sobota, 8 lutego 2014

Percabeth Story: Rozdział 39 - "Dzień, na który wszyscy czekali. Annabeth, Percy i Elizabeth Jackson...jednak nie wszystko jest jak z bajki, gdy do akcji wkracza Gaja..."


Clarisse


               Z każdym dniem było nas coraz mniej. Każde dziecko Aresa codziennie popełniało najgorszy błąd - zabijało samo siebie. Czy to, co się teraz dzieję, ma jakiś związek z tym, że nasz ojciec był zdrajcą? Dlaczego nikt z mojego rodzeństwa nie chce rozmawiać? Przecież jestem tą samą Clarisse, tylko z nowymi obowiązkami, z nowa misją.
Wczorajszego wieczoru podsłuchałam, jak moja siostra - Amelia, mówiła do lustra w łazience: "Nie będę służyć Gai. Nie jestem zdrajczynią." Następne, co zobaczyłam, to jej śmierć. Chciałam ją powstrzymać, ale niestety nie zdążyłam. Dziewczyna leżała w kałuży własnej, czerwonej krwi. Zrobiła to, co dawniej Sandy - zabiła się ze strachu. Wtedy zaczęłam wszystko rozumieć. To przez nią. Gaja rzuciła przekleństwo na każde dziecko Aresa. Od momentu jej śmierci, każdy z nas będzie się bał i popełni samobójstwo.
Miałam wielką ochotę powiedzieć o swoim odkryciu Annabeth, ale powstrzymywał mnie fakt, że dzisiaj był dla niej bardzo ważny dzień.  W tym momencie była w domku Ateny razem ze swoją matką i przygotowywała się do ceremonii zaślubin.  Percy natomiast znajdował się w domku Posejdona razem z ojcem i matką.  Moim zadaniem była opieka nad Lizzy, co wcale minie przeszkadzało.. Dziewczynka bawiła się w pawilonie jadalnym razem z Driadami i Satyrami. Ubrana była w białe rajstopki i błękitną,  błyszczącą sukienkę. We włosy miała wpięte białe kokardki. Wyglądała bardzo ładnie,  a zarazem delikatnie. Z resztą,  jak każde,  małe dziecko.

Annabeth

            

               Jedno wielkie zamieszanie. Wszystko dotyczące mojej osoby. To fryzura, sukienka, makijaż. Miałam dość.
- Afrodyto zajmiesz się makijażem, dobrze? - Zapytała moja matka. Kto jak kto, ale ona przejmowała się wszystkim najbardziej.
- A czy mogę spojrzeć w lusterko? Zapytałam z nadzieją w głosie. - Siedzę tutaj już trzecią godzinę, a nawet na chwilę nie mogłam się zobaczyć.
- Twój wygląd ma być niespodzianką, choć twoja najpiękniejszą cechą jest rozum. - Powiedziała bogini mądrości, spoglądając mi w oczy. - Jeszcze dziesięć minut i będziesz mogła się zobaczyć.
Ten dzień miał być dla wszystkich piękny, ale osobiście czułam się bardzo dziwnie. Ludzie w obozie giną, a ja się bawię. To nie jest nic wesołego. Niestety, dzisiejszy dzień był długo przygotowywany i nie może zostać odwołany.

- Umalowana. Teraz czas na sukienkę. - Rzekła Afrodyta, ukazując swoje  białe zęby w lekkim uśmiechu. - Posłusznie robiłam to, o co prosiły mnie dwie boginie. Z trudem wciskałam się w białą kieckę, ale w końcu się udało. Po pięciu minutach byłam gotowa.
- Teraz możesz zobaczyć się w lustrze. - Szepnęła moja matka. Stanęłam w wyznaczonym miejscu. Bogini mądrości zdjęła ze zwierciadła złote prześcieradło, a moim oczom ukazała się tak piękna dziewczyna, że aż podskoczyłam z wrażenia. Makijaż był bardzo delikatny. Na powiekach namalowana była cienka, czarna kreska, która optycznie powiększała oko, natomiast rzęsy zostały lekko wydłużone za pomocą tuszu do rzęs. Policzki miałam delikatnie zaróżowione, a usta pomalowane były malinowym błyszczykiem do ust.
Włosy miałam rozpuszczone, ale pokręcone lokówką. Grzywka zaś spięta była białą spinką w kształcie sowy, czyli atrybutu mojej matki. Biała suknia na wzór greckiej togi idealnie leżała na moim lekko opalonym ciele, natomiast buty na lekkim obcasie były zakryte przez sukienkę. Po raz pierwszy śmiało mogłam powiedzieć, że wyglądam pięknie. Przynajmniej tak się czułam.
Nagle w obozie rozległ się dźwięk Konchy, a tym razem oznaczało to, że czas na uroczystość. Powoli zaczynałam się stresować, ale jednocześnie zapominać o wszelkich dotychczasowych nieprzyjemnościach.
- Gotowa? - Zapytała Atena przytulając mnie.
- Tak. - Odpowiedziałam nie będąc pewna swoich słów. Ukradkiem zobaczyłam, że w kącikach jej szarych oczu zbierają się łzy.
- Wyglądasz ślicznie. - Szepnęła mi do ucha, po czym ręką wskazała na drzwi. Już czas. To miał być dzień bez żadnych przeszkód. 

Percy

        


               Stałem  w altanie ubrany w czarny, elegancki garnitur. Za mną stała Hera - bogini małżeństwa, Zeus - ten największy sknera, a jednocześnie "najważniejszy" i Afrodyta - bogini miłości. W pierwszym rzędzie siedziała moja mama z Paulem (śmiertelnicy dostali specjalne zaproszenie, by wejść na teren obozu), Clarisse z Elizabeth, która przez cały dzień była uśmiechnięta oraz Clara z Tonym, Ateną i Tyson'em. W drugim rzędzie zobaczyłem Grovera z Kaliną, która na rękach trzymała małego satyra. To był dzień, w którym nikt nie myślał o nadchodzącej wojnie. Każdy był szczęśliwy i uśmiechnięty. Tak, jak być powinno. 
Nagle dzieciaki od Apolla zaczęły grać na harfach i fortepianach, a goście słysząc muzykę, momentalnie wstali jednocześnie obracając się w tył. W moją stronę powoli kroczyła Annabeth. Wyglądała naprawdę wspaniale. Na jej twarzy zapanował szczery uśmiech. Jestem wielkim szczęściarzem. mając u boku kogoś takiego, jak ona.
Po chwili stanęła przede mną, nadal nie przestając się uśmiechać. Złapałem ją za rękę i razem odwróciliśmy się w stronę bogów. Hera uśmiechnęła się do nas krzywo. Szczerze nienawidzę 


tej bogini. Irytuje mnie samą obecnością, z reszta podobnie, jak córkę Ateny. Oboje za nią nie przepadamy.
 - Zebraliśmy się tutaj, by być świadkami jak syn Posejdona i córka Ateny przysięgają sobie miłość przed całym Olimpem. Percy. - Zwróciła się do mnie. - Powtarzaj za mną słowa przysięgi.  
Cały świat przestał istnieć. Liczyła się tylko ta chwila. Tylko te szare, wspaniałe, prawdziwe oczy.
- Ja, Perseusz, przysięgam tobie, córko Ateny miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Obiecuję strzec cię przed wszelkim niebezpieczeństwem. Przyrzekam na Olimp i na Styks.
- Ja Annabeth, przysięgam tobie, synu Posejdona miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci. Obiecuję zawsze ci pomagać i być przy tobie w momentach, gdy będziesz mnie najbardziej potrzebowała. Przyrzekam na Olimp i na Styks.
Z tacy, którą trzymała Afrodyta wzięliśmy po jednej obrączce, na której po grecku wygrawerowany był cytat: "Miłość jest najlepszym drogowskazem herosa."
Spojrzałem w szare oczy córki Ateny. Lekko się nachyliłem i złączyłem nasze wargi w delikatnym pocałunku. Po chwili wszyscy zaczęli bić brawa. Lizzy zeskoczyła ze swojego miejsca i wbiegła prosto w nasze objęcia.
- Kocham Was. - Powiedziała cichutko. To była jedna z najwspanialszych chwil.
Następnie dobyło się przyjęcie, pierwszy taniec i łzy wzruszenia gości. Najbardziej łzy wypływały z oczy Ateny i mojej mamy. Wszystko było naprawdę wspaniałe, aż do pewnego momentu.
Po północy rozległ się krzyk jednej z córek Afrodyty. Przed blondynką w kałuży czerwonej mazi leżała jedna z córek Aresa. Kolejne samobójstwo. Dzieci boga wojny...w tym monecie zostało ich zaledwie sześcioro.
- Spokojnie. Tutaj nic się nie dzieję. Wszystko jest w porządku.- Mówił Chejron starając się uratować sytuację. Średnio mu się to udawało.
Do ciała dziewczyny szybko podbiegła Thalia wraz z Nico. Chwilowo nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Dziewczyna miała na sobie SPÓDNICZKĘ. Widać miłość dobrze na nią wpływa. Ze swojej torebki wyciągnęła szary woreczek, z którego na ciało zmarłej wysypała niebieski proszek. Po chwili córka Aresa zaczęła znikać.
Po dwudziestu minutach goście zapomnieli o przykrym wypadku.
- Musimy porozmawiać. - Odwróciłem się. Przede mną i Ann stała Clarisse.

Clarisse

            

               Gdy tylko zobaczyłam, jak lalka barbie  krzyczy na widok ciała mojej siostry, zrozumiałam, że muszę powiedzieć o wszystkim Glonomóżdżkowi i Mądralińskiej. - Musimy pogadać. - Powiedziałam, gdy w końcu udało mi się ich odnaleźć w tłumie gości.
- Co się stało? - Zapytali niemal jednocześnie.
- Wydaję mi się, że wiem, dlaczego dzieci Aresa biorą udział w masowych samojebkach.
- Co masz namyśli? - Spytała Annabeth, siadając przy stoliku.
- Pamiętacie, jak Sandy walczyła z Percym w obozie? Przecież wynik był taki, że ona sama się zabiła. Wydaję mi się, że Gaja mogła posłużyć się magią i rzucić klątwe, na wszystkie dzieci boga wojny. W ten sposób...
- W ten sposób tyle herosów się morduję, a ona ma mniej przeciwników. - Dokończyła córka Ateny. 
- Dobra dziewczyny. To chyba nie jest dobry moment na takie rozmyślanie. - Przerwał Percy. - Clarisse na chwilę zapomnij, że jesteś herosem i zacznij się bawić. Niczym się nie przejmuj. Elizabeth tez tańczy. - Odwróciłam głowę i zobaczyłam dziewczynkę tańczącą z Nico. To był naprawdę zabawny widok.
Odpowiedziałam uśmiechem i zostawiłam ich samych.


Annabeth

               Noc była naprawdę wspaniała. Nie ważne, że były drobne nieporozumienia. Każdy świetnie się bawił. Gdy Clarisse odeszła tańczyć, my również postanowiliśmy pójść w jej ślady. Percy podszedł do naszej córki i poprosił ją o jeden taniec. Dziewczynka z uśmiechem na twarzy, lekko kiwnęła głową,  zgadzając się. Mnie natomiast do tańca poprosił syn Hadesa. 
- A jak układa ci się z Thalią? - Zapytałam z ciekawości. Ostatnio wcale nie rozmawiam z przyjaciółką.
- Wydaję mi się, że bardzo dobrze. Wiadomo, e czasami ma swoje humory, ale kocham ja i wydaję mi się, że ona też coś do mnie czuje. 
- Uwierz mi, że ona naprawdę cię kocha. Wiesz...najpierw była łowczynią i panował zakaz spotykania się z chłopakami. Gdy Artemida zaszła w ciążę i odwołała dawne prawo, Thalia zaczęła spotykać się z Lukiem. Była szczęśliwa, ale teraz jest naprawdę szczerze uśmiechnięta. Ona naprawdę cię kocha.
- Dzięki. Chyba bardzo chciałem to usłyszeć. - Powiedział spuszczając wzrok. 
- Nie ma sprawy. 
- Annabeth? - Odwróciłam się. Za mną stała Thalia. Ubrana była w białą bluzkę w czarne czaszki, czarną ramosekę, czarną skórzaną spódnicę i buty na lekkim obcasie z ćwiekami w kolorze khaki. Wyglądała naprawdę ładnie. Przedtem nie zwróciłam tak na nią uwagi. 
- Masz gościa. - Za plecami dziewczyny stał mężczyzna, kobieta oraz dwóch chłopców. Każdy z nich ubrany był odświętnie.  Był to mój ojciec z rodziną. 
- Córeczko. - Powiedział, próbując mnie przytulić, ale nie udało mu się, gdyż się odsunęłam. 
- Dlaczego tutaj przyjechaliście? Przecież wiem, że nie chcecie mieć ze mną nic wspólnego. To, kim jestem tylko rujnuje waszą idealną rodzinę. - Powiedziałam, mając łzy w oczach. 
- To nie prawda. - Tym razem odezwała się moja macocha. - Jesteś inna, ale wyjątkowa. Wielokrotnie uratowałaś naszą rodzinę. Rodzinę, do której nadal należysz. 
- To dlaczego się tak nie czuję? Jestem przez was odtrącona. 
- Przepraszam, jeśli tak uważasz. - Powiedział mój tata. W tym monecie poczułam, jak ktoś mnie obejmuję. To był Percy. Za rękę trzymał Elizabeth. 
- Mamo, czy to jest mój dziadek? - Zapytała Lizzy. Kucnęłam i spojrzałam jej w oczy. 
- Tak, kochanie. To jest twój dziadek. - Odpowiedziałam delikatnie i niepewnie się uśmiechając. - Tato. - Rzekłam odwracając się w jego stronę. - Jest tutaj ktoś, z kim powinieneś porozmawiać. Napewno jej się tutaj nie spodziewałeś. 
- Dobrze...w takim razie przyprowadź ją. - W jego głosie słychać było niepewność i niezdecydowanie.
Ruszyłam przed siebie. Wydawało mi się, że nadszedł czas, na wyjaśnienie sobie całej prawdy. 
- Claro. - Powiedziałam podchodząc do wysokiej blondynki. - Chciałabym, żebyś kogoś poznała. - Dziewczyna pokazała swoje idealnie białe, równe zęby i ruszyła za mną. Po chwili stanęła ja wryta. 
- Annabeth. - Szepnęła, stojąc przed naszym ojcem. - To nie ma sensu. Przecież on nawet nie wiem, kim ja jestem. 
- Doskonale wiem. - Wtrącił lekko siwy mężczyzna. - Wszędzie rozpoznam te oczy. Tylko Atena, Annabeth i ty takie posiadacie. Jesteś...jesteś moją córką. 
- Córką?! Czy taki ktoś, jak ty może się nazywać ojcem, Fryderyku? Proszę cię, nie żartuj sobie ze mnie. Ojciec nigdy by nie pozwolił, by jego dziecko już od małego było zdatne tylko na siebie. Ojciec stara się o swoich dzieciach wiedzieć wszystko, a ty? Ty nie wiesz o mnie nic! Jak ja mogła się czuć, będąc zupełnie sama? Nigdy nie czułam ciepła rodzinnego. Spójrz na swoich synów,  a na mnie. Oni mają wszystko, a ja nie mam nic. Moją jedyną rodziną są Annabeth, Percy i Lizzy. To właśnie oni wraz z Tonym mnie akceptują, a ty? Gdzie byłeś,  kiedy najbardziej potrzebowałam ojca? Nigdy nie przebaczę ani tobie, ani Atenie. Przez siedemnaście lat byłam dla was wyrzutkiem, ale teraz rola się zmieniła.
- Przepraszam, ale te wasze całe Fata i bitwy to...
- To, co? No słucham. - Zapadła cisza. Po policzkach Clary leciały łzy.  Nikt się nie odzywał. - Tak myślałam. Nie stać cię na nic więcej. Nie chcę cię znać. - Zapłakana odeszła prosto w ramiona swojego chłopaka. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Przecież czułam,  że Clara ma rację.
- Nie przejmuj się. Czasem już tak w życiu bywa. Zobaczysz, jeszcze kiedyś wszystko się ułoży. - Nie odpowiedziałam. Po prostu odeszłam.
Wszyscy wokół tańczyli i świetnie się bawili. Musiałam odetchnąć,  więc zagłębiłam się w las.
Nagle usłyszałam cichy szept. Był delikatny, ale jednocześnie  groźny i mrożący krew w żyłach. Towarzyszył temu mocny wiatr. Po kilku sekundach przede mną pojawiła się postać z liści i ziemi. To była Gaja. Oczy nadal miała zamknięte.
- Córka Ateny. Właśnie ciebie szukałam. Wiem o tobie więcej,  niż ci się wydaję. Dziś rano stwierdziłaś, że się zmieniłaś i chcesz wrócić do starej osobowości. Pragniesz być twarda i odważna. Chcę ci dać szansę na wykazanie się.Tylko ty możesz uratować świat i powstrzymać mnie przed wybudzeniem, ale jest jeden warunek. Musisz złożyć żywą ofiarę. Na oczach wszystkich zabij siebie lub swoją córkę. Chciałaś być odważna, więc możesz się rycerskością wykazać. Pamiętaj, że tylko w ten sposób ocalisz to, na czym najbardziej ci zależy. Jeśli już się zdecydujesz na złożenie ofiary, musi ona zginąć z broni przeklętej... - Głos i wiatr zaczęły ustawać, a ciemna zjawa zniknęła.
Gaja miała rację. Dziś rano obiecałam sobie, że wrócę do starej Annabeth. Jednak w tym zadaniu nie chodzi o moją odwagę, lecz o ocalenie życia. Czy to, że zginie jedna osoba będzie czymś okrutnym? Nie. Gdy dojdzie do wojny, to do świata podziemia przypłynie tysiące dusz. Podjęłam decyzję. Muszę się zabić. To jedyne wyjście.
Pobiegłam szybko do domku Ateny i z szuflady bukowego biurka wyjęłam kartkę papieru oraz długopis. Jeśli mam odejść, to Percy przynajmniej powinien wiedzieć, jaki jest tego powód.
Na śnieżnobiałym papierze napisałam kilka krótkich zdań, po czym chwytając swój sztylet, wróciłam do gości.

Percy

               Noc mijała powoli, ale wspaniale. Annabeth zniknęła, ale po chwili wróciła. Elizabeth powoli zaczęła zasypiać, ale gdy zapytałem, czy chce się położyć w domku Posejdona, to upierała się, że nie. Po raz kolejny tej nocy, poprosiłem swoją żonę do tańca.  Córka Ateny wtuliła swą głowę w moją klatkę  piersiową. Tej chwili nie mogło nic zepsuć. 
- Chciałabym, abyś zawsze był przy Elizabeth. - Powiedziała cicho. Przyznam, że zaskoczyły mnie jej słowa. - Przekaż jej, że zawsze mocno będę ją kochała. - W moją dłoń wsunęła małą karteczkę. Oczy wszystkich skierowane były wprost na nas. Annabeth uśmiechnęła się blado, po czym zrobiła rzecz, która mnie załamała. Nie zdążyłem jej powstrzymać. W sercu córki Ateny znalazł się sztylet, a dziewczyna powoli osunęła się na ziemię. 
- Kocham cię. - Wyszeptała, a jej ciało zamarło w bezruchu.
- Nie! - Krzyknąłem. - Nie! To nie może być prawda! 
- Percy! - W moją stronę podgalopował Chejron. Wszyscy wokół zamarli na widok Ann. Nie mogłem się opanować. Co się właściwie stało? W dłoni poczułem lekko szorstką kartkę. Odwinąłem ją, by móc zobaczyć, co się tam znajduje. Był to krótki list.
"Kochany Percy.
Ostatnimi czasy byłam zupełnie inną Annabeth niż dawniej, a było to spowodowane matczyną miłością, która przepełniła moje serce. Dziś podczas wesela przemówiła do mnie Gaja i powiedziała, że mogę ocalić świat przed jej zagładą. Mam nadzieję, że dotrzyma obietnicy, gdyż warunek - moja śmierć - został spełniony.
Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe, że zostawiłam ciebie i Elizabeth. 
Zawsze będę cię kochać.
Żegnaj.
Twoja Annabeth. "
- Nie! - Krzyknąłem po raz kolejny. Dlaczego Gaja mi to robi? Dlaczego po raz kolejny niszczy moje życie?
- Tato! - Odwróciłem się. W moje ramiona wpadła Elizabeth. Płakała. - Dlaczego mamusia leży i się nie rusza? - Zapytała cichutko. Nie umiałem jej odpowiedzieć. Po raz pierwszy uroniłem łzę złości. Ukradkiem zobaczyłem, że Chejron wstaje. Spojrzałem na niego niepewny.
- Przykro mi, Percy. Annabeth nie żyję. - Po tych słowach wszyscy wybuchli głośnym płaczem, a zwłaszcza Lizzy, Atena i moja mama. 
- Zginęła, by ratować nas wszystkich. - Powiedziałem tak, aby wszyscy mnie usłyszeli. Nie musiałem nikomu tłumaczyć. Szczerze to nawet nie chciałem. Spojrzałem na herosa, który podniósł ciało mojej żony.Nie mogłem wytrzymać tego całego napięcia. Podniosłem Elizabeth i pewnym, wściekłym krokiem ruszyłem w stronę auta. Było tylko jedno miejsce, gdzie mogłem się teraz udać. Dom. Mój dawny dom, ten, w którym się wychowałem.

___________________________________________
No więc rozdział 39 zakończony. Annabeth nie żyje. 
Mam błędy, bo gdzie nie gdzie spacja mi szwankowała i za pewne jest troszkę literówek, ale jestem tego świadoma, ale jednak nawet mój word się wyłącza i szlak mnie trafia. Tak więc skończyłam rozdział, komentarze - dużo. 
Pozdrawiam szeregowego - Merr i spadam na zbiórkę zastępu :D 
Liw miała mi rozdział zrecenzować, ale nie było możliwości wysłania :( 
Także czekam na komentarze, a teraz spadam.
Miłego weekendu.
Dżerrka