sobota, 28 grudnia 2013

Bohaterowie opowiadania


Jak już wiecie, to opowiadanie będzie się dzieliło na dwie części. 
Pierwsza część powoli dobiega końca, a druga niedługo się rozpocznie.
Pierwsza seria (powiedzmy, że tak to nazwę) nazywa się 
Percabeth story.
Dlaczego? 
Cóż, odpowiedź jest mega prosta. W tej serii opisywane są wszystkie przygody (oczywiście te, które sb wymyśliłam) Prcabeth. Czyli co było do tej pory?

1. Oświadczyny
2. Misja "Pierścień Kronosa"
3. Próba samobójcza Annaabeth
4. Ciąża
5. Wrota Śmierci
6. Zdrajczyni Sandy
7. Śmierć Luka
8. Thalia jest z Nico
9. Narodziny Elizabeh
10. Planowanie ślubu
11. Porwanie Elizabeth

Póki co, wydarzyło się tyle, z czego planowałam. 
Kto, wie, może ktoś będzie dochodził do samego końca? To już zależ od was :D 

Druga częśc opowiadania będzie się nazywała
Nowe pokolenie lub Elizabeth story
Sama jeszcze nie wiem. 
Druga część będzie opowiadała historię i przygody Elizabeth oraz jej przyjaciół. Wiadomo będzie wzmianka o starych bohaterach.
Pamiętajcie, że druga seria, nie musi oznaczać, że pierwsza skończy się dobrze, bo nie jestem fanką happy endów.

No dobrze, a teraz chciałabym przedstawić Wam bohaterów opowiadania :D

1.
Percy Jackson - Syn boga mórz, narzeczony Annabeth i ojciec Elizabeth.
Jeden z najlepszych herosów pierwszego pokolenia.
Walczył z z Kronosem.
Wybranek bogów i wielu przepowiedni.
Oddałby życie, za bezpieczeństwo rodziny i przyjaciół.
Kocha niebieskie jedzenie.


2.
Annabeth Chase - Córka bogini mądrości, narzeczona Percy'ego i matka Elizabeth.
Jeden z najlepszych herosów pierwszego pokolenia.
Porwana i więziona przez tytanów.
Wybrana przez Olimp.
Zawsze pomaga swoim przyjaciołom.
Rozważna i mądra.
Kocha swoich bliskich.


3.
Elizabeth Jackson - Córka Annabeth i Percy'ego.
Według przepowiedni to ona ma zabić Kronosa.
Urodzona 5 sierpnia.
Bardzo szybko się rozwija.
Ukochana wnuczka Ateny i Posejdona.


4.
Clarisse La Rue - Córka Aresa, boga zdrajcy.
Świetna wojowniczka. Jedna z najlepszych herosów pierwszego pokolenia.
Ma tajemnicze przeznaczenie, które wiąże się z życiem Elizabeth Jackson.


5.

Clara Nightley - Chase - Córka Ateny, rodzona siostra Annabeth.
Przez większość życia wychowanka rzymskiego obozu herosów, uciekinierka.
Jedna z wybranych.


6.
Tony Hamilton - Syn Hefajstosa. Chłopak Clary.
W obozie herosów zaledwie od połowy wakacji.
Wybranek przepowiedni.



No i tyle z bohaterów, którzy coś znaczą w moich myślach xd.
Oczywiście wiem, że notka jest masakrycznie spóźniona, ale to akurat nie jest moja wina xd.
No więc takie spóźnione życzenia ode mnie,

Kochani. Święta jest to czas rodziny, miłości i przebaczania.
Chciałabym Wam życzyć dużo zdrowia, które jest w życiu najważniejsze.
Spełnienia marzeń, bo chyba każdy by chciał, by jego marzenia były na wyciągnięciu ręki.
Prawdziwych przyjaciół, którzy zawsze będą was wspierać w trudnych dla Was chwilach. 

Sukcesów, dzięki którym będziecie mogli się bardziej rozwijać.
I oczywiście czego tylko sobie zapragniecie. 
Pamiętajcie, że na pewno macie przy sobie ludzi, którym na Was zależy.
Nie bójcie się marzyć, ponieważ świat bez tego jest nudny, przeciętny i szary.
Róbcie to co lubicie, ponieważ nikt nie ma prawa Wam tego odebrać. 
Spełniajcie się w życiu, byście nigdy niczego nie żałowali.
Jednocześnie chciałabym Wam życzyć Szczęśliwego Nowego Roku.
Oby 2014 był tysiąc razy lepszy od 2013.
Wszystkiego najlepszego! 




Teraz coś innego.
Wielu z was pisało, bym odpoczęła i postanowiłam skorzystać z tej propozycji.
Potrzebuję odpoczynku, by móc usiąść przed zeszytem z długopisem w ręce i zacząć pisać nowe rozdziały na tego właśnie bloga.
Myślę, że tak będzie najlepiej.
Mój urlop nie będzie trwał długo.
Planuje powrócić już 1 lutego, ewentualnie wcześniej.
Czyli zawieszam blog na okres miesiąca.
Oczywiście tylko tego, ponieważ chce teraz troszkę czasu poświęcić na  Story Of My Life - Zapraszam 
oraz 
Łowca - Zapraszam!
To chyba tyle.

To do zobaczenia za miesiąc! <3
- Natala (Dżerrka)

sobota, 21 grudnia 2013

Percabeth Story: Rozdział 37 - "Wpadłem na pewien pomysł, może pomoże świat Hadesa, zagłada jest blisko, a trzeba walczyć. Musimy byc potężni, by przetrwać."

Wiecie co...chyba umieram xd. 
PS. Jest tu może jakiś harcerz z hąrogwi łódzkiej lub z hufca Piotrków Tryb.? 
Jesli tak, to macie ode mnie gigant uściski :D

Percy

     
Przez całą noc zastanawiałem się, jak zapewnić bezpieczeństwo swojej rodzinie. Pomyślałem o pewnym momencie mojego życia, czyli o wycieczce wraz z Synem Hadesa, do podziemia. Odruchowo dotknąłem swojej tak zwanej "Pięty Achillesa". A może by tak...? Nie! To absurdalne. Nie ma na to szans, jeszcze zdarzy się coś złego....Chociaż....Eh! Muszę się poradzić Ateny. Czy stało by się coś złego, gdyby Annabeth i Lizzy zanurzyły się w Styksie? Tylko Bogini Mądrości będzie znała odpowiedź na to pytanie.
Zszedłem na dół i skierowałem się w stronę piwnicy. Otworzyłem drzwi w kolorze mahoniu i wszedłem do środku. Powitał mnie zapach wilgoci i ciemność. Ręką pogładziłem ścianę w nadziei, że znajdę włącznik światła. Po chwili w pomieszczeniu zrobiło się jaśniej. Zszedłem po kamiennych stromych schodach. Przed moimi oczami pojawiło się pomieszczenie podzielone na dwie części. Ściany pierwszej części pomalowane były na morski zieleń, była to domowa świątynia Posejdona. Natomiast druga część pomieszczenia była pomalowana na biało, jednak elementami dekoracyjnymi były złote sowy. To pomieszczenie było świątynią Ateny. Skierowałem się ku Stojakom na ofiary i wrzuciłem trochę winogrona do ognia. "Bogini Mądrości. Ja, Perseusz Jackson, proszę cię o radę. Chodzi o dobro mojej rodziny."
Stałem przez chwilę pod obrazem bogini i czekałem, na choć małą radę. Po chwili przede mną pojawiła się mama Annabeth.
- Percy. Czy ty myślisz, że bogowie nie mają prawa do wypoczynku? Znów zaczynam cię nienawidzić.- Odparła zdenerwowana bogini.
- Przepraszam, ale mam kilka pytań i muszę znaleźć na nie odpowiedzi, a tak się składa, że tylko ty możesz mi w tym pomóc.
- O co chodzi, synu Posejdona? Co cię gnębi? - Zapytała mrużąc oczy z zaciekawienia.
 - Ostatnio wiele słyszę, że losy świata zależą od herosów, ale najwięcej od Elizabeth, ponieważ to ona ma (przynajmniej według przepowiedni) pokonać Uranosa. Chodzi mi o to, że nie chcę, by się jej coś stało, dlatego pomyślałem o "Pięcie Achillesa". Stało by się coś, gdyby Annabeth i Lizzy zanurzyły się w Styksie? - Usłyszałem, jak bogini mądrości westchnęła.
- Cóż, Percy. Szczerze się dziwie, że wpadłeś na taki pomysł. To może się okazać naprawdę bardzo niebezpieczne, ale wykonalne. Rzeczywiście, może sprawić, że moja córka i wnuczka będą bezpieczniejsze. Pamiętaj jednak, że sam nie możesz podjąć decyzji, jeśli chodzi o Elizabeth. Masz do niej takie same uprawnienia, jak moja córka i oboje powinniście podjąć odpowiednią decyzję.
- Jaką decyzję? - Za plecami usłyszałem głos Annabeth. Dziewczyna stała ze skrzyżowanymi rękami. Minę miała poważną, ale jednocześnie niepewną.
- Pomyślałem...pomyślałem, że Lizzy wraz z tobą mogłaby się zanurzyć w Styksie. Tak chyba było by bezpieczniej.
- Percy, czyś ty już do końca oszalał?! - Zapytała Annabeth ze zdziwieniem. - Ona ma się zanurzyć w Styksie? Przecież to jest strasznie niebezpieczne. Ona jest bardzo mała. To, że wygląda, jak
roczne dziecko, wcale nie znaczy, że nim jest.
- Ale Annabeth, proszę zastanów się. To może jej kiedyś uratować życie.
- Percy, to ty się zastanów. Ledwo, co sam wypłynąłeś ze Styksu.
- Proszę, abyś, chociaż o tym pomyślała.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem.
- Proszę. - Powiedziałem łapiąc ją za rękę.
- Muszę to przemyśleć, ale nic nie obiecuję. - Powiedziała, po czym odwróciła się napięcie i wyszła z pomieszczenia.
Spojrzałem w stronę stojaka. Atena zniknęła. Cóż...Nie pozostało mi już nic innego jak z powrotem wrócić do sypialni i udać się do krainy snu.

Clara

           
   Czułam się, jak wrak człowieka.  Chociaż to głupie porównanie, ponieważ nie byłam już żywym człowiekiem. Mój dawny dom, to rzeka w świecie, w którym królem jest Hades - bóg zmarłych. Byłam jedną z tysięcy dusz, które pływały w Styksie w nadziei na trafienie do dobrego miejsca. Przez cały czas zastanawiałam się, jak tutaj trafiłam? Czy zginęłam na polu walki? A może zupełnie inaczej? Tego nie mogłam sobie przypomnieć. Byłam tylko duszą, która nie mogła nic zrobić. Nie ruszałam żadną częścią ciała. Z resztą już go nie posiadałam. Po prostu leżałam na plecach i pozwalałam, by prąd niósł mnie ku Elizjum, bo tam miałam nadzieję trafić. Hades, gdy stawałam przed sądem, powiedział, że tutaj czeka na mnie nowe życie. Może to dziwne, ale czułam, że chce wrócić do tego poprzedniego, choć nie wiele z niego pamiętałam. W mojej duchowej podświadomości słyszałam dziwne głosy, które wołały mnie do siebie. Czułam, że już kiedyś je słyszałam, ale jak na złość nie mogłam sobie przypomnieć, do kogo należą.
- Claro! - Z zamyśleń wyrwały mnie słowa Hadesa. - Claro, wypłyń. - Rozkazał. Zmusiłam się, by ruszyć swoimi "dłońmi" i "nogami". Po chwili ujrzałam boga podziemia. Ubrany był jak zwykły śmiertelnik. Miał na sobie czarne spodnie, czarny T-Shirt i czerwoną skórzaną kurtkę. Jego w miarę długie, kręcone włosy delikatnie powiewały, choć nie było wiatru. Swoim wyglądem  przypominał mi chłopaka, którego znałam za czasów swojego życia. Jego imię zaczynało się na literę "N". Może to jego syn? Sama
do końca nie wiem.
- Twój czas w tym świecie dobiegł końca. Twoim przyjaciołom na tobie zależy. Musisz do nich wrócić. Gaja może wygrać. Od ciebie zależy, jaki będzie wynik.

          Obudziłam się cała zdyszana. To tylko sen. Dziwny sen. Co on mógł oznaczać? Teraz nie mogłam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Wiedziałam jedno. Ten sen nie wróży nic dobrego.

Annabeth

      
Najbliższe wejście do Hadesu znajduje się w Hollywood, a to oznacza dwa dni drogi. Naprawdę nie wiem, dlaczego się zgodziłam. A co jeśli nam się nie uda? Co jeśli nie wrócimy? Oh, Annabeth weź już przestań. To twoje zamartwianie się staje się nudne, monotonne. Jesteś herosem, więc do jasnej cholery musisz się ogarnąć.
Super. Sama siebie upominam. Stałam się inna, gorsza. Zastanawiam się, co mnie tak zmieniło? Odpowiedzi do tego pytania nadal nagminnie szukam.
Gdy skończyłam rozmowę z Percym, szybko wróciłam do sypialni. Łóżeczko Lizzy przenieśliśmy do naszej sypialni, ponieważ malutka strasznie płakała. Nie podkurczała nóżek, czyli nie miała żadnej kolki. To
musiały być po prostu koszmary.
Po chwili poczułam  jak ręka Percy'ego oplata moją talię. Zasnęłam.

               Obudziłam się  około godziny dziewiątej. Tej nocy nic mi się nie śniło. Po prostu słodka, idealna ciemność. To dobrze, ponieważ sny u herosa bywają naprawdę okrutne.
Odwróciłam głowę, by zobaczyć, czy Elizabeth już wstała. Jak się okazało, nie było jej w łóżeczku. Spojrzałam na poduszkę leżącą obok mnie. Percy'ego także nie było. Tym razem się nie martwiłam. Jeśli nie ma tej dwójki, to znaczy, że Lizzy jest razem ze swoim tatą.
Nagle drzwi do sypialni lekko się uchyliły. Usłyszałam cichy głos Percy'ego.
- Chodź obudzimy mamę. - Wtedy moje oczy ujrzały małą Elizabeth. Dziewczynka raczkowała po podłodze z uśmiechem na twarzy. Percy szedł za nią, asekurując. Taki widok był naprawdę niezapomniany. Wstałam i
wzięłam sobie Lizzy na ręce, a Percy'emu posłałam czuły uśmiech.
- Mimo prawie nieprzespanej nocy, Elizabeth jest dość żywa. - Powiedział syn Posejdona, rozkładając się na łóżku.
- Właśnie to zauważyłam, ale to chyba dobrze. Jadła coś? - Zapytałam. Percy odpowiedział mi przeczącym kiwnięciem głowy.
Lizzy już nie piła mleka matki, może to dlatego, że tak szybko się rozwija? Sama nie wiem.
- Co kochanie, czas na śniadanko? - Zapytałam, dając buziaka swojej córci. Uśmiech z jej twarzy wcale nie znikał.
Zeszłam na dół do kuchni i przygotowałam mleko dla Elizabeth. Przypomniała mi się nocna rozmowa z Ateną. Zanurzenie w Styksie. Czy rzeczywiście podjęłam dobrą decyzję? Czy Lizzy na pewno nic się nie
stanie? Nie byłam do końca przekonana, co do tego pomysłu.
- Percy. - Powiedziałam siadając przy stole w jadalni. - Jeśli mamy wyruszyć do Hollywood, to tylko dzisiaj. Zaraz po śniadaniu.
- Tak szybko? - Zapytał zaskoczony. W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową.
- W takim razie, dobrze.
                 Wybiła godzina dwunasta. Byliśmy gotowi do podróży. Ostatni raz sprawdziłam, czy w bagażniku znajduje się wszystko, czego będziemy potrzebować. Percy na tylną szybę przykleił znaczek "Jedzie z nami
dziecko" i usiadł za kierownicą. Po chwili ruszyliśmy w stronę Hollywood. Lizzy bezpiecznie spała na tylnym siedzeniu w swoim przenośnym nosidełku, przypięta pasami. Nikt, oprócz Ateny nie wiedział o naszych zamiarach. Stwierdziliśmy, że tak będzie najlepiej.
Pocałowałam Percy'ego w policzek, po czym oparłam głowę o szybę czarne mitsubishi. Zamknęłam oczy. Ciemność pod moimi powiekami, była niemal taka sama jak niebo nocą. Momentalnie zasnęłam.
- Dziś, czyli ósmego września powstanie nasza pani. Gaja się przebudzi i razem ze swoim mężem poprowadzi nas do walki z bogami i herosami. My Giganci i Tytani wygramy. Świat będzie należał tylko do nas. - Twarzy mówiącego nie widziałam. Był przedstawiony, jako czarna sylwetka, stojąca na szczycie wysokiego klifu i pobudzająca potwory do walki.
Gaja przebudzi się ósmego września. Właśnie wtedy dojdzie do wojny. Ziemia planuje na samym początku zaatakować nasz obóz. Wiedziałam, że są silni.
- Giganci, odwróćcie się. Tam, za wami stoi heros. Zabijcie go! - Nie wiedziałam, co się dokładnie dzieje. Wszystkie potwory biegły prosto w moją stronę. Po kilku sekundach poczułam, jak czyjś miecz
wbija mi się prosto w serce. Z ust wylała mi się krew i upadłam na ziemię.

Szybko otworzyłam oczy. Żyję. To tylko kolejny, okropny koszmar herosa. Ostatnimi czasy takie zdarzały mi się coraz częściej. Może po wojnie będzie lepiej i koszmary już nie będą mnie męczyć?
- 8 września - Powiedziałam zdenerwowana. Ręce mi się trzęsły i nie mogłam nad nimi zapanować.
- Słucham? - Zapytał Percy marszcząc czoło.
- Gaja planuje atak na ósmego września. - Oznajmiłam.
- Skąd wiesz? - Zapytał spoglądając na mnie zdezorientowany. - Sny? - Dodał po krótkiej chwili.
- Tak. Męczą mnie prawie każdej nocy. Zawsze jest to coś, co jeszcze się nie wydarzyło.
- Nie myśl o tym. Jeśli rzeczywiście atak nastąpi 8 września, to mamy jeszcze trochę czasu. Jest dopiero czternasty sierpnia. Mamy czas.
- Rzeczywiście. - Odparłam nie do końca przekonana. Spojrzałam na tylne siedzenie. Lizzy już nie spała. Leżała w swoim nosidełku i bawiła się grzechotką, zawieszoną na rączce przenośnego łóżeczka.- Gdzie tak dokładnie jesteśmy? - Zapytałam rozkojarzona. Mogłam przysiąść, że już kiedyś widziałam to miejsce. Hmmm...ale czasami ja jestem głupia. Przecież to park w ...
- San Francisco. - Byłam tak blisko domu taty. Spojrzałam na zegarek. Godzina piata po południu, Domyśliłam się, co Percy planował. - Zaraz będziemy na miejscu. - Syn Posejdona skręcił w ulicę, na której znajdował się mój dom. Nie minęły trzy minuty, gdy samochód się zatrzymał.
Do reki wzięłam nosidełko, w którym leżała Elizabeth i ruszyłam w stronę swojego starego domu. 
Przez chwilę stałam przed domem, zastanawiając się, czy zadzwonić dzwonkiem, czy może po prostu je otworzyć. Ostatecznie wcisnęłam mały przycisk znajdujący się przy drzwiach. Nie minęła minut, kiedy przede mną pojawiła się wysoka kobieta o długich blond włosach i kasztanowych oczach.
- Annabeth...Jak miło cie widzieć. Witaj, Percy. Rozumiem, że postanowiliście nas odwiedzić. Proszę, wejdźcie.
Jak zawsze powitał mnie zapach świeżutkich ciastek cynamonowych. Pamiętam, że jak byłam mała, to obiecałam sobie, że jak kiedyś założę rodzinę, to w moim domu zawsze będzie się roznosił taki sam zapach. Razem z Percym usiedliśmy na kanapie w salonie. Lizzy, która piła mleko z butelki leżała na kolanach Syna Posejdona.
- Annabeth? - Z przed pokoju dobiegł mnie dźwięk głosu taty. Wstałam i podeszłam do wysokiego mężczyzny o czarno-siwych włosach, - Wyglądasz wspaniale. - Powiedział, przytulając się. - Tęskniłem za tobą córeczko.
- Ja za tobą też tato.
Oboje poszliśmy do salonu, gdzie na stole leżało ciasto czekoladowe i ciastka. Zaczęłam rozumieć, dlaczego żona mojego taty była tata surowa wobec mnie, gdy byłam mała. Chciała mieć normalną rodzinę. Bała się, że moja obecność może sprowadzić niebezpieczeństwo. Ona najzwyczajniej w świecie bała się o swoją rodzinę, do której ja nie należałam.
- Pokażcie mi tego małego skarba. - Powiedział mój ojciec, spoglądając na podłogę, po której raczkowała Lizzy. Dziewczynka nagle usiadła na karmelowym dywanie i zaczęła płakać. Szybko do niej podeszłam i wzięłam na ręce. Niestety, to nie pomogło. Po chwili usłyszeliśmy głośny ryk. Ryk potwora. Wiedziałam, co mam zrobić.
- Do piwnicy! - Krzyknęłam.
Podałam Lizzy swojemu tacie i razem z Percym wybiegłam na zewnątrz. Ku nam zmierzała Echidna, czyli stworzenie o pół kobiecych kształtach. Zamiast nóg ma łuski. Jej czarne oczy zawsze są żądne krwi herosa. Na szczęście w walce jest dość słaba.
- Co robimy? Jakieś sugestie?
- Tak. - Powiedziałam z uśmiechem. Nie wiedzieć czemu byłam zadowolona i pewna swojej wygranej. - Po prostu zaatakujmy oboje. Ona nie ma zbyt podzielnej uwagi i bardzo szybko się męczy. Jednak, żeby ją zabić, trzeba jej uniemożliwić poruszanie się, czyli trzeba jej odciąć te łuskowate kopyta.
- Nie ma sprawy. Ty ją podenerwuj, ja się zajmę resztą.
Podenerwować potwora, czyli jak zawsze grac na zwłokę. No Annabeth, przynajmniej w tym masz wprawę.
- Hej, ty! Myślałaś może nad weekendem w SPA? Sądzę, że by ci się przydał, bo wiesz...ta cera i te łuski...fuu. - Echidna spojrzała na mnie złowrogo. O to mi chodziło. Nawet nie zauważyła Percy'ego, który powoli się do niej skradał. - A przepraszam bardzo, ale czy ty się ostatnio ważyłaś? Wiesz, nie jestem dietetykiem, ale na moje oko powinnaś zrzucić co najmniej siedemdziesiąt kilogramów. Nic dziwnego, że wszyscy się ciebie boją, skoro tak wyglądasz. Polecam dużo marchwi i wody mineralnej. - Chyba teraz przegięłam, ponieważ potwór z wielką szybkością się na mnie rzucił. Percy jednak zareagował i po chwili rozległ się sie głośny ryk bólu, który zamienił się w pył.

________________________________

Eh...Tak szczerze, to zaczynam mieć już coraz bardziej poważne problemy. Wiele narzekacie, że  mało czasu poświęcam blogowi, ale jednak dla mnie jest to dużo, zważając na to, że mam trochę rzeczy do roboty. Jednak bycie zastępową nie jest takie proste. Tak szczerze, to mam problemy w szkole, ponieważ hmmmm....mam cztery....zagrożenia. I to wszystko dlatego, że zamiast się uczyć ja wolałam czytać, pisać i chodzić na ZHP. Ale i tak z niczego nie rezygnuje. Po prostu się zaczynam uczyć, a nie codziennie pisać. 
No więc, to koniec dzisiejszej notki. Nie składam póki co wesołych świąt, ponieważ mam zamiar dodać notkę (nie będzie wtedy rozdziału) dnia 24 grudnia :D 
No więc póki co, mogę wam życzyć dużo odpoczynku.
- Natala

niedziela, 1 grudnia 2013

Percabeth Story: Rozdział 36 - "Nie...to nie może być prawda"

Hejka. 
Zapraszam do czytania i KOMENTOWANIA rozdziału :D 
Zapraszam do przeczytania notki pod rozdziałem. 
Dziekuję 
- Natala

Annabeth

               Tej nocy nie mogłam spać. Z resztą podobnie jak, Percy. Co chwilę płakałam i chodziłam po całym domu.  Najczęściej jednak wchodziłam do pokoju swojej nieobecnej córki. W tym pomieszczeniu nadal były porozrzucane zabawki, a niektóre meble były mocno uszkodzone. Thalia nie pozwoliła mi niczego dotykać. Elizabeth została porwana i Łowczynie zamierzały ją odnaleźć. Wieczorem przyprowadziły tutaj dwa swoje wilki, by dokładnie wyczuły zapach potworów i mogły zacząć poszukiwania.
Clarisse zniknęła. Stwierdziłam, że pewnie obwinia się o zniknięcie Lizzy i postanowiła poszukać jej na własną rękę. To było w stylu córki Aresa. Uważam, że całe zamieszanie nie było jej winą. Dziewczyna broniła mojej córki, jak tylko mogła. Znikniecie Lizzy było tylko i wyłącznie spowodowane moją bezmyślnością, ponieważ gdybym nie poszła na te zakupy, to nic by się nie stało.
Usiadłam na podłodze w pokoju Elizabeth i chwyciła do ręki ulubiona zabawkę małej - różową, wypchaną myszkę. Wiedziałam, że powinnam być twarda, ale w tej sytuacji to mi się nie udawało. Po polikach płynęły mi małe, wredne krople, które oznaczają zdecydowanie zbyt wiele. Płakałam. Czy to coś dziwnego? Sądzę, że nie. 
Po kilku minutach, poczułam jak czyjaś dłoń delikatnie dotyka moich ramion. To był Percy. Usiadł obok mnie i dłońmi zmusił moją twarz, do spojrzenia w jego idealne, zielone tęczówki.
- Nie płacz. Znajdziemy ją. Nie możemy się zamartwiać. Szuka jej Clarisse, Łowczynie razem z Artemidą oraz mnóstwo Satyrów i herosów. Musimy wierzyć, że wszystko będzie dobrze, Ann. 
- Wiem o tym, Percy, ale jestem matką i to normalne, że się boję. 
- Ja też. I to naprawdę cholernie.
Percy pomógł mi wstać i nie wiem dlaczego, ale zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku. Po chwili poszedł w moje ślady i położył się obok mnie. 
- Idź spać. Jesteś zmęczona.  - Zamknęłam oczy i pozwoliłam, by Morfeusz zabrał mnie do swojego świata.
            Wszystko, co widziałam było rozmazane i nie wyraźne.Powodowała to gęsta mgła, rozchodząca się po całym krajobrazie. Po chwili ku moim oczom pojawiła się wyspa, którą nasi przyjaciele zniszczyli na wakacjach w Grecji. Dziwne...
Tym razem znajdowała się  ona na środku zatoki Long Island. 
 W moim śnie nagle zapanowała ciemność. Istny koszmar.
- Mama...- Usłyszałam ciche, dość nie wyraźne wołanie. - Tata... - Nie. To nie możliwe. To nie mogła być Elizabeth. Ona jeszcze nie potrafiła mówić. Miała zaledwie kilka dni. To prawda, rosła naprawdę
szybko, ale...
Właśnie wtedy ją ujrzałam. Zobaczyłam swoją kochaną córeczkę. Raczkowała w moją stronę. W jej dużych, zielonych oczach widniały krople łez. Chciałam do niej podejść, ale nie mogłam się ruszyć. Nagle pojawiła się Sandy. W ręku trzymała sztylet. Pochyliła się nad moją Lizzy i...i przebiła jej serce.
- Nieee! - Krzyknęłam.

             Gdy tylko się obudziłam, wybuchłam głośnym płaczem. Nie mogłam się uspokoić. Co jeśli, jeśli...nie, nie mogę nawet o tym myśleć. To za bardzo boli.
- Annabeth, Annabeth nie płacz. Kochanie, spokojnie. - Mówił, Percy próbując mnie uspokoić.
- Ale, Percy. Miałam sen...ja nie chcę stracić własnej córki.
- Ann, to był tylko sen. Gaja chce nas tylko osłabić. Nie możemy się teraz zamartwiać. Wiesz skąd to wiem? Ty mnie tego nauczyłeś. Może i mam glony zamiast mózgu, ale wiem, że wszystko zakańcza się dobrze.
 Nasze życie to nie jest książka. - Pomyślałam. - Nie zawsze zakończeniem jest Happy End.
Ale Percy ma rację. Muszę pobiec do obozu i poinformować, że ta tajemnicza wyspa pływa teraz na Long Island. Jestem pewna, że ma to coś wspólnego ze zniknięciem Elizabeth.
 - Mi też się to śniło. - Szepnął Percy kładąc mnie sobie na kolanach. Minę miał poważną. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie nazwę go Glonomóżdżkiem.
 - Obudziłam się w środku nocy, cały zdyszany. Miałem ochotę chwycić swój Orkan i kogoś zabić, ale wtedy sobie przypomniałem, jaka zawsze byłaś opanowana. Zdałem sobie sprawę, że Gaja nami manipuluje i jesteśmy tylko pionkami w jej grze. Nie możemy myśleć o najgorszym, bo wtedy ten zgniły pasztet będzie się tylko cieszył.
- Dziękuje, Percy. Jesteś wspaniały. - Powiedziałam, po czym pocałowałam go w usta.- Muszę porozmawiać o tej wyspie z Panem D. Nie wiemy, jak się tam znalazła, skoro Thalia, Nico, Charles, Silena, Clara i Tony wysadzili ją w Grecji.
 - To ty idź do łazienki, a ja pójdę przygotować śniadanie.
- Dobra. - Nadal byłam zmartwiona, ale starałam się choć trochę maskować przed Percym. Byłam mu wdzięczna, za to, że zawsze przy mnie jest, akurat wtedy, gdy najbardziej go potrzebuję.
Weszłam do łazienki, która znajdowała się zaraz obok naszej sypialni i skierowałam się prosto pod prysznic. Zrzuciłam wszystkie ubrania na podłogę i weszłam do kabiny, jednocześnie odkręcając ciepłą wodę. Naga usiadłam pod strumieniem ciepłej cieczy i pozwoliłam, by czysta woda choć na chwilę zmyła wszystkie czarne myśli z mojej głowy.
Gdy tylko wyszłam spod prysznica natychmiast myślami powróciłam do Lizzy. Spojrzałam w lusterko. Oczy miałam podkrążone a policzki opuchnięte i zaczerwienione od płaczu. Musiałam się opanować i zamaskować. Twarz  przepłukałam zimną wodą, a włosy związałam w wysokiego kucyka. Moje odbicie nadal wyglądało upiornie, ale już mnie to nie obchodziło.
Założyłam granatową koszulę, czarne rurki i granatowe trampki. Jak zwykle do paska swoich spodni przypięłam sztylet. Ostatni raz spojrzałam w lusterko. Nic specjalnego.
 Wierzyłam, że odnajdę swoją córkę. Przecież jestem herosem.
 Zeszłam na dół do kuchni, by pomóc Percy'emu. Ten właśnie rozgrzewał patelnię, by przygotować jajecznicę. Przez chwilę zastanawiałam się, kiedy nauczył się gotować? No dobra, to akurat teraz nie jest istotne.
        Po śniadaniu udaliśmy się do obozu. Znów szliśmy tą samą drogą, czyli idealnie wydeptaną, leśną ścieżką. Pewnie byłby to cudowny spacer, gdybyśmy się nie śpieszyli i nie zamartwiali. No, ale kto by się nie martwił, gdyby komuś porwano jedyne, ledwo co narodzone dziecko?
Po kilkunastu minutach dotarliśmy do wyznaczonego miejsca. Najdziwniejsze było to, że na polu treningowym, w pawilonie jadalnym, oraz w domkach nikogo nie było. Jednak dziwne krzyki dobywały się z
mniej więcej Pięści Zeusa.
Spojrzałam na Percy'ego. Kiwnął głową i po chwili oboje rzuciliśmy się biegiem w stronę wyznaczonego celu. To, co tam zobaczyliśmy mocno nas zaskoczyło. Na jednej ze skał bezkarnie siedziała sobie...Sandy. Na sam widok tej zdrajczyni miałam ochotę zwymiotować, ale najpierw ją zabić. Wokół skał w ogromnym kole stała uzbrojona armia naszych herosów. Nigdzie nie mogłam dostrzec Clary. Zastanawiałam się, gdzie
mogła się podziać? Dobra, Annabeth. Teraz nie czas o tym myśleć. 
 - O Annabeth, Percy. - Powiedziała brunetka zakładając nogę na nogę. - Akurat na was czekałam. Wasza córeczka szybko rośnie. Nawet nauczyła się mówić "mama" i "tata". Szkoda, że was przy tym nie było. A, no i oczywiście mam nadzieję, że sen się podobał. - Zauważyłam, jak Percy zaciska pięść na klindze swojego odetkanego wcześniej Orkana.
Nagle poczułam ogromny ból w głowie. Zupełnie, jakby ktoś przebijał mnie mieczem i nadziewał na szaszłyk dla Uranosa.
W umyśle pojawił mi się pewien obraz, w którym głównymi bohaterkami były Clarisse, Thalia
i Clara. Wszystkie trzy leciały na pegazach jednocześnie strzelając z łuków w Gryfony, które je ścigały. Wtedy, w oddali zobaczyłam płonący punkt na zatoce. To ta wyspa. Dziewczyny ją zniszczyły. Nagle rozległ się dźwięk płaczu dziecka, więc wzrok skierowałam na córkę Aresa. Ona jedna się nie broniła. Na rękach trzymała małe  zawiniątko. To była Elizabeth.
 Powoli zaczęło mi się wszystko układać. Lizzy była więziona właśnie tam i dziewczyny to odkryły. Zupełnie nieprzygotowane ruszyły, by ocalić moją córkę. Teraz leciały w stronę obozu. Miałam przynajmniej pewność, że Lizzy jest wolna i znajduje się z osobami, którym najbardziej ufam.
- Annabeth! Annabeth ocknij się! - Otworzyłam oczy, jednak przez chwilę nie potrafiłam zobaczyć co się dzieje, ponieważ wszystko było rozmazane. Dopiero po czasie widziałam z odpowiednią ostrością.
Nade mną stał Percy. Jego mina mówiła, że jest zmartwiony. Wyciągnął rękę i pomógł mi wstać. Puścił minie dopiero wtedy, gdy upewnił się, że mogę stać o własnych siłach.
- O proszę, księżniczka się obudziła. Smacznie się spało? - Zapytała ironicznie Sandy. Miała szczęście, że bardzo trudno jest mnie wytrącić z równowagi.
- Tak, śniło mi się, że jesteś tylko robakiem, którego łatwo rozdeptać. - Odparłam, otrzepując spodnie z resztek ziemi.
- Akurat. Nie najlepiej kłamiesz. Z resztą, co to ma do rzeczy? Najważniejsze jest to, że twoja córka zginie. Zostanie złożona w ofierze Uranosowi i Gai. Nie mogę się doczekać tego widoku. Będzie świetna zabawa. - Dziewczyna opowiadała o tym, jakby się rozkoszowała. Widać było, że jest to jej marzenie. Szkoda tylko, że się nie spełni.
 - Powiedzmy, że ci wierzę. - Odparłam uśmiechając się.  Zdałam sobie sprawę, że każdy przysłuchuje się naszej konwersacji w zaciekawieniu.
- A masz jakiś powód, aby mi nie wierzyć? - Zapytała mrużąc oczy.
-  W sumie jest taki jeden. Chodzi mi o to, że nie jesteś tak silna, jak ci się wydaje. Łatwo cię zdenerwować. Udajesz twardą, ale tak naprawdę dużo się boisz. Całe życie podlizujesz się Gigantom i Tytanom, a w rzeczywistości modlisz się, aby cię nie zabili. Ale mam dla ciebie dobrą wiadomość. Twoje modły zostały wysłuchane. Giganci cię nie zabiją.
- A niby w takim razie kto? Może powiesz mi, że ty? - Wyczułam w jej głosie strach. Bała się mnie, ponieważ odkryłam jej tajemnice. Miałam racje.
- Może ja, a może ktoś inny. Sama nie wiem.
 Nagle nad nami rozległ się czyjś krzyk. Wszyscy synchronicznie spojrzeli  na niebo. Na ziemię spadał pegaz, którego wszędzie potrafiłabym rozpoznać. To był pegaz Thalii. Dziewczyna razem z nim zlatywała, narażając się na roztrzaskanie o twardą powierzchnię. Od uderzenia dzieliły ją zaledwie centymetry.
- Nie! - Krzyknął Nico, po czym natychmiast zniknął. Po chwili zobaczyłam go w górze, chwytającego Thalie. Nie minęło kilka sekund, a oboje zniknęli. Wiedziałam, jak Nico to zrobił. Poruszył się metodą
cienia.
Pegaz Thalii wił się ku ziemi, ale w ostatniej chwili rozłożył skrzydła i wylądował. Wtedy zobaczyłam, że z jego boku leci złota krew. Chejron szybko zareagował i zaczął uzdrawiać latającego konia.
I właśnie wtedy usłyszałam głośny płacz, płacz Elizabeth. Kilka metrów ode mnie wylądowały Clara i Clarisse. Córka Aresa trzymała przy sercu moją córkę, starając się ją uspokoić. W moich oczach pojawiły się szkliste kropelki. Szybko podbiegłam do dziewczyny i wzięłam od niej moją córkę. Byłam jej za wszystko bardzo wdzięczna. Naraziła swoje życie, by uratować moje dziecko. Prawdziwa z niej heroska.
 - Dziękuję. - Szepnęłam patrząc w oczy brunetki. - Dziękuję za wszystko. - Clarisse nie odezwała się. Odpowiedziała tylko uśmiechem.
- Nie! - Krzyknęła Sandy zrywając się na nogi. - To nie możliwe. Jak wy ją znaleźliście? To nie może być prawda! - Dziewczyna krzyczała. Widać było, że kieruje nią strach.
 - Mówiłam ci, że jesteś słaba! - Wykrzyczałam przez zęby.
- Kłamiesz! Jestem silna! Nikt mnie nie pokona! - Dziewczyna uklękła na ziemi i głowę pochyliła ku swoim kolanom.
- Koniec szopki. Czas to zakończyć. - Powiedział Percy


Percy

     Tego już było już za wiele. Co ona sobie wyobraża wchodząc na teren naszego obozu? To nie jest miejsce dla zdrajców. Teraz, gdy mieliśmy pewność, że Elizabeth jest bezpieczna, mogłem doprowadzić
całą sprawę do końca.
Spojrzałem na Annabeth. Na rękach trzymała przestraszoną Lizzy. Dziewczynka już nie płakała, ale policzki nadal miała opuchnięte i mokre od łez. Mógłbym przysiąść, że przez te noc urosła co najmniej trzy centymetry. Chciałem, by już zawsze była bezpieczna, by już nigdy nie musiała się bać, że ktoś ją zabierze z dala od rodziców. I właśnie dlatego postanowiłem zabić Sandy. 
 Chwyciłem za klingę swojego miecza i ruszyłem w stronę córki Aresa. Dziewczyna klękała na ziemi z twarzą schowaną w dłoniach. Zachowywała się jakby straciła najważniejszą rzecz w życiu. Spojrzała w górę
dopiero, gdy stanąłem przed nią.
- No, na co czekasz? Zabij mnie. I tak nic mi już nie zostało. Chociaż...- Nagle dziewczyna wstała i z pasa wyciągnęła sztylet.
Rzuciła się na mnie z prędkością światła. Na szczęście udało mi się odparować atak. Walka nie jest tak łatwa, na jaką wygląda. Tym razem to ja zaatakowałem, jednak dziewczyna z łatwością uniknęła mojego miecza. Wiedziałem, że nie mogę się poddać. Mam przyjaciół, rodzinę i teraz walczę właśnie dla nich.
Myśl Percy. Co by zrobiła Annabeth na twoim miejscu? Jaki jest słaby punkt wojownika walczącego sztyletem?  I wtedy poznałem odpowiedź. By zranić przeciwnika, powinienem być blisko niego. W ten sposób zranię Sandy. Musze się do niej jeszcze bardziej przybliżyć. Niech pomyśli, że wygrywa. To ją zgubi. 
Pozwoliłem, by tym razem to ona mnie zaatakowała. Wszystko szło dokładnie tak, jak planowałem. Byliśmy tak blisko siebie, że niemal ocieraliśmy się swoimi ciałami. Gdy dziewczyna podniosła rękę, by mnie okaleczyć woja bronią, ja szybko odparowała atak i sprawiłem, że dziewczyna wywróciła się na ziemię. W jej oczach zobaczyłem przerażenie, strach, wołanie o pomoc. Już miałem działać, ale dziewczyna złapała mój Orkan i sama wbiła go sobie w serce. Po chwili leżała na ziemi w kałuży własnej krwi.
Stałem osłupiony, spoglądając na miecz wbity w serce dziewczyny. Pragnąłem się ruszyć, ale nie mogłem. Dziewczyna wolała zginąć z własnej ręki, niż z reki kogoś innego. I  wtedy zrozumiałem, że bycie sługą Gai doprowadza do zguby.
Z zamyśleń wyrwał mnie płacz Elizabeth.Z ciała Sandy wyciągnąłem miecz i wbiłem go w ziemię, aby otrzeć krew. Wiedziałem, że wszyscy wokół spoglądają to na mnie, to na martwą córkę Aresa, ale nie zwracałem na to uwagi. Po prostu szedłem przed siebie.
 Stanąłem przed Annabeth, która podała mi Elizabeth. Wziąłem ją na ręce i pocałowałem w czoło. Dziewczynka powoli zaczęła się uspokajać. Cieszyłem się, że jest bezpieczna.
Po kilku minutach wszystko wróciło do normalności. Znów zaczęły się rozmowy i szepty. Kilku herosów od Apolla chwyciło ciało Sandy i wyniosło w stronę Wielkiego Domu. Teraz pewnie będą przygotowywać
całun dla córki Aresa. Czasami swoim zachowaniem przypominała mi Luke'a. Porzucona prze boskiego rodzica, musiała sobie radzić sama. No, ale wielu jest takich herosów i raczej oni nie pragną naszej
śmierci.

Annabeth

             Razem z Percym postanowiliśmy porozmawiać z dziewczynami, które przyczyniły się do  odnalezienia naszej córki. Chciałam się dowiedzieć, jak udało im się uwolnić Elizabeth, a przede wszystkim
podziękować. Nie wiadomo, jakby się potoczyła ta cała sytuacja, gdyby nie one.
Poszliśmy do domku Hadesa. Wiedziałam, że Thalia całe dnie spędza razem z Nico. Według mnie oboje się o siebie troszczyli i najlepiej czuli się właśnie w swoim towarzystwie.
Ku mojemu zaskoczeniu znajdowali się tam wszyscy czyli Nico, Thalia,
Clarisse, Tony i Clara.
Córka Zeusa leżała na łóżku. Zauważyłam, że całą rękę od nadgarstka po łokieć miała pokrytą bandażem, przez którego przesiąkała krew.
- Co się stało? - Zapytałam przerażona. Percy przez chwilę przestał mówić do Lizzy i spojrzał na Łowczynię. Dopiero teraz zobaczyłam, że dziewczyna ma zamknięte powieki. Spała.
- Tuż przy samym obozie podleciał do niej Gryfon i ugryzł ją w rękę, odrywając kawałek skóry. Jeszcze jej pegaz został postrzelony strzałą. - Powiedział Nico. Chłopak siedział na krześle obok łóżka i dłonią trzymał rękę Thalii.
- Ale ma się dobrze. Wyzdrowieje. - Dodała Clarisse.
- Słuchajcie. Chcemy wam podziękować. Gdyby nie wy, nie odzyskalibyśmy Elizabeth. Nie wiem, jak wam się odwdzięczymy. - Powiedziałam.
- Nie ma sprawy. Wystarczy, że dostaniemy zaproszenie na ślub. - Odparł Tony z uśmiechem. Zrozumiałam, że to oni zaplanowali całą akcję.
- Załatwione.
- Dobra. Wracajcie do domu. Widać, że pół nocy nie spaliście. Elizabeth też jest chyba zmęczona. Powiedziała Clara wskazując na Lizzy, która główkę położyła na piersi Percy'ego i co chwilę zamykała
i otwierała oczka.
- W takim razie do zobaczenia. Powiedzcie Thalii, że ją uwielbiam.
Wyszliśmy z domku Hadesa i  wróciliśmy do naszej posiadłości.
 
___________________________

Na sam początek, bardzo was przepraszam, że tak późno dodałam rozdział.  Po prostu wczoraj nie miałam możliwości dodania, ponieważ na zbiórce, chłopak o przezwisku "Kruszyna", postanowił wrzucić mój zeszyt z opowiadaniem do stawu, więc wczorajszy wieczór poświęciłam na to, by rozszyfrować wszystko, co tam napisałam około miesiąca temu. Więc przepraszam.
Również dziś wcześniej nie mogłam dodać, ponieważ mój tata od rana naprawiał system, który znowu "zepsułam", a później pojechałam na szkolenie. Ale teraz już dodaję. A właściwie dodałam.
Słuchajcie. To, że rozdział się opóźnia, nie jest powodem do tak zwanego "chamskiego pospieszania". Jeśli rozdział się spóźnia, to widocznie są tego powody.
No dobra.
Co do tego rozdziału. Mam mieszane uczucia. Nie wiem, czy mi się podoba, czy wręcz przeciwnie. Opinię pozostawiam wam.
Dziękuję Alicji za wspaniałe komentarze. Serdecznie pozdrawiam kochanego Bartka.
Co dalej?
Może już ktoś wie, a może nie, ale razem z Bartkiem, czyli Ci Żu, który prowadzi bloga o Percym, postanowiliśmy połączyć iły. Także zapraszamy serdecznie, na bloga, który właśnie rozpoczynamy :D ŁOWCA więc zapraszamy.
Blog, który prowadzę z Kasią: Pojawił się prolog, więc serdecznie zapraszam :D Story Of My Life
No i bardzo dziękuję jeszcze raz Pipes (chyba podziękowania do ciebie będą codziennością.)
A i proszę o duzo komentarzy, bo wiem, że stać was na więcej niż 15
Przypominam, że za tydzień rozdziału nie będzie, ponieważ wyjeżdżam na biwak drużyny.
I ogłaszam, że nie będzie mnie na blogu przez pewien czas od 9 stycznia. I sama sobie tego nie wybrałam, ale po prostu tak się stało. Obiecajcie mi, że 10 stycznia od godziny 10 wszyscy choć na chwile szepniecie "Będzie dobrze". A ja nadal zastanawiam się, czy wam powiedzieć, czy też nie.
No dobra. Miłego tygodnia nauki.
- Natala