poniedziałek, 30 września 2013

UWAGA! INFORMACJA! WAŻNE!

Cześć i czołem, wita Was Merr (może mnie kojarzycie z percyiannabeth.blogspot.com).

Wbrew pozorom wcale nie włamałam się na konto Dżerrki xd.

Przepraszam, znowu bredzę i gadam od rzeczy.

Wasza ukochana Autorka mnie prosiła, żebym zakomunikowała, że nabroiła i ma karę. No dobra, napisała tylko, że ma karę, ale musiała nabroić,  żeby ją dostać, prawda? Prawda. Chyba.

W każdym razie nie oczekujcie rozdziału dopóki Dżerrka nie ogarnie tej kary.
Albo oczekujcie kiedy Dżerrka się upora z karą :)
Tak, to zdecydowanie lepiej brzmi.

Całuję Was w imieniu Dżerr ;*
~ Merr

piątek, 27 września 2013

Percabeth story: Rozdział 30 - 'Uklęknąłem i pocałowałem swoją narzeczoną, a jednocześnie córkę..."

Bardzo wazna notka pod rozdziałem!

Annabeth

               Spokój. Cisza. Zero walki. Tak właśnie  minął nam tydzień w naszym domku. Rany rannych herosów były prawie zagojone dzięki abrozji i nektarowi. Chejron i Pan D. postanowili zabrać ich do obozu, by  w spokoju mogli się przygotować do bitwy. My natomiast powoli zaczęliśmy się pakować. Grecja. O Bogowie! Nie mogę uwierzyć, że lecimy do Grecji. Zawsze o tym marzyłam. Ahh już sobie wyobrażam tę architekturę i morze. Zero treningów, wojny i misji. Po prostu odpoczynek z narzeczonym i przyjaciółmi.
          Stałam w garderobie już prawie godzinę, zastanawiając się co mam spakować na wyjazd. No na pewno kostium kąpielowy, ale....który? Przecież mam ich siedem. Jestem dziewczyną i nie potrafię od tak
wybrać. Ehh...beznadzieja. Wiedziałam, że bez pomocy eksperta nie dam sobie rady, tak więc chwyciłam złotą drachmę i zadzwoniłam Iryfonem do Sieleny. Dlaczego nie telefonem komórkowym? Gdy tylko go włączę, potwory od razy zlokalizują moje miejsce pobytu. Przyznam, że utrudniało to życie. Po około minucie oczekiwania na połączenie, pojawił się obraz, a w nim córka Afrodyty.
- Annabeth? Coś się stało? - zapytała zaskoczona moim Iryfonem.
- Tak! Wyruszamy dzisiaj do Grecji i nie mam pojęcia co spakować.
- A tak. Ja już jestem całkowicie gotowa. Rozumiem, że potrzebujesz mojej pomocy?
- To ty też jedziesz?
- Tak. Charlie zaprosił mnie jako swoją partnerkę.
- To super. Naprawdę nie mogę się doczekać.
- Oj uwierz, że ja też. A wiesz, że Clara i Tony są parą. Wszyscy w obozie byli bardzo zaskoczeni, gdy zobaczyli ich razem. Ale w sumie to fajnie, że wśród herosów rozwija się miłość.
- Wiesz Sieleno, musisz mnie odwiedzić. Pomożesz mi się spakować i opowiesz, jak tam w obozie. - Podałam przyjaciółce dokładny adres zamieszkania i rozłączyłam się. Za cztery godziny lot do Grecji.

Percy

             W oczach Annabeth widziałem ekscytację. Już samo lotnisko w Atenach zrobiło na nas ogromne wrażenie. Annabeth miała rację. Architektura w Grecji naprawdę zachwyca. Ja jednak marzyłem tylko o jednym, a mianowicie lądowaniu. Jak najszybciej potrzebowałem zejść na ziemię. Jako syn Posejdona źle
znosiłem podróże lotnicze.
        Po kilku minutach w końcu wylądowaliśmy. Przeszliśmy przez bramki, wzięliśmy swoje bagaże i wyszliśmy na parking, gdzie czekał na nas wielki, czarny samochód. Już w samolocie ustaliliśmy, kto z kim

będzie w pokoju. Mieliśmy do dyspozycji cztery pokoje, a w każdym znajdowało się łóżko małżeńskie.
W jednym miałem zatrzymać się ja wraz z Annabeth, w drugim Clara z Tonym, w trzecim Charles i Sielena a w ostatnim Nico wraz z Thalią, co musiało być dla nich naprawdę niekomfortowe, bo przecież nie są razem.
       Jechaliśmy około trzydziestu minut do miejsca zakwaterowania. Hotel był równie piękny, co cała reszta w Atenach. Wnętrze było zaprojektowane na starożytność. Obrazy i rzeźby przedstawiały bogów. Kolumny podtrzymujące fundamenty równie urzekały. Muszę przyznać, że robiło to na nas ogromne wrażenie. Hotel, w którym się zatrzymaliśmy posiadał ogromny basen, co naprawdę mnie uszczęśliwiło.
- Chodźmy do recepcji i zakwaterujmy się. Później pójdziemy się rozpakować, coś zjemy i możemy się gdzieś przejść. - Zaproponowała Sielena.
- Dobry pomysł.
 

Thalia

            Gdy tylko zobaczyłam duże, małżeńskie łóżko z baldachimem, poczułam dziwne skrępowanie. Przez najbliższe dwanaście dni będę tutaj spała wraz z synem Hadesa.
O naszym pocałunku nie wiedział nikt.
Dziwiłam się, że przy nim zapominam o chłopaku, którego zaledwie zapominałam o chłopaku, którego zaledwie półtora tygodnia temu kochałam. Czyżby to Afrodyta postanowiła namieszać w moim życiu? Jak ludzie wytrzymują tę całą miłość? Gdyby nie Nico, na pewno bym się przez nią zabiła. Razem z synem Hadesa rozpakowywaliśmy się w swoim pokoju. Towarzyszyły nam promienie słońca, które ocieplały wnętrze błękitnego pokoju oraz cisza. Oboje się krępowaliśmy. Oboje nie wiedzieliśmy jak rozpocząć rozmowę. Bałam się, że Afrodyta sprawi, że się w nim zakocham. Chyba tego nie chciałam. No właśnie. Chyba. yhh...moje życie jest do bani.
- Thalia... - Odezwał się. Jego mroczny głos sprawił, że po moim ciele zaczęły przechodzić dreszcze. Odwróciłam się, spoglądając mu prosto w czarne jak otchłań oczy. 
- Co? - zapytałam, mając nadzieję, że brzmi to groźnie.
- Czy to twoja koszulka? - W ręku trzymał czarny T - shirt z nadrukiem i napisem Green Day.
- Tak. Dzięki.
- Spoko...i....
- I...?
- Już nic.
- Okej.
- Znaczy. - Powiedział, po czym na chwilę zamilkł i odwrócił się do mnie plecami. Co on próbował powiedzieć? - Ten pocałunek...wiem, że powinniśmy o nim zapomnieć, ale ja tego nie chcę. Wolę o tym myśleć i mieć nadzieję, że się kiedyś powtórzy. - Powiedział szepcząc. Odwrócił się, posłał mi swój łobuzerski uśmiech i wyszedł na balkon. O Bogowie! Co ja mam teraz zrobić? Co?! Afrodyto daj mi jakąś radę.
Nie wiedząc, co dokładnie robię, wstałam z łóżka i poszłam na balkon. Stanęłam w wejściu, wpatrując się w odwróconego do mnie plecami Nica, jak w obrazek.
- Próbujesz mnie zabić, czy może się skradasz? - zapytał odwracając się.
- Nie. Wole cię mieć całego.
- Co masz na myśli? - Zapytał mrużąc oczy. Zrobiłam trzy kroki do przodu, po czym wtuliłam się w chłopaka, ciesząc jego ciepłem. Po chwili odwzajemnił uścisk, wywołując na mej twarzy pełen szczerości uśmiech. Czy to oznacza, że Luke miał rację? Czy to oznacza, że zakochałam się w synu Hadesa? By odpowiedzieć  na to pytanie, muszę przypomnieć sobie tę noc, w którą chciałam się zabić. Pocałunek. Co wtedy czułam? Byłam...wydawało mi się, że byłam szczęśliwa, bezpieczna. Afrodyta sprawiła, że go pokochałam.
- Wiesz, Thalia? Odkąd jesteś dla mnie miła, to wydajesz mi się naprawdę słodka. Odkąd Sandy...gdy okazało się, że jest zdrajczynią...poczułem jakieś ukucie w sercu, ale nie kochałem jej. To płytkie z mojej strony. Wiem, że to brzmi tandetnie. Chodziłem z dziewczyną, której tak naprawdę nie kochałem, ale wiesz, dlaczego? Bo ty byłaś z Luckiem. Jeszcze jak Łowczynie miały swoje zasady, podobałaś mi się. Podobał mi się twój styl. Gdy dowiedziałem się, że możecie angażować się w związki i jesteś z synem Hermesa, no zdenerwowałem się i zacząłem spotykać się z Sandy. Wiem, że to brzmi, jakby była dla mnie tylko odskocznią, ale chyba właśnie tak było.
- Do czego zmierzasz? - zapytałam spoglądając w jego ciemne tęczówki.
- Chce ci powiedzieć, że cię kocham. - I nagle poczułam, jakby moje serce stanęło i znów zaczęło bić ze zdwojoną prędkością. Czy byłam szczęśliwa, gdy usłyszałam te słowa? Owszem. Czy go kocham? Tak. I jestem tego całkowicie pewna.
Nie wiedziałam jak mam odpowiedzieć na jego wyznanie. Potrafiłam zrobić tylko jedno. Wspięłam się na palce i złączyłam nasze usta w długim, pełnym namiętności pocałunku. Zaczynałam być szczęśliwa.

Percy

              Widziałem minę Annabeth, gdy tylko weszła na balkon. Była zachwycona widokiem morza i przyznam, że ja również.
Cieszyłem się z tego, co mam. Wspaniałe wakacje z narzeczoną, z którą spodziewam się dziecka. 
Po rozpakowaniu się, zeszliśmy na dół, do restauracji, gdzie czekali na nas pozostali oprócz Thalii i Nica.
- Gdzie reszta? - zapytała Clara. Znów musiałem ruszyć swoje cztery litery i iść do pokoju nieobecnej dwójki, by ich troszkę pośpieszyć. Zapukałem raz - cisza. Drugi - znów cisza. Pociągnąłem za klamkę. Drzwi były otwarte. Wszedłem do środka. Było pusto. Gdzie oni są? Balkon był szeroko otwarty. Wyszedłem na zewnątrz i wtedy ich zobaczyłem. Siedzieli na plaży, rzucając kamyki do morza. Nagle Thalia wstała krzycząc: "Wygrałam!". 
- Hej! - krzyknąłem. Na mój głos nasi poszukiwani odwrócili się. - Może raczycie towarzyszyć nam przy obiedzie? 
- Sorry. Zaraz do was dojdziemy. - Kiwnąłem głową na znak porozumienia i wróciłem do reszty przyjaciół. 
               Po smacznym, greckim obiedzie postanowiliśmy iść nad morze. Słońce powoli zachodziło, więc ludzie zaczęli opuszczać plaże, co wywołało na naszych twarzach uśmiech. Od razu zdjąłem koszulkę oraz spodnie i wbiegłem do ciepłej wody. Annabeth stała na brzegu rozkładając koc. Skorzystałem z okazji. Chwyciłem ją za rękę i wciągnąłem do morza.
- Percy! - Krzyknęła Annabeth. Nie pozwoliłem jej dokończyć. Nachyliłem się i złożyłem na jej ustach słodki pocałunek. 
- Kocham cię, Annabeth. 
- Ja ciebie też Glonomóżdżku. 
              Na niebie pojawił się księżyc, a my nadal siedzieliśmy na plaży, lecz tym razem przy ognisku. Nagle zaczęła pojawiać się gęsta mgła śmierdząca potworami.
- Nie podoba mi się to. - Powiedział Charles.
- Nam także. - Byłem przekonany, że znów czeka nas niezapowiedziana misja.
Spojrzałem się na Nica. Czy on trzymał Thalię za rękę? Nie. Na pewno nie. To pewnie są tylko przywidzenia.
- Patrzcie tam! - Krzyknęła Annabeth. Na morzu pojawiła się mała wyspa. Przysięgam, że jej wcześnie nie było.
- Co robimy? - zapytałem.
- Chyba musimy tam iść.
- Dzisiaj? Teraz jest trochę za późno. Nie jesteśmy przygotowani. - Powiedziałem.
- Percy ma rację. Lepiej, jeśli pójdziemy tam jutro, a teraz wracajmy do hotelu bo jeszcze zaatakuje nas jakiś potwór.
               Każdy udał się do swojego pokoju. Razem z Annabeth nie byliśmy zmęczeni, więc siedzieliśmy na balkonie, spoglądając w niebo. Nawet tutaj - w Grecji było widać gwiazdy ustawione w naszą podobiznę. Tak już będzie do końca świata, zawsze. To był prezent dla nas od Artemidy. Wiem, że oświadczyłem się Annabeth naprawdę szybko, ale nie żałuję. Wiem, że to ona jest właśnie tą jedyną.  To z nią zakładam rodzinę.
Spojrzałem na swoją dziewczynę. Zaciskała powieki i prawą ręką kurczowo trzymała się brzucha. Nasza córcia ewidentnie dawała jej popalić. Po kilki minutach Ann wstała i podeszła do barierki. 
- Myślisz, że wszystko będzie dobrze? - Zapytała. Podszedłem i objąłem ją w tali, jednocześnie całując w policzek.
- Tak. Wiem, że będzie dobrze. Wiem, że wygramy. - Ann znów położyła dłoń w miejscu, gdzie rozwijała się nasza córeczka.
Położyłem rękę na jej dłoni i poczułem ruchy naszej Elizabeth. Po chwili uklęknąłem i pocałowałem swoją narzeczoną, a jednocześnie córkę w brzuch. Annabeth uśmiechnęła się. Była szczęśliwa. W głębi duszy błagałem, by nasza Lizzy już się urodziła. Chciałem potrzymać ją na rękach, popatrzeć jak raczkuje, a z czasem mówi do mnie "tato".
- Jestem zmęczona. Chodźmy spać.
- Okej. - Wziąłem szybki prysznic, położyłem się obok Ann i zasnąłem.
W mojej głowie przez całą noc gościł jeden obraz, a mianowicie nasza tajemnicza wyspa. Wyczuwałem od niej naprawdę silną energię. Nie istniało na niej życie. Na środku znajdował się duży wulkan, z którego uchodził szary dym. Naprawdę nie znoszę tych swoich proroczych snów.
               Obudziłem się około godziny dziesiątej. Annabeth już nie spała. Leżałam obok, gładząc ręką mój nagi tors.
- Hej kochanie. - Powiedziała całując mnie w policzek.
- Hej. Jak się spało?
- Niesamowicie. - Nagle po naszym pokoju rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Jak zawsze musiał nam ktoś przeszkadzać.
- Proszę! - Krzyknąłem poirytowany.
- Hej gołąbeczki. Chyba pora wstawać. Mamy na dzisiaj dużo roboty. Dziewczyny wymyśliły dla siebie zakupy, natomiast my zrobimy sobie taki męski dzień.
- Zaraz, zaraz. A co z tą wyspą. - Zapytała Ann.- Mieliśmy...
- Tak, ale ta wyspa zniknęła.
- Co? Jak to zniknęła? - zapytałem zaskoczony.
- Normalnie. Już jej nie ma. - Szybko zerwałem się z łóżka i pobiegłem na balkon. Tony miał rację. Wyspy już nie było.
- Cholera. Ten świat jest dziwny.

***

               Ten dzień również można było zaliczyć do udanych. Dziewczyny poszły na zakupy, natomiast my oddaliśmy się męskim rozrywką, czyli serfingowi. Nikomu nie wychodziło, ale mnie tak. Przecież serfing jest sportem wodnym, a ja jestem synem Posejdona. 
               Wieczorem znów zorganizowaliśmy sobie ognisko na plaży. Siedzieliśmy i wspominaliśmy sobie śmieszne chwile w obozie. Było dużo śmiechu. 
- Thalia. Czy ty i Nico jesteście parą? - Coś mnie ugryzło, by o to zapytać. 
- Nie. Dlaczego tak uważasz? - Widziałem minę córki Zeusa. Kłamała, a to oznaczało, że ona i Nico byli razem. 
- Nie wychodzi ci kłamanie. Lepiej powiedzcie od kiedy?
- Od wczoraj - odpowiedział Nico obejmując swoją dziewczynę. 
- No to gratuluję. Thalia szybko się pozbierałaś...podziwiam cię. - Powiedziała Sielena. 
I nagle znów pojawiła się cuchnąca mgła, a zaraz po niej nasza tajemnicza wyspa. 
- Chyba znalazła się nasza zguba. 
- I co mamy teraz zrobić? - zapytała Thalia patrząc prosto na mnie.
- Sądzę, że powinniśmy wybrać się na wycieczkę. 
- Kiedy?
- Teraz.
Tony wraz z Charlsem pobiegli do hotelu po broń i latarki. My postanowiliśmy poczekać na nich około dziesięciu minut, po czym wszyscy razem poszliśmy na przystać załatwić motorówkę. Niestety wypożyczalnia byłą zamknięta. Co się dziwić. Przecież jest około północy. Jednak jedna łódź była delikatnie przymocowana do molo i bez problemu można by ją ukraść, choć ja wolałem termin "pożyczyć". 
- Płyniecie na tę wyspę, prawda? - Odwróciliśmy się. Przed nami stała staruszka. Widac było, że wie kim jesteśmy lub to czuje. 
- Tak. 
- Musicie wiedzieć, że jestem tym kim wy. Dwa pokolenia temu szkoliłam się w obozie. Jestem córką Demeter. Ta wyspa pojawia się tutaj od pół roku. Wielu herosów, w tym mój syn wyruszyło na obchód, jednak żaden nie powrócił. Musicie uważać. Czyimi jesteście dziećmi?
- Ja i Tony jesteśmy synami Hefajstosa. Annabeth i Clara to córki Ateny. Sielena jest dzieckiem Afrodyty. Natomiast Thalia, Nico i Percy...
- Percy i Annabeth? To oni pokonali Kronosa?
- Tak. 
- Czyli Thalia, Nico i Perseusz są dziećmi wielkiej trójki?
- No właśnie o to mi chodziło. - Powiedział Charlie.
- Widzę, że jesteście silni. Niech Bogowie mają Was w swojej opiece. Powodzenia młodzi herosi. 
- Dziękujemy za ostrzeżenie. - Powiedzieliśmy, po czym staruszka znikneła.
- Czy wam też się wydaję, że to było mega dziwne? 
- Tak. Ta babcia wydaje się podejrzana, pokręcona i trochę nienormalna. 
- Trafne ujęcie. 
- Lepiej już wyruszajmy. Nie mam ochoty tracić wspaniałych wakacji na jakiejś magicznej wyspie, na której znikają ludzie. - Powiedziała Annabeth z nutą irytacji w głosie. 
- Ann ma rację. Lepiej już płyńmy.

___________________________________________________

No kochani moi. Już skończyłam i wyrobiła się z rozdziałem punktualnie. 
Mam nadzieję, że się wam spodobał.
Teraz chciałabym obgadać z wami pewną sprawę. Na paskach bocznych bloga (wygląd nadal czeka na szablon), a dokładniej na lewym pasku pojawił się pewien napis. Zastrzegam sobie prawa autorskie....Dlaczego? Co mnie do tego doprowadziło?
Otóż wszystko, co pojawiło się w moim opowiadaniu (nie zważając na to, że jest to moje "alternatywne zakończenie" serii PJ) jest tylko moim pomysłem czyli np. misje, sny, przepowiednie (oprócz tej o wielkiej siódemce) ciąża, zaręczyny. Nie życze sobie, by ktoś mi te pomysły kradł na swojego bloga czyli np. sny. Jeśli napotkam, że ktos złamała moją zasadę bez ostrzeżenia będę działała, ponieważ jest to złodziejstwo i kopiowanie, a blogerzy istnieje coś takiego jak regulamin! Droga osoba, która dostałaś ode mnie ostrzeżenie! Lepiej spraw, bym nie musiała działać.
No dobra to teraz zła Dżerr wynocha z mojej osobowości.
Oki. 
Miśki moje bardzo wam dziękuję, za wszelkie komentarze i za te ponad 36 tysięcy *.* odwiedzin bloga. Statystyka z każdym dniem mnie zaskakuje. Jesteście wspaniali i kochani. <3 <3 Kocham Was (a nie rzucam słów na wiatr).
Jest jedna rzecz, o której musicie pamiętać. Nie przepadam, gdy wszystko się układa. Lubie smutne zakończenia :D Czyli jest tak jakby...Cisza przed burzą :D 
Oki. Teraz tak. Niech każdy kto przeczyta zostawi po sobie ślad. To dla mnie ważne. Chociażby jakaś minka, ale bym wiedziała, że czytacie. Pod tym rozdziałem ma być co najmniej 20 komentarzy! Serio. Inaczej nie napiszę kolejnego tak szybko, tylko bede miała meeega urlop. Więc pliska 20 komci :D 
Ściskam Was
Dżerrka :***

czwartek, 19 września 2013

Percabeth story: Rozdział 29 - "Jak mogło do tego dojść?! Niesteś nieodpowiedzialna..."

Hejka. 
Zastanawiam się czemu każdy rozdział zaczynam o słowa "Hejka"
To jest naprawdę jakieś dziwne. 
Na samym początku chciałabym Wam serdecznie podziękować za tak wspaniałe komentarze. 
Gdy czytałam to na mojej twarzy pojawiał się wielki uśmiech i za to wam naprawdę dziękuję.
Ten rozdział chciałabym dedykować jednej osobie.
Jako pierwsza z czytelników do mnie napisała w styczniu i z czasem stała się jedna z moich kochanym przyjaciółek. Nie wiem, czy jeszcze tutaj zagląda, ale i tak dedykuję rozdział WIECE!
DZIĘKUJĘ ZA TO, ŻE JESTEŚ!


Percy

- Jak to? Jak to możliwe? Jakie poronienie? - zapytałem zdenerwowany. Co to wszystko miało znaczyć? Siedziałem sobie tak jak wszyscy w pawilonie jedząc obiad, gdy przybył Hermes, mówiąc, że wzywają mnie na Olimp, ponieważ Annabeth jest bliska poronienia.
- Obecnie znajdowałem się w salonie w domu Ateny wraz z Chejronem. Clarisse, Rachel, Dannym, Panem D. i pozostałymi bogami. 
- Percy, uspokój się. Zatrzymałem poronienie i udało mi się uratować wasze dziecko. 
- Ale jak do tego doszło? - zapytałem patrząc na Clarę, która najwidoczniej była świadkiem całego zdarzenia. 
- Była bardzo zdenerwowana, płakała. Gdy miałyśmy już wychodzić wywróciła się i zaczęła krwawić. 
- Na co była zdenerwowana? Przez co/kogo płakała?
- Przez Atenę. Dowiedziałyśmy się, że...że...ja i Annabeth jesteśmy bliźniaczkami dwujajowymi. Przez to obydwie zaczęłyśmy się kłócić z matką.
- To twoja wina! To wszystko przez ciebie! Ty śmiesz się nazywać boginią mądrości?! Chyba na głowę upadłaś! Dlaczego nie powiedziałaś dziewczynom całej prawdy? Obiecuję, że jeśli stanie się coś Annabeth lub Elizabeth to pożałujesz! Jesteś żałosna - krzyknąłem patrząc Atenie prosto w oczy.
- Perseuszu nie przeciągaj....
- Nie! - wtrąciła Atena - Posejdonie , on ma rację. Gdybym nie ukrywała prawdy nic by się nie stało. Przepraszam.
- Co rozumiesz za słowem "przepraszam"? Czasem to nie wystarczy. Najczęściej trzeba zapłacić za swoje czyny. Ty zapłacisz w taki sposób, że przez najbliższy czas żadna z dziewczyn nie powie do ciebie
"mamo"!. - Powiedziałem, to jedno, krótkie, ale pełne prawdy zdanie, po czym wyszedłem z pomieszczenia. Postanowiłem pójść do Annabeth i dowiedzieć się, jak się czuje.
           
 Annabeth leżała w tej samej sali, co kilka tygodni temu. Zapukałem do drzwi i wszedłem do środka. W sali na dużym łóżku leżała moja dziewczyna.  Mimo tego, co wydarzyło się zaledwie godzinę
temu, Annabeth była uśmiechnięta.
- Hej Percy - powiedziała spoglądając w moją stronę.
- Hej kochanie, jak się czujesz? - zapytałem siadając obok niej.
 - W sumie dobrze. Wiem, że ty i Clara przy mnie będziecie.
- Tak. Już słyszałem. To naprawdę niezwykłe. Tyle lat byłaś sama, a tu nagle dowiadujesz się, że masz siostrę bliźniaczkę.
- Rzeczywiście. Przynajmniej nie jesteśmy do siebie wrogo nastawione.
- Racja
Nagle do pokoju wszedł Apollo. Zanim szły cztery kobiety niosące dziwną maszynę z kabelkami i monitorem.
- Myślę, że czas na USG. Percy, czy zechcesz towarzyszyć Annabeth?
- Nie zapowiada się groźnie, więc tak. - Usiadłem na krześle, podczas, gdy Ann leżała na łóżku, spoglądając prosto w moje oczy. Bóg posmarował brzuch Annbeth dziwnym płynem, po czym zaczął go "masować
dziwnym urządzeniem".
- Spójrzcie teraz oboje na ekran. Popatrzcie tutaj. Mogę stwierdzić, że wasza córka rozwija się tak szybko, że wygląda na siódmy miesiąc. - Na monitorze było widać małego człowieka. Obraz był czarno biały. W
moich oczach pojawiły się małe krople. To był naprawdę cudowny widok.
- Mam dla was pewne propozycję. Obecnie jesteś na tabletkach maskujących ciąże prawda, Annabeth? Skoro już wszystcy wiedzą o dziecku, to może sprawimy, by twój brzuszek się ujawnił. Co ty na to?
- Spojrzałem na swoją narzeczoną. Ten pomysł ewidentnie jej się podobał i przyznam, że mi również.
- Jestem za - powiedziała Ann.
- W takim razie wypij to. Ten lek sprawi, że twoja ciąża nie będzie dużej ukrywana.

Annabeth

               Razem z Percym postanowiliśmy nie wracać do obozu prosto z Olimpu. Stwierdziłam, że miło by było, gdybyśmy odwiedzili Sally i Paula. 
Percy był zachwycony widząc mnie z dużym brzuszkiem, w którym rozwijała się malutka istotka. Ludzie na ulicy patrzyli na nas z uśmiechem, natomiast inni patrzyli z odrazą myśląc "Tak młodzi ludzie, a już się dziecka spodziewają". My jednak nie przejmowaliśmy się ich zdaniem. Byliśmy szczęśliwi.
               Weszliśmy do kamienicy, w której mieszkała mama Percy'ego wraz z mężem. Zapukaliśmy do drzwi, po czym weszliśmy do domu.
- Hej mamo! - Krzyknął mój chłopak.
- Percy? Czy to ty? Jak ja się za tobą stęskniłam. - Powiedziała Sally przytulając swojego syna i spoglądając na mnie.
- Ja za tobą też mamo. 
- A więc na pewno nie jesteście tutaj przypadkiem, prawda? - Powiedziała patrząc na mój brzuch.
- Zgadza się. Nie wiem, czy wiesz, ale razem z Ann spodziewamy się dziecka. - Sally był bardzo zdziwiona, ale także zadowolona.
- Macie może ochotę na herbatę i ciastka? Myślę, że musimy porozmawiać.
- Z chęcią. - Powiedziałam. Usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy wszystko opowiadać.
- Nie zaszłabym w ciążę, gdyby nie magiczne prezenty od Posejdona. Jak się okazało będziemy mieć córkę. Już dość dawno wybraliśmy dla niej imię - Elizabeth. Niestety wobec naszego dziecka są poważne wymagania. Zbliża się wojna z Gają i Uranosem. W ciągu jednego miesiąca byliśmy już  na kliku poważnych misjach. Herosi giną lub przechodzą na złą stronę. Istnieje przepowiednia, mówiąca o dziecku dwójki herosów. O dziecku, które ma pokonać Uranosa i pomóc nam uratować świat. To mowa o Elizabeth. Przyznam, że nie koniecznie podoba mi się jej przeznaczenie.
- Dobrze. Wiecie już może, jak będzie wyglądała wasza przyszłość?
- Nie do końca. Znaczy rozmawiałam z Posejdonem i Ateną. Obiecali nam pomóc, ale sądzę, że Atena wycofa się ze swojej obietnicy, ponieważ się pokłóciłyśmy. Jeśli chodzi o mieszkanie. Po drugiej stronie jeziora herosów, przy zatoce Long Island znajduje się dom. Tam będziemy mieszkać. Co do nauki, niestety nie wiem.
- Chyba wiem, jak wam pomóc. W czasie, gdy wy będziecie chodzić na lekcje, bo z tego co wiem, oboje będziecie uczęszczać do tego samego liceum, ja będę do was przychodziła i opiekowała się wnuczką. Później myślę, że sobie poradzicie, jeśli chodzi o pracę. Ty Annabeth chcesz być architektem i jeśli pogodzisz się z matką, to ona ci pomoże. Ty, Percy chcesz pracować tam, gdzie czujesz się najlepiej. Nie bój się prosić ojca o pomoc. - Miły czas spędzony z mamą Percy,ego dobiegł końca, ponieważ Iryfonem zadzwoniła do nas Clarisse informując, że coś się dzieje nie tak w obozie.
- Annabeth, ja wracam do obozu, a ciebie odwiozę na Olimp. Nie ma mowy, abyś w takim stanie i w tym momencie wróciła ze mną do obozu. To zbyt niebezpieczne. - Nie miałam żadnego wyjścia. Musiałam się
zgodzić.

Percy

               To, co działo się w obozie było naprawdę nieprawdopodobne. Nie atakowała nas armia, lecz...Ares. Co on sobie wyobrażał?!
- Tato, co ty wyprawiasz? - Krzyczała Clarisse, leżąc na ziemi i opatrując sobie ranę. Wielu herosów leżało na ziemi, wogóle się nie ruszając. To był naprawdę okropny widok.
- Jesteście żałośni.   Pomyślcie. Myślicie, że jesteście tacy silni? Mylicie się. Zobaczcie. Jestem sam, a kilku z was już zginęło próbując się bronić. Pomyślcie, co będzie, gdy dojdzie do wojny? Gaja i Uranos  wygrają. Takie jest przeznaczenie.
- Dlaczego nas atakujesz? - spytałem patrząc bogowi w oczy.
- Bo ten świat wcale nie ma sensu. Tylko Zeus, Hades i Posejdon mają władzę. A ja...nic. Jedyne  co mam na Olimpie, który tak naprawdę, nic nie znaczy. Gaja mnie odwiedziła. Obiecała prawdziwą władzę.
Pomyślałem "czemu nie". Jest jednak pewien warunek - Muszę was zniszczyć. Przez okres póki ona się do końca nie obudzi, niestety jestem śmiertelny, ale to i tak nie zmieni faktu, że was pozabijam.
 - Myślisz, że Gaja naprawdę da ci władzę? Mylisz się! Jesteś zdrajcą. Zdradziłeś swoją rodzinę tylko dla władzy. Jesteś naprawdę żałosny.
- Jak śmiesz się do mnie odzywać nędzny, śmiertelny robaku. - Ares chwycił miecz i natarł na mnie z całej siły. Przyznam, że bardzo trudno jest unikać ataków Boga wojny. Chwyciłem swój długopis, który
po chwili zmienił się w Orkan. Najlepszą obroną jest atak. Próbowałem walczyć, ale czułem, że przegrywam. Od śmierci dzieliły mnie zaledwie centymetry. Jednak postanowiłem się nie poddawać. Szybko natarłem na Aresa, co najwidoczniej było dla niego dużym zaskoczeniem. Walczyłem jako jedyny, gdy reszta bandażowała swoje rany i patrzyła się na to, co robię. Powoli zacząłem tracić siły. To okropne uczucie
wiedzieć, że za chwiĺę znajdziesz się w Hadesie przed sądem ostatecznym. Nagle nad głową Boga pojawił się złoty sztylet, który zaczął go atakować.  Nikt nie wiedział co się dzieje. Jednak technika, którą nóż atakował wroga wydawała mi się bardzo znajoma. Zamiast sterczeć i patrzeć, postanowiłem pomóc Annabeth, która walczyła w swojej magicznej bejsbolówce, dzięki której była niewidzialna. Byłem
na nią trochę zdenerwowany, ale stwierdziłem, że to nie czas i miejsce, by o tym myśleć.
Walka była masakrycznie trudna. Po dziesięciu minutach kilku herosów postanowiło nam pomóc. W końcu udało nam się powstrzymać Aresa, ale tylko dzięki Zeusowi, który strzelił w swego syna piorunem, zabijając
go na śmierć. Dzieci Aresa nie wiedziały jak mają się zachować. Czy z powodu ojca wszyscy będą spostrzegać ich jako zdrajców?
- Annabeth - powiedziałem chowając orkan do kieszeni spodni. - Prosiłem, żebyś została na Olimpie. Nie możesz walczyć w takim stanie.
- Wiem, Percy. Wybacz. Po prostu mam dość tego, że nic nie mogę robić.
- Wiem kochanie. Musisz jednak dbać o siebie i Elizabeth.
- Dobrze
               Dalsza część dnia była równie męcząca co jego początek. Odbył się ostry trening, a zaraz po nim wyścig kajaków. Tak naprawdę marzyłem tylko o jednym. - Gorącym prysznicu, jajecznicy oraz ciepłym
łóżku z Annabeth obok. W dzisiejszy dzień włożyłem mnóstwo wysiłku. Po wygranych wyścigach razem z Annabeth i Clarisse zostaliśmy wezwani do wielkiego domu. W środku czekali na nas instruktorzy oraz Hermes, który miał wszystko przekazać na Olimpie pozostałym Bogom.
- Musimy wiedzieć co dokładnie się stało? Dzieją się dziwne i niewiarygodne rzeczy. Dzisiejszego popołudnia zginęło czterech herosów, a dziewięciu jest w stanie krytycznym. Kto mi powie co się
tutaj wydarzyło? - zapytał Pan D. Od czasu balu, który został dla niego przygotowany, zmienił się. Pamięta nasze imiona i interesuje się obozem. Ten Dionizos jest zdecydowanie lepszy od poprzedniego. - Clarisse? Może ty mi powiesz co się tutaj wydarzyło? - Córka Aresa wyglądała na wystraszoną.
- Ja...ja nie mogę. Ares. Zaatakował nas ojciec.  On był zdrajcą. Teraz my też jesteśmy. - powiedziała dziewczyna jąkając się.
- Nie, Clarisse. Wy nie jesteście zdrajcami. To, że Ares przeszedł na złą stronę, wcale nie oznacza, że wy też musicie. - Powiedziała Ann przytulając dziewczynę.
- Dzięki Annabeth.
- Kogo straciliśmy? - zapytałem Chejrona.
- Nastazię od Afrodyty, Mie od Hekate, Alexa od Aresa oraz Patt od od Hermesa. - W myślach wyliczałem straty. Nastazia czarowała innych swoją mową, była jedyną córką Afrodyty, która to potrafiła. Mia była
świetną czarodziejką. Jej posługiwanie się magią Hekate było mistrzowskie. Alex umiał zabijać kilku wrogów jednocześnie. Był zastępcą Clarisse. A Patt? Dziewczyna była bardzo szybka i świetnie odwracała uwagę przeciwników.
- Straty są poważne. Każdy z nich był na swój sposób wyjątkowy. Jestem pewny, że nie zginęli, ponieważ się bronili. Atak na obóz był tylko po to, by zabić właśnie ich.
- Wyjąłeś mi to z ust, Percy. - Powiedziała Annabeth z powagą w głosie.
- Nie możemy już nic zrobić. Wojna zbliża się wielkimi krokami. Pozostaje nam tylko czekać na narodziny Elizabeth. Po kolacji odbędzie się spalanie całunów. Następnie przenosicie się do waszego domu. Tutaj nie jesteście bezpieczni.
- A co z tymi rannymi? Oni też prawie zginęli. Też byli ważni, prawda?
- Tak. Obecnie znajdują się w pawilonie szpitalnym.
- U nas jest bezpiecznie. Przeteleportujcie ich do nas. Tam nikt ich nie będzie atakował, a obóz będzie bezpieczny. - Powiedziałem.
- Percy ma rację. To świetny pomysł.
- No dobrze. W takim razie niech tak będzie. Pomieścicie się? - zapytał.
- Myślę, że z tym nie będzie problemu. - Powiedziała Annabeth.

                   O godzinie dziewiętnastej była kolacja, a zaraz później przyszedł czas na ognisko i spalanie całunów. Wszyscy ze smutnymi minami kierowali się w stronę obozowego teatru. Na samym przodzie, w
miejscu, gdzie wszystko było widoczne znajdowały się cztery stojaki, na których leżały całuny. Na jednym wyszyty był mały obrazek przedstawiający błyszczące nutki i napis "Nastazia". Na drugim, obrazek przedstawiał złote iskry, z których układał się napis "Mia". Na trzecim były wypisane wszystkie wspomnienia związane z Patt, a na czwartym były wychawtowane dwa miecze i napis "Alex". Właśnie teraz nadszedł czas, by pożegnać czwórkę wspaniałych herosów.
- Dzisiejszego popołudnia straciliśmy wspaniałych wojowników. Po naszych policzkach płyną łzy symbolizujące smutek i rozpacz. Jednak czeka ich nowe, być może lepsze życie w Elizjum. Nie ma co się smucić. Ich duchy są z nami i będą nas wspierać podczas wojny. - Powiedział Daniel, po czym spryskał całuny olejem oliwnym i podpalił. Zapadła cisza, a z naszych oczu uwalniały sie ostatnie krople łez.
                 Znów zebranie w wielkim domu. Chyba tej nocy nie uda mi się zasnąć. Tym razem towarzyszyli mi herosi z wybranej siódemki.
- Bogowie doszli do wniosku, że potrzebne są wam wakacje, dlatego wysyłają was na obowiązkowy wypoczynek do...Grecji. Waszym zadaniem jest zagłębienie się w naszą religię i kulturę. Wyruszacie, za
tydzień, a teraz idźcie odpoczywać. Annabeth i Percy, wy wracacie do swojego domu. W obozie meldujecie się dopiero za tydzień.
____________________________
Oki. Chciałam napisać dłuższy rozdział, ale niestety nie mogę, ponieważ wyjeżdżam na biwak  było mało czasu. Przyznam, że nie czuję tego rozdziału :( Nie podoba mi się :( Jednak to wy decydujecie :D 
Liczę na komentarze. 
Chciałabym pozdrowić Mroczną i zaprosić was na jej bloga o Percabeth. Mnie się spodobał. Trafiłam na niego przypadkiem. Także serdecznie zapraszam i polecam! Kliknij Tutaj - Blog Mrocznej
No i jeszcze zapraszam tutaj:
Stronka na temat bloga i o mnie na facebooku, gdzie często są nowe wiadomości dotyczące tego bloga KLIK
I serdecznie zapraszam na fanpage o Percym Jacksonie, gdzie jestem razem z Merr właścicielką stronki :D Ja jestem tam już od bardzo dawna. Masz ADHD i dysleksję? Nie martw się nie jesteś debilem tylko herosem
Chciałabym widzieć co najmniej 16 komentarzy :D
Co do wyglądu bloga to.......nadal czekam na szablon :D
Ściskam i całuję
Dżerrka

środa, 11 września 2013

Percabeth story: Rozdział 28 - "Tragedia. Jeden istny koszmar".... "Nienawidzę ciebie i ojca!"

Hjecia!

Także powracam do Was z rozdziałem 28. Już bardzo dawno planowałam zrobić to, co wydarzy się właśnie teraz. Rozdział pisany jest z punktu widzenia trzech osób i nie ma w tym Annabeth.
Wiem - dziwne, bo ostatnio prawie każdy rozdział był pisany z punktu widzenia córki Ateny.
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba i chyba jest troszkę dłuższy niż kilka poprzednich, prawda?
Chciałabym abyście przeczytali notkę pod rozdziałem i pamiętali, że nie mam speeda w rękach a dziennie czas przed komputerem mam ograniczony do jednej godziny.
 Proszę o komentarze


Thalia

               To wszystko co się wydarzyło...tragedia. Jeden istny koszmar. Piekło. Tartar. Co ja najlepszego wyprawiam? Ehh...głupoty. 
1. Chciałam się zabić. 
2. Całowałam się z Nico.
3. Przecież my nawet nie jesteśmy razem. 
To, co wydarzyło się dziesięć minut temu, tak naprawdę nic nie znaczyło. Wiedziałam to ja i wiedział to Syn Hadesa. Pozostaje jedno pytanie. Dlaczego go pocałowałam? Odpowiedź jest dość prosta. Działałam pod wpływem emocji. W moich żyłach płynęła adrenalina. Potrzeba czułości.
Obecnie siedziałam w obozie przy Pięści Zeusa, razem z Nico. Chyba po raz pierwszy normalnie z nim rozmawiałam. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że jest dość dziwny. Chyba się myliłam. 
- Zachowałaś się jak totalna pesymistka. Chciałaś si zabić bo co? Bo twój chłoptaś nie żyję? Pomyśl. Czy ja się zabiłem, gdy dowiedziałem się, że Sandy jest zdrajczynią? Nie! Czy płakałem? Nie! A wiesz dlaczego? Bo jestem twardy! Bo jestem synem Hadesa! Dzieckiem Boga wielkiej trójki! Ty, ja, Percy! Nie możemy okazywać słabości. A już szczególnie ty. Jesteś córką Zeusa i łowczynią Artemidy. Pokaż, że jesteś twarda! Zainponuj innym herosom. Niech się ciebie boją. Niech mają do ciebie szacunek. Pokaż, że jesteś silna.
- Jestem silna! - powiedziałam zdenerwowana. Nie sądziłam, że kiedyś usłyszę taką reprymendę.
- Udowodnij to! Póki co nie widać. Spójrz na swoje życie z zupełnie innej strony. Każdy dzień cię czegoś uczy. Każdy błąd jest naszą lekcją. Ty się obwiniasz, ale o co? O to, że pokłóciłaś się z Luckiem i nie zdążyłaś powiedzieć mu "Kocham Cię"? Jeśli tak, to jesteś totalną pesymistką. Życie sprawia, że upadamy, ale to od nas zależy czy się podniesiemy.
- Po co mam żyć, jeśli nie mam  żadnego celu?
- Nie wierzę w to! Na pewno masz kogoś dla kogo warto żyć. To jest twój cel.
- A ty? Po co żyjesz? Jaki ty masz cel? - zapytałam dociekliwie.  Przekazanie potomstwu wszystkiego, co wiem. Moim celem jest zostanie wspaniałym ojcem i mężem.
- Jaki filozof - Powiedziałam rzucając kamieniem w najbliższe drzewo. Ten chłopak zaczynał mnie mocno irytować.
- Thalia, ile ty masz tak właściwie lat? - zapytał, choć spodziewałam się kolejnej reprymendy.
- Wyglądam na siedemnaście, ale gdyby nie to, że przez kilka lat byłam sosną i jestem niestarzejąca się łowczynią, to miałabym dwadzieścia parę, a co?
- Nic. - Uff. Żadnego głupiego komentarza. Bogowie, dzięki! - Zachowałaś się jak trzynastolatka. - A jednak. Nie chwal dnia, przed zachodem słońca.
- Dzięki za rady. Będę już szła. Jestem zmęczona. - Powiedziałam, po czym ruszyłam  w stronę domku Zeusa. Nienawidziłam tego miejsca. Białe, zimne ściany i wielki posąg ojca przyprawiały mnie o dreszcze. Gdy weszłam do środka dostałam niezłego szoku. Przede mną stał Zeus wraz z Herą i Artemidą.
- Dłużej nie mogłaś rozmawiać z Synem Hadesa? - zapytała żona mojego ojca sarkastycznie. Bogowie! Jak ja jej nienawidziłam. Zresztą nie tylko ja.
- Nie twój interes - powiedziałam przechodząc obok niej i "przypadkowo" szturchając ją łokciem.
- Gdzie twoje maniery? Jak śmiesz mnie dotykać?!
- Przestań marudzić, bo mi się nie dobrze robi. Najlepiej wyjdź z mojego domku i idź popasać krowy. - W oczach Hery widziałam gniew. Bogini mnie nienawidziła. Jestem pewna, że gdyby tylko mogła, na pewno strzeliła by we mnie piorunem.
- Dość! - powiedział Zeus. - Hero. Jeśli możesz to wyjdź i poczekaj na mnie na Olimpie. A ty Thalio wyjaśnij mi, co chciałaś zrobić dzisiejszej nocy.
- Nie twój interes. - odpowiedziałam kładąc się do łóżka.
- Słucham? - zapytał poirytowany.
- Głuchy jesteś? Mówię, że nie twój interes.
- Chciałaś popełnić samobójstwo. Dlaczego? Czo ty sobie wyobrażasz?!
- Dobranoc.
- Jak ty się wyrażasz?!
- A co cię to obchodzi? Dopiero teraz sobie o córce przypomniałeś? Uwierz mi. Jesteś najgorszym ojcem na świecie. Nienawidzę być twoją córką. - Te słowa powiedziałam patrząc prosto w oczy Zeusa. Chciałam, by zrozumiał, że nigdy więcej nie chcę go widzieć.

Percy 

               Podziemia. Styks. Łódź. Charon. Tak jak zawsze byłem obserwatorem swojego własnego, proroczego snu. Jednak tym razem wydawał się on taki...żywy, prawdziwy. 
Wsiadłem na pokład, z kieszeni spodni wyjąłem kilka złotych drachm i podałem je Charonowi. Po chwili dobiłem do brzegu tuż przy zamku Persefony i Hadesa. Ewidentnie w całym pałacu jest jakieś zamieszanie. Powoli wszedłem do zamku. Szedłem w głąb korytarza, gdy nagle przede mną pojawił się Ceber.
- Bez obaw. - powiedział znany mi głos. Odwróciłem się. Był to Nico. 
- Co ty tutaj robisz? - zapytałem zaskoczony jego obecnością. 
- To samo co ty. Śnie sobie. Wygląda na to, że ktoś chciał byśmy byli tutaj razem.
- Na to wygląda. 
               Doszliśmy do wielkich, czarnych drzwi z drewna bukowego, które szybko się otworzyły, zachęcając nas, by wejść do środka. 
W pomieszczeniu pełno było duchów, które krzyczały coś w podobie "tak" lub 'nie". Na samym środku sali, znajdował się wysoki, mosiężny tron, na którym siedział Hades. Ku mojemu zdziwieniu po prawej stronie, wśród duchów znajdowała Clara z Annabeth. Z każdą sekundą ten sen stawał się coraz bardziej dziwny. 
- O co tu chodzi? - zapytałem Annabeth siadając tuż obok niej. 
- Nie wiem. Próbowałam się obudzić, ale coś mi się nie udało. 
Nagle zapadła cisza.
- Wprowadźcie ją - powiedział Hades wstając ze swojego krzesła. Do sali weszła niewysoka, bardzo młoda dziewczyna o długich, czarnych włosach, na których znajdował się perłowy wianek - oznaka łowczyń. Wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętaliśmy. Nic się nie zestarzała. Nico, aż wstał, ponieważ nie mógł uwierzyć w to, co widzi. To była jego siostra. Bianca Di Angelo. 
- Witaj ojcze - powiedziała oddając mu pokłon, na co Bóg odpowiedział uśmiechem.
- Jesteśmy tutaj wszyscy, by się naradzić.  Chodzi o ciebie Bianco. Według niektórych Bogów będziesz potrzebna wśród żywych, by walczyć z Gają i Uranosem. Inni zaś twierdzą, że twoje miejsce jest tutaj. Jednak to nie ja będę sędzią dzisiejszej rozprawy. Nie ja, lecz oni - powiedział Władca Podziemia zwracając się w naszą stronę. -  Najlepsi herosi. To oni zdecydują, czy twoja pomoc przyda się w obozie. Jednak ich głos nie jest ostateczny. To duchy innych herosów również podejmują decyzję. Daje wam dziesięć minut na wszelkie zastanowienia.
Wszystkie duchy pisały coś na małych karteczkach. My oczywiście nie musieliśmy nawet uzgadniać. Od razu wiedzieliśmy, że Bianca nie może, lecz musi wrócić do obozu.
Po około siedmiu minutach, dwóch sługusów Hadesa podliczało głosy.
- 160:160. Złożyło się równo. Decydujący głos!- wykrzyczał Hades wskazując palcem prosto na mnie.
- Bianca Di Angelo wraca do obozu i do łowczyń. Tam jest jej dom i tam jest jej miejsce. - Odpowiedziałem przywódczym tonem, który się włączał tylko w takich sytuacjach.
Połowa duchów radowała się, a reszta klneła coś pod nosem. Bianca biegła w naszą stronę, patrząc tylko na swojego młodszego (choć teraz wyglądał na starszego) brata. Mój sen powoli zaczął się rozmazywać, a ja wróciłem do słodkiej i nic nie znaczącej ciemności.
              Obudziłem się około godziny siódmej. Annabeth już nie spała. Stała naprzeciw szafy i wybierała ubrania.
- Hej kochanie - powiedziałem podchodząc do niej i dając całusa w policzek.
- Hejka. Musimy szybko się szykować, ponieważ mam dziwne przeczucie, że ktoś na nas czeka nad jeziorem.
- Okej. To ja idę pod prysznic - odpowiedziałem kierując się w stronę łazienki, gdy nagle Annabeth mnie zatrzymała.
- O nie misiu. Dzisiaj ja idę pierwsza.
- A co powiesz na wspólną kąpiel? - zapytałem śmiesznie poruszając brwiami, na co Ann parsknęła śmiechem.
- Hmm...no dobrze - powiedziała po czym wziąłem ją na ręce i ruszyłem do łazienki.
               Romantyczny, słodki, rozkoszny poranek. Tego nam brakowało przez ostatnie tygodnie. Jest już koniec lipca. Kto by pomyślał, że ten czas tak szybko leci?
Razem z Annabeth szliśmy w stronę jeziora. Oboje zastanawialiśmy się, czy to, co wydarzyło się w naszym śnie, już się odbyło, czy dopiero wydarzy?
Jednak nasze wszelkie rozmyślenia rozwiał widok Bianci rozmawiającej z Clarą i Nico. Była uśmiechnięta i szczęśliwa.
- Annabeth, Percy! - krzyknęła, dostrzegając nas z oddali. - Chodźcie szybko, muszę wam coś powiedzieć!
- Słuchamy - powiedziałem, gdy podbiegliśmy bliżej.
- Nie wyszłam z Elizjum tylko dzięki wam. Gdy zginął Luke w Podziemiach udał się do mojego ojca. Powiedział, że jest ofiarą, a to znaczy, że umarł, by ktoś mógł wrócić do świata żywych. Razem z Hadesem wybrali mnie. Później pojawiliście się wy. Tak powróciłam do świata żywych. Dziękuję.
- Naprawdę nie masz za co.
              Jeszcze przez pewien czas siedzieliśmy i rozmawialiśmy z Biancą. Jednak późniejsze obowiązki wzywały.
Wszyscy byli mocno zaskoczeni, gdy zobaczyli córkę Hadesa. Jednak widać, było, że Chejron, Pan D., Danny i reszta instruktorów są z tego powodu naprawdę dumni.
- Herosi! Jak zauważyliście powróciła do nas heroska. Ci, którzy jeszcze jej nie znają mają szansę poznać teraz. Jest to łowczyni Artemidy. Córka Boga Podziemia, starsza siostra Nica Di Angelo - Bianca. Fata sprawiło, że jej życie potoczyło się w Elizjum, ale powróciła. Jesteśmy z tego powodu zadowoleni. Podaję do wiadomości plan dnia:
8.00 - 9.00 - śniadanie
9.00-10.00 - sprzątanie w domkach
10.00 - 10.30 - inspekcja
11.00 - bitwa o sztandar
13.00 - Zawody treningowe "Kto pierwszy, ten królem". Do godziny 11.00 zgłaszacie reprezentantów, którzy wezmą udział w zawodach. Może być tylko jedna osoba z domku.
15.00 - obiad
16.00 wyścigi kajaków
18.00 - trening łucznicy i szermierski
19.00 - kolacja, a dalej czas wolny. Jak widzicie plan zmienił się diametralnie. Od dzisiaj będziemy trenować po kilka godzin. Dlaczego? Nie mam zamiaru kłamać. Bogowie chcą przemilczeć tę kwestię, lecz  prędzej, czy później wy i tak się wszystkiego dowiecie. Zbliża się wojna herosi. Będziemy walczyć. Tym razem jednak nie przeciw Kronosowi. Mamy do pokonania dwójkę stworzycieli - Uranosa i Gaję. To chyba koniec ogłoszeń. Smacznego. - Powiedział Pan D. To było dość dziwne. On nigdy nic nie ogłaszał. Przeważnie robił to Chejron.
               Bitwę o sztandar jak zawsze wygraliśmy. Teraz przyszedł czas na coś, czego nigdy nie robiliśmy. Zupełnie coś nowego - zawody. Oczywiście domek Posejdona reprezentowałem ja. Annabeth bardzo chciała wziąć udział w treningu, ale nie dopuszczono jej z powodu ciąży.
Cała rywalizacja tak naprawdę toczyła się między mną, Mattem - reprezentantem Ateny, Clarisse i Tonym. Nasz tor wyglądał miej więcej tak: ścianka wspinaczkowa, zbiornik pełen gorącej wody, strzelanie z łuków, przepłynięcie kajakiem na mała wysepkę po środku jeziora, na której mieliśmy odnaleźć flagę i z powrotem wrócić do obozu. Kto wróci pierwszy ten wygrywa. Jak zawsze zamierzałem wygrać.
- Start! - krzyknął Chejron. Szybko rzuciliśmy się w stronę ścianki wspinaczkowej. Pozostali herosi dopingowali nas, głośno krzycząc i bijąc brawa.
Pierwsza stacja. Pokonałem ją jako pierwszy, a to oznacza, że  bez problemu. Jednak powoli zaczął doganiać mnie Matt. O nie! Nie pozwolę by wygrał. Szybko pokonałem kolejne przeszkody, aż w końcu dotarłem do swojego kajaka. Nikt nie zabronił mi korzystania z moich mocy panowania nad wodą, także....to dało mi dużą przewagę i....wygrałem. Gdy wróciłem do obozu nigdzie nie widziałem Annabeth. Chejron powiedział, że została wezwana do matki na Olimp. Pozostało mi tylko czekać.

Clara

               Percy wygrał zawody i tak naprawdę nie jest to nic nowego. Gdy tylko wróciłam, nauczyciel szermierki - Danny, powiedział mi, że Atena oczekuje mnie u siebie.  Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i poprosiłam naszego obozowego strażnika o podwózkę na Olimp. 
               Z domu mojej matki dochodziły krzyki. Ewidentnie był to głos Ateny i Annabeth. Miałam dziwne wrażenie, jakby to już się wydarzyło. Wszystko działo się identycznie, jak w moim śnie. To było troche przerażające. 
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?! Dlaczego to przede mną ukrywałaś?! Nienawidzę Cię! Ciebie i ojca! Nie chcę Was znać! - Dochodził krzyk Annabeth. To musiało być naprawdę coś poważnego. Weszłam do pokoju, by móc wszystko dokładnie widzieć i schowałam się za wysoką szafą z malowanego drewna bukowego. Spojrzałam na Annabeth. Dziewczyna była cała zalana łzami. 
- Jak możesz tak mówić?! 
- Normalnie. Przez całe życie mnie okłamywałaś! Ukrywałaś prawdę! Dlaczego dopiero teraz ją ściągnęłaś? Czemu nie zrobiłaś tego zaraz po tym, jak przybyłam do obozu?! Jestem pewna, że Clara też cię znienawidzi! 
- Nie mów tak! - krzyknęła Atena, po czym uderzyła Annabeth prosto w policzek. 
- Co tutaj się dzieję? O co tutaj chodzi? Za co mam cię znienawidzić? - Zapytałam wychodząc z ukrycia. 
- Otóż już ci wytłumaczę. Zastanawiałaś się kiedyś, gdzie jest twoja rodzina? Czy masz jakiekolwiek rodzeństwo? 
- Wiele razy
- Ja już poznałam odpowiedź na to pytanie. Masz ojca, macochę i dwóch przyrodnich braci mieszkających w San Francisco. - Już wiedziałam co będzie dalej. Do oczu wzbierały mi się łzy, ale jednak pozwoliłam jej dalej mówić. - Masz nawet siostrę bliźniaczkę, ale dwujajową, również heroskę, która trafiła do obozu w wieku siedmiu lat. Przez cały czas obydwie byłyśmy okłamywane. Nikt nam nie powiedział, że jesteśmy siostrami biologicznymi.
- Wiesz, Ateno, Annabeth miała rację. Po poznaniu prawdy z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że cię nienawidzę. 
- Auuuu! - Krzyknęła Annabeth upadając na ziemię po której zaczęła płynąć krew. 
- Szybko wezwij Apolla, zanim dojdzie do poronienia! - Krzyknęła Atena. 

_______________________________________

Oki doki. Tak więc kto z Was przypuszcał, że Annabeth i Clara są siostrami bliźniaczkami? 
Planowałam to zrobić od dawna.
No rozdział starałam się zrobić dłuższy.
Pojawił się wcześnie, ponieważ w piątek wyjeżdżam na weekend do Skierniewic na wesele wujka. Także kolejny rozdział w następny piatek pod warunkiem, że będzie 

15 komentarzy.

Wygląd bloga w zmianie ponieważ czekam na szablon z szabloniarni :D 
Sorka za błędy w notce, ale spieszę się :D
Dziękuję za 32 tysiące odwiedzin bloga :D
Jesteście kochani :D 
Dżerrka
 




sobota, 7 września 2013

Czuje się już lepiej...ale jeszcze...

Hejcia kochani bogowie tęsknie.
Cóż....byłam chora, ale jest juz lepiej. 
Jednak teraz nie dam rady dodać rozdziału. Pojawi się on w piątek oki? 
Obiecuję, że będzie zdecydowanie dłuższy niż  poprzednie. 
Jednak jeszcze nie jest gotowy. Musze go dobracować. Chcę by był perfekcyjny. 
Poczekajcie do piatku. Obiecuję, że będziecie zadowoleni. :)
Dżerr
Wygląd bloga nadal nie jest ostatecznie zmieniony. Czekam na szablon bądź baner od kolegi z klasy. Musze jeszcze znaleźć kogoś, kto ładny wygląd zrobi :)

poniedziałek, 2 września 2013

Heej. Tu blogerka Niuniaa...=)

Cześć ! Jestem Julie i pisze za Dżerkę. Pisze za nią ponieważ stało się coś okropnego. Dżerka ma chory wyrostek i nie jest w stanie napisać. Mamy nadzieję ,że będzie w formię i już nie długo pojawi się następny rozdział ;-) Życzmy jej wszyscy zdrowia ;-)

 W imieniu Dżerki Julie Jackson :*