ale jazda samochodem, a raczej prowadzenie go była dla mnie koniecznością. Włączyłam w radiu stację herosów i pojechałam w stronę obozu. Nie czułam się jak heros. Czułam się jak jakiś prywatny detektyw.
Korki na ulicach Nowego Jorku w niczym mi nie pomagały. Było bardzo wcześnie, bo zaledwie ósma. Ludzie spieszyli się do pracy, do szkoły bądź na uczelnię. To miasto zawsze żyło. O każdej porze dnia i nocy.
Na Long dojechałam około godziny dziewiątej trzydzieści. Skręciłam w zadbaną uliczkę po lewej stronie i dalej jechałam prosto. Wbiłam kod do bramy i zaparkowałam przed garażem.
Spojrzałam na Obóz. Unosiła się nad nim szara kopuła z dymu. W oczach pojawiły mi się łzy. Co się stało? Kto tak zniszczył obóz?
Nawet nie potrafiłam myśleć o tym, co dokładnie się tam stało?
W domu nie było nikogo. Wiedziałam, że rodzice pojechali do Obozu Jupiter, albo szukają mojej siostry.
Na lodówce zobaczyłam kartkę z moim imieniem. Zdjęłam ją z lodówki i zaczęłam czytać.
- Drake, przepuść mnie! - Krzyknęła kobieta. Miała zaprowadzić córkę do obozu i wrócić, by pomóc mężowi w walce.
-Przepraszam Annabeth, ale nie mogę. - Annabeth nie spodziewała się takiego zachowania. Drake zamachnął się na córkę Ateny, powodując, że się wywróciła, głową uderzając o pień drzewa. Nie obchodziło ją własne bezpieczeństwo, lecz bezpieczeństwo Clarisse.
Niestety było już za późno. Drake wziął dziewczynkę na ręce i zniknął za pomocą Metody Cienia.
Kolejny sen, a raczej koszmar. Sny herosa nigdy nie oznaczały nic dobrego, lecz teraz miałam taką malutką nutkę nadziei, że nie był to sen proroczy. Bo przecież, niby po co Clarisse miałaby zostać porwana?
Tak naprawdę do głowy przychodziły mi najgorsze scenariusze. Jednak z każdą minutą wszystko zaczęło mi się ze sobą łączyć. Atena została porwana, by dorwać mnie. Nie udało się, więc porwali moją siostrę. Naprawdę? To już jest takie oklepane. Nie mogliby wymyślić czegoś oryginalnego?
Spojrzałam na kalendarz. Oh Bogowie! Jutro nadejdzie czas bitwy! Clarisse ma po prostu odwrócić moją uwagę od tego całego zamieszania. Teraz nie wiedziałam co mam robić. Byłam w tak zwanej kropce czyli na rozdrożu dróg.
Miałam dwa wyjścia. Albo dołączę do walki, a potem uratuję Clarisse, albo uratuje siostrę i świat zniknie, no chyba, że jakimś cudem zdążę jeszcze na walkę, ale szanse są naprawdę nikłe. Zdecydowanie wybieram tę drugą opcję. Bezpieczeństwo rodziny stawiam ponad życie.
Mimo wszystko, nie wiedziałam, gdzie rozpocząć poszukiwania. Moje skupienie przerwał głos dochodzący z lusterka w moim pokoju.
- Lizzy! Musisz nam pomóc! - W tle widziałam ogień i słyszałam głośne huki. - Obóz został zaatakowany. Ewakuujemy się jak najszybciej się da, ale mimo wszystko potrzebne nam twoje wsparcie. Nie mogę dłużej rozmawiać. Kocham cię siostra. - I połączenie zostało przerwane. Kolejne problemy na głowie. Czy to się kiedyś uspokoi. Chyba zaczynam pragnąć być normalnym śmiertelnikiem.
Poszukiwania siostry postanowiłam rozpocząć od miejsca jej porwania. Tylko, jak ja się dostanę tak daleko?
- Elizabeth, jednak masz coś po ojcu. Glony zamiast mózgu! - Powiedziałam sama do siebie.- Paul! Paul! Potrzebuje pomocy! - Krzyknęłam biegnąć do kuchni. - Masz samochód, prawda? Pożycz mi go! Muszę uratować świat!
- Skoro to takie konieczne, to proszę bardzo, tylko niech wróci do mnie bez wgniecenia i śladów kopyt na dachu, dobrze? - Zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Dobrze. - Odpowiedziałam. - Dziękuję! - Wzięłam kluczyki do ręki i pobiegłam do samochodu.
Czarny mercedes z najnowszą generacją, najnowszy rocznik. Oczko w głowie Paula. Musiałam na niego uważać.
Usiadłam za kierownicą i włożyłam kluczyki do stacyjki. Lusterka ustawione. Zdałam prawo jazdy za pierwszym razem, ale jazda samochodem, a raczej prowadzenie go była dla mnie koniecznością. Włączyłam w radiu stację herosów i pojechałam w stronę obozu. Nie czułam się jak heros. Czułam się jak jakiś prywatny detektyw.
Korki na ulicach Nowego Jorku w niczym mi nie pomagały. Było bardzo wcześnie, bo zaledwie ósma. Ludzie spieszyli się do pracy, do szkoły bądź na uczelnię. To miasto zawsze żyło. O każdej porze dnia i nocy.
Na Long dojechałam około godziny dziewiątej trzydzieści. Skręciłam w zadbaną uliczkę po lewej stronie i dalej jechałam prosto. Wbiłam kod do bramy i zaparkowałam przed garażem.
Spojrzałam na Obóz. Unosiła się nad nim szara kopuła z dymu. W oczach pojawiły mi się łzy. Co się stało? Kto tak zniszczył obóz?
Nawet nie potrafiłam myśleć o tym, co dokładnie się tam stało?
W domu nie było nikogo. Wiedziałam, że rodzice pojechali do Obozu Jupiter, albo szukają mojej siostry.
Na lodówce zobaczyłam kartkę z moim imieniem. Zdjęłam ją z lodówki i zaczęłam czytać.
Kochana córeczko!
Wojna się zaczęła. W obozie, na strychu, w czerwonej skrzyni znajdują się fiolki z ogniem greckim.
Zabierz je i dostarcz do Obozu Jupiter.
Tata i ja dołączymy, gdy tylko odnajdziemy Clarisse.
Nie szukaj jej pod żadnym pozorem!
Nie szukaj jej pod żadnym pozorem!
Kochamy
Rodzice.
_______________________________________________
Rozdział krótki, ale tak mam napisany. W sobotę pojawi się kolejny. To znaczy w sumie nie wiem xd. Bo najprawdopodobniej na majówkę przyjeżdża Julcia i Tajemnicza, więc chyba raczej nie będziemy siedzieć przed komputerem, gdy znów możemy spędzić czas ze sobą! <3
Rozdział jest opóźniony, ponieważ w tym tygodniu miałam dużo sprawdzianów i kartkówek :( A w weekend mnie nie było w mieście, na spontanie wyjechałam z moim chłopakiem do Kleszczowa, wybaczycie mi?
Proszę o komentarze!
Ściskam
Dżerr
sobota, 11 kwietnia 2015
Elizabeth Story: Rozdział 11 - "Hej ho, hej ho...na wojnę by się szło..."
Simon
- Nie jesteś wyjątkowy. Tak właściwie to chodzi mi o to, że każdy domek w obozie, nawet domek Hadesa ma swoją historię. Otóż pozwól, że opowiem ci wszystko po kolei.. Gdy miałem czternaście lat, znalazłem pewnych herosów. Rodzeństwo: Nico di Angelo oraz Bianca di Angelo. Bianca była starsza od swojego brata, lecz niestety zginęła w walce, natomiast Nico po prostu zniknął. Jak się później okazało, jest to syn Hadesa. Nico tak samo jak ja, założył rodzinę z heroską - Thalią Grace, córką Zeusa. Z tego związku urodził im się syn, który dorastał razem z naszą córką. - Z uwagą słuchałem opowieści Percy'ego. - Trzy lata później, siostrze Annabeth - Clarze urodziła się córka - Eveline. Jednak w te wakacje Drake, syn Nico przeszedł "na złą stronę mocy". Został zdrajcą. Chce cię po prostu uświadomić, że ty także w obozie możesz być spostrzegany jako zdrajca. Tak naprawdę, gdy tylko cię zobaczyłem miałem wrażenie, że jesteś potomkiem Hadesa, dlatego właśnie skontaktowałem się z Nico. Obiecał, że jutro rano przybędzie do obozu, by móc się z tobą zobaczyć. Mam nadzieję, że się jakoś dogadacie. Poza tym mam przeczucie, że jesteś dość ważnym pionkiem w całej tej grze Gai.
- Mi też się tak zdaje, Percy. - Wtrąciła Annabeth.
- W sumie to wszystko, o czym chciałem z tobą rozmawiać. Nie będę cię już zatrzymywał. Wracaj do obozu, pewnie jesteś zmęczony. - Po tych słowach podziękowałem i odszedłem w stronę drzwi. - A czekaj jeszcze chwile! Ostatnia i w sumie najważniejsza sprawa. Nigdy nie wolno ci zapomnieć o tym, co właśnie ci powiem. - W jego oczach widziałem pewność siebie.
- Tak? - Zapytałem. Rzeczywiście byłem bardzo zmęczony i jak najszybciej chciałem wrócić do obozu.
- Łapy precz od mojej córki. To moja księżniczka. - Nie sądziłem, że właśnie to usłyszę. Uśmiechnąłem się pod nosem i odszedłem.
- Tak? - Zapytałem. Rzeczywiście byłem bardzo zmęczony i jak najszybciej chciałem wrócić do obozu.
- Łapy precz od mojej córki. To moja księżniczka. - Nie sądziłem, że właśnie to usłyszę. Uśmiechnąłem się pod nosem i odszedłem.
Elizabeth
Jedynymi herosami, z którymi mogłam utrzymywać kontakt byli moi rodzice. Tak jak co wieczór, do umywalki w łazience wrzucałam złotą drahmę i prosiłam boginię Irys o rozmowę z rodzicami. W umywalce pojawił się obraz moich najbliższych. Siedzieli razem w salonie, lecz naprzeciw nich stał chłopak, którego wcześniej uratowałam i przyprowadziłam do obozu - Simon.
- Łapy precz od mojej córki. To moja księżniczka. - Po tych słowach taty, myślałam, że wybuchnę śmiechem. Tata zawsze był bardzo opiekuńczy, ale nigdy nie powiedział czegoś takiego do jakiegokolwiek chłopaka. Gdy tylko Simon wyszedł, odezwałam się.
- Łapy precz od mojej córki. To moja księżniczka. - Po tych słowach taty, myślałam, że wybuchnę śmiechem. Tata zawsze był bardzo opiekuńczy, ale nigdy nie powiedział czegoś takiego do jakiegokolwiek chłopaka. Gdy tylko Simon wyszedł, odezwałam się.
- Halo, halo. Księżniczka się kłania. - Powiedziałam, jednocześnie się śmiejąc.
- Elizabeth! Ty to wszystko słyszałaś? - Zapytała mama. Ona także się śmiała.
- Tak mamo. Tata chyba chciał być poważny, ale mu trochę nie wyszło. Wyglądał jak psychopata. - Nie mogłam się przestać uśmiechać. To było naprawdę zabawne.
- Też tak uważam. - Mama uśmiechnęła się i mocno wtuliła się w ramię taty.
Tęskniłam za domem, za rodzicami, za małą Clarisse. Nie darowałabym sobie, gdyby coś jej się stało.
- Opowiedzcie co nowego. Jakieś nowe plany, informacje? - Poprosiłam. Rodzice wiedzieli, że w końcu przestanę się dostosowywać do rozkazów Ateny. Wiedzieli, że wezmę udział w ostatecznym starciu, a co więcej, popierali mnie w tym. Dla mnie, jak i dla rodziców trzy kwestie były najważniejsze: czcij bogów, walcz za bliskich, nie poddawaj się.
- Tak. Dowiedziałem się, że Gaja przebudzi się dokładnie za dwa tygodnie. W tym czasie herosi z Obozu Herosów ewakuują się do Obozu Jupiter. Tam będą przygotowywać się do ataku armii Gai. Z tego co wiem, rzymianie będą walczyć razem z nami i to właśnie tam musisz się udać, by przejąć dowództwo od Eveline i poprowadzić greków do walki. Pamiętaj o naszyjniku. Nie zdejmuj go, aż do momentu pojawienia się w Obozie Jupiter. - Tata zrelacjonował mi wszystko, co mógł. Teraz musiałam działać sama, obmyślić odpowiedni plan. Jednak bez niczyjej pomocy byłoby naprawdę ciężko.
- Dzięki tato. Muszę już kończyć. Kocham was. Uściskajcie ode mnie Clarisse. Pa. - Po tych słowach zakręciłam kran, jednocześnie się rozłączając. - I co ja mam teraz zrobić? - Zapytałam sama siebie. Musiałam się odprężyć.
Położyłam się w pustej wannie, zamknęłam oczy i zaczęłam śpiewać. - La, la, la, la, la...Hej ho, hej ho, na wojnę by się szło, hej ho, hej ho, hej ho, hej ho, hej hoooooo.
- Elizabeth? - Głos babci bardzo mnie wystraszył. Nie spodziewałam się, że ktoś wejdzie do łazienki, w momencie mojej "medytacji". Babcia tak mnie zaskoczyła, że aż uderzyłam głową o wannę.
- Babciu, nigdy więcej tak nie rób. Strasznie się wystraszyłam. - Powiedziałam ciężko dysząc. Moje serce biło zdecydowanie szybciej. - Przepraszam babciu. Wiem, trochę się zasiedziałam w tej łazience. Ja, ja....ja już wychodzę. - Powiedziałam lekko speszona.
- Jeśli jest ci wygodnie w tej wannie, to możesz sobie leżeć. Mi to nie przeszkadza. Przyszła do ciebie poczta z Obozu Herosów, pomyślałam, że pewnie będziesz chciała ją odczytać. - Babcia Sally podała mi kopertę i opuściła pomieszczenie.
Postanowiłam jeszcze trochę tutaj zostać. W końcu łazienka to takie małe, domowe królestwo wody, a jako wnuczka Posejdona miałam prawo dobrze się tutaj czuć.
Otworzyłam kopertę, a moje serce po raz kolejny zaczęło szybciej bić. Jeszcze chwila i zejdę na zawał. Hmmm...czasem myślałam, że jestem bardzo podobna do taty, że mam glony zamiast mózgu.
Na papierze zobaczyłam pismo Eveline. Mimo wszelkich zakazów, skontaktowała się ze mną. Na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Byłam szczęśliwa.
Przeczytałam wiadomość od siostry ze łzami w oczach. Oczywiście, że wezmę udział w walce, przejmę dowództwo, poprowadzę herosów do bitwy, to ja stoczę walkę z Drake'm. To moja walka i dotrzymam przysięgi. Zabiję go. A bynajmniej się postaram.
__________________________________________________________
Drodzy czytelnicy! Jak zawsze czas na krótkie ogłoszenie pod rozdziałem.
Jak już wiecie będzie kolejna seria, zaraz jak tylko zakończę tę. Będzie z postaciami z OH oraz pisana z punktu widzenia Percy'ego Jacksona.
A TERAZ NAJWAŻNIEJSZA SPRAWA
Prowadzę tego bloga 2 lata i pół roku i powiem wam, że tak naprawdę wcale was nie znam. Lubię mieć dobry kontakt ze swoimi czytelnikami np. Julian. To bardzo spoko gość, albo moja Julie - przecież się przyjaźnimy, albo Wieka - kiedyś byłyśmy jak siostry. Tak naprawdę wielu z was spostrzega mnie, jako hmmm....damę siedzącą przed laptopem, która daje rozdziały jak żywnie jej się podoba. Jesteście w błędzie! Jestem taka sama jak wy! Jestem zwykłą siedemnastoletnią dziewczyną, która wygłupia się na każdym kroku, która krzyczy do laptopa "włącz się chuju" i która słucha rocka i rapu. Nie jestem bogowie wiedzą kim, nie potrzebuje od waszej strony respektu do mojej osoby, wystarczy, że mam to w harcerstwie xd.
Dlatego wpadłam na pewien pomysł! Zapoznajmy się poprzez ZBIOROWY SKYPE. Obdarzę was swoimi sucharami i chętnie pogadam z wami na temat Perciaka ^^ Chętni niech piszą w komentarzu swojego meila, a ja się skontaktuje. Może być?
i zapraszam na tego bloga - blog Juliana - KLIK
To tyle.
CO NAJMNIEJ 15 KOMENTARZY!!!!!
Dżerr
PS Mój snap to: dzerrka - wiem, nikt się nie spodziewał xd
- Tak mamo. Tata chyba chciał być poważny, ale mu trochę nie wyszło. Wyglądał jak psychopata. - Nie mogłam się przestać uśmiechać. To było naprawdę zabawne.
- Też tak uważam. - Mama uśmiechnęła się i mocno wtuliła się w ramię taty.
Tęskniłam za domem, za rodzicami, za małą Clarisse. Nie darowałabym sobie, gdyby coś jej się stało.
- Opowiedzcie co nowego. Jakieś nowe plany, informacje? - Poprosiłam. Rodzice wiedzieli, że w końcu przestanę się dostosowywać do rozkazów Ateny. Wiedzieli, że wezmę udział w ostatecznym starciu, a co więcej, popierali mnie w tym. Dla mnie, jak i dla rodziców trzy kwestie były najważniejsze: czcij bogów, walcz za bliskich, nie poddawaj się.
- Tak. Dowiedziałem się, że Gaja przebudzi się dokładnie za dwa tygodnie. W tym czasie herosi z Obozu Herosów ewakuują się do Obozu Jupiter. Tam będą przygotowywać się do ataku armii Gai. Z tego co wiem, rzymianie będą walczyć razem z nami i to właśnie tam musisz się udać, by przejąć dowództwo od Eveline i poprowadzić greków do walki. Pamiętaj o naszyjniku. Nie zdejmuj go, aż do momentu pojawienia się w Obozie Jupiter. - Tata zrelacjonował mi wszystko, co mógł. Teraz musiałam działać sama, obmyślić odpowiedni plan. Jednak bez niczyjej pomocy byłoby naprawdę ciężko.
- Dzięki tato. Muszę już kończyć. Kocham was. Uściskajcie ode mnie Clarisse. Pa. - Po tych słowach zakręciłam kran, jednocześnie się rozłączając. - I co ja mam teraz zrobić? - Zapytałam sama siebie. Musiałam się odprężyć.
Położyłam się w pustej wannie, zamknęłam oczy i zaczęłam śpiewać. - La, la, la, la, la...Hej ho, hej ho, na wojnę by się szło, hej ho, hej ho, hej ho, hej ho, hej hoooooo.
- Elizabeth? - Głos babci bardzo mnie wystraszył. Nie spodziewałam się, że ktoś wejdzie do łazienki, w momencie mojej "medytacji". Babcia tak mnie zaskoczyła, że aż uderzyłam głową o wannę.
- Babciu, nigdy więcej tak nie rób. Strasznie się wystraszyłam. - Powiedziałam ciężko dysząc. Moje serce biło zdecydowanie szybciej. - Przepraszam babciu. Wiem, trochę się zasiedziałam w tej łazience. Ja, ja....ja już wychodzę. - Powiedziałam lekko speszona.
- Jeśli jest ci wygodnie w tej wannie, to możesz sobie leżeć. Mi to nie przeszkadza. Przyszła do ciebie poczta z Obozu Herosów, pomyślałam, że pewnie będziesz chciała ją odczytać. - Babcia Sally podała mi kopertę i opuściła pomieszczenie.
Postanowiłam jeszcze trochę tutaj zostać. W końcu łazienka to takie małe, domowe królestwo wody, a jako wnuczka Posejdona miałam prawo dobrze się tutaj czuć.
Otworzyłam kopertę, a moje serce po raz kolejny zaczęło szybciej bić. Jeszcze chwila i zejdę na zawał. Hmmm...czasem myślałam, że jestem bardzo podobna do taty, że mam glony zamiast mózgu.
Na papierze zobaczyłam pismo Eveline. Mimo wszelkich zakazów, skontaktowała się ze mną. Na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Byłam szczęśliwa.
Kochana siostrzyczko!
Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęsknie i jak bardzo nam ciebie tutaj brakuje.
Nie wiem, jak przez tyle lat wytrzymywałaś na stanowisku przywódcy? Ja sobie nie radzę.
Chciałabym, abyś wiedziała, że udało nam się schwytać Drake'a, ale niestety uciekł.
Nie wiem, jak przez tyle lat wytrzymywałaś na stanowisku przywódcy? Ja sobie nie radzę.
Chciałabym, abyś wiedziała, że udało nam się schwytać Drake'a, ale niestety uciekł.
Nie potrafię nawet stwierdzić w jaki sposób to zrobił. Gdy go schwytaliśmy, kompletnie nie kontaktował, lecz gdy zaczął odzyskiwać przytomność, mamrotał pod nosem takie zdania: "Po co jej była ta przysięga? Elizabeth, no po co? Kocham cię. Rozumiesz? Kocham cię, a ty przysięgłaś na Styks, że mnie zabijesz. Przykro mi, ale to ty zginiesz z mojej ręki". Czyś ty już do reszty zwariowała? Przysięgłaś na Styks, że zabijesz NASZEGO przyjaciela? Czy ty aby dobrze się czujesz? To nie było z twojej strony rozsądnym wyczynem. Zaczynasz się zachowywać jak wujek Percy. Czy ci się zrobiły glony zamiast mózgu? No dobra. Nie będę marnować ci czasu i przejdę do najistotniejszych rzeczy. Potrzebujemy twojej pomocy. Mamy dziś 19 września. Równo 3 października Gaja (ta lafirynda od siedmiu boleści) się przebudzi, a nocą z 2 na 3 października cały obóz zostanie ewakuowany do Obozu Jupiter. Gaja zaraz po swoim przebudzeniu najprawdopodobniej zaatakuje obóz herosów, ale nie zastanie nas tam. Dzień później zaatakuje rzymian. Drake, zanim zniknął, powiedział mi (jako starej przyjaciółce), że odbędzie się walka przywódców. To nie jest moja walka Lizzy. Ja nie jestem przywódcą, lecz jego zastępcą. Ja nie mam szans z Drake'm w walce, ale ty tak. Wróć na wojnę, przejmij dowództwo i skoro musisz, to zabij go. Mam dopiero 15 lat, a ty masz 18, on tak samo. On ma moce wnuka Hadesa i Zeusa, ty masz mądrość Ateny (której czasem ci brakuje, ale pomińmy to) i posiadasz władzę nad wodą. Dlatego może to trochę egoistyczne z mojej strony, ale ja z nim walczyć nie będę. Proszę, Elizabeth poprowadź obóz do walki.
Nie odpisuj, będę po prostu czekała.
Kocham cię siostro.
Do zobaczenie.
Nie odpisuj, będę po prostu czekała.
Kocham cię siostro.
Do zobaczenie.
Eveline.
PS Zapomniałam dodać. Simon okazał się synem Hadesa, a jak znaleźliśmy Drake'a, to był on związany różowymi sznurówkami. Niezły patęt.
Jeszcze raz się żegnam.
Jeszcze raz się żegnam.
Tęsknie.
Przeczytałam wiadomość od siostry ze łzami w oczach. Oczywiście, że wezmę udział w walce, przejmę dowództwo, poprowadzę herosów do bitwy, to ja stoczę walkę z Drake'm. To moja walka i dotrzymam przysięgi. Zabiję go. A bynajmniej się postaram.
__________________________________________________________
Drodzy czytelnicy! Jak zawsze czas na krótkie ogłoszenie pod rozdziałem.
Jak już wiecie będzie kolejna seria, zaraz jak tylko zakończę tę. Będzie z postaciami z OH oraz pisana z punktu widzenia Percy'ego Jacksona.
A TERAZ NAJWAŻNIEJSZA SPRAWA
Prowadzę tego bloga 2 lata i pół roku i powiem wam, że tak naprawdę wcale was nie znam. Lubię mieć dobry kontakt ze swoimi czytelnikami np. Julian. To bardzo spoko gość, albo moja Julie - przecież się przyjaźnimy, albo Wieka - kiedyś byłyśmy jak siostry. Tak naprawdę wielu z was spostrzega mnie, jako hmmm....damę siedzącą przed laptopem, która daje rozdziały jak żywnie jej się podoba. Jesteście w błędzie! Jestem taka sama jak wy! Jestem zwykłą siedemnastoletnią dziewczyną, która wygłupia się na każdym kroku, która krzyczy do laptopa "włącz się chuju" i która słucha rocka i rapu. Nie jestem bogowie wiedzą kim, nie potrzebuje od waszej strony respektu do mojej osoby, wystarczy, że mam to w harcerstwie xd.
Dlatego wpadłam na pewien pomysł! Zapoznajmy się poprzez ZBIOROWY SKYPE. Obdarzę was swoimi sucharami i chętnie pogadam z wami na temat Perciaka ^^ Chętni niech piszą w komentarzu swojego meila, a ja się skontaktuje. Może być?
i zapraszam na tego bloga - blog Juliana - KLIK
To tyle.
CO NAJMNIEJ 15 KOMENTARZY!!!!!
Dżerr
PS Mój snap to: dzerrka - wiem, nikt się nie spodziewał xd
piątek, 3 kwietnia 2015
Elizabeth Story: Rozdział 10 - "Nie jesteś ani trochę wyjątkowy"
Wielokrotnie mijałam potwory na ulicy, lecz one wcale nie zwracały na mnie uwagi. Chodziły ulicami miasta, jak gdyby nigdy nic, szukając herosów. Odnosiłam wrażenie, jakby Gaja się bała, dlatego porywała dzieci półkrwi. To było dla mnie jedyne racjonalne wytłumaczenie.
Szkoła, szkołą. Nadrobiłam zaległości i jeśli chodzi o naukę, to byłam najlepsza w klasie. Uwielbiałam naukę. W końcu wnuczce Ateny nie wypadało, by miała złe stopnie. Zresztą, swoją przyszłość wiązałam z mitologią i nauką greki. Może kiedyś założę własną szkołę średnią?
Nauka odstresowała mnie w pewien sposób dzięki niej zapominałam o problemie wojny i o całej sytuacji w obozie. Miałam nadzieję, że moi przyjaciele dają sobie radę i jest u nich wszystko w jak najlepszym porządku.
- Właśnie zostałeś uznany. Jesteś synem Hadesa. - Po tych słowach, trzymając Annabeth za rękę odszedł w stronę motorówki, która była przymocowana do molo na jeziorze. Powolnym krokiem szedłem za nimi.
_______________________________________________
A więc dodałam rozdział. I mam do Was parę małych spraw.
Dawno temu wspominałam, że moje opowiadanie jest moją kontynuacją serii "Percy Jackson i Bogowie Olimpijsy", a nie serii "Olimpijscy Herosi". Dlatego czemu mnie pytacie, dlaczego w opowiadaniu nie ma Leo? Cóż...w opowiadaniu nie ma Leo zapewne dlatego, że w pierwszej serii jeszcze go nie było.
Nie piszcie mi też, że mam przeczytać drugą serię, bo znam ją już na pamięć -.- Ja bym nie przeczytała? Ja? No proszę was pfff xd
Następna sprawa....usunęłam aska z powodów, że bardzo wiele ludzi z mojego miasta (Bełchatów) interesowało się moim prywatnym życiem, więc tam się już ze mną nie skontaktujecie.
Postanowiłam dla ułatwienia sprawy i aby uniknąć pod rozdziałami komentarzy typu: "Kiedy kolejny rozdział?" podać wam link, do mojego prywatnego facebooka. Mój face.
Poza tym pamiętajcie, że stronka Dżerr na fb cały czas istnieje i cały czas mam swojego meila, którego sprawdzam co dwa dni.Dzerr98@gmail.com
I teraz inna sprawa!
Podawajcie mi swoje snapy. Miałam nie zakładać tego gówna, ale jednak -.- fuck logic.
LICZĘ NA KOMENTARZE MA BYĆ ICH CONAJMNIEJ 15!
Pozdrawiam, ściskam, całuski i kisski. A teraz przejdźmy do życzeń świątecznych.
Życzę byscie w lany poniedziałek do domów wrócili cali mokrzy. Byście się nażarli jak nigdy dotąd, a jedzenie jest super, a szczególnie ta świadomość, że to jest pyszne i, że to jedzenie należy do was i, że zaraz je zjecie. (tak, kocham jeść) , byście byli w te dni szczęśliwi i wgl WSZYSTKIEGO DOBREGO/
Dżerr
Szkoła, szkołą. Nadrobiłam zaległości i jeśli chodzi o naukę, to byłam najlepsza w klasie. Uwielbiałam naukę. W końcu wnuczce Ateny nie wypadało, by miała złe stopnie. Zresztą, swoją przyszłość wiązałam z mitologią i nauką greki. Może kiedyś założę własną szkołę średnią?
Nauka odstresowała mnie w pewien sposób dzięki niej zapominałam o problemie wojny i o całej sytuacji w obozie. Miałam nadzieję, że moi przyjaciele dają sobie radę i jest u nich wszystko w jak najlepszym porządku.
Eveilne
- Uciekł? Jak to uciekł? - Zapytałam zaskoczona, podnosząc głos. Nie dawałam już sobie rady. Nie byłam dobrym przywódcą, nie byłam Lizz. Wszyscy oczekiwali, że będę taka, jak ona, że będę dawała sobie rade, ale na Bogów, ja nie jestem Elizabeth!
- Poszliśmy do podziemia, aby zabrać go do Wielkiego Domu, byś mogła z nim na spokojnie porozmawiać, ale gdy tylko po niego zeszliśmy, po prostu go nie było. Nikt nie widział, jak wychodził. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. - Powiedział do mnie heros od Apolla. Był to siedemnastolatek o krótkich blond włosach z brązowymi pasemkami. Był jednym z herosów, najlepiej strzelających z łuku.
- Coś się stało? - Usłyszałam za sobą potężny głos. Odwróciłam się i ujrzałam Chejrona. Jego oczy przepełnione były bólem, żalem i zmęczeniem. Chejron mógł zginąć tylko w walce, inaczej był nieśmiertelny. Od zawsze był w obozie i opiekował się herosami.
- Drake zniknął, drogi Chejronie. Bez Elizabeth nie daje sobie rady. Wszystko się wali. Nie mogę być przywódcą. - W moich oczach pojawiły się łzy. Elizabeth nie była tylko moją przyjaciółką, ale także siostrą. Po zdradzie Drake'a tylko ją miałam,a teraz? Teraz nie mam nawet jej. Musiała nas zostawić. Wiem, że to nie był jej wybór, ale mogłaby się po prost odezwać. Chciałabym od niej usłyszeć te głupie słowa "będzie dobrze", ale widocznie prosiłam o zbyt wiele. Byłam od niej młodsza i nikt nie mógł ode mnie oczekiwać, że będę taka jak ona.
- Drake zniknął, drogi Chejronie. Bez Elizabeth nie daje sobie rady. Wszystko się wali. Nie mogę być przywódcą. - W moich oczach pojawiły się łzy. Elizabeth nie była tylko moją przyjaciółką, ale także siostrą. Po zdradzie Drake'a tylko ją miałam,a teraz? Teraz nie mam nawet jej. Musiała nas zostawić. Wiem, że to nie był jej wybór, ale mogłaby się po prost odezwać. Chciałabym od niej usłyszeć te głupie słowa "będzie dobrze", ale widocznie prosiłam o zbyt wiele. Byłam od niej młodsza i nikt nie mógł ode mnie oczekiwać, że będę taka jak ona.
- Eveline, moja droga To nie jest czas, by się tym przejmować. Już wkrótce Gaja się przebudzi i zaatakuje nasz obóz. Rozmawiałem już o tym z przywódcami rzymskiego obozu, to właśnie tam się przeniesiemy i tam będziemy oczekiwać ataku. W liczniejszej grupie, mamy większe szanse na zwycięstwo. - Pomysł Chejrona był naprawdę dobry i mocno podniósł mnie na duchu. Jednak nie wiedzieliśmy najbardziej istotnej rzeczy.
- Kiedy ona się przebudzi? - Zapytałam.
- W poniedziałek o świcie. Wieczorem wraz z armią zaatakują nasz obóz, lecz nas nie zastaną. - Słowa te wypowiedział ktoś inny. Percy - tata Elizabeth. Mimo, że był głową własnej rodziny, zawsze znajdował czas na obóz, choć wcale nie musiał.
- Eveline. Opracuj plan działania i przekaż go grupowym domków. Zrób to ja najszybciej i pod żadnym pozorem nie kontaktuj się z Elizabeth. Ona ma o niczym nie wiedzieć. - Powiedział Chejron i razem z Percym odeszli w stronę Wielkiego Domu.
Głośno westchnęłam. Znów to samo. Zrób to, zrób tamto, nie kontaktuj się z Lizz. Ble, ble, ble. Eh. Dlaczego właściwie ja jestem nowym przywódcą?
- Stop! - Pomyślałam. - Koniec użalania się nad sobą. Czas działać. Nie będę się poddawać. Jestem przecież wnuczką Ateny i Hefajstosa.
Simon
Obóz Herosów był naprawdę niesamowitym miejscem. Znajdowało się tutaj kilkanaście sporawych domków, każdy domek innego boga. Na środku obozu znajdowało się pole ogniskowe. Na polanie było także miejsce treningowe, arena do walk i pola truskawek. Wszystkie domki były otwarte. Wszystkie z wyjątkiem dwóch. Domki Hadesa i Posejdona stały zamknięte na klucz. Przez okna zobaczyłem, że w środku nie ma nikogo, lecz pościel na łóżku nie była nawet posłana, co mocno mnie zaskoczyło.
Gdy znaleźliśmy się w obozie nic nie pamiętaliśmy. Nic, oprócz twarzy dziewczyny, która nas tutaj przyprowadziła. Jej imienia nie pamiętało żadne z nas.
Po obozie oprowadziła nas dziewczyna. Na oko mogła mieć z siedemnaście lat, lecz tak naprawdę była piętnastolatką. Na imię miała Elizabeth i była obecną przywódczynią obozu. Opowiadała nam o wielu rzeczach, ale powiedziała, że historii dowiemy się w innym czasie.
Godzinę później odbyło się ognisko. Czułem się, jak na wakacjach, koloniach z najlepszymi przyjaciółmi.
Po obozie oprowadziła nas dziewczyna. Na oko mogła mieć z siedemnaście lat, lecz tak naprawdę była piętnastolatką. Na imię miała Elizabeth i była obecną przywódczynią obozu. Opowiadała nam o wielu rzeczach, ale powiedziała, że historii dowiemy się w innym czasie.
Godzinę później odbyło się ognisko. Czułem się, jak na wakacjach, koloniach z najlepszymi przyjaciółmi.
Wszyscy herosi siedzieli na drewnianych ławkach, przy buchających ciepłem płomieniach. Dzieci Apolla grały na lirach, fletach i gitarach przeróżne, wpadające w ucho melodie. Gdy przyszła Eveline wraz z Panem D, Chejronem i dwójką dorosłych ludzi, zapadła całkowita cisza.
- Witajcie herosi! Rozpoczął się rok szkolny i wielu herosów powinno wracać d domu, ale z powodów wojny, wszyscy zostajemy tutaj. Przybyło bardzo dużo nowych półbogów, a to oznacza, że trzeba przedstawić historię naszego obozu. Możecie być pewni, że osoby tutaj, będą gotowi zawsze wam pomóc, dlatego czujcie się jak w domu. - Mówił nie znany mi mężczyzna. - Historia, którą opowie wam Eveline, wydaje się nie mieć końca, ale to dzięki niej, dowiecie się wielu istotnych dla herosów rzeczy. Eveline jest nową przywódczynią obozu. Odnoście się do niej z szacunkiem. Ja nazywam się Percy Jackson i jestem synem Posejdona. Często w obozie pełnie też funkcje nauczyciela szermierki. Z mojej strony to tyle. Eveline, masz wolną rękę. - Mężczyzna skończył swoją wypowiedź i wraz z kobietą usiedli na ławce, gdzie siedzieli inni instruktorzy.
- Witajcie herosi! Rozpoczął się rok szkolny i wielu herosów powinno wracać d domu, ale z powodów wojny, wszyscy zostajemy tutaj. Przybyło bardzo dużo nowych półbogów, a to oznacza, że trzeba przedstawić historię naszego obozu. Możecie być pewni, że osoby tutaj, będą gotowi zawsze wam pomóc, dlatego czujcie się jak w domu. - Mówił nie znany mi mężczyzna. - Historia, którą opowie wam Eveline, wydaje się nie mieć końca, ale to dzięki niej, dowiecie się wielu istotnych dla herosów rzeczy. Eveline jest nową przywódczynią obozu. Odnoście się do niej z szacunkiem. Ja nazywam się Percy Jackson i jestem synem Posejdona. Często w obozie pełnie też funkcje nauczyciela szermierki. Z mojej strony to tyle. Eveline, masz wolną rękę. - Mężczyzna skończył swoją wypowiedź i wraz z kobietą usiedli na ławce, gdzie siedzieli inni instruktorzy.
- Dziękuję wujku. - Powiedziała Eveline. - Przywódczynią nie jestem i nigdy nie byłam. Obecnie zastępuję w obowiązkach Eveline - córkę Percy'ego i Annabeth. - Dziewczyna ręką wskazała na parę siedzącą na ławce instruktorów. - Nie będę już przedłużała, przejdę od razu do rzeczy. - Blondynka wyjęła z kieszenie spodni brązową sakiewkę, w której znajdował się niebieski proszek, który wysypała sobie na rękę i wyrzuciła go do ogniska. Płomienie rozstąpiły się, a na ich miejscu pojawił się jakby ekran, który przedstawiał różne sytuacje. - Ponad dwadzieścia lat temu, wyrocznia Delficka wypowiedziała przepowiednie. Mówiła ona o dziecku jednego z najważniejszych bogów. Miał on zadecydować o losie świata podczas walki z Kronosem - okrutnym tytanem. Kilka lat później do obozu przybył dwunastoletni chłopak, syn Posejdona. Gdy skończył on szesnaście lat, przepowiednia się spełniła i zabił Kronosa. Rok później na świat przyszła jego córka - Elizabeth Jackson - moja kuzynka. Dziewczynka bardzo szybko dojrzewała. Miesiąc po swoich urodzinach wyglądała jak pięciolatka. Nikt się nie spodziewał, że Lizzy może być tak bardzo potężna. W tym czasie herosi i bogowie szykowali się do kolejnej wojny. Tym razem z Uranosem i Gają. Bitwa była okropna, wielu herosów poniosło śmierć, w tym Clarisse - córka boga, który okazał się zdrajcą. Elizabeth zobaczyła, jak ginie jej ciocia i wtedy wpadła w szał. Stworzyła tsunami, zapanowała nad wodą, unosiła się w powietrzu. Pokonała armię wroga, utopiła wszystkich przeciwników. Dziewczynka zabiła Uranosa, a Gaja? Gaja stchórzyła. Uciekła i zapadła w sen. Jednak teraz, gdy Elizabeth osiągnęła pełnoletność, Gaja postanowiła się przebudzić i wziąć odwet na nas wszystkich. Teraz rozpoczyna się trzecia wojna. Miejmy nadzieje, że ta będzie ostatnia.
- To ona! - Krzyknąłem. Musiałem to powiedzieć. Nagle po porostu wszystko sobie przypomniałem. - To na nas uratowała. To Elizabeth przyprowadziła nas tutaj - do obozu. Musicie ją ratować. Na mieście aż roi się od potworów! - Krzyczałem dalej.
- To ona! - Krzyknąłem. Musiałem to powiedzieć. Nagle po porostu wszystko sobie przypomniałem. - To na nas uratowała. To Elizabeth przyprowadziła nas tutaj - do obozu. Musicie ją ratować. Na mieście aż roi się od potworów! - Krzyczałem dalej.
- Uspokój się Simon. - Przerwał mi Percy. - Moja córka jest bezpieczniejsza od nas wszystkich. Elizabeth nic nie grozi. - Percy był bardzo spokojny. Podziwiałem go. Wyglądał na przemęczonego, ale szczęśliwego. Udawał, że się wcale nie martwi, ale jego oczy zdradzały wszystkie uczucia.
Do Percy'ego podeszła kobieta o długich brązowych włosach i niebieskich oczach. Na rękach trzymała malutkie dziecko. Percy objął ją mocno i przytulił do siebie, po czym gestem ręki, zawołał mnie do siebie.
- Chodź. Porozmawiamy. - Podszedłem do niego, gdy nagle zacząłem się świecić na czarno, a nad moją głową pojawiła się czaszka.- Właśnie zostałeś uznany. Jesteś synem Hadesa. - Po tych słowach, trzymając Annabeth za rękę odszedł w stronę motorówki, która była przymocowana do molo na jeziorze. Powolnym krokiem szedłem za nimi.
***
Staliśmy pod ogromną willą, która znajdowała się po drugiej stronie jeziora herosów. Domyśliłem się, że to jest ich dom.
- Zapraszamy do środka. - Percy zaprowadził mnie do salonu i razem ze swoją żoną rozpoczęli rozmowę.
- Chce, abyś dowiedział się absolutnie wszystkiego. Elizabeth jest naszą córką. Urodziłam ją, gdy miałam siedemnaście lat. Jestem Annabeth, córka Ateny. Wiesz, dlaczego nasza rodzina jest tak mocno szanowana w obozie? Ponieważ Percy i ja prawie poświęciliśmy życie, by obóz nadal istniał. Poznałeś naszą córkę. Musisz wiedzieć, że bardzo dużo przeżyła.
- Tom prawda, że Elizabeth posiada te potężne moce? - Zapytałem. To pytanie nurtowało mnie najbardziej.
- Tak. Z wiekiem się nasiliły. Teraz są cztery razy mocniejsze. Jeśli użyje ich teraz, zmiecie wszystko z powierzchni ziemi w otoczeniu dziesięciu kilometrów. Nie chcieliśmy z tobą rozmawiać o naszej córce, ale o twoim pochodzeniu. Syn Hadesa. Pewnie czujesz się wyjątkowy, jako dziecko boga z wielkiej trójki?
- Tak. To prawda. Można powiedzieć, że poczułem się nieco wyjątkowo. - Odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- W takim razie muszę cię rozczarować. Nie jesteś ani trochę wyjątkowy. - Percy usiadł na kanapie i uśmiechnął się do mnie.
_______________________________________________
A więc dodałam rozdział. I mam do Was parę małych spraw.
Dawno temu wspominałam, że moje opowiadanie jest moją kontynuacją serii "Percy Jackson i Bogowie Olimpijsy", a nie serii "Olimpijscy Herosi". Dlatego czemu mnie pytacie, dlaczego w opowiadaniu nie ma Leo? Cóż...w opowiadaniu nie ma Leo zapewne dlatego, że w pierwszej serii jeszcze go nie było.
Nie piszcie mi też, że mam przeczytać drugą serię, bo znam ją już na pamięć -.- Ja bym nie przeczytała? Ja? No proszę was pfff xd
Następna sprawa....usunęłam aska z powodów, że bardzo wiele ludzi z mojego miasta (Bełchatów) interesowało się moim prywatnym życiem, więc tam się już ze mną nie skontaktujecie.
Postanowiłam dla ułatwienia sprawy i aby uniknąć pod rozdziałami komentarzy typu: "Kiedy kolejny rozdział?" podać wam link, do mojego prywatnego facebooka. Mój face.
Poza tym pamiętajcie, że stronka Dżerr na fb cały czas istnieje i cały czas mam swojego meila, którego sprawdzam co dwa dni.Dzerr98@gmail.com
I teraz inna sprawa!
Podawajcie mi swoje snapy. Miałam nie zakładać tego gówna, ale jednak -.- fuck logic.
LICZĘ NA KOMENTARZE MA BYĆ ICH CONAJMNIEJ 15!
Pozdrawiam, ściskam, całuski i kisski. A teraz przejdźmy do życzeń świątecznych.
Życzę byscie w lany poniedziałek do domów wrócili cali mokrzy. Byście się nażarli jak nigdy dotąd, a jedzenie jest super, a szczególnie ta świadomość, że to jest pyszne i, że to jedzenie należy do was i, że zaraz je zjecie. (tak, kocham jeść) , byście byli w te dni szczęśliwi i wgl WSZYSTKIEGO DOBREGO/
Dżerr
czwartek, 29 stycznia 2015
Elizabeth Story: Rozdział 9 - "A myślałem, że to ja będę twoim pierwszym"
- Elizabeth! Możesz nam w końcu wytłumaczyć, co tak właściwie się tutaj się dzieję?! - Veronica krzyczała na mnie już od dwudziestu minut. Za każdym razem nie udzielałam odpowiedzi. Teraz zastanawiałam się, gdzie może znajdować się ich przyjaciel. Do obozu nie mogłam wrócić. Na głowie miałam wojnę, brak pomocy oraz grupkę herosów, którzy nawet nie wiedzieli o swoim pochodzeniu. Trudno było nawet rozpoznać, od jakiego pochodzili rodzica.
- Elizabeth! Nie karz mi się powtarzać! - Ponownie krzyknęła Veronica.
- Veronica! Zamknij się, błagam! Nie pomagasz mi. - Odpowiedziałam. Od tego ciągłego jazgotu głowa mi pękała. - Wytłumaczę wam to wszystko na miejscu.
- A gdzie idziemy? - Zapytał Simon. Jego postać mocno mnie intrygowała, ale jednocześnie odpychała. Chłopak rzadko się odzywał. Czasem wydawało mi się, że całą tę sytuację odbierał w żart.
- Do mnie - Odpowiedziałam, skręcając w piętnastą aleję. Niestety za rogiem czekała na nas nie miłą niespodzianka.
- Lizzy...kochana. - Naprzeciw mnie stał Drake wraz z minotaurem, który w swoich ohydnych dłoniach trzymał nieprzytomnego Martina.
- Drake. - Wypowiedziałam to imię z lekką pogardą. - Czemu twoja obecność tutaj wcale mnie nie dziwi? Wypuść chłopaka! - Rozkazałam.
- Dlaczego miałbym go wypuścić? Masz ochotę wskoczyć mu do łóżka? Myślałem, że to ja będę twoim pierwszym. Być może się myliłem. - Chłopak stał zaledwie dziesięć centymetrów ode mnie. Na karku czułam jego ciepły, miętowy oddech. Nadal byłam w nim zakochana, nie potrafiłam zapomnieć o kimś takim jak on.
- Daj spokój Drake. - Odepchnęłam chłopaka na bok i rzuciłam się na minotaura. Mój nowy plan to brak planu. Drake uderzył głową o kamienną ścianę kamienicy i wywrócił się na ziemię. Veronica od razu zareagowała. Rzuciła się na ledwo przytomnego chłopaka i zaczęła walić w niego pięściami. Patricia trzymała mojego starego przyjaciela, natomiast Simon postanowił mi pomóc.
- Ja spróbuję go zabić, ty zajmij się Martinem! - Krzyknęłam. Ta walka nie należała do trudnych, ale potrafiła nieźle zmęczyć. Udało mi się wspiąć na kark olbrzyma, lecz ten zaczął się wić, co sprawiło, że o mały włos nie spadłam. Z kieszeni wyjęłam swój sztylet i mocno dźgnęłam potwora w ramię. Jednak to nic nie dało.
Wpadłam na pomysł, żeby zabić go jego własnym rogiem, czyli najlepszą bronią na minotaury. Żeby jednak to zrobić, musiałam go oślepić.
Simon radził sobie doskonale. Powoli znosił swojego przyjaciela na ziemię. Drake leżał na kamiennej posadzce nie przytomny, a dziewczyny związywały go sznurówkami z trampek. Ciekawy pomysł, ale pragnącego zemsty herosa nawet różowe sznurówki nie powstrzymają.
Potwór nadal miotał się na wszystkie strony,lecz teraz nie przeszkadzało mi to za bardzo. Stałam na jego nosie, próbując wbić sztylet w jego oko. Zauważyłam, że minotaur nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi. Zupełnie jakby mnie tutaj nie było. Traktował mnie, jak zwykłego śmiertelnika. Byłam pewna, że to wszystko przez ten naszyjnik.
Wspięłam się jeszcze wyżej i z całej siły wbiłam broń w jego spojówki. Minotaur zawył z bólu, a jego ryk wywołał na moim ciele dreszcz przerażenia.
Po kilku minutach w końcu udało mi się wspiąć na czubek jego głowy. Zauważyłam, że Martin był już na ziemi, a jego znajomi próbowali go ocucić. Sztyletem przecięłam róg potwora, a ten ponownie zawył.
- Jak mam wbić ten róg w jego serce? - Pomyślałam. - A może by tak. Zwariowałaś...dobra na trzy. Raz, dwa, trzy! - Zeskoczyłam z jego głowy. Spadałam, obijając się o ciało olbrzyma, aż w końcu wbiłam róg w jego serce. Miotaurus ponownie ryknął, a ja wisiałam sobie dwa metry nad ziemią, rękami trzymając się rogu, który tkwił w jego sercu. Lepszej walki nie mogłam sobie wyobrazić. Nagle jednak potwór zmienił się w złoty pył i zaczęłam spadać na ziemię. Simon podbiegł i w ostatniej chwili złapał mnie, ratując przed mocnym upadkiem.
- Dziękuję. - Powiedziałam, ciężko dysząc. Cała ta walka mocno mnie zmęczyła. - Co z Martinem i Drake'em? - Zapytałam podbiegając do związanego, dawnego przyjaciela.
- Drake nadal jest nieprzytomny, a Martin już czuje się lepiej. Jesteś nam winna dokładne wytłumaczenia.- Powiedziała Patricia, puszczając mi oczko.
- Obawiam się, że nie uwierzycie w to, co wam powiem. - Odparłam pod nosem, ale z uśmiechem na twarzy.
- Właśnie widziałam twoją walkę z czterometrowym, włochatym, rogatym olbrzymem. Nic już nie jest dla mnie nieprawdopodobne.
- Opowiem wam wszystko, ale najpierw musimy zabrać tego pana w pewne miejsce. - Te słowa wypowiedziałam wskazując na Drake'a.
- Ok, ale byś mogła się pośpieszyć? Będziemy mieć zaraz towarzystwo. - Dodała Veronica, z lekką paniką w głosie.
Wyjrzałam za kamienną ścianę i nie zobaczyłam nic niepokojącego. W naszą stronę zmierzała grupka herosów z obozu, a na ich czele biegła Eveline. Tak bardzo chciałam się z nią zobaczyć, ale nie mogłam. Obiecałam Atenie, że będę śmiertelniczką, zwykłym człowiekiem.
- Bez obaw. My zmykajmy, a oni zajmą się Drake'm. - Po tych słowach nowi herosi ruszyli prosto za mną do domu, w którym obecnie mieszkałam.
- Elizabeth! Nie karz mi się powtarzać! - Ponownie krzyknęła Veronica.
- Veronica! Zamknij się, błagam! Nie pomagasz mi. - Odpowiedziałam. Od tego ciągłego jazgotu głowa mi pękała. - Wytłumaczę wam to wszystko na miejscu.
- A gdzie idziemy? - Zapytał Simon. Jego postać mocno mnie intrygowała, ale jednocześnie odpychała. Chłopak rzadko się odzywał. Czasem wydawało mi się, że całą tę sytuację odbierał w żart.
- Do mnie - Odpowiedziałam, skręcając w piętnastą aleję. Niestety za rogiem czekała na nas nie miłą niespodzianka.
- Lizzy...kochana. - Naprzeciw mnie stał Drake wraz z minotaurem, który w swoich ohydnych dłoniach trzymał nieprzytomnego Martina.
- Drake. - Wypowiedziałam to imię z lekką pogardą. - Czemu twoja obecność tutaj wcale mnie nie dziwi? Wypuść chłopaka! - Rozkazałam.
- Dlaczego miałbym go wypuścić? Masz ochotę wskoczyć mu do łóżka? Myślałem, że to ja będę twoim pierwszym. Być może się myliłem. - Chłopak stał zaledwie dziesięć centymetrów ode mnie. Na karku czułam jego ciepły, miętowy oddech. Nadal byłam w nim zakochana, nie potrafiłam zapomnieć o kimś takim jak on.
- Daj spokój Drake. - Odepchnęłam chłopaka na bok i rzuciłam się na minotaura. Mój nowy plan to brak planu. Drake uderzył głową o kamienną ścianę kamienicy i wywrócił się na ziemię. Veronica od razu zareagowała. Rzuciła się na ledwo przytomnego chłopaka i zaczęła walić w niego pięściami. Patricia trzymała mojego starego przyjaciela, natomiast Simon postanowił mi pomóc.
- Ja spróbuję go zabić, ty zajmij się Martinem! - Krzyknęłam. Ta walka nie należała do trudnych, ale potrafiła nieźle zmęczyć. Udało mi się wspiąć na kark olbrzyma, lecz ten zaczął się wić, co sprawiło, że o mały włos nie spadłam. Z kieszeni wyjęłam swój sztylet i mocno dźgnęłam potwora w ramię. Jednak to nic nie dało.
Wpadłam na pomysł, żeby zabić go jego własnym rogiem, czyli najlepszą bronią na minotaury. Żeby jednak to zrobić, musiałam go oślepić.
Simon radził sobie doskonale. Powoli znosił swojego przyjaciela na ziemię. Drake leżał na kamiennej posadzce nie przytomny, a dziewczyny związywały go sznurówkami z trampek. Ciekawy pomysł, ale pragnącego zemsty herosa nawet różowe sznurówki nie powstrzymają.
Potwór nadal miotał się na wszystkie strony,lecz teraz nie przeszkadzało mi to za bardzo. Stałam na jego nosie, próbując wbić sztylet w jego oko. Zauważyłam, że minotaur nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi. Zupełnie jakby mnie tutaj nie było. Traktował mnie, jak zwykłego śmiertelnika. Byłam pewna, że to wszystko przez ten naszyjnik.
Wspięłam się jeszcze wyżej i z całej siły wbiłam broń w jego spojówki. Minotaur zawył z bólu, a jego ryk wywołał na moim ciele dreszcz przerażenia.
Po kilku minutach w końcu udało mi się wspiąć na czubek jego głowy. Zauważyłam, że Martin był już na ziemi, a jego znajomi próbowali go ocucić. Sztyletem przecięłam róg potwora, a ten ponownie zawył.
- Jak mam wbić ten róg w jego serce? - Pomyślałam. - A może by tak. Zwariowałaś...dobra na trzy. Raz, dwa, trzy! - Zeskoczyłam z jego głowy. Spadałam, obijając się o ciało olbrzyma, aż w końcu wbiłam róg w jego serce. Miotaurus ponownie ryknął, a ja wisiałam sobie dwa metry nad ziemią, rękami trzymając się rogu, który tkwił w jego sercu. Lepszej walki nie mogłam sobie wyobrazić. Nagle jednak potwór zmienił się w złoty pył i zaczęłam spadać na ziemię. Simon podbiegł i w ostatniej chwili złapał mnie, ratując przed mocnym upadkiem.
- Dziękuję. - Powiedziałam, ciężko dysząc. Cała ta walka mocno mnie zmęczyła. - Co z Martinem i Drake'em? - Zapytałam podbiegając do związanego, dawnego przyjaciela.
- Drake nadal jest nieprzytomny, a Martin już czuje się lepiej. Jesteś nam winna dokładne wytłumaczenia.- Powiedziała Patricia, puszczając mi oczko.
- Obawiam się, że nie uwierzycie w to, co wam powiem. - Odparłam pod nosem, ale z uśmiechem na twarzy.
- Właśnie widziałam twoją walkę z czterometrowym, włochatym, rogatym olbrzymem. Nic już nie jest dla mnie nieprawdopodobne.
- Opowiem wam wszystko, ale najpierw musimy zabrać tego pana w pewne miejsce. - Te słowa wypowiedziałam wskazując na Drake'a.
- Ok, ale byś mogła się pośpieszyć? Będziemy mieć zaraz towarzystwo. - Dodała Veronica, z lekką paniką w głosie.
Wyjrzałam za kamienną ścianę i nie zobaczyłam nic niepokojącego. W naszą stronę zmierzała grupka herosów z obozu, a na ich czele biegła Eveline. Tak bardzo chciałam się z nią zobaczyć, ale nie mogłam. Obiecałam Atenie, że będę śmiertelniczką, zwykłym człowiekiem.
- Bez obaw. My zmykajmy, a oni zajmą się Drake'm. - Po tych słowach nowi herosi ruszyli prosto za mną do domu, w którym obecnie mieszkałam.
***
Siedzieliśmy w pokoju, w zupełnej ciszy, gdzie nikt nie odzywał się nawet słowem. Martin siedział na moim łóżku ze spuszczoną głową, natomiast Simon wraz z dziewczynami spoglądali na moją tablicę korkową ze zdjęciami.
- Słuchajcie. Bogowie greccy istnieją do dziś i nie są tylko antyczną historią. Tak jak dawniej bywało, zdarza się, że mają ze śmiertelnikami dzieci. Mój tata jest synem Posejdona, a mama córką Ateny. Oboje są herosami, tak samo jak ja. Niestety herosi ścigani są przez potwory i nie wszyscy są w stanie przeżyć. Jednak to teraz nie jest istotne. Otóż osiemnaście lat temu, Gaja i Uranos powstali, by zemścić się za śmierć swojego syna - Kronosa. Uranos został pokonany przez młodą heroskę, natomiast Gaja uciekła, zapadając w głęboki sen. Jednak teraz ma w planach się przebudzić i zemścić się na nas wszystkich. Nadchodzi kolejna wojna. Jedynym bezpiecznym miejscem dla półbogów jest obóz herosów. To właśnie tam się udacie. - Popijając melisę czyli herbatę uspokajającą.
- Co za heroska pokonała Uranosa? - Zapytał Martin. Obawiałam się tego pytania. Nie chciałam powiedzieć, że to ja. Musiałabym tłumaczyć, że tak szybko dorosłam z tego i z tego powodu, że mam takie potężne moce, ponieważ to i to...Nie miałam zamiaru mówić im prawdy. Dowiedzą się w swoim czasie.
- Nie wiem. Miała potężne moce, choć była zaledwie dzieckiem. - Odpowiedziałam.
- Zaprowadzisz nas do obozu? - Simon zadał pytanie z lekką irytacją.
- Nie. Ja tego zrobić nie mogę, ale znajdę kogoś, kto was zaprowadzi. - Na myśli miałam Eveline.
- I ja niby mam w to wszystko uwierzyć?! Krzyknął Simon. Jego wybuch agresji mocno mnie zaskoczył i zdenerwował, ale starałam się opanować. - Mam uwierzyć w to, że jakiś stary dziad, który zostawił moją mamę, gdy była w ciąży jest greckim bogiem?! Że oni nadal istnieją?! Ty jesteś nienormalna! Wariatka! A wy?! - Wskazał na swoich przyjaciół. - Wy jej w to wierzycie? Co się stało z moimi przyjaciółmi?! - Zapytał chłopak, nadal się unosząc.
- Simon, uspokój się. - Powiedział Martin, podchodząc do swojego kolegi. - Tak. My jej w to wierzymy. Dziewczyna uratowała nam życie, a zwłaszcza mnie. Zabiła potwora. Usiądź i przemyśl sobie to wszystko jeszcze raz. - Chłopak zrobił to, o co poprosił jego przyjaciel. Usiadł na łóżku i spuścił głowę.
- Simon, uspokój się. - Powiedział Martin, podchodząc do swojego kolegi. - Tak. My jej w to wierzymy. Dziewczyna uratowała nam życie, a zwłaszcza mnie. Zabiła potwora. Usiądź i przemyśl sobie to wszystko jeszcze raz. - Chłopak zrobił to, o co poprosił jego przyjaciel. Usiadł na łóżku i spuścił głowę.
- Kim był ten chłopak, który stał razem z potworem? - Kolejne pytanie, którego nie chciałam usłyszeć. Nadal ciężko mi było o tym mówić.
- To był mój przyjaciel. Znamy się tak naprawdę od dziecka. Jest wnukiem Zeusa i Hadesa, a od wakacji także zdrajcą. Teraz jest przywódcą armii Gai. - Wypowiedziałam te słowa z nadzieją, że jest to kłamstwo.
- Dosyć tego! Nie będę tutaj tak siedział. Wychodzę. - Powiedział Simon i zniknął za drzwiami.
- Nie rozumiem go. Stał się taki od momentu, kiedy ty się pojawiłaś. Teraz dowiedział się, że jego ojciec tak naprawdę żyje, ma się dobrze i jest bogiem. - Odruchowo wyjrzałam przez okno i zobaczyłam Simona, siedzącego na ławce przed kamienicą. W jego stronę szła grupka chłopaków, nowi przyjaciele Drake'a. Simon był w niebezpieczeństwie.
Z szuflady biurka wyjęłam dwie ostatnie perły od dziadka. Teraz była pora je wykorzystać.
- Na dół. Szybko. - Wszyscy zbiegliśmy do Simona. W ostatniej chwili przed atakiem rzuciłam perłę na ziemię, złapałam wszystkich za rękę i zniknęliśmy.
Obóz herosów. Znów poczułam ten zapach lasu i przyjazną dla wszystkich atmosferę. Nie mogłam tutaj zostać.
- Witajcie w moim świecie. - Powiedziałam i ponownie zniknęłam. Tym razem sama. Po raz kolejny.
___________________________________
Tak, tak...dodałam rozdział juhuuuu....w końcu ^^
I od jutra zaczynam ferie (pomjamy fakt, że ferie mam od poniedziałku, bo leże w łóżku chora i z tajemniczymi krwotokami z nosa xd). Z ocen nie jestem dumna. 6 zagrożeń wtf? To pewnie przez te ciągłe wagary itp. Tata grozi mi zawodówką, a ja mu się nie dziwię i nadal się buntuje. Dżerr taka buntowniczka ohohohoho.
Mam dla was mini niespodzianką, ale nie dla wszystkich. A co dokładnie? Zwiastun :D A raczej spojler bloga. Krótki schemat co i jak, w postaci filmiku, zwiastunu, jak kto woli.
Oglądacie na własną odpowiedzialność.
Zwiastun wykonała Julie Jackson tak samo jak wygląd bloga ^^ Dziękuję kochana.
PS 26 grudnia znów byłam w Starachowicach u Julie i Tajemniczej jej ^^
Rozdział nawet długi w następnym tygodniu pojawi się 10 itp.
Co tam u was? Jak oceny? Ferie może? Jakie plany?
KOMENTUJCIE!!!
#KISSKI #LOVKI #PERCY#JA#POZDERKI
Dżerr <3
piątek, 26 grudnia 2014
Elizabeth Story: Rozdział 8 - "Rozdarta, załamana"
Leżałam na łóżku, płacząc i bijąc się z myślami. Nie rozumiałam poczynania Ateny. Niby po co to wszystko było? Na bogów, dlaczego? Mój świat to Obóz Herosów, walki, misje, ogniska, a nie los śmiertelnika. Byłam zła, a jednocześnie smutna. Nie wyobrażałam sobie życia bez moich przyjaciół, bez mamy, bez taty, bez Eveline....bez Drake'a. Do ręki wzięłam poduszkę i zaczęłam ją bić pięściami. Musiałam się wyżyć, byłam strasznie zdenerwowana. Trzęsłam się ze złości jednocześnie płacząc. Co ja miałam zrobić? Minęło już tyle czasu, a ja nie miałam żadnych informacji z Obozu Herosów. Nikt mnie nie szukał, odnosiłam wrażenie jakby o mnie zapomnieli. Nie mogłam nic zrobić. Musiałam wziąć się w garść i zacząć żyć. Nie mogłam siedzieć bez czynnie. Tydzień temu rozpoczęła się szkoła, ostatnia klasa liceum. Babcia Sally powiedziała, że powinnam odpocząć od zabawy w herosa i zacząć się bawić, póki mogę. Miała rację. Przez osiemnaście lat nie byłam na żadnej dyskotece, nie miałam znajomych ze szkoły. Zawsze był tylko obóz i misje. Czas to zmienić. Mam szanse skorzystać z życia, poczuć się jak śmiertelniczka, więc dlaczego z niej nie skorzystać?
Była godzina siódma rano. Za godzinę rozpoczynały się lekcje w liceum humanistyczno artystycznym. Moim obowiązkiem była nauka, więc powinnam wstać z łóżka i zacząć się szykować, jednak nie do końca miałam na to ochotę. Tutaj było mi ciepło, przyjemnie, spokojnie. Uwielbiałam naukę, lecz czasem miałam chwilę lenistwa, przecież byłam też człowiekiem, a nie super bohaterem z komiksów.
Pokój w którym teraz mieszkałam, dawniej zajmował mój tata. Trzy lata temu pomieszczenie było wyremontowana pod mój styl, w razie gdybym spędzała u babci więcej czasu. Ściany były koloru błękitnego morza, który zawsze mnie uspokaja. Łóżko było dość spore ze śnieżnobiałą pościelą. Przy lewej ścianie stała komoda z drewna bukowego, farbowana na biały kolor. Zaraz obok stało duże, białe biurko, a nad nim, na ścianie wisiała korkowa tablica ze zdjęciami najbliższych mi osób. Pokój był skromny, lecz dla mnie wystarczający. Nie potrzebowałam rozmachu, ani luksusów.
Powoli odkryłam kołdrę z głowy i wstałam z łóżka. Po domu roznosił się zapach smażonych naleśników. Mój brzuch zaburczał, domagając się jedzenia. W kuchni przy stole siedział Paul - mąż mojej babci i Sally. Wyglądali na szczęśliwych. Paul trzymał w ręku gazetę, a moja babcia siedziała obok popijając filiżankę czarnej espresso.
- Eizabeth! Nareszcie wstałaś, może pójdziesz dzisiaj do szkoły? Od tygodnia nigdzie nie wychodziłaś, w tym roku matura, będziesz mieć zaległości. - Powiedziała babcia, odchodząc ze stołu i nakładając mi na talerz niebieskie naleśniki. Znów to samo. Barwnik spożywczy. Co oni z tym mają? To, że Percy lubi niebieskie jedzenie, nie znaczy, że ja tak samo.
- Idę dziś na lekcje. Nowa szkoła, wszystko od nowa, nikt mnie tam nawet jeszcze nie widział. - Odpowiedziałam, bawiąc się naszyjnikiem, który wisiał na mojej szyi od momentu uwolnienia Ateny z rąk pomocników Gai. Od czasu, gdy nosiłam go na szyi nie spotkałam ani jednego potwora. Z resztą, trudno było go spotkać siedząc całymi tygodniami w domu.
Po śniadaniu szybko się umyłam, rozczesałam swoje długie, brązowe włosy i założyłam na siebie czarne dżinsy i jasno błękitną bluzkę. Nie malowałam się, wygląd nie był dla mnie ważny. Nigdy nie poświęcałam sobie zbyt dużej uwagi. Do rąk chwyciłam torbę z książkami i wyszłam z domu. Zaczął się czas na edukację.
Droga do szkoły była bezproblemowa. Budynek znajdował się cztery przecznice od domu babci Sally, więc daleko nie miałam. Obok mnie przechadzali się ludzie, śpieszący się do pracy, szkoły. Nikt nikim nie zawracał sobie uwagi. Pod starą, zawalającą się kamienicą, siedział mężczyzna z kubkiem i kartonem w ręku. Karton był całkowicie pusty, bez żadnego napisu, a mężczyzna miał na oczach stare, czarne okulary. Obok niego leżała laska. Domyśliłam się, że jest to niewidomy. Z torby wyjęłam czarny mazak i napisałam na kartonie: "Dzisiejszy dzień jest naprawdę piękny, niestety nie potrafię go zobaczyć". Wrzuciłam do kubka parę drobnych, które miałam w kieszeni spodni i poszłam nalej. Co jakiś czas odwracałam się, by zobaczyć, czy do mężczyzny podchodzą ludzie. Tak. Co jakiś czas, przechodzień wrzucał pieniądze, by wspomóc biedaka. Lubiłam pomagać, tak samo jak mój tata. Dla niego zawsze dobro innych było najważniejsze.
Weszłam do dużego budynku, wykonanego z białej cegły. Przy szkolnych, niebieskich szafkach stała grupka nastolatków. Był tam wysoki blondyn o niebieskich oczach, wyższy od niego brunet, który przyciągał moją uwagę swoimi zielonymi oczami, szczupła blondynka oraz nieco wyższa od niej brunetka. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych, ale jednocześnie zmartwionych. Na moje nieszczęście, szafka, która należała do mnie, znajdowała się właśnie obok nich. Powolnym i niepewnym krokiem podeszłam do nich. Uśmiechnęłam się blado i otworzyłam szafkę.
- Hej. - Usłyszałam obok siebie. - Jestem Veronica, a ty pewnie jesteś Elizabeth, prawda? Miałam cię oprowadzić po szkole. Poznaj proszę Patricie, Simona i Martina. Mam nadzieję, że dobrze się będziesz czuła w nowej szkole. - Powiedziała. Dziewczyna wyglądała na bardzo miłą. Zastanawiałam się, co takiego ją gryzie i niepokoi.
Dwie godziny później rozpoczęły się zajęcia wychowania fizycznego. Zapomniałam z szafki stroju do ćwiczeń, więc musiałam się z powrotem cofnąć. Wtedy podsłuchałam rozmowę swoich nowych znajomych.
- Znów cię zaatakowało? Jak tym razem wyglądało? - Zapytała Veronica.
- Na początku był to normalny człowiek, później zmienił się w stworzenie, podobne do nietoperza. - Wiedziała, że chodziło o Erynie. Zdecydowałam się zareagować, dlatego podeszłam.
- Hej. - Powiedziałam. - Słyszałam waszą rozmowę.
- Pewnie teraz chcesz nas zamknąć w czterech ścianach i założyć na nas kaftan bezpieczeństwa. - Powiedział Simon. Nawet nie wiedział, jak bardzo się mylił. Odnalazłam herosów.
- Nie, ale...- Naszą rozmowę przerwał głośny huk. Ściana szkolna została rozwalona, a przed nami pojawił się Minotaur.
- Co to jest?! - Krzyknęła przerażona Patricia. Nie wiedziała co ma robić. Minotaur chwycił do ręki Martina i uniósł go nad ziemię.
- Pomocy! - Krzyknął przerażony. Chwyciłam do ręki swój sztylet i rozpoczęłam walkę. Jednak nie udało mi się zabić potwora, ponieważ ten szybko zniknął, razem z naszym kolegą.
- I co my teraz zrobimy? Kim ty jesteś? Co się tu tak właściwie dzieję? - Zapytał Simon.
- Nazywam się Elizabeth Jackson. Jestem wnuczką Posejdona i Ateny, jestem herosem, jednak teraz muszę żyć jak normalny człowiek. Jeśli potwory was atakują, to znaczy, że jeden z waszych rodziców jest bogiem. Jednak teraz nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy odnaleźć Martina, zanim zabiją go sługusy Gai.
Przyznam, że nie wiedziałam do końca co mam zrobić. Wiedziałam, że mogę liczyć tylko na siebie, gdyż do Obozu nie mogła wrócić.
________________________
Herosi!
Już praktycznie po świętach. Dziś wyjeżdżam do Julie i Tajemniczej na weekend.
Tak, długo to trwało, długo dodawałam rozdział, ale cóż....szpital w tym mi przeszkodził.
W nowym roku życzę Wam:
mniej zabijania potworów,
mniej pomylek Dionizosa o waszym imieniu,
więcej superaśnych misji,
mniej przepowiedni,
więcej wycieczek na Olimp i wgl Wszystkiego Dobrego.
Do zobaczenia
Dżerr
FOREVER
Była godzina siódma rano. Za godzinę rozpoczynały się lekcje w liceum humanistyczno artystycznym. Moim obowiązkiem była nauka, więc powinnam wstać z łóżka i zacząć się szykować, jednak nie do końca miałam na to ochotę. Tutaj było mi ciepło, przyjemnie, spokojnie. Uwielbiałam naukę, lecz czasem miałam chwilę lenistwa, przecież byłam też człowiekiem, a nie super bohaterem z komiksów.
Pokój w którym teraz mieszkałam, dawniej zajmował mój tata. Trzy lata temu pomieszczenie było wyremontowana pod mój styl, w razie gdybym spędzała u babci więcej czasu. Ściany były koloru błękitnego morza, który zawsze mnie uspokaja. Łóżko było dość spore ze śnieżnobiałą pościelą. Przy lewej ścianie stała komoda z drewna bukowego, farbowana na biały kolor. Zaraz obok stało duże, białe biurko, a nad nim, na ścianie wisiała korkowa tablica ze zdjęciami najbliższych mi osób. Pokój był skromny, lecz dla mnie wystarczający. Nie potrzebowałam rozmachu, ani luksusów.
Powoli odkryłam kołdrę z głowy i wstałam z łóżka. Po domu roznosił się zapach smażonych naleśników. Mój brzuch zaburczał, domagając się jedzenia. W kuchni przy stole siedział Paul - mąż mojej babci i Sally. Wyglądali na szczęśliwych. Paul trzymał w ręku gazetę, a moja babcia siedziała obok popijając filiżankę czarnej espresso.
- Eizabeth! Nareszcie wstałaś, może pójdziesz dzisiaj do szkoły? Od tygodnia nigdzie nie wychodziłaś, w tym roku matura, będziesz mieć zaległości. - Powiedziała babcia, odchodząc ze stołu i nakładając mi na talerz niebieskie naleśniki. Znów to samo. Barwnik spożywczy. Co oni z tym mają? To, że Percy lubi niebieskie jedzenie, nie znaczy, że ja tak samo.
- Idę dziś na lekcje. Nowa szkoła, wszystko od nowa, nikt mnie tam nawet jeszcze nie widział. - Odpowiedziałam, bawiąc się naszyjnikiem, który wisiał na mojej szyi od momentu uwolnienia Ateny z rąk pomocników Gai. Od czasu, gdy nosiłam go na szyi nie spotkałam ani jednego potwora. Z resztą, trudno było go spotkać siedząc całymi tygodniami w domu.
Po śniadaniu szybko się umyłam, rozczesałam swoje długie, brązowe włosy i założyłam na siebie czarne dżinsy i jasno błękitną bluzkę. Nie malowałam się, wygląd nie był dla mnie ważny. Nigdy nie poświęcałam sobie zbyt dużej uwagi. Do rąk chwyciłam torbę z książkami i wyszłam z domu. Zaczął się czas na edukację.
Droga do szkoły była bezproblemowa. Budynek znajdował się cztery przecznice od domu babci Sally, więc daleko nie miałam. Obok mnie przechadzali się ludzie, śpieszący się do pracy, szkoły. Nikt nikim nie zawracał sobie uwagi. Pod starą, zawalającą się kamienicą, siedział mężczyzna z kubkiem i kartonem w ręku. Karton był całkowicie pusty, bez żadnego napisu, a mężczyzna miał na oczach stare, czarne okulary. Obok niego leżała laska. Domyśliłam się, że jest to niewidomy. Z torby wyjęłam czarny mazak i napisałam na kartonie: "Dzisiejszy dzień jest naprawdę piękny, niestety nie potrafię go zobaczyć". Wrzuciłam do kubka parę drobnych, które miałam w kieszeni spodni i poszłam nalej. Co jakiś czas odwracałam się, by zobaczyć, czy do mężczyzny podchodzą ludzie. Tak. Co jakiś czas, przechodzień wrzucał pieniądze, by wspomóc biedaka. Lubiłam pomagać, tak samo jak mój tata. Dla niego zawsze dobro innych było najważniejsze.
Weszłam do dużego budynku, wykonanego z białej cegły. Przy szkolnych, niebieskich szafkach stała grupka nastolatków. Był tam wysoki blondyn o niebieskich oczach, wyższy od niego brunet, który przyciągał moją uwagę swoimi zielonymi oczami, szczupła blondynka oraz nieco wyższa od niej brunetka. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych, ale jednocześnie zmartwionych. Na moje nieszczęście, szafka, która należała do mnie, znajdowała się właśnie obok nich. Powolnym i niepewnym krokiem podeszłam do nich. Uśmiechnęłam się blado i otworzyłam szafkę.
- Hej. - Usłyszałam obok siebie. - Jestem Veronica, a ty pewnie jesteś Elizabeth, prawda? Miałam cię oprowadzić po szkole. Poznaj proszę Patricie, Simona i Martina. Mam nadzieję, że dobrze się będziesz czuła w nowej szkole. - Powiedziała. Dziewczyna wyglądała na bardzo miłą. Zastanawiałam się, co takiego ją gryzie i niepokoi.
Dwie godziny później rozpoczęły się zajęcia wychowania fizycznego. Zapomniałam z szafki stroju do ćwiczeń, więc musiałam się z powrotem cofnąć. Wtedy podsłuchałam rozmowę swoich nowych znajomych.
- Znów cię zaatakowało? Jak tym razem wyglądało? - Zapytała Veronica.
- Na początku był to normalny człowiek, później zmienił się w stworzenie, podobne do nietoperza. - Wiedziała, że chodziło o Erynie. Zdecydowałam się zareagować, dlatego podeszłam.
- Hej. - Powiedziałam. - Słyszałam waszą rozmowę.
- Pewnie teraz chcesz nas zamknąć w czterech ścianach i założyć na nas kaftan bezpieczeństwa. - Powiedział Simon. Nawet nie wiedział, jak bardzo się mylił. Odnalazłam herosów.
- Nie, ale...- Naszą rozmowę przerwał głośny huk. Ściana szkolna została rozwalona, a przed nami pojawił się Minotaur.
- Co to jest?! - Krzyknęła przerażona Patricia. Nie wiedziała co ma robić. Minotaur chwycił do ręki Martina i uniósł go nad ziemię.
- Pomocy! - Krzyknął przerażony. Chwyciłam do ręki swój sztylet i rozpoczęłam walkę. Jednak nie udało mi się zabić potwora, ponieważ ten szybko zniknął, razem z naszym kolegą.
- I co my teraz zrobimy? Kim ty jesteś? Co się tu tak właściwie dzieję? - Zapytał Simon.
- Nazywam się Elizabeth Jackson. Jestem wnuczką Posejdona i Ateny, jestem herosem, jednak teraz muszę żyć jak normalny człowiek. Jeśli potwory was atakują, to znaczy, że jeden z waszych rodziców jest bogiem. Jednak teraz nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy odnaleźć Martina, zanim zabiją go sługusy Gai.
Przyznam, że nie wiedziałam do końca co mam zrobić. Wiedziałam, że mogę liczyć tylko na siebie, gdyż do Obozu nie mogła wrócić.
________________________
Herosi!
Już praktycznie po świętach. Dziś wyjeżdżam do Julie i Tajemniczej na weekend.
Tak, długo to trwało, długo dodawałam rozdział, ale cóż....szpital w tym mi przeszkodził.
W nowym roku życzę Wam:
mniej zabijania potworów,
mniej pomylek Dionizosa o waszym imieniu,
więcej superaśnych misji,
mniej przepowiedni,
więcej wycieczek na Olimp i wgl Wszystkiego Dobrego.
Do zobaczenia
Dżerr
FOREVER
Subskrybuj:
Posty (Atom)