niedziela, 23 listopada 2014

Elizabeth Story: Rozdzial 7 - "Od dziś nie jesteś już herosem...żyj jak normalny śmiertelnik, to rozkaz Elizabeth"


              W połowie drogi musieliśmy zmienić kierunek lotu, ponieważ Eveline stwierdziła, że giganci przenieśli się do Las Vegas. Moja kuzynka bardzo często miewała takie "wizje" i jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, dlatego właśnie zarządziłam zmianę kierunku. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego Eveline miewa takie przebłyski różnych sytuacji, ale nawet ona nie znała odpowiedzi na to pytanie. Teraz jednak zastanawiałam się, dlaczego Atena jest więziona w mieście wiecznych imprez i hazardu. Przypomniało mi się, że tata kiedyś opowiadał o Las Vegas, ale za nic nie pamiętałam, o co dokładnie mu chodziło. Na pewno wspominał coś o lotosie, ale to w tym momencie nie było istotne.
               Słońce zaczynało zachodzić, a niebo szybko się ściemniło, dlatego postanowiliśmy zatrzymać się na pobliskiej polanie. Nasze pegazy były zmęczone i głodne, więc odpoczynek był konieczny. Josh i Eveline zajęli się rozpalaniem ogniska i rozkładaniem namiotów, natomiast ja poszłam nakarmić naszych latających towarzyszy. Ze swojego zielonego plecaka z naszywkami przeróżnych zespołów wyjęłam całe opakowanie kostek cukru. Powoli podeszłam do czarnego konia, leżącego na trawie. Na mój widok pegaz zatrząsł swoją czarną grzywą. Usiadłam obok Mrocznego, opierając się o jego śliczne końskie siadło i z ręki podawałam mu kostki cukru.
- Hej córko szefa! - W głowie usłyszałam głos końskiego przyjaciela. - Jak podoba ci się Las Vegas? - Zapytał.
-Co? - Zapytałam zaskoczona. - Przecież nie jesteśmy w Las Vegas. - Oznajmiłam ze śmiechem. Moja dłoń dotknęła grzbietu pegaza i zaczęłam go powoli głaskać.
- Jesteśmy. Tam za krzaczkiem, który służy mi jako mój prywatny kibelek znajduje się znak z napisem Las Vegas. Szczerze to jestem zasmucony. Spodziewałem się wielkich budynków, szampanów i jednocześnie gości w garniturach ze studolarówek. A jak na razie co widzę? Krzaczki, gwiazdy, mój toilet i pola. - Mroczny mówił mi to, przystępując z jednego kopyta na drugie. Zrzuciłam wszystkie kostki cukru na ziemie i pobiegłam sprawdzić, czy to rzeczywiście prawda. A jednak. Mroczny się nie mylił. Byliśmy już w Las Vegas.
Szybko pobiegłam do naszego prowizorycznego obozowiska, by poinformować swoich towarzyszy, że jesteśmy już na miejscu, jednak nie mogłam tego zrobić. Josh i Elizabeth spali, ogrzewając się w cieple ogniska. Nie miałam serca ich budzić, ponieważ żadne z nas nie spało od dwudziestu czterech godzin. Postanowiłam wziąć pierwszą warte. Do ręki chwyciłam latarkę oraz swój sztylet i usiadłam, opierając się o pień brzozy.
Siedząc tak w ciszy, nasuwało mi się tysiące myśli, ale teraz musiałam się skupić na dobrym planie odbicia Ateny. Nie wiedzieliśmy, gdzie może ona być, od czego mamy zacząć, a zwłaszcza, nie mieliśmy żadnej wskazówki. Teraz najbardziej potrzebowaliśmy czasu. Przypomniał mi się wiersz, który przeczytałam w obozowej bibliotece, a dokładniej w księdze nieznanych autorów. Idealnie opisywał naszą sytuację.

Czas.
Rzecz ulotna.
Krótka.
A jednocześnie długa.
Chwila.
Dłuży się w nieskończoność.
Tracisz go.
I zyskujesz.
Czas to pieniądz.
Gdybym za każdą zmarnowaną minutę,
dostał jeden grosz,
Byłbym milionerem.
Czas.
Można zmierzyć.
Podzielić i pomnożyć.
Spotęgować i spierwiastkować.
Rozbić.
Na sekundy lub minuty.
Kilometry na godzinę.
Lub metry na sekundę.
Dla wielu rzeczy na świecie,
Trzeba po prostu czasu.
Czas, to coś, co mamy zawsze.
Nikt nam go nie odbierze.
Bez względu na wszystko.
A jednak nie do końca była to prawda. Czas jest ulotny i nie mamy go zbyt wiele. Czasem, gdy jest go za mało, może to doprowadzić nawet do śmierci.
               Moje rozmyślenia przerwał szelest pękającego drewna. Ktoś tu szedł i to na pewno nie był przyjaciel. Podbiegłam bliżej wydawanego dźwięku i wspięłam się na drzewo. Starałam się zachować bardzo cicho. Moim oczom ukazały się dwie...nastolatki. Dwie wysokie dziewczyny, cuchnące chęcią mordu, w przebraniu cheerlederek. Drakainy.
- Herosi ukrywają się w tym lesie. Musimy ich zabić. Wszystkich, oprócz wnuczki Posejdona. Ona musi zobaczyć, jak Gaja niszczy jej świat. To jest plan zemsty naszej władczyni.
- Jak sobie życzysz. - Odpowiedziała nieco niższa Drakaina.
- Pamiętaj, że herosi, pod żadnym pozorem nie mogą dowiedzieć się, że Atena ukrywana jest w podziemiach kasyna Lotos. Nawet jeśli uda im się wejść do Kasyna, to nie zejdą w podziemia, ponieważ będą się zbyt dobrze bawili i nie będą wiedzieli, że Gaja już powstaje. Czas będzie mijał, a oni będą myśleć, że jest  ten sam dzień. - Założyłam na głowę czapkę niewidkę, którą dostałam od mamy i powoli zeszłam na ziemię. Musiałam ostrzec przyjaciół, że nadchodzą wrogowie. Mieliśmy wybór. Albo walczyć, albo uciekać. Rozsądniejszym wyjściem dla mnie była ucieczka, mimo, że herosi walczą do samego końca.
- Eveline! Josh! Wstawajcie - Powiedziałam głośno.  - Wstawajcie, pakujcie się, musimy iść. Zaraz będziemy zaatakowani. Wiem, gdzie znajduje się Atena. Szybko, szybko. - Mimo zmęczenia, moi przyjaciele szybko wykonywali moje polecenia. Zanim się obejrzeliśmy, lecieliśmy już wysoko nad lasem.
               Kasyno lotos. Spodziewałam się zwyczajnego, małego budynku, a jak się okazało był to ogromny hotel z kasynem i parkiem wodnym. Mogłabym tu spędzić cale życie.
- Może ciasteczko? - Zapytała kobieta w skąpym stroju i długich, rudych włosach. Wygadała jak panna lekkich obyczajów, a ja akurat byłam głodna, więc mimo jej odpychającego wyglądu, skusiłam się na babeczkę w kształcie różowego kwiatu lotosu. Nie zauważyłam, gdy zaczęłam zapominać o wszystkich sprawach. Nie wiedziałam gdzie jest Josh, ani Eveline i wcale mnie to nie obchodziło. Wolałam się bawić.
Co jakiś czas jadłam ciastka i tańczyłam z przeróżnymi chłopakami. Czułam się jak zwyczajna nastolatka, która nie musi się niczym martwić. Nagle w głowie mi się zakręciło i upadłam na ziemię.
- Elizabeth, wnuczko. Skup się, skup się na misji. Zacznij działać uwolnij Atenę. - W głowie usłyszałam głos Posejdona. Wszystko mi się przypomniało, miałam misje, ważne zadanie. Szybko podniosłam się na nogi i wzrokiem odnalazłam swoich towarzyszy. Stali pod ścianą, obok złotych drzwi. 
- Elizabeth! - Gdzieś ty się podziewała Szukałam cię dobre dwie godziny. Josh odnalazł kryjówkę. Chodź. - Powiedziała moja kuzynka, łapiąc mnie za rękę. Jedyne co widziałam to ciemność, której nie potrafiłam przebić. Była to na pewno jaskinia. Domyśliłam się po tym, że nasz oddech unosił się echem, a w oddali słychać było kapanie wody. Wilgoć i echo. Jaskinia.
Nagle Josh się zatrzymał i zapalił swoją latarkę. Staliśmy pod celą z metalowych krat. W środku na brudnej i mokrej podłodze leżała bogini. Jej biała suknia była lekko podarta i upaćkana błotem. Długie, brązowe włosy były rozczochrane i kleiły się do jej bladej twarzy. To był obraz męki. Tak będą wyglądać wszyscy ludzie i herosi przed swoją śmiercią, jeśli nie pokonamy Gai.
- Babciu? - Odezwałam się po cichu. Bogini podniosła głowę i spojrzała się na nas wzrokiem pełnym nadziei.
- Eizabeth, Eveline? Co wy tu robicie? Uciekajcie! Zabiją was. Czekali na was. - Powiedziała, podchodząc do krat.
- Nic nie mów. Przyszliśmy cię uwolnić. To rozkaz Zeusa. - Odpowiedziała blondynka, po czym wyjęła czarny przyrząd z taśmą, która sprawiała, że wszystko, czego ona dotyka po prostu znika. Dziewczyna przykleiła taśmę do krat, dzięki czemu Atena została uwolniona.
To były magiczne kraty. Pochłaniały one energię bogini, która teraz nie mogła ustać na nogach.
Już byliśmy przy wyjściu, gdy ktoś złapał mnie za rękę i podłożył mi pod szyję srebny, zimny sztylet.
- Zamknij się i słuchaj! Puszczę cię i twoich przyjaciół, ale powiedz Hadesowi i Zeusowi, by nie próbowali mnie nawracać na waszą stronę, bo tylko pogarszają sprawę. - Napastnik opuścił broń i obrócił mnie w swoją stronę. Wiedziałam, że znów go spotkam. Znów Drake. - Uciekajcie, zanim was dopadną. Widzą, że jesteście, gdzie jesteście...macie zaledwie trzy minuty. Osłaniam Was.
- Ale...
- Idźcie! - Spojrzałam na swoich towarzyszy. Puściłam rękę swojego dawnego przyjaciela i odeszłam. Już byłam przy samych drzwiach, gdy  usłyszałam głos Drake'a.
- Elizabeth? - Odwróciłam się. Chłopak podbiegł do mnie i pocałował. Czułam się szczęśliwa, jakby cały świat nagle przestał istnieć. Gdy pocałunek się skończył, otworzyłam oczy. Niestety. Jego już nie było.
               Na Olimp dotarliśmy w idealnym czasie. Zeus powiedział tylko, że jest dumny z takich herosów, po czym zwołał naradę. Myślałam, że teraz zwyczajnie wrócę do obozu, posiedzę przy ognisku, ale myliłam się.
- Elizabeth! Nie jesteś bezpieczna w tym świecie. Nie możesz brać udziału w wojnie z Gają. Musisz zapomnieć o świecie herosów, o wszystkich swoich przyjaciołach. Załóż ten naszyjnik. - Powiedziała Atena, podając mi srebny łańcuszek z niebieskim oczkiem. - Dzięki temu potwory będą czuć śmiertelnika, a nie herosa. Twoim nowym domem jest dom babci Sally. Od dziś nie jesteś już herosem....żyj tak, jak zwykła nastolatka.
Ostatnie co pamiętam, to łzy smutku na łóżku u babci Sally.

________________________________________

Kochani czytelnicy!
Tydzień temu był 16 listopada, czyli ważna data i nie chodzi mi tu wcale o jakieś wybory samorządowe. 
Dokładnie 16 listopada 2012 roku na tym blogu pojawił się pierwszy rozdział. Minęły dwa lata. Chciałam dodać rozdział w tamtą niedzielę, ale laptop mi się nie chciał włączyć :(

Przede wszystkim chce Wam podziękować. Podziękować wam wszystkim i każdemu z osobna. Jesteście wspaniali. Spieracie mnie w mojej pasji, komentujecie, odwiedzacie blogi, obserwujecie, a nawet ze mną piszecie na asku i facebooku. To jest wielkie, bo trzymacie mnie na duchu.

Rok temu miałam wielką podjarę tym, że wybiło mi 50 000 wyświetleń bloga. Teraz to mam ochotę wyskoczyć z okna ze szczęścia, ponieważ nie spodziewałam się takiej ilości wyświetleń.
W tej chwili  godzinie 17:42 22.11.2014 roku mam 148 224 wyświetlenia,
Dziękuję!
I wiersz został napisany przez Maćka z bloga: Z życia Móżdżka

KOMENTUJCIE!
Do zobaczenia
Dżerr

wtorek, 4 listopada 2014

Elizabeth Story: Rozdzial 6 - "Wyznzanie Drake'a"...

Kochani!
Jak zazwyczaj, bardzo Was przepraszam, miałam problemy z laptopem, ale już ok.
Rozdziały będą się teraz pojawiać jak dawniej czyli co tydzień.
Obiecuję!



               Dzisiejszej nocy nie spałam w Obozie Herosów. Potrzebowałam ciszy i spokoju, by móc obmyślić odpowiedni plan działania związany z moją nową misją. Potrzebowałam także wsparcia rodziców, nie tylko ze względu na więzły rodzinne, ale potrzebowałam rady od prawdziwych wojowników. Nikt nie przeżył tyle co oni, jako dzieci i nastolatki. Nikt nie miał takiego doświadczenia, więc tylko oni mogli mi pomóc. Czasem, gdy tak na nich spoglądałam, widziałam Odyseusza i Penelopę czyli wzorowe małżeństwo, okazujące sobie wzajemny szacunek i dające szczęście swoim dzieciom. Wszyscy herosi wiedzieli kim byli moi rodzice i zawsze mi powtarzali, że pewnie jestem taka jak oni, że zawsze będę osiągała zamierzony cel, ale jednak nie należało to do łatwych zadań. Każdy ma chwile słabości, niezaradności, gdy nie radzi sobie z własnymi przemyśleniami i to potrafiło zgubić. Gdyby nie przyjaciele, już wiele razy straciłabym życie. Zawdzięczam im wiele i przysięgam chronić Eveline. Zrobię wszystko, by moja kuzynka była szczęśliwa, ale Drake'a muszę zabić. Przysięgłam na Styks, ale obiecałam sobie, że nikomu o tym nie powiem. To miała być tajemnica.
               Powoli otworzyłam drzwi do domu. Znów poczułam zapach dzieciństwa, czyli zapach ciastek czekoladowo orzechowych, które piekła mama. Zawsze dodawała do nich niebieskiego barwnika spożywczego, ponieważ tata miał do tego koloru wielki sentyment. Może i miał już trzydzieści cztery lata, ale wciąż zdarzało mu się zachowywać jak dziecko.
- Elizabeth? Co tutaj robisz, kochanie? - Zapytała moja mama zdumiona moim widokiem. - Przecież zawsze powtarzałaś, że nie lubisz wracać do domu, podczas wakacji w obozie. - Odpowiedziała, na rękach trzymając moją maleńką siostrę.
- Wiem mamo, ale uwierz mi, że wszystko się zmieniło. Muszę z wami porozmawiać. Potrzebuję pomocy. Zacznijmy od tego, że Atena została porwana.
               Mama szybko położyła Clarisse do łóżeczka i przyszła z tatą do mojego pokoju.
- Co się dzieje w obozie? Kto porwał Atenę? - Zapytał tata, w ręku trzymając długopis, który zmieniał się w miecz o nazwie Orkan.
- Miałam sen, że bogini mądrości została porwana i rzeczywiście tak się stało. Gaja planuję się przebudzić i zniszczyć cały świat. Chciałam uwolnić babcie, a Drake miał mi w tym pomóc, jednak okazało się, że jest on zdrajcą. Służy on Gai. Oczywiście Zeus o wszystkim już wie, dlatego wróciłam do domu. Dostałam misję uwolnienia babci, jednak potrzebuje takiej strategii, której Drake jeszcze nie zna, planu, który idealnie zadziała. Bez Ateny Olimp nie będzie miał jak się bronić, dlatego ta misja jest tak ważna.
- Rozumiem córeczko, że nie wyruszasz sama? - Powiedział mój tata. W jego głosie można było wyczuć troskę, ale jednocześnie zmartwienie. Doskonale mnie rozumiał, przecież, gdy miał szesnaście lat pokonał Kronosa, a w wieku lat siedemnastu walczył w bitwie z Uranosem. - Dobierz swoich towarzyszy odpowiednio. Muszą to być osoby, którym bezgranicznie ufasz i którzy w każdym momencie będą mogli ci pomóc. Przede wszystkim pamiętaj, co tak naprawdę jest celem twojego zadania. Musisz uwolnić Atenę. Życie to wojna, a na wojnie są ofiary. Nie mogę za ciebie wymyślić strategi działania, ale mogę dać ci rady. Nawet, gdyby ktoś miałby zginąć, musisz myśleć trzeźwo, jako najważniejsze stawiaj pomyślne zakończenie misji. Nie popełniaj mojego błędu. Ja zawsze stawiałem na przyjaciół, a teraz kilkoro z nich nie żyję już wiele lat. Zrobisz jak będziesz uważała.
- O dziwo przyznam  tacie rację. Pomóc może ci moja stara przyjaciółka, która wiele razy uratowała mi życie. Używaj jej mądrze i najważniejsze, nie zgub jej. To jest bejsbolówka, stara czapka z daszkiem, którą dostałam od Ateny. Gdy ją założysz, staniesz się niewidzialna. - Powiedziała mama, dając mi do rąk zniszczoną czapkę. - Teraz powinnaś się wyspać i na spokojnie wszystko sobie przemyśleć. Słodkich snów, kochanie. - Mama podeszła do mnie i dała mi całusa w czoło. Na jej twarzy pojawiły się zmarszczki, które oznaczały zmartwienia.
Jedyne co pamiętałam za nim oddalam się w krainę Morfeusza to cicho zamykające się drzwi od mojego pokoju.
Spalam na łóżku w swoim pokoju, gdy obudził mnie podmuch wiatru. Otworzyłam oczy i ujrzałam pełnie księżyca za oknem, które było otwarte, mimo, że na noc je zamknęłam. Podeszłam do niego i ponownie zamknęlam. Gdy się odwrócilam, zobaczylam wysokiego chłopaka, stojącego przy moim łózko. Oczy miał koloru ziemi. Na jego twarzy gościl szeroki uśmiech. - Drake. Odruchowo złapałam za swój sztylet leżący na biurku i wyciągnęłam go przed siebie, gotowa do ataku. 
- Co ty tutaj robisz? - Zapytałam zaskoczona jego obecnością.
- Lizzy, nie zabijesz mnie teraz, nie możesz mnie nawet dotknąć. To tylko sen, w którym się celowo pojawiłem, gdy przemieszczałem się za pomocą metody cienia. Musiałem o tobie pomyśleć, skoro tu jestem, ale ty myślałaś o mnie. 
- Owszem, myślałam, ale o tym jak cię zabić. - Odpowiedziałam lekko się unosząc.
- Nigdy nie byłaś taka waleczna. Zawsze wolałaś obmyślić odpowiednią strategię, plan, a dopiero później walczyłaś, a teraz proszę, stoisz przede mną w dwa rozmiary za dużej, pomarańczowej koszulce z niebieskim napisem "Ratownik WOPR", czarnych majtkach i ze sztyletem w ręku. Przyznam, że ten widok mi nie przeszkadza. - Odpowiedział puszczając do mnie oczko. Starałam się to zignorować. 
- Czego ode mnie chcesz? - Zapytałam, siadając na fotelu. Skoro nie mogłam go nawet dotknąć, to nie miałam nic lepszego do roboty. Byłam całkowicie bezradna. - Wynocha z mojego snu!
- Chce porozmawiać. Nie wyjdę z twojego snu, dopóki nie dasz mi czegoś powiedzieć. - Oznajmił.
- Masz minutę. 
- Wiem o twojej misji. Wybierasz się odbić Atenę, szlachetne. Wiem, że misja będzie ciężka, ale powinnaś dać radę. Chce, żebyś wiedziała, że później obóz dla ciebie już nie będzie  bezpieczny. Będziesz musiała uciec, zniknąć. - Po co on mi to mówi, dlaczego mówi, że nie będę bezpieczna? 
- Dlaczego?... - Nie dal mi dokończyć mojego pytania. Od razu na nie odpowiedział.
- Jeszcze się nie domyśliłaś, Elizabeth? Jestem w armii Gai tylko po to, by cię chronić. Ty jednak za wcześnie oceniłaś sytuację, przysięgłaś na Styks, że mnie zabijesz, a to nie było odpowiednie posunięcie. Miałem plan, by być szpiegiem, a nie zdrajcą. Na ten pomysł wpadł mój dziadek, Hades, nie mówiąc o nim nikomu. Miałem dowiedzieć się wszystkiego o powstaniu Gai i wrócić do obozu, ponieważ tu jest moje miejsce, a przynajmniej było. - Chłopak wstał i podszedł do fotela, na którym siedziałam. Położył swoją dłoń na moim kolanie, lecz wcale nie czułam dotyku. Kucnął przede mną i popatrzył mi prosto w oczy. - Moje miejsce do końca życia było obok ciebie, ponieważ kocham cię, frajerko. Jednak teraz już nigdy nie będziemy razem, a gdyby było inaczej, zginęłabyś, ponieważ nie spełniłabyś przysięgi. Trzy Mojry utkały nam swoją nicią inną przyszłość i nie jest ona wspólna. Jedno z nas zginie, a ja jestem przekonany, że to będziesz ty. Wiesz co jest najśmieszniejsze? Jednocześnie cię kocham i nienawidzę.   Nazwa
łaś mnie zdrajcą Olimpu i teraz nim się stałem, jednak nie chce, byś zginęła przed naszym starciem. Dlatego powinnaś się dowiedzieć od ojca, jak pokonać drakainy. Mam nadzieję, że to ja cię zabiję. Żegnaj, Elizabeth. - Powiedział, po czym zniknął w smudze cienia.
               Obudziłam się koło dziewiątej rano. O jedenastej miałam stawić się pod sosną Thalii, by wyruszyć na misję. Przez cały czas myślałam o tym, co powiedział mi Drake. "Kocham cię i nienawidzę" "Dowiedz się jak zabić drakainy". Czyli to z nimi będę miała do czynienia na misji.
Szybko wykonałam poranną toaletę po czym zeszłam do jadalni na śniadanie. Na talerz nałożyłam sobie dwa gofry, z czego jednego podzieliłam na polowe i każdą z nich wrzuciłam do stojaków z ogniem na ofiarę Posejdonowi i Atenie.
Tato - Zaczęłam temat. - Walczyłeś kiedyś z Drakainami, prawda? - Zapytałam, choć doskonale znałam odpowiedź.
- Tak. Do tej pory pamiętam te ich ohydne "ciała". Najpierw wyglądały jak zwyczajne nastolatki ze szkoły średniej. W strojach grupy dziewczyn, dopingujących szkolną drużynę, nie wyglądały na śmiertelnie niebezpieczne. Jednak jest to tylko przykrywka. Tak naprawdę się zmieniają w okropne stworzenia, które zamiast nóg, mają wężowe ciało. Są naprawdę okropnymi potworami, ale można je zabić, jak każdego potwora. Jeśli będziesz miała z nimi do czynienia, to koniecznie użyj czapki, którą dostałaś od mamy.
- Dziękuję. - Powiedziałam, odchodząc od stołu. - Muszę lecieć do obozu. Do zobaczenia.
- Kochanie, poczekaj chwile. Weź te drachmy. - Powiedziała mama, dając mi do ręki woreczek złotych monet.
- Jeszcze raz, do zobaczenia.
                Ze swojego obozowego domku wzięłam jeszcze mapę oraz parę drobiazgów. Gdy wybiła ustalona godzina spotkania, pobiegłam pod sosnę Thalii. Eveline i Josh już na mnie czekali, a obok nich stały trzy pegazy, w tym jeden cały czarny. - Mroczny, czyli pegaz mojego taty. Weszliśmy na latające konie, po czym odlecieliśmy, by uwolnić Atenę.