piątek, 25 października 2013

Percabeth story: Rozdział 33 - "Elizabeth. W obozie dzieją się dziwne rzeczy. "


  Annabeth

                 Obudziłam się wczesnym rankiem. Kroplówka, maszyna, nie  wygodne łóżko. To szpital. No tak. Percy przywiózł mnie tutaj, ponieważ miałam poważne skurcze. Nie lubię, gdy się tak o mnie martwi. Według mnie powinien trenować w obozie, przecież zbliża się wojna. Jestem córką Ateny, sama powinnam dawać sobie ze wszystkim radę. Nie lubię być zależna od innych.
Dziś był piąty sierpnia. Został nam jeszcze nie cały miesiąc wakacji. W tym roku nie za bardzo się rozwijałam. Chyba byłam zbyt zajęta swoim związkiem, niż nauką, ale mimo tego jestem szczęśliwa.
                 Spojrzałam na zegarek. Zaledwie czwarta. Poleżałam w spokoju jeszcze przez kilka minut i wtedy znów poczułam okropne skurcze. Ból był taki okropny, że aż zdarzało mi się jęczeć. W mojej sali pojawiła się mam Percy'ego. Kazała mi brać głębokie oddechy. Musiałam zachować spokój, jak przystało na córkę Ateny, lecz nie potrafiłam. Ból był wręcz niesamowity. Po chwili obok mnie pojawiła się pielęgniarka oraz Apollo. Moja pościel zaczynała się robić mokra. To był znak.
- Zawieźcie ją na sale porodową. Odeszły jej wody. - Po chwili jechałam przez ciemny, szpitalny korytarz. Wśród tłumu dostrzegłam Percy'ego. Ten szybko do mnie podbiegł i złapał za rękę. Ewidentnie był przerażony. Zabawne. Chłopak, który pokonał Kronosa, walczył z armią potworów, zanurzył się w Styksie i wyszedł z tego cało, boi się o swoją dziewczynę, która zaczyna rodzić. Percy jest czasami wręcz
niemożliwy.
- Będzie dobrze, kochanie. - Powiedział. W jego głosie słychać było troskę. Apollo zapytał go, czy koniecznie musi wejść ze mną na salę porodową. Odpowiedział, że to już nie zależy od niego. Ostatecznie
skończyło się na tym, że razem ze mną weszła mama Percy'ego, a pozostali czekali na korytarzu.
 - Annabeth, teraz posłuchaj mnie uważnie. - Mówiła Sally, patrząc mi głęboko w oczy. - To nie będzie przyjemne. Będzie cie niesamowicie bolało. Musisz brać głębokie oddechy, a jednocześnie przeć. Nie wiem
ile to będzie trwało, ale skończy się dobrze. - Starałam się robić tak jak mówiła moja przyszła teściowa. Nie miałam już sił. Gdy Apollo powiedział, że powoli widać główkę, poczułam ogromną ulgę, lecz jednak to nie był koniec. Ból był tak okropny, że aż kilka razy krzyknęłam. Na coś takiego nie byłam przygotowana.
- Przyj! Już prawie koniec! Jeszcze 3 razy! Dasz radę, Annabeth! - 1, 2, 3! - I nagle odetchnęłam z ulgą.
- Brawo! - Powiedziała Sally gładząc mnie po głowie. - Spisałaś się znakomicie. - W sali rozległ się dźwięk płaczu dziecka. Chciało mi się płakać. Przed chwilą zostałam mamą.
- Godzina narodzin: 6:15. - Powiedziała pielęgniarka. Po chwili do rąk dostałam malutkiego człowieka. To była moja córka, moje małe, kochane dziecko. Moja Elizabeth.
- Jestem z ciebie bardzo dumna. - Szepnęła mama Percy'ego. Byłam jej bardzo wdzięczna za wszelką pomoc jakiej mi udzieliła. - Pójdę powiedzieć Percy'emu, by pojechał do domu po ubranka dla małej Lizzy.
Przed tobą jeszcze łożysko. Rób dokładnie to samo. Będzie dobrze. To nie potrwa tak długo.
Miała rację. Po piętnastu minutach z powrotem zostałam przewieziona na
salę. Elizabeth była wraz z pielęgniarkami, a ja miałam odpoczywać. Podczas przewozu dostrzegłam mamę, Posejdona oraz Clarisse. Po chwili wszyscy znaleźli się przy moim łóżku.
- Jak się czujesz? - Zapytała Atena. Podstawowe pytanie...
- Dobrze, ale jestem trochę zmęczona.
- Prześpij się kochanie. Niedługo przyjedzie do ciebie Percy. Zobaczymy się wieczorem. Śpij dobrze. - Powiedziała, po czym dała mi całusa w policzek i wyszła.
Zamknęłam oczy, pomyślałam o Lizzy i oddałam się w objęcia Morfeusza.
                  Na początku, jak zawsze widziałam ciemność, lecz później wszystko się zmieniło. Widziałam swoją kochaną córeczkę. Na początku była niemowlęciem, a w ciągu kilku sekund widziałam ją jako
nastolatkę. Miała długie, brązowe włosy i szkarłatnozielone oczy. Byłam obserwatorką we własnym śnie. Widziałam, jak walczyła w bitwie o sztandar. Technikę walki miała taką, jak Percy, natomiast po mnie
odziedziczyła szybkie rozpracowywanie strategii przeciwnika. Przez cały czas na jej twarzy gościł uśmiech.
 - Drake! - Krzyknęła, po czym podbiegła do wysokiego chłopaka o brązowych oczach i ciemnych włosach. Kogoś mi przypominał, lecz nie mogłam określić kogo. - Już myślałam,
że nie przyjedziesz.
- Przecież jestem herosem tak samo jak ty. Będę tu spędzał każde wakacje.
- Cieszę się, że cie widzę.
- Wiem, przecież jestem przystojny i przez pół lipca tylko na mnie czekałaś i nie mogłaś się doczekać widoku moich pięknych, mrocznych oczu. - Powiedział śmiesznie poruszając brwiami.
                 W tym momencie sen się rozmazał i znów nastała ciemność. Morfeusz wypuścił mnie ze swych objęć sprawiając, że się obudziłam. Do sali weszła kobieta w białym fartuchu - pielęgniarka.
- Jak się spało? - Zapytała wesołym, ale zmęczonym głosem.
- W sumie dobrze. Moja podświadomość nawet podczas snu myśli o Elizabeth.
- No właśnie. Masz może ochotę nakarmić córkę? - Po co ona zadaje takie pytanie? Przecież odpowiedź jest oczywista...

Percy

                   Wszedłem do szpitala z torbą pełną ubranek dla maluchów. Znajdowały się tam również małe zabawki typu "grzechotka" oraz butelka na mleko. Skierowałem się do windy i pojechałem na drugie piętro. Sala numer dziewiętnaście znajdowała się na samym końcu długiego korytarza. Z pokoju, w którym leżała Annabeth wyszła pielęgniarka. Kobieta uśmiechnęła się do mnie i ręką zachęciła mnie do wejścia. Wziąłem
głęboki oddech i wszedłem do środka.
Na łóżku leżała moja Ann, a na rękach trzymała małego człowieka, naszą córkę. Taki widok był niesamowity.
- Przepraszam na moment. - Powiedziałem wybiegając z sali. - Zostałem ojcem! O tak, o tak! Lepiej mi zazdrośćcie. O tak, o tak! - Zdecydowanie wyglądałem głupio tańcząc przed salą jak idiota i śpiewając. Jednak nic na to nie mogłem poradzić. Byłem szczęśliwy. Annabeth ma rację. Chyba rzeczywiście mam glony zamiast mózgu. Z powrotem wszedłem do sali i podszedłem do łóżka. Annabeth patrząc na mnie wybuchła śmiechem. Po chwili położyła mi naszą córkę. Była taka malutka, a jednocześnie śliczna.
- Kocham was najbardziej na świecie. - Wyszeptałem spoglądając to Elizabeth to na Annabeth. To był jeden z najwspanialszych dni, jakie mogłem sobie wyśnić. Miałem dziecko, wspaniałą narzeczoną, dom...miałem rodzinę.
W tym czasie do sali wszedł tata Ann, Atena, moja mama oraz Posejdon. Wszyscy stanęli i patrzyli na mnie, siedzącego obok Annabeth i trzymającego na rękach małą Lizzy. Moja mama wręcz nie wytrzymała i wybuchła płaczem. Na jej miejscu chyba bym zrobił to samo. Chociaż nie, ja nigdy nie płacze.
- Kochanie...- Powiedziała Atena podchodząc do swojej córki. Była uśmiechnięta, a taki widok jest rzadkością. - Nie mogę uwierzyć, że zostałaś mamą. Gdy widzę ciebie i Percy'ego z Lizzy na rękach, to czuje się, jakbym spoglądała na szczęście.

Thalia

    Wszyscy zebrali się w pawilonie jadalnym. Dosłownie wszyscy oprócz, Clarisse, której nigdzie nie mogliśmy znaleźć. Ostatecznie Chejron powiedział, że córka Aresa jest tam, gdzie powinna i mamy się tym nie przejmować. Do pawilonu przyszli nawet Satyrowie z Nimfami i Driadami. Naprawdę nie wiem, o co w tym wszystkim chodziło. Z Annabeth nie miałam kontaktu odkąd wróciłyśmy z Grecji.
- Słuchajcie! Mamy dla was wspaniałą wiadomość. Jednak najpierw weźcie do rąk szklanki z nektarem i wznieście toast za nowe życie. Dziś rano o godzinie 6: 15, córka Ateny, przyszła synowa boga mórz, narzeczona Perseusza Jacksona - Annabeth Chase, urodziła zdrową i prześliczną córeczkę - Elizabeth. Jest to dziecko, o którym mowa w jednej z przepowiedni. To ona pokona Uranosa. Wznieśmy za to toast! - Byłam wściekła, że dowiaduje się o tym dopiero teraz. Szybko pobiegłam do stajni, wsiadłam na swojego pegaza i poleciałam w stronę szpitala. Annabeth jest moją przyjaciółką i akurat teraz powinnam przy niej być.
Ewidentnie na tym świecie działo się coś dziwnego. Było spokojnie, a nawet za spokojnie. Gdzie są wszystkie potwory? Zrozumiałam, że jest to cisza przed burzą. Jedyne co się dzieje to tylko chaos w obozie. Wiem, że nie długo coś się stanie. Czuje to. Mój instynkt łowczyni nigdy się nie myli.
Lot pegazem do szpitala chyba nie był dobrym pomysłem. Gdzie ja teraz wyląduje? Brawo Thalia. Ależ jesteś mądra. No dobra. Wyląduje na parkingu. Śmiertelnicy nie widzą przez mglę i co najwyżej pomyślą, że to śmieszny samochód ze skrzydłami. Eh...sama sobie stwarzam problem.
Weszłam do szpitala. Nie znoszę tego specyficznego zapachu. Dlaczego Annabeth wolała urodzić tutaj niż na Olimpie? Czasem jej nie rozumiem. Podeszłam do kobiety o długich, blond włosach, która siedziała w recepcji.
 - Przepraszam, gdzie leży Annabeth Chase? - Zapytałam.
- A pani to...? Ktoś z rodziny?
- Tak. Kuzynka. - Musiałam tak odpowiedzieć, bo w sumie nie wiem, czy by mi powiedziała.
- Drugie piętro, sala numer dziewiętnaście.
- Dzięki. - Powiedziałam, kierując się w stronę windy. Mechaniczne drzwi się otworzyły, weszłam do środka, wcisnęłam przycisk z numerem "dwa" i pojechałam na górę. Jednak zdałam sobie sprawę z tego, że nie jestem w windzie sama. Obok mnie stał wysoki chłopak o brązowych włosach. Ubrany był w granatowe rurki i czarną koszulkę zespołu "Hollywood Undead". Krótko mówiąc przystojniak typu, „Jaki ja jestem piękny, żadna mi się nie oprze". Pustak, ale słucha dobrej muzyki. Albo po prostu szpan na koszulki z zespołami.
 - No hej. Masz może ochotę gdzieś ze mną wyskoczyć? - Zapytał obejmując mnie ręką. Szybko ją z siebie zrzuciłam.
- A może masz ochotę mieć szwy na ryjku? - Zapytałam chcąc brzmieć groźnie.
- Mmm...ostra. Takie lubię najbardziej.
- Weź spadaj. Mam chłopaka.
- Każda tak mówi. Zapewne kłamie. - Powiedział łapiąc mnie w tali i przyciągając do siebie. Moja cierpliwość się skończyła.
- Puszczaj mnie! - Krzyknęłam, po czym jego polik zaprzyjaźnił się z moim prawym sierpowym.
- Auu...ty szmato... - Krzyknął staczając się na ziemię.
- Więc teraz tak się podrywa? Mówiłam, że mam chłopaka. I przy okazji nie lubię, jak jakiś pusty, zapatrzony w siebie laluś mnie dotyka. - Powiedziałam wychodząc z windy.
Chodziłam po korytarzu w tę i we w tę jak jakaś idiotka. Nigdzie nie mogłam znaleźć sali numer dziewiętnaście. W końcu się poddałam i oparłam  się o jakieś drzwi na końcu korytarza. Coś mnie tchnęło i odwróciłam się. O Bogowie. Jaka ja jestem głupia. Przez cały czas ta dala była pod moim nosem.
Zapukałam i weszłam do środka.
- Annabeth...- Powiedziałam widząc ją leżącą na szpitalnym łóżku. Obok niej siedział Percy, a między nimi leżało małe zawiniątko. Córka Ateny spojrzała mi w oczy. Podeszłam bliżej Lizzy była taka mała. I jak ja mam uwierzyć, że taka mała istota ma pokonać Uranosa? To jest nieprawdopodobne.
- W końcu się urodziła. - Powiedziałam smyrgając po malutkim, delikatnym policzku. - Percy...Wydaje mi się, że potrzebują cie w obozie. Może pojedziesz potrenować? - Zasugerowałam.
- Daj spokój. Może i mam glony zamiast mózgu, ale wiem, że chcesz porozmawiać z Annabeth w cztery oczy.
- Brawo. Odszyfrowałeś mój przekaz.
- Więc przyjadę do ciebie wieczorem. Do zobaczenia. - Powiedział syn Posejdona, składając na ustach Ann czuły pocałunek.
  Gdy tylko Perseusz wyszedł zaczęłam pogrążać temat, którego Ann chciała uniknąć.
- 1. Jeśli chodzi o przepowiednie, to niekoniecznie ty musisz "zginąć". Mowa o córce mądrości, czyli równie dobrze może być to Clara lub ktoś inny.
- Thalia...
- 2. "Przez trzy dni posmakuje nicości". Zastanawiałaś się nad tym? Artemida poprosiła mnie o  zinterpretowanie przepowiedni, dlatego przez kilka dni się nad tym zastanawiałam. Wracając do przepowiedni. Dlaczego "trzy dni", a nie wieczność?
- Thalia...
- 3. "W Hadesie stanie jedną nogą". Czyli no cóż. Jak dla mnie nie koniecznie chodzi tutaj o śmierć. Ogólnie ta przepowiednia nie ma żadnego sensu. Równie dobrze może się to spełnić za kilka lat. Wiem, że nie jestem dzieckiem Ateny i zrobiłabym tego lepiej od ciebie, ale starałam się poważnie podejść do swojego zadania.
 - Thalia...
- 4. Czy ciebie też denerwują podrywacze? Wyobraź sobie, że jadę tutaj windą i jakiś palant zaczął mnie obmacywać. Zdenerwował mnie i dostał z prawego sierpowego.
5. I w końcu ostatnie. Nie lubię tak gadać, ale jesteś moją przyjaciółką i nawet ja potrzebuje się czasem zwierzyć, choć nie zaprzeczę jest to do mnie nie podobne. To wszystko przez Silenę. Tyle dni bez ciebie w obozie, wśród córek Afrodyty potrafi zmienić człowieka. No dobra...mam takie pytanie. Czy...czy ciebie pierwszy raz także bolał?
 - Na początek mam dla ciebie radę. Mniej czasu z dziećmi Afrodyty, a więcej z Łowczyniami. Póki co nie mam ochoty pogrążać tematu przepowiedni. Jeśli chodzi o tę akcje w windzie, podziwiam cię za twoją charyzmę. I najważniejsze. Robiłaś to z Nickiem?! Jesteś pewna, że go kochasz, że tego chciałaś? Jak do tego doszło?
- Widzisz...kocham go i mam pewność, że on mnie też. Jest pewna rzecz, o której ci nie mówiłam. Wykazałam się wtedy ogromną słabością. Tylko bardzo proszę nie przerywaj mi. Wiesz, że bardzo trudno ufam ludziom, a w szczególności chłopakom. Z Luckiem byłam szczęśliwa, a związek z nim sprawił, że się zaczęłam zmieniać. Gdy dowiedziałam się, że nie żyję, to mnie zabolało. Gdy wszyscy zasnęli nie wiedziałam co robię i opuściłam obóz. Szłam w stronę autostrady. Dopiero po fakcie zdałam sobie sprawę, że nie byłam sobą. Dosłownie. Pamiętasz, jak pokłóciłaś się z Percym? On stwierdził, że to, co powiedział, to nie były jego słowa. Tak samo było ze mną. Zmierzając do celu...Twierdziłam, że chce się zabić. Otrząsnęłam się dopiero, gdy od śmierci dzieliły mnie zaledwie centymetry. Nico mnie uratował. Byłam mu wdzięczna. Najdziwniejsze jest to, że ja myślałam, że tego chce. Pamiętam, że ogarnęła mnie adrenalina i pocałowałam go. O dziwno on to odwzajemnił. Później siedzieliśmy przy pięści Zeusa i rozmawialiśmy. Przez jakiś czas zastanawiałam się, czy w ogóle coś do niego czuję. Wakacje w Grecji tylko pomogły mi dojść do wniosku. Z Nickiem jestem szczęśliwa. To chyba tyle. A właśnie. Jak do tego doszło? Oglądaliśmy film i tak się potoczyło. Nie żałuję.
 - Zaskoczyłaś mnie. Czy o tym "opętaniu" wie ktoś jeszcze?
- Nie.
- To może być sprawka Magos. Są to duchy, które pragną opętać ludzi. Na pewno służą Gai i Uranosowi. Coś tutaj nie gra. Wydaje się, że jest lepiej, a tak naprawdę jest coraz gorzej. Może na razie odstawmy te myśli. Póki co cieszę się, że jesteś szczęśliwa.

Clara

                  W czasie nieobecności Percy'ego, Annabeth  i Clarisse w obozie działy się dziwne rzeczy. W ciągu jednej nocy znaleźliśmy zwłoki dwóch herosów. Każdy z nich na ręce miał wyrytą literę Omegę.
Jednak to nie było najdziwniejsze. Były to dzieci Ateny. Gdy ich odnaleźliśmy, byli bez oczu.
Byłam strasznie przerażona. Poinformowałam o tym Chejrona i Pana D. Ich reakcja była błyskawicznie szybka. Nikt do końca nie wiedział, co lub kto nabija herosów. Jako córka Ateny starałam się zbadać sprawę. Przez pół dnia szukałam odpowiednich wiadomości w bibliotece. Jednak na darmo. Percy i Annabeth są szczęśliwi, ale w obozie jest istny chaos. Dzieją się rzeczy, których nikt nie jest w stanie zrozumieć i wyjaśnić.

Percy

                Obóz. Panował tutaj straszny chaos. Nie poznałem tego miejsca. Spędziłem tutaj sporą część swojego życia i widok biegających, rozwścieczonych dzieciaków bardzo mnie zaskoczył. Chciałem dowiedzieć się, co doprowadziło do takiego stanu, więc pobiegłem do Wielkiego Domu.
- Chejronie! - Krzyknąłem wpadając do jego pokoju.
- Percy Jackson. Gratuluję. Urodziła ci się córka. - Powiedział uśmiechając się.
- Chejronie, co się dzieje w tym obozie?
- Naprawdę nie miałem zamiaru cię martwić. Poprzedniej nicy zginęło dwoje dzieci Ateny. Zginął Matt - zastępca Annabeth oraz dziewczyna, która dopiero co przybyła. Oboje zostali odnalezieni bez oczu.
 Obecnie próbuje dowiedzieć się czegokolwiek o zabójcy, jednak na marne. Herosi nie mają zajęć, bo tak naprawdę nie mam czasu czegokolwiek zorganizować. Nie mogę pozwolić, by jeszcze ktoś zginął. Percy jeśli możesz to zawiadom wszystkich o bitwie o sztandar. Niech twoja obecność się przyda.
            Zrobiłem to o co poprosił mnie Chejeon. Za pięć minut miała odbyć się bitwa o sztandar, jednak nagle cała powierzchnia zaczęła się trząść.

 __________________________________________
No dobra. Przyznam, że troszkę się napracowałam nad tym rozdziałem. Starałam się poprawić wszelkie błędy, lecz nie wiem, czy mi wyszło. 
Na początek dziękuję Wiertareczce i Merr oni już dobrze wiedzą za co :D 
I dalej. Zaistniała pewna akcja. A mianowicie porównywanie. Obgadałam te sprawe z Merr i OBIE nie życzymy sobie, by nas do siebie porównywano. Nie rywalizujemy ze sobą, a wręcz przeciwnie bardzo się lubimy :D Każda z nas ma inny styl pisania, więc tak naprawdę nie rozumiemy, dlaczego nas porównujecie. 
Jak zauważyliście tytuł posta zaczyna się od Percabeth story: Rozdział 33 -......
Dlaczego? Już wiele razy mówiłam, że na tym blogu będą dwie historię. I dlatego naszła zmiana w tytułach.
Już nie długo pojawi się szablon na tego bloga *.*
Chciałabym, by pod tym postem było dużo komentarzy. Pokażcie ile Was jest! Dziękuję za taką liczbę odwiedzin. Dobijajcie też Merr hehe :D
I teraz tak!
Jeśli jesteście zainteresowani Zjazdem Herosów, który organizuję wraz z Merr to serdecznie zapraszam tutaj: ZJAZD HEROSÓW
Zapraszam też tutaj na moją stronkę: DŻERRKA
Więc czekam na bardzo dużo komentarzy :D
To chyba tyle. Jeszcze raz dziękuję
- Dżerrka

sobota, 19 października 2013

Percabeth story: Rozdział 32 - "Szpital"

                                                                            Percy
       
                Ta cała przepowiednia nadal tkwiła w mojej głowie. Annabeth udawała, że się niczym nie przejmuje, ale nie zawsze jej to wychodziło.
Wczorajszego wieczoru wróciliśmy do naszego domu. Stwierdziliśmy, że tak będzie najlepiej. Dzisiaj planowaliśmy pozałatwiać przeróżne sprawy, takie jak odwiedzenie urzędu, ponieważ już nie dłygo pojawi
się Elizabeth i trzeba pozałatwiać kilka rzeczy w przeróżnych urzędach i szpitalu. Tak. W szpitalu, ponieważ wszyscy stwierdziliśmy, że będzie najlepiej, jeśli nasz córka urodzi się tak jak zwyczajni śmiertelnicy. To miało nam ułatwić późniejsze ubezpieczenia i inne błahostki. Annabeth postanowiła pogodzić się z Ateną, natomiast ja miałem zamiar pojechać do mojej mamy i spakować wszystkie potrzebne rzeczy. Już na stałe opuszczałem dom rodzinny. Zakładałem własną rodzinę.
           Po śniadaniu udaliśmy się do miasta. Na początku pojechaliśmy do urzędu. Trzeba było podawać różne dane czyli, imię dziecka, nazwisko, imię matki, imię ojca itp. Dzięki temu jednocześnie załatwiliśmy ubezpieczenie. Później zawiozłem Annabeth na Olimp, a sam pojechałem do mamy. Zapukałem do drzwi. Cisza. Pociągnąłem za klamkę. Drzwi były otwarte. Wszedłem do kuchni. Moja mama stała zmywając.
- O, Percy. - Powiedziała wycierając ręce, po czym mnie przytuliła. - Co u ciebie? Opowiadaj, jak było w Grecji?
- Naprawdę fajnie. Dużo przygód. Świetnie się bawiłem no i oczywiście odpocząłem. A właśnie. Mam coś dla ciebie. - Powiedziałem. Był to srebny naszyjnik z małymi, diamentowymi oczkami. - Podobno takie
naszyjniki nosiły służki Afrodyty. Miały je chronić przed złymi mocami, czy coś. Annabeth lepiej się orientuje.
- Naprawdę mi się podoba. Dziękuje. Nie trzeba było.
- Przyjechałem zabrać swoje rzeczy. Już na stałe się przeprowadzam. Ale chciałbym, byś dzisiaj razem ze mną, pojechała do mojego nowego domu. Wiesz, chciałbym, byś wyraziła swoje zdanie.
- Dobrze, Percy. Przebiorę się. Nie mogę uwierzyć, że już cie nie będzie w tym domu. Wyrosłeś na wspaniałego mężczyznę. - W oczach mojej mamy zbierały się łzy. Wiedziałem, że to dla niej trudne. Jestem jej jedynym dzieckiem. Zawdzięczam jej swoje życie. Bardzo mocno ją kocham.
W czasie, gdy moja rodzicielka się przebierała, ja poszedłem do swojego pokoju. Z szafy wziąłem kilka ubrań, zdjęcia i te rzeczy, które traktowałem jak pamiątki. Spakowałem je do torby, po czym
ostatni raz spojrzałem na swój dawny pokój.
- Jesteś gotowy synku? - Zapytała mama, na co odpowiedziałem kiwnięciem głowy. Po chwili byliśmy w drodze.

Annabeth


               Percy podwiózł mnie pod budynek Empire Seat Building. Wysiadłam z samochodu. Stałam na deszczu przez kilka minut. Bałam się, choć tak naprawdę nie wiem czego. W końcu weszłam. Jak zawsze w środku stał portier.
- Poproszę na Olimp. - Powiedziałam.
- Chyba się panienka pomyliła. - Powiedział mężczyzna, zajmując się różnymi papierami.
- Nie sądzę. - Mężczyzna nagle na mnie spojrzał. W jego oczach było zdziwienie.
- Panienka Annabeth. Przepraszam, nie wiedziałem, że to pani. Oczywiście zapraszam do windy. - Powiedział, podając mi klucze. Wcisnęłam guzik z odpowiednim piętrem i po chwili znalazłam się na
Olimpie. Wszyscy uśmiechali się, a gdy dostrzegali mnie wśród tłumu, lekko się kłaniali. Stanęłam przed dużymi drzwiami prowadzącymi do sali obrad. Weszłam do środka. Było pusto. Stwierdziłam, że bogowie
odpoczywają w swoich domach, więc poszłam do miejsca, gdzie mieszka
moja matka.
 Zapukałam do drzwi. Usłyszałam "proszę", więc weszłam do środka.
- Cześć mamo. - Powiedziałam cicho, stając w progu salonu.
- Annabeth! - Powiedziała Atena, zrywając się z fotela, by do mnie podejść. - Córeczko, przepraszam Cię za wszystko.  Wiem, że zrobiliśmy z tatą źle nic wam nie mówiąc.
- Nie zaprzeczę. - Powiedziałam przytulając Atenę.
- Naprawdę cię kocham córeczko. Kocham wszystkie swoje dzieci
- Wiem mamo. Potrzebuję twojej pomocy. Musisz mi pomóc znaleźć pracę. Lizzy przychodzi na świat, a ja muszę zarabiać.
- Wiem, że chcesz być architektem i wiem, że jesteś w tym naprawdę dobra. Świetnie sobie poradziłaś odbudowując Olimp.  Pomogę ci, bo bardzo cię zraniłam. Będziesz pracowała w mojej firmie, a kiedyś ją
odziedziczysz. Posejdon także przygotował coś dla Percy'ego.
- Dziękuję. Naprawdę doceniam twoją pomoc.
- Ja dziękuję, że mi wybaczyłaś.
- Jesteś moją mamą. Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej.
               O godzinie piętnastej, Percy po mnie przyjechał. Razem pojechaliśmy do sklepu, po wózek dziecięcy. Byłam szczęśliwa, lecz pewna rzecz nie dawała mi spokoju. Przepowiednia. Czemu to wszystko
musi się dziać akurat wtedy, gdy jestem szczęśliwa? Jeśli umrę, to Percy zostanie sam z malutkim dzieckiem.
Brawo Annabeth. Gdyby był konkurs "depresyjna myśl roku" na pewno byś wygrała.
W sklepie spędziliśmy około dwudziestu minut. Percy'emu wybieranie wózka bardzo się podobało.  W końcu zdecydowaliśmy się na ładny, dziewczęcy w kolorze wrzosowym. Zapakowaliśmy zakup do samochodu i wróciliśmy do domu.

Thalia

               Treningi w obozie były bardzo ostre. Już po pierwszej części dnia nie miałam siły do życia. Rozumiem, że nadchodzi wojna, ale bez przesady. Wierzę, że damy sobie radę, że sobie poradzimy.
W obozie trwały przygotowania do pewnej, bardzo ważnej ceremonii. Planowaliśmy ślub Annabeth i Percy'ego. To miała być tajemnica. Planowana data to koniec sierpnia, gdy urodzi się Elizabeth. Wszyscy
byli bardzo zmęczeni, ale mimo to bardzo się angażowali w pomoc. Młodzi mieli się o tym dowiedzieć dopiero za kilka dni.
          Po kolacji byłam umówiona z Nico. Mieliśmy iść na spacer, a później posiedzieć w jego domku oglądając film. Uwielbiałam wieczory, jakie razem spędzaliśmy. Są spokojne, a przede wszystkim przy nim czuje się bezpiecznie. Jednak to nie jest czas myśleć o tym, co wydarzy się za godzinę. Teraz
razem z Sileną, Clarisse, Clarą, mamą Percy'ego, która dostała pozwolenie, by wejść na teren obozu oraz z Ateną spacerowaliśmy po obozie w poszukiwaniu miejsca zaślubin. Weszłyśmy w głąb lasu i wtedy zobaczyłyśmy śliczny staw o szkarłatnej wodzie. Od razu wiedziałyśmy, że jest to odpowiednie miejsce. Sally była zachwycona, zresztą ja również. 
- Mam już wspaniały pomysł na dekoracje. - Powiedziała Silena. - Na stawie zbudujemy most z białymi poręczami. Panna młoda będzie musiała przez niego przejść. Po drugiej stronie, za mostem  będzie altana, a po bokach krzesła dla gości. Tam się odbędzie uroczystość, natomiast przyjęcie będzie tutaj, gdzie obecnie jesteśmy. Ustawimy stoliki, krzesła, kwiaty. Będzie poczęstunek i tańce. Ogólnie będzie wspaniale. 
- Świetny pomysł. Myślę, że niedługo będziemy mogli poinformować o wszystkim Annabeth i Percy'ego. Trzeba będzie się udać z nimi na zakupy w poszukiwaniu sukni ślubnej i garnituru. Na dzisiaj koniec
organizacji. Zaczyna się robić późno. - Powiedziała Atena.
- Racja. Ja już muszę iść. Za niedługo mam spotkanie z Nickiem.
- No tak. Zapomniałam, że w naszym obozie jest milion par. - Powiedziała Clara sarkastycznie.
- Nie zapominaj, że do jednej z nich należysz ty.
               Godzina dwudziesta. Do mojego domku wszedł Nico.
- Gotowa na spacer? - Zapytał.
- Gotowa. - Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy na pola truskawek. Uwielbiałam to miejsce. Zapach owoców dawał słodki, spokojny nastrój.
- Już tyle treningów za nami. Mogłoby się wydawać, że zaczyna się robić nudno, ale jednak nie. Wszystko nadal jest oryginalne, każde wakacje się od siebie różnią. - Powiedział Nico mocno mnie przytulając.
- Myślę, że jeszcze kilka lat w obozie i już koniec mojego przyjazdu tutaj.
- Dlaczego?
- Pragnę żyć normalnie. Chce założyć rodzinę, mieć pracę, ale jednocześnie chce nadal być związana z życiem łowczyni i herosa.
- To zrozumiałe, ale nasze życie nigdy nie będzie normalne, ponieważ my nie jesteśmy normalni. Nasze życie jest związane z walką i już na zawsze tak zostanie.
- Wiem. Jakoś się potoczy. Póki co jestem szczęśliwa.
- To co? Idziemy do mnie oglądać film?
 - Pewnie. - Znów splótł ze sobą nasze palce i poszliśmy do domu syna Hadesa.
Wnętrze nie było takie jak sobie wyobrażałam. Oczekiwałam dużo czerni i mroku. Zamiast tego zobaczyłam czerwony pokój z czarnymi dodatkami. Na ścianach wisiały wisiały plakaty zespołów metalowych np. Anthrax, Iron Maiden, Nightwish, Slayer i choć nie jest to metal, lecz rock zobaczyłam plakat zespołu Hollywood Undead.
- A Bianca gdzie? - Zapytałam, gdy dostrzegłam duże łóżko z czarną pościelą.
- Obecnie wyruszyła gdzieś z Artemidą, lecz gdy wróci to będzie mieszkała w domku Artemidy.
- Nie nudzisz się tutaj zupełnie sam?
- Nudzę, ale przecież spędzam tutaj tylko noce.
- No w sumie racja. - Usiadłam na łóżku, podczas, gdy Nico podłączał  laptopa i włączał film. Postanowiliśmy obejrzeć "Obecność".
           Nie boje się horrorów, ale to był wyjątek. Gdy tylko działo się coś z demonem, odwracałam się i przytulałam głowę do piersi swojego chłopaka. Jego ciemne jak mrok tęczówki przeszywały mnie na
wylot, sprawiając, że po moim ciele rozeszły się ciarki.
- Kocham Cię. - Szepnął mi do ucha. Pop tych słowach połączył nasze wargi w namiętnym pocałunku. Zapomnieliśmy o filmie i całym świcie. Liczyliśmy się tylko my. Zaczęliśmy coraz bardziej siebie pragnąć. W końcu, Nico delikatnie położył się nade mną. Powoli rozpinał moją koszulę, jednocześnie delikatnie muskając wargami moją szyję. Z czasem moja koszulka wylądowała na ziemi. Wiedziałam, że dzisiejszej nocy do tego dojdzie. Chciałam tego. Nie zostawałam w tyle. Części garderoby Nica już dawno leżały na podłodze. Po kilku minutach byłam całkiem naga. Nico spoglądał na mnie łapczywie. Pragnął mnie, a ja pragnęłam jego. Jednak była pewna rzecz, o której syn Hadesa powinien wiedzieć. 
- Nico?... muszę ci coś powiedzieć - szepnęłam. - To mój pierwszy raz. 
Nico uśmiechnął się łobuzersko, pogładził mnie po włosach i delikatnie pocałował. 
- Mój też kochanie. 
Pocałowałam Nica, dając mu znać, że jestem gotowa. Po chwili poczułam ból, a w moich oczach pojawiły się łzy. Nico delikatnie muskał wargami moją szyję. Po chwili ból zmienił się w przyjemność. W moich żyłach płynęła adrenalina. Syn Hadesa zacisnął palce na mojej dłoni, a ja aż cicho jęknęłam, gdy jego przyjaciel wszedł wgłąb mnie. Podobało mi się to uczucie. To było cudowne. Nie wiem ile to trwało, ale wielokrotnie sprawiło, że osiągnęłam szczyt i Nico także. Później leżeliśmy nadzy w swoich objęciach. Byliśmy naprawdę szczęśliwi. Cieszyłam się, że to właśnie z nim przeżyłam swój pierwszy raz. 
- Kiedyś ci się oświadczę. Jeszcze spędzimy razem całe życie. Obiecuję. - Powiedział mocniej mnie obejmując. 

Percy

               Annabeth zaczęła płakać.  Nie wiedziałem co się dzieje. Mówiła, że ma skurcze i nie daje rady. Szybko spakowałem jej rzeczy w torbę, odpaliłem samochód i ruszyłem w stronę szpitala. Musiałem tam dotrzeć jak najszybciej. Był środek nocy, więc ulice nie były tak ruchliwe jak za dnia. Nie wiedziałem, czy to właśnie ten moment.
Po trzydziestu minutach dotarliśmy. Szybko zawiadomiłem Atenę, Posejdona, Apolla, który miał prowadzić poród oraz swoją matkę. Annabeth leżała na sali. Pielęgniarki powiedziały, że wody jeszcze nie odeszły. Usiadłem obok jej łóżka i złapałem za rękę. Ann zasnęła, wykończona po nocy, ale ja nie zamierzałem wracać do domu. 
- Percy, kochanie. - Powiedziała moja mam wchodząc do sali. - Co się stało? 
- Miała straszne skurcze. Nie wiedziałem co mam robić, więc ją tutaj przywiozłem. 
- Bardzo dobrze zrobiłeś. Te skurcze mogą oznaczać, że już niedługo dojdzie do porodu. Jedź do domu, zawiadom opiekuna obozu, prześpij się i wróć jutro rano. Ja z nią zostanę.
- Mamo...
- Percy, proszę cię. Jak już zasnęła to się nie obudzi. Znam to. 
- No dobrze. Przyjadę jutro z rana. 
                Tak jak poprosiła mnie mama, pojechałem do obozu. Wartownicy byli zdziwieni moim nagłym pojawieniem się w środku nocy. Powiedziałem im tylko, że to tylko nagła sytuacja i pobiegłem do Wielkiego Domu. 
- Chejronie! - Powiedziałem wchodząc do pokoju pełnego plakatów Madonny. 
- Percy. Co ty tutaj robisz o tej porze? - Zapytał centaur o dziwo jeszcze nie śpiąc.
- Annabeth jest w szpitalu. Miała ostre skurcze. Możliwe, że niedługo urodzi. 
- Dobrze, Percy. Ciesze się, że mnie o tym powiadomiłeś. Chodź ze mną. - Powiedział wychodząc z domku. - Myślę, że jest jej potrzebna ochrona. Nie wiadomo co komu strzeli do głowy. Musimy być przygotowani na wszystko. Czasem jestem już zmęczony tym całym zamieszaniem. 
Doszliśmy do domku Aresa. Chejron nacisnął mały guzik przy drzwiach, a w domku, obok jednego łóżka zapaliła się czerwona lampka. Po chwili przed nami stała zaspana Clarisse. 
- Jackson, a ty co tutaj robisz?! Co ci odbiło, żeby mnie budzić w środku nocy?! Obiecuję, że jak tylko wrócisz do obozu, to oberwiesz. 
- Tak, Clarisse. Ja też bardzo chętnie spiorę ci tyłek, ale to nie ja po ciebie dzwoniłem. 
- A kto? - Zapytała
- Ja. - Powiedział Chejron. - Wybacz, że cię niepokoje, ale mam dla ciebie zadanie. Annabeth leży w szpitalu. Jest bliska porodu. Myślę, że już wiesz, co masz robić?
- Pilnować, by nikt jej niepokoił. Pilnować jej i Elizabeth,
- Tak. Co więcej ty już do końca życia zostaniesz strażniczką Lizzy. Musisz ją chronić. Tak stwierdziło Fata. 
- Dobrze. W takim razie wyruszamy.
_____________________________________
Eh. Koniec. 
20 komentarzy = Następny rozdział

piątek, 11 października 2013

Percabeth story: Rozdział 31 - "O bogowie. Jestem wujkiem. Ale jaja..."

             Annabeth

                 O Bogowie. Już w połowie drogi zaczęłam się dusić. Z wulkanu na wyspie unosiły się okropne opary. Percy'emu dało to pretekst, bu odwieźć mnie do pokoju hotelowego' ponieważ "Szkodzi to mi i Elizabeth". Sprzeciwienie się nic by mi nie dało. Percy wziął mnie na ręce i wyskoczył z łódki. Zaczął biec po wodzie, gdy reszta powoli dobijała do wyspy.
Po czterech minutach byłam w pokoju hotelowym i nagle zadzwonił iryfon.
- Percy! - krzyknęła Thalia. - Nie przyjeżdżaj tu. Ty nie możesz. Tobie będzie to szkodzić, bo jesteś synem Posejdona. Zostań z Annabeth i zaopiekuj się nią. Ona jest w zaawansowanej ciąży i potrzebuje cię. My sobie poradzimy. Postaramy się wrócić jutro.
- Jesteście tego pewni?
- Tak, Percy. Jesteś synem Posejdona, a to oznacza, że ty nie będziesz tutaj bezpieczny.
- Dobra, ale jkaby co, to dajcie znać.
- Okej.
               Leżałam sobie na łóżku z ogromnym bólem brzucha. Percy poszedł do restauracji po jakieś jedzenie. Byłam naprawdę zmęczona i chciałam spać, lecz Elizabeth mi na to nie pozwalała.
- Lizzy, proszę nie bądź taka agresywna. - Powiedziałam.
- Jest dzieckiem dwójki herosów. Już teraz sobie trenuje - powiedział Percy trzymając tacę z owocami.
- Niech zgadnę, Glonomóżdku. Ma to po tobie?
- Oczywiście. - Może to naprawdę dziwne, ale miałam ochotę na ogórki kiszone i dżem truskawkowy. Masakra.
Percy odłożył tacę na półkę i położył się obok mnie.
- Jak myślisz, ile jeszcze będziemy na nią czekać? - zapytał kładąc rękę na moim brzuchu.
- Chyba niedługo. Lizzy zachowuje się tak, jakby chciała ujrzeć światło dzienne.
- Też tak sądzę.
- Wiesz, kochanie. Ja już chyba pójdę spać. Jestem zmęczona.
- Dobranoc kochanie. - Powiedział, po czym złożył na mych ustach delikatny pocałunek.

Thalia

                Gdy tylko dobiliśmy do brzegu natychmiast uzgodniliśmy, że Percy nie może  nam pomóc w tej misji. Dlaczego? Wokół nas znajdowało się około tysiąca tabliczek z napisem "Śmierć Posejdonowi:. Gdyby Percy pojawił się tutaj razem z nami na pewno by zginął, a na to nie mogliśmy pozwolić. Poza tym już niedługo zostanie ojcem i Annabeth go potrzebuję. Gdyby coś mu się stało, nie wiadomo jakby to przeżyła. 
Ogólnie wyspa była opuszczona lub bynajmniej na taką wyglądała. Postanowiliśmy zobaczyć, co jest na samym środku wyspy, dlatego szliśmy w stronę wulkanu, z którego dobywały się dziwne opary.
Szliśmy w milczeniu już dobre piętnaście minut i właśnie wtedy nad głową Sieleny pojawił się ogromny topór.
- Sieleno uważaj! - Krzyknęłam odpychając ją, co sprawiło, że dziewczyna przeturlała się i uderzyła w drzewo. Jeszcze chwila, a w jej głowie zagościł by ciężki topór.
- Dzięki Thalia  - Powiedziała córka Afrodyty wstając. Jednak na ataku na Sielenę nie przystało. Wielki topór nadal miał zamiar nas wszystkich pozabijać, lecz jego właściciel był dla nas niewidzialny.
Zaczęliśmy biec, ale napastnik szybko nas dogonił. Bałam się, że nie damy sobie rady. Nagle tajemnicza broń znalazła się tuż obok ręki Charlsa i mocno go drasnęła go, powodując, że zaczęła tryskać krew.
- Charlie - krzyknęła Sielena, po czym odwróciła się w stronę atakującego i stanęła.
- Ujawnij się! - krzyknęła i właśnie wtedy zaczęło się dziać coś bardzo dziwnego. Tajemnicza postać z każdą sekundą stawała się coraz bardziej wyraźna. W końcu okazało się, że jest to cyklop.
- Teraz żuć broń. - Powiedziała już pół tonu ciszej. Ewidentnie nie wiedziała co się dokładnie dzieje, dlaczego się jej słucha? Jednak to nie był czas na takie przemyślenia.
Cyklop posłusznie zrobił to, o co prosiła go córka Afrodyty.
- A teraz odejdź. Albo nie. Powiedz nam, do kogo należy ta wyspa i co powinniśmy o niej wiedzieć.
- Wyspa należy do Gai i Uranosa. To tutaj jest siedziba władców i to stąd będzie wymierzony atak. Pierwszym celem będzie obóz herosów, natomiast drugim sama siedziba bogów. Na wyspie zginie każdy, kto jest dzieckiem Posejdona lub jego sługą. W środku wulkanu znajduje się kuźnia, do której wstęp mają tylko żołnierze, którzy wytwarzają broń. - Powiedział cyklop, wyglądając jak zachipnotyzowany.
- To wszystko. Odejdź jak najdalej. Nie wracaj. - I stało się dokładnie tak, jak zapowiedziała Sielena.
- Dobra. Lepiej niech mi ktoś powie, jak to się stało, że on się mnie słuchał? - Zapytała dziewczyna jednocześnie podchodząc do swojego chłopaka i bandażując mu ramię.
 - Czaromowa - Powiedziała cicho Clara. - Być może, gdy Ares zaatakował obóz i zamordowała twoją siostrę, ona poprosiła waszą matkę o przekazanie mocy właśnie tobie. Teraz to ty masz dar czaromowy i
uratowałaś nam życie.
- Co teraz robimy, skoro wiemy, co jest na tej wyspie?
- Ja mam pewien pomysł. - Powiedział Tony z uśmiechem. Wszystkie oczy zostały skierowane na niego. - W wolnym czasie w obozie tworzyłem to...- Powiedział otwierając swój plecak, w którym znajdowało się
pełno małych kulek.
- Co to jest? - Zapytał Nico.
- Mini bomby. Wystarczy je odpowiednio nastawić. Możemy wysadzić ich siedzibę i dzięki temu spowolnimy atak na obóz. Jednak jest jedno "ale". Wybuch musi nastąpić wewnątrz wulkanu.
- Jak się tam dostaniemy? - Zapytałam.
- Hmm do środka mogą wejść tylko wojownicy wytwarzający broń. Możemy takich udawać. Wystarczy, że się troche przebierzemy i już. - Powiedziała Clara.
- W takim razie wiemy co robić. Gdy tylko wejdziemy do środka, nastawie bomby na czas pięciu minut. rozłożę je w odpowiednich miejscach. Wy będziecie musieli sprawić, by nikt mnie nie przyłapał. Gdy krzyknę "już" jak najszybciej uciekamy do łodzi i wypływamy na morze. Jeśli nam się nie uda...zginiemy.
 - Do dzieła. Im szybciej rozwalimy te miejscówkę, tym szybciej wrócimy do hotelu i normalnie spędzimy resztę herosowego "urlopu".
- Zgadzam się z Thalią. Działajmy. - Sielena wyciągnęła ze swojej torby kilka bluz z kapturem po czym kazała nam je założyć. Po przebraniu się nadszedł cza na dalszy ciąg misji.  Szliśmy kilka minut
i w końcu znaleźliśmy się przy wejściu do wulkanu. Pierwsza przeszkoda przed nami. Naprzeciw nas stało dwóch strażników.
- Gramy dalej. Nie przestajemy.  - Szepnęłam. Podeszliśmy bliżej. Tony stał na czele.
- Hasło. - Powiedział jeden ze strażników. No świetnie. Już po nas. Fajnie było żyć, ale się skończyło.
- Gaja i Uran...
- Znaczy kolega chciał powiedzieć Naleśniki Z Dżemem. - O Bogowie. Tony...spaliłeś.
- Możecie wejść. - Co?! Jak to? Skąd on to...nie rozumiem tego świata.
Syn Hefajstosa szybko wyjął kilka bomb i rozłożył wśród skał wewnątrz nieaktywnego wulkanu. Nie mogłam tu wytrzymać ani minuty dużej, ponieważ odór jaki wydobywał się z kominów kuźni, sprawiał, że robiło mi się niedobrze.
- Już! - Krzyknął Tony, po czym rzuciliśmy się biegiem w stronę wyjścia. Nie wiem ile czasu zostało nam do wybuchu, ale obawiam się, że nie koniecznie dużo. Potwory nas goniły, ale my byliśmy szybsi.
Znajdowaliśmy się już prawie przy łodzi, gdy Nico się wywrócił.
- Nico szybko! - Krzyknęłam wchodząc na pokład. W tym momencie wulkan wybuchł, a cała wyspa została pochłonięta w niszczycielskim ogniu.
- Nico - Szepnęłam. W moich oczach pojawiły się łzy. Cz on?...Nie!
- Jestem tutaj - Powiedział cichy, zadyszany głos tuż za mną.  Szybko się na niego rzuciłam. Bogowie dzięki!
- Jak jeszcze raz mnie tak wystraszysz, to obiecuję, że będzie po tobie.
- Przepraszam kochanie.
- A właściwie, jak udało ci się przeteleportować?
- Za pomocą cienia. - Dawno tego nie stosowałem, ponieważ strasznie męczy.
- Ważne, że przeżyłeś. Udało nam się. Mam nadzieję, że opóźni to atak potworów. Teraz czas na powrót do rzeczywistości.
                                                                      Percy

                Nad ranem obudził mnie głośny huk. Razem z Annabeth zerwaliśmy się z łóżka i pobiegliśmy do łóżka. To była ta wyspa. Ona wybuchła, ale gdzie są nasi przyjaciele? Co jeśli coś się stało? Nagle usłyszeliśmy głośne pukanie do drzwi. Annabeth szybko je otworzyła. To byli nasi przyjaciele. Od razu kamień spadł mi z serca.
- Opowiadajcie co tam się wydarzyło?. - Powiedziałem.
- To była siedziba Uranosa i Gai. Tam wytwarzano broń. Po prostu postanowiliśmy ich wybuchnąć. - Powiedział Tony.
- Ale nic wam nie jest?
- Nie. Jesteśmy cali, oprócz drobnych uszkodzeń.
- Idźcie spać. Porozmawiamy jutro rano.
- Okej. W takim razie pa.
Wszyscy wyszli, a my z Annabeth znów zostaliśmy sami. Leżeliśmy na łóżku ciesząc się swoją bliskością. Powoli powieki znów zaczęły mi ciążyć i nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem.
               Nad ranem obudził mnie ćwierkot ptaków. Z łazienki dobiegał mnie dźwięk wody. To pewnie Annabeth. Gdy moja dziewczyna wyszła uśmiechnięta, przywitałem ją czułym całusem, po czym sam
poszedłem się umyć.
 Może to dość dziwne, ale zacząłem tęsknić za domem. Jednak wiem, że takie wakacje nie powtarzają się za często i chciałbym je wykorzystać jak najlepiej.
Po porannej toalecie nadszedł czas na śniadanie. Zeszliśmy do restauracji i usiedliśmy przy stoliku obok naszych przyjaciół.
- Więc co dzisiaj robimy? - Zapytała Sielena.
- Może wyjdziemy dzisiaj do miasta? Jesteśmy w kraju początków naszej religii i cywilizacji. Chciałabym zobaczyć świątynie Zeusa, Partenon i inne zabytki.
-  W sumie jest to całkiem fajny pomysł. - Powiedział Tony uśmiechając się i obejmując Clarę, która zaproponowała zwiedzanie miasta.
- No dobra. To w takim razie jemy śniadanie i wychodzimy na miasto. - Powiedziała Annabeth.
- Mam jeszcze pewien pomysł. Chłopaki uczyli się serfingu, może po południu nam coś zaprezentują?
- To bardzo zły pomysł. Nie chce, by Thalia wiedziała jak się
kompromituje. - Powiedział Nico rumieniąc się.
- Oh daj spokój. Będzie zabawnie. Wakacje są po to, by się bawić i wygłupiać.
- No dobra.
               Nałożyłem sobie na talerz kanapkę z sałatą, serem oraz szynką i zacząłem się posilać. Obiecałem sobie, że kiedyś na pewno zabiorę Ann i Elizabeth do Grecji. Będą to rodzinne wakacje. Dla swojej rodziny chce wszystkiego co najlepsze. Gdy tylko wrócimy do Nowego Jorku, muszę spotkać się z ojcem. Tak naprawdę nie wiem, kim chce zostać w przyszłości i miałem cichą nadzieję, że może on mi podpowie.
 Szliśmy ulicami miasta. Wszystko było naprawdę ładne. Dużo sklepów, ludzi grających i śpiewających. Wszyscy byli uśmiechnięci i zadowoleni.
Na początku postanowiliśmy przejść się po rynku Ateńskim, czyli zwyczajnym deptaku ze sklepami fontannami. Gdy zobaczyłem sklep z przedmiotami dla małych dzieci, poczułem się hmmm...jakby to
określić...dziwnie, ale fajnie. Thalia, Sielena i Clara postanowiły tam wejść, natomiast chłopaki mieli nas pilnować, znaczy pilnować mnie i Annabeth. Po piętnastu minutach dziewczyny wyszły uśmiechnięte,
niosąc za sobą kilka toreb z zakupami. Domyśliłem się, że to dla mojej córki. Oj Elizabeth. Ciotki cię będą rozpieszczać.
               Naszym drugim przystankiem był Partenon. Była to wspaniała, grecka budowla z greckimi kolumnami i fundamentami. Annabeth wyjęła ze swojej torebki aparat i powiedziała, że czas na zdjęcia. Szybko podała
przedmiot swojej siostrze, przyciągnęła do siebie i mocno przytuliła.
- 1,2,3 ... cyk - Powiedziała Clara. Przy Partenonie postanowiliśmy kupić pocztówkę i wysłać ją do obozu. Na odwrocie kartki napisaliśmy:
"Pozdrowionka z wakacji w Grecji. Nie przemęczajcie się na tych treningach. Zrobiliśmy coś dla was i wojna chyba się opóźni :D. Nie długo na świat przyjdzie córeczka Annabeth i Percy'ego o imieniu
Elizabeth. Wracamy do was pierwszego sierpnia. + Tony każe wam przekazać nowy okrzyk bitewny dla domku Hefajstosa - Naleśniki Z Dżemem.
To chyba tyle.
Thalia, Percy, Annabeth, Nico, Clara, Tony, Sielena i Charlie."

Zwiedziliśmy to co planowaliśmy i zmęczeni wróciliśmy do hotelu.


6 dni później

               Nasze wakacje dobiegły końca. Żal było opuszczać taki wspaniały kraj jak Grecja, ale obowiązki wzywają. Był dziś pierwszy sierpnia. W tym momencie staliśmy na lotnisku w Nowym Jorku, czekając
na Daniela, który miał nas zabrać do obozu, ponieważ akurat był w pobliżu na próbie swojego zespołu. Przyjechał po nas dopiero po piętnastu minutach. W Grecji razem z pozostałymi  herosami kupiliśmy pamiątki dla przyjaciół z obozu.
- Cześć dzieciaki -  Wsiadajcie do samochodu. Bagaże postawcie na ziemi, to wsadzę je do bagażnika.
Po pewnym czasie ruszyliśmy. W porównaniu z przechodniami byliśmy murzynami ze względy na naszą opaleniznę. Na mieście między Manhattanem, a Long Island były straszne korki. Ludzie trąbili, denerwowali się, a ja zacząłem tęsknić za cichą i spokojną Grecją. Na szczęście dom, w którym mieszkam wraz z Annabeth jest na uboczu, z dala od zgiełku i chaosu.
W końcu dotarliśmy do obozu. Śmiało mogłem powiedzieć, że jestem w domu. Wszyscy przywitali nas z uśmiechem na twarzy, pytając "jak było?", "co robiliście?". Odpowiadaliśmy z chęcią. Nico wziął dużą
torbę i zaczął rozdawać małe figurki. W oddali dostrzegłem Grovera i Tysona. O Bogowie! Jak ja dawno ich nie widziałem. Szybko do nich pobiegłem.
- Siemka. Dawno nie gadaliśmy. Opowiadajcie co tam u was? Grover. Dlaczego ostatnio wszędzie uciekasz? Nigdzie nie widziałem ani ciebie, ani Caliny. Co się dzieje? - Zapytałem.
- A no wiesz. Dużo obowiązków. abycie ojcem wcale nie jest aż takie łatwe.
- Co? Bycie ojcem? - Zapytałem zaskoczony.
- No widzisz. Tak jakoś wyszło. Jesteś wujkiem.
- No wiesz co? ai dopiero teraz się o tym dowiaduję?
- Sorry, ale nie było czasu.
- Nie no, spoko. Gratuluję. Wpadnę do was później. Chętnie zobaczę małego satyra.
- Ha ha. Okej.
               To było dla mnie naprawdę wielkim zaskoczeniem. Coś mnie tknęło, by zebrać pozostałe osoby towarzyszące mi na wakacjach i odwiedzić Chejrona. Miałem dziwne przeczucie, że chce nam coś powiedzieć. Jednak centaur nas uprzedził. Przyszedł do nas razem z Rachel.
- Wyrocznia miała wizję. To przepowiednia dotycząca córki Ateny, lecz bardziej sprecyzowana.
- Jak brzmiała? - Zapytała Annabeth.
- Dziecie Ateny
  Córa Mądrości
  Przez trzy dni posmakuje nicości
  W Hadesie stanie jedną nogą
  I zmierzy się ze swą największą trwogą
Ta przepowiednia brzmiała zdecydowanie lepiej...to znaczy była bardziej zrozumiała. Ale wiedziałem, że Annabeth się niepokoi. Wszyscy wiedzieli, że mowa o niej lub o Clarze, ale nikt nie chciał tego powiedzieć.  Nie potrafiłem dopuścić do siebie myśli, że już nie długo mogę stracić bardzo ważną dla mnie osobę. Nie mogę stracić Annabeth.

_________________________________________________
Hejka kochani. Naprawdę przepraszam, że tak długo nie ma rozdziału.
Nie planowałam tej kary. W końcu zdecydowałam jak zakończę tą część opowiadania. Tak...część,
ponieważ jeszcze będę pisała kontynuację z punktu Elizabeth.
No dobra. W sumie to mam nadzieję, że się wam spodoba. Liczę na conajmniej 20 komci :D
Z poważaniem:
Dżerrka, a nie Dżerr!
PS. Nadal mam karę. 

I jeszcze coś bardzo ważne!
Zlot herosów kochani. Jeśli chcecie wiedzieć coś więcej o zjeździe fanów PJ, to zapraszam tutajZJAZD HEROSÓW

środa, 9 października 2013

Kiedy kolejny rozdział? Już niedłgo

Pewnie zastanawiacie się kiedy kolejny rozdział? 
A więc wam odpowiem. W weekend. Całkiem możliwe, że w weekend.
Nadal mam karę, ale piszę na telefonie i wysyłam sobie na meila, więc teraz jak na chwilkę usiadłam na komputer za pozwoleniem, to przekopiowałam na blogspota. 
Jeśli jednak się nie pojawi, to naprawdę przepraszam. 
Ten tydzień jest troszkę masakryczny. 
Plus moja przyjaciółka jest w szpitalu. Biedna blondi :(