Hejka.
Zapraszam do czytania i KOMENTOWANIA rozdziału :D
Zapraszam do przeczytania notki pod rozdziałem.
Dziekuję
- Natala
Annabeth
Tej nocy nie mogłam spać. Z resztą podobnie jak, Percy. Co chwilę płakałam i chodziłam po całym domu. Najczęściej jednak wchodziłam do pokoju swojej nieobecnej córki. W tym pomieszczeniu nadal były porozrzucane zabawki, a niektóre meble były mocno uszkodzone. Thalia nie pozwoliła mi niczego dotykać. Elizabeth została porwana i Łowczynie zamierzały ją odnaleźć. Wieczorem przyprowadziły tutaj dwa swoje wilki, by dokładnie wyczuły zapach potworów i mogły zacząć poszukiwania.
Clarisse zniknęła. Stwierdziłam, że pewnie obwinia się o zniknięcie Lizzy i postanowiła poszukać jej na własną rękę. To było w stylu córki Aresa. Uważam, że całe zamieszanie nie było jej winą. Dziewczyna broniła mojej córki, jak tylko mogła. Znikniecie Lizzy było tylko i wyłącznie spowodowane moją bezmyślnością, ponieważ gdybym nie poszła na te zakupy, to nic by się nie stało.
Usiadłam na podłodze w pokoju Elizabeth i chwyciła do ręki ulubiona zabawkę małej - różową, wypchaną myszkę. Wiedziałam, że powinnam być twarda, ale w tej sytuacji to mi się nie udawało. Po polikach płynęły mi małe, wredne krople, które oznaczają zdecydowanie zbyt wiele. Płakałam. Czy to coś dziwnego? Sądzę, że nie.
Po kilku minutach, poczułam jak czyjaś dłoń delikatnie dotyka moich ramion. To był Percy. Usiadł obok mnie i dłońmi zmusił moją twarz, do spojrzenia w jego idealne, zielone tęczówki.
- Nie płacz. Znajdziemy ją. Nie możemy się zamartwiać. Szuka jej Clarisse, Łowczynie razem z Artemidą oraz mnóstwo Satyrów i herosów. Musimy wierzyć, że wszystko będzie dobrze, Ann.
- Wiem o tym, Percy, ale jestem matką i to normalne, że się boję.
- Ja też. I to naprawdę cholernie.
Percy pomógł mi wstać i nie wiem dlaczego, ale zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku. Po chwili poszedł w moje ślady i położył się obok mnie.
- Idź spać. Jesteś zmęczona. - Zamknęłam oczy i pozwoliłam, by Morfeusz zabrał mnie do swojego świata.
Wszystko, co widziałam było rozmazane i nie wyraźne.Powodowała to gęsta mgła, rozchodząca się po całym krajobrazie. Po chwili ku moim oczom pojawiła się wyspa, którą nasi przyjaciele zniszczyli na wakacjach w Grecji. Dziwne...
Tym razem znajdowała się ona na środku zatoki Long Island.
W moim śnie nagle zapanowała ciemność. Istny koszmar.
- Mama...- Usłyszałam ciche, dość nie wyraźne wołanie. - Tata... - Nie. To nie możliwe. To nie mogła być Elizabeth. Ona jeszcze nie potrafiła mówić. Miała zaledwie kilka dni. To prawda, rosła naprawdę
szybko, ale...
Właśnie wtedy ją ujrzałam. Zobaczyłam swoją kochaną córeczkę. Raczkowała w moją stronę. W jej dużych, zielonych oczach widniały krople łez. Chciałam do niej podejść, ale nie mogłam się ruszyć. Nagle pojawiła się Sandy. W ręku trzymała sztylet. Pochyliła się nad moją Lizzy i...i przebiła jej serce.
- Nieee! - Krzyknęłam.
Gdy tylko się obudziłam, wybuchłam głośnym płaczem. Nie mogłam się uspokoić. Co jeśli, jeśli...nie, nie mogę nawet o tym myśleć. To za bardzo boli.
- Annabeth, Annabeth nie płacz. Kochanie, spokojnie. - Mówił, Percy próbując mnie uspokoić.
- Ale, Percy. Miałam sen...ja nie chcę stracić własnej córki.
- Ann, to był tylko sen. Gaja chce nas tylko osłabić. Nie możemy się teraz zamartwiać. Wiesz skąd to wiem? Ty mnie tego nauczyłeś. Może i mam glony zamiast mózgu, ale wiem, że wszystko zakańcza się dobrze.
Nasze życie to nie jest książka. - Pomyślałam. - Nie zawsze zakończeniem jest Happy End.
Ale Percy ma rację. Muszę pobiec do obozu i poinformować, że ta tajemnicza wyspa pływa teraz na Long Island. Jestem pewna, że ma to coś wspólnego ze zniknięciem Elizabeth.
- Mi też się to śniło. - Szepnął Percy kładąc mnie sobie na kolanach. Minę miał poważną. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie nazwę go Glonomóżdżkiem.
- Obudziłam się w środku nocy, cały zdyszany. Miałem ochotę chwycić swój Orkan i kogoś zabić, ale wtedy sobie przypomniałem, jaka zawsze byłaś opanowana. Zdałem sobie sprawę, że Gaja nami manipuluje i jesteśmy tylko pionkami w jej grze. Nie możemy myśleć o najgorszym, bo wtedy ten zgniły pasztet będzie się tylko cieszył.
- Dziękuje, Percy. Jesteś wspaniały. - Powiedziałam, po czym pocałowałam go w usta.- Muszę porozmawiać o tej wyspie z Panem D. Nie wiemy, jak się tam znalazła, skoro Thalia, Nico, Charles, Silena, Clara i Tony wysadzili ją w Grecji.
- To ty idź do łazienki, a ja pójdę przygotować śniadanie.
- Dobra. - Nadal byłam zmartwiona, ale starałam się choć trochę maskować przed Percym. Byłam mu wdzięczna, za to, że zawsze przy mnie jest, akurat wtedy, gdy najbardziej go potrzebuję.
Weszłam do łazienki, która znajdowała się zaraz obok naszej sypialni i skierowałam się prosto pod prysznic. Zrzuciłam wszystkie ubrania na podłogę i weszłam do kabiny, jednocześnie odkręcając ciepłą wodę. Naga usiadłam pod strumieniem ciepłej cieczy i pozwoliłam, by czysta woda choć na chwilę zmyła wszystkie czarne myśli z mojej głowy.
Gdy tylko wyszłam spod prysznica natychmiast myślami powróciłam do Lizzy. Spojrzałam w lusterko. Oczy miałam podkrążone a policzki opuchnięte i zaczerwienione od płaczu. Musiałam się opanować i zamaskować. Twarz przepłukałam zimną wodą, a włosy związałam w wysokiego kucyka. Moje odbicie nadal wyglądało upiornie, ale już mnie to nie obchodziło.
Założyłam granatową koszulę, czarne rurki i granatowe trampki. Jak zwykle do paska swoich spodni przypięłam sztylet. Ostatni raz spojrzałam w lusterko. Nic specjalnego.
Wierzyłam, że odnajdę swoją córkę. Przecież jestem herosem.
Zeszłam na dół do kuchni, by pomóc Percy'emu. Ten właśnie rozgrzewał patelnię, by przygotować jajecznicę. Przez chwilę zastanawiałam się, kiedy nauczył się gotować? No dobra, to akurat teraz nie jest istotne.
Po śniadaniu udaliśmy się do obozu. Znów szliśmy tą samą drogą, czyli idealnie wydeptaną, leśną ścieżką. Pewnie byłby to cudowny spacer, gdybyśmy się nie śpieszyli i nie zamartwiali. No, ale kto by się nie martwił, gdyby komuś porwano jedyne, ledwo co narodzone dziecko?
Po kilkunastu minutach dotarliśmy do wyznaczonego miejsca. Najdziwniejsze było to, że na polu treningowym, w pawilonie jadalnym, oraz w domkach nikogo nie było. Jednak dziwne krzyki dobywały się z
mniej więcej Pięści Zeusa.
Spojrzałam na Percy'ego. Kiwnął głową i po chwili oboje rzuciliśmy się biegiem w stronę wyznaczonego celu. To, co tam zobaczyliśmy mocno nas zaskoczyło. Na jednej ze skał bezkarnie siedziała sobie...Sandy. Na sam widok tej zdrajczyni miałam ochotę zwymiotować, ale najpierw ją zabić. Wokół skał w ogromnym kole stała uzbrojona armia naszych herosów. Nigdzie nie mogłam dostrzec Clary. Zastanawiałam się, gdzie
mogła się podziać? Dobra, Annabeth. Teraz nie czas o tym myśleć.
- O Annabeth, Percy. - Powiedziała brunetka zakładając nogę na nogę. - Akurat na was czekałam. Wasza córeczka szybko rośnie. Nawet nauczyła się mówić "mama" i "tata". Szkoda, że was przy tym nie było. A, no i oczywiście mam nadzieję, że sen się podobał. - Zauważyłam, jak Percy zaciska pięść na klindze swojego odetkanego wcześniej Orkana.
Nagle poczułam ogromny ból w głowie. Zupełnie, jakby ktoś przebijał mnie mieczem i nadziewał na szaszłyk dla Uranosa.
W umyśle pojawił mi się pewien obraz, w którym głównymi bohaterkami były Clarisse, Thalia
i Clara. Wszystkie trzy leciały na pegazach jednocześnie strzelając z łuków w Gryfony, które je ścigały. Wtedy, w oddali zobaczyłam płonący punkt na zatoce. To ta wyspa. Dziewczyny ją zniszczyły. Nagle rozległ się dźwięk płaczu dziecka, więc wzrok skierowałam na córkę Aresa. Ona jedna się nie broniła. Na rękach trzymała małe zawiniątko. To była Elizabeth.
Powoli zaczęło mi się wszystko układać. Lizzy była więziona właśnie tam i dziewczyny to odkryły. Zupełnie nieprzygotowane ruszyły, by ocalić moją córkę. Teraz leciały w stronę obozu. Miałam przynajmniej pewność, że Lizzy jest wolna i znajduje się z osobami, którym najbardziej ufam.
- Annabeth! Annabeth ocknij się! - Otworzyłam oczy, jednak przez chwilę nie potrafiłam zobaczyć co się dzieje, ponieważ wszystko było rozmazane. Dopiero po czasie widziałam z odpowiednią ostrością.
Nade mną stał Percy. Jego mina mówiła, że jest zmartwiony. Wyciągnął rękę i pomógł mi wstać. Puścił minie dopiero wtedy, gdy upewnił się, że mogę stać o własnych siłach.
- O proszę, księżniczka się obudziła. Smacznie się spało? - Zapytała ironicznie Sandy. Miała szczęście, że bardzo trudno jest mnie wytrącić z równowagi.
- Tak, śniło mi się, że jesteś tylko robakiem, którego łatwo rozdeptać. - Odparłam, otrzepując spodnie z resztek ziemi.
- Akurat. Nie najlepiej kłamiesz. Z resztą, co to ma do rzeczy? Najważniejsze jest to, że twoja córka zginie. Zostanie złożona w ofierze Uranosowi i Gai. Nie mogę się doczekać tego widoku. Będzie świetna zabawa. - Dziewczyna opowiadała o tym, jakby się rozkoszowała. Widać było, że jest to jej marzenie. Szkoda tylko, że się nie spełni.
- Powiedzmy, że ci wierzę. - Odparłam uśmiechając się. Zdałam sobie sprawę, że każdy przysłuchuje się naszej konwersacji w zaciekawieniu.
- A masz jakiś powód, aby mi nie wierzyć? - Zapytała mrużąc oczy.
- W sumie jest taki jeden. Chodzi mi o to, że nie jesteś tak silna, jak ci się wydaje. Łatwo cię zdenerwować. Udajesz twardą, ale tak naprawdę dużo się boisz. Całe życie podlizujesz się Gigantom i Tytanom, a w rzeczywistości modlisz się, aby cię nie zabili. Ale mam dla ciebie dobrą wiadomość. Twoje modły zostały wysłuchane. Giganci cię nie zabiją.
- A niby w takim razie kto? Może powiesz mi, że ty? - Wyczułam w jej głosie strach. Bała się mnie, ponieważ odkryłam jej tajemnice. Miałam racje.
- Może ja, a może ktoś inny. Sama nie wiem.
Nagle nad nami rozległ się czyjś krzyk. Wszyscy synchronicznie spojrzeli na niebo. Na ziemię spadał pegaz, którego wszędzie potrafiłabym rozpoznać. To był pegaz Thalii. Dziewczyna razem z nim zlatywała, narażając się na roztrzaskanie o twardą powierzchnię. Od uderzenia dzieliły ją zaledwie centymetry.
- Nie! - Krzyknął Nico, po czym natychmiast zniknął. Po chwili zobaczyłam go w górze, chwytającego Thalie. Nie minęło kilka sekund, a oboje zniknęli. Wiedziałam, jak Nico to zrobił. Poruszył się metodą
cienia.
Pegaz Thalii wił się ku ziemi, ale w ostatniej chwili rozłożył skrzydła i wylądował. Wtedy zobaczyłam, że z jego boku leci złota krew. Chejron szybko zareagował i zaczął uzdrawiać latającego konia.
I właśnie wtedy usłyszałam głośny płacz, płacz Elizabeth. Kilka metrów ode mnie wylądowały Clara i Clarisse. Córka Aresa trzymała przy sercu moją córkę, starając się ją uspokoić. W moich oczach pojawiły się szkliste kropelki. Szybko podbiegłam do dziewczyny i wzięłam od niej moją córkę. Byłam jej za wszystko bardzo wdzięczna. Naraziła swoje życie, by uratować moje dziecko. Prawdziwa z niej heroska.
- Dziękuję. - Szepnęłam patrząc w oczy brunetki. - Dziękuję za wszystko. - Clarisse nie odezwała się. Odpowiedziała tylko uśmiechem.
- Nie! - Krzyknęła Sandy zrywając się na nogi. - To nie możliwe. Jak wy ją znaleźliście? To nie może być prawda! - Dziewczyna krzyczała. Widać było, że kieruje nią strach.
- Mówiłam ci, że jesteś słaba! - Wykrzyczałam przez zęby.
- Kłamiesz! Jestem silna! Nikt mnie nie pokona! - Dziewczyna uklękła na ziemi i głowę pochyliła ku swoim kolanom.
- Koniec szopki. Czas to zakończyć. - Powiedział Percy
Percy pomógł mi wstać i nie wiem dlaczego, ale zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku. Po chwili poszedł w moje ślady i położył się obok mnie.
- Idź spać. Jesteś zmęczona. - Zamknęłam oczy i pozwoliłam, by Morfeusz zabrał mnie do swojego świata.
Wszystko, co widziałam było rozmazane i nie wyraźne.Powodowała to gęsta mgła, rozchodząca się po całym krajobrazie. Po chwili ku moim oczom pojawiła się wyspa, którą nasi przyjaciele zniszczyli na wakacjach w Grecji. Dziwne...
Tym razem znajdowała się ona na środku zatoki Long Island.
W moim śnie nagle zapanowała ciemność. Istny koszmar.
- Mama...- Usłyszałam ciche, dość nie wyraźne wołanie. - Tata... - Nie. To nie możliwe. To nie mogła być Elizabeth. Ona jeszcze nie potrafiła mówić. Miała zaledwie kilka dni. To prawda, rosła naprawdę
szybko, ale...
Właśnie wtedy ją ujrzałam. Zobaczyłam swoją kochaną córeczkę. Raczkowała w moją stronę. W jej dużych, zielonych oczach widniały krople łez. Chciałam do niej podejść, ale nie mogłam się ruszyć. Nagle pojawiła się Sandy. W ręku trzymała sztylet. Pochyliła się nad moją Lizzy i...i przebiła jej serce.
- Nieee! - Krzyknęłam.
Gdy tylko się obudziłam, wybuchłam głośnym płaczem. Nie mogłam się uspokoić. Co jeśli, jeśli...nie, nie mogę nawet o tym myśleć. To za bardzo boli.
- Annabeth, Annabeth nie płacz. Kochanie, spokojnie. - Mówił, Percy próbując mnie uspokoić.
- Ale, Percy. Miałam sen...ja nie chcę stracić własnej córki.
- Ann, to był tylko sen. Gaja chce nas tylko osłabić. Nie możemy się teraz zamartwiać. Wiesz skąd to wiem? Ty mnie tego nauczyłeś. Może i mam glony zamiast mózgu, ale wiem, że wszystko zakańcza się dobrze.
Nasze życie to nie jest książka. - Pomyślałam. - Nie zawsze zakończeniem jest Happy End.
Ale Percy ma rację. Muszę pobiec do obozu i poinformować, że ta tajemnicza wyspa pływa teraz na Long Island. Jestem pewna, że ma to coś wspólnego ze zniknięciem Elizabeth.
- Mi też się to śniło. - Szepnął Percy kładąc mnie sobie na kolanach. Minę miał poważną. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie nazwę go Glonomóżdżkiem.
- Obudziłam się w środku nocy, cały zdyszany. Miałem ochotę chwycić swój Orkan i kogoś zabić, ale wtedy sobie przypomniałem, jaka zawsze byłaś opanowana. Zdałem sobie sprawę, że Gaja nami manipuluje i jesteśmy tylko pionkami w jej grze. Nie możemy myśleć o najgorszym, bo wtedy ten zgniły pasztet będzie się tylko cieszył.
- Dziękuje, Percy. Jesteś wspaniały. - Powiedziałam, po czym pocałowałam go w usta.- Muszę porozmawiać o tej wyspie z Panem D. Nie wiemy, jak się tam znalazła, skoro Thalia, Nico, Charles, Silena, Clara i Tony wysadzili ją w Grecji.
- To ty idź do łazienki, a ja pójdę przygotować śniadanie.
- Dobra. - Nadal byłam zmartwiona, ale starałam się choć trochę maskować przed Percym. Byłam mu wdzięczna, za to, że zawsze przy mnie jest, akurat wtedy, gdy najbardziej go potrzebuję.
Weszłam do łazienki, która znajdowała się zaraz obok naszej sypialni i skierowałam się prosto pod prysznic. Zrzuciłam wszystkie ubrania na podłogę i weszłam do kabiny, jednocześnie odkręcając ciepłą wodę. Naga usiadłam pod strumieniem ciepłej cieczy i pozwoliłam, by czysta woda choć na chwilę zmyła wszystkie czarne myśli z mojej głowy.
Gdy tylko wyszłam spod prysznica natychmiast myślami powróciłam do Lizzy. Spojrzałam w lusterko. Oczy miałam podkrążone a policzki opuchnięte i zaczerwienione od płaczu. Musiałam się opanować i zamaskować. Twarz przepłukałam zimną wodą, a włosy związałam w wysokiego kucyka. Moje odbicie nadal wyglądało upiornie, ale już mnie to nie obchodziło.
Założyłam granatową koszulę, czarne rurki i granatowe trampki. Jak zwykle do paska swoich spodni przypięłam sztylet. Ostatni raz spojrzałam w lusterko. Nic specjalnego.
Wierzyłam, że odnajdę swoją córkę. Przecież jestem herosem.
Zeszłam na dół do kuchni, by pomóc Percy'emu. Ten właśnie rozgrzewał patelnię, by przygotować jajecznicę. Przez chwilę zastanawiałam się, kiedy nauczył się gotować? No dobra, to akurat teraz nie jest istotne.
Po śniadaniu udaliśmy się do obozu. Znów szliśmy tą samą drogą, czyli idealnie wydeptaną, leśną ścieżką. Pewnie byłby to cudowny spacer, gdybyśmy się nie śpieszyli i nie zamartwiali. No, ale kto by się nie martwił, gdyby komuś porwano jedyne, ledwo co narodzone dziecko?
Po kilkunastu minutach dotarliśmy do wyznaczonego miejsca. Najdziwniejsze było to, że na polu treningowym, w pawilonie jadalnym, oraz w domkach nikogo nie było. Jednak dziwne krzyki dobywały się z
mniej więcej Pięści Zeusa.
Spojrzałam na Percy'ego. Kiwnął głową i po chwili oboje rzuciliśmy się biegiem w stronę wyznaczonego celu. To, co tam zobaczyliśmy mocno nas zaskoczyło. Na jednej ze skał bezkarnie siedziała sobie...Sandy. Na sam widok tej zdrajczyni miałam ochotę zwymiotować, ale najpierw ją zabić. Wokół skał w ogromnym kole stała uzbrojona armia naszych herosów. Nigdzie nie mogłam dostrzec Clary. Zastanawiałam się, gdzie
mogła się podziać? Dobra, Annabeth. Teraz nie czas o tym myśleć.
- O Annabeth, Percy. - Powiedziała brunetka zakładając nogę na nogę. - Akurat na was czekałam. Wasza córeczka szybko rośnie. Nawet nauczyła się mówić "mama" i "tata". Szkoda, że was przy tym nie było. A, no i oczywiście mam nadzieję, że sen się podobał. - Zauważyłam, jak Percy zaciska pięść na klindze swojego odetkanego wcześniej Orkana.
Nagle poczułam ogromny ból w głowie. Zupełnie, jakby ktoś przebijał mnie mieczem i nadziewał na szaszłyk dla Uranosa.
W umyśle pojawił mi się pewien obraz, w którym głównymi bohaterkami były Clarisse, Thalia
i Clara. Wszystkie trzy leciały na pegazach jednocześnie strzelając z łuków w Gryfony, które je ścigały. Wtedy, w oddali zobaczyłam płonący punkt na zatoce. To ta wyspa. Dziewczyny ją zniszczyły. Nagle rozległ się dźwięk płaczu dziecka, więc wzrok skierowałam na córkę Aresa. Ona jedna się nie broniła. Na rękach trzymała małe zawiniątko. To była Elizabeth.
Powoli zaczęło mi się wszystko układać. Lizzy była więziona właśnie tam i dziewczyny to odkryły. Zupełnie nieprzygotowane ruszyły, by ocalić moją córkę. Teraz leciały w stronę obozu. Miałam przynajmniej pewność, że Lizzy jest wolna i znajduje się z osobami, którym najbardziej ufam.
- Annabeth! Annabeth ocknij się! - Otworzyłam oczy, jednak przez chwilę nie potrafiłam zobaczyć co się dzieje, ponieważ wszystko było rozmazane. Dopiero po czasie widziałam z odpowiednią ostrością.
Nade mną stał Percy. Jego mina mówiła, że jest zmartwiony. Wyciągnął rękę i pomógł mi wstać. Puścił minie dopiero wtedy, gdy upewnił się, że mogę stać o własnych siłach.
- O proszę, księżniczka się obudziła. Smacznie się spało? - Zapytała ironicznie Sandy. Miała szczęście, że bardzo trudno jest mnie wytrącić z równowagi.
- Tak, śniło mi się, że jesteś tylko robakiem, którego łatwo rozdeptać. - Odparłam, otrzepując spodnie z resztek ziemi.
- Akurat. Nie najlepiej kłamiesz. Z resztą, co to ma do rzeczy? Najważniejsze jest to, że twoja córka zginie. Zostanie złożona w ofierze Uranosowi i Gai. Nie mogę się doczekać tego widoku. Będzie świetna zabawa. - Dziewczyna opowiadała o tym, jakby się rozkoszowała. Widać było, że jest to jej marzenie. Szkoda tylko, że się nie spełni.
- Powiedzmy, że ci wierzę. - Odparłam uśmiechając się. Zdałam sobie sprawę, że każdy przysłuchuje się naszej konwersacji w zaciekawieniu.
- A masz jakiś powód, aby mi nie wierzyć? - Zapytała mrużąc oczy.
- W sumie jest taki jeden. Chodzi mi o to, że nie jesteś tak silna, jak ci się wydaje. Łatwo cię zdenerwować. Udajesz twardą, ale tak naprawdę dużo się boisz. Całe życie podlizujesz się Gigantom i Tytanom, a w rzeczywistości modlisz się, aby cię nie zabili. Ale mam dla ciebie dobrą wiadomość. Twoje modły zostały wysłuchane. Giganci cię nie zabiją.
- A niby w takim razie kto? Może powiesz mi, że ty? - Wyczułam w jej głosie strach. Bała się mnie, ponieważ odkryłam jej tajemnice. Miałam racje.
- Może ja, a może ktoś inny. Sama nie wiem.
Nagle nad nami rozległ się czyjś krzyk. Wszyscy synchronicznie spojrzeli na niebo. Na ziemię spadał pegaz, którego wszędzie potrafiłabym rozpoznać. To był pegaz Thalii. Dziewczyna razem z nim zlatywała, narażając się na roztrzaskanie o twardą powierzchnię. Od uderzenia dzieliły ją zaledwie centymetry.
- Nie! - Krzyknął Nico, po czym natychmiast zniknął. Po chwili zobaczyłam go w górze, chwytającego Thalie. Nie minęło kilka sekund, a oboje zniknęli. Wiedziałam, jak Nico to zrobił. Poruszył się metodą
cienia.
Pegaz Thalii wił się ku ziemi, ale w ostatniej chwili rozłożył skrzydła i wylądował. Wtedy zobaczyłam, że z jego boku leci złota krew. Chejron szybko zareagował i zaczął uzdrawiać latającego konia.
I właśnie wtedy usłyszałam głośny płacz, płacz Elizabeth. Kilka metrów ode mnie wylądowały Clara i Clarisse. Córka Aresa trzymała przy sercu moją córkę, starając się ją uspokoić. W moich oczach pojawiły się szkliste kropelki. Szybko podbiegłam do dziewczyny i wzięłam od niej moją córkę. Byłam jej za wszystko bardzo wdzięczna. Naraziła swoje życie, by uratować moje dziecko. Prawdziwa z niej heroska.
- Dziękuję. - Szepnęłam patrząc w oczy brunetki. - Dziękuję za wszystko. - Clarisse nie odezwała się. Odpowiedziała tylko uśmiechem.
- Nie! - Krzyknęła Sandy zrywając się na nogi. - To nie możliwe. Jak wy ją znaleźliście? To nie może być prawda! - Dziewczyna krzyczała. Widać było, że kieruje nią strach.
- Mówiłam ci, że jesteś słaba! - Wykrzyczałam przez zęby.
- Kłamiesz! Jestem silna! Nikt mnie nie pokona! - Dziewczyna uklękła na ziemi i głowę pochyliła ku swoim kolanom.
- Koniec szopki. Czas to zakończyć. - Powiedział Percy
Percy
Tego już było już za wiele. Co ona sobie wyobraża wchodząc na teren naszego obozu? To nie jest miejsce dla zdrajców. Teraz, gdy mieliśmy pewność, że Elizabeth jest bezpieczna, mogłem doprowadzić
całą sprawę do końca.
Spojrzałem na Annabeth. Na rękach trzymała przestraszoną Lizzy. Dziewczynka już nie płakała, ale policzki nadal miała opuchnięte i mokre od łez. Mógłbym przysiąść, że przez te noc urosła co najmniej trzy centymetry. Chciałem, by już zawsze była bezpieczna, by już nigdy nie musiała się bać, że ktoś ją zabierze z dala od rodziców. I właśnie dlatego postanowiłem zabić Sandy.
całą sprawę do końca.
Spojrzałem na Annabeth. Na rękach trzymała przestraszoną Lizzy. Dziewczynka już nie płakała, ale policzki nadal miała opuchnięte i mokre od łez. Mógłbym przysiąść, że przez te noc urosła co najmniej trzy centymetry. Chciałem, by już zawsze była bezpieczna, by już nigdy nie musiała się bać, że ktoś ją zabierze z dala od rodziców. I właśnie dlatego postanowiłem zabić Sandy.
Chwyciłem za klingę swojego miecza i ruszyłem w stronę córki Aresa. Dziewczyna klękała na ziemi z twarzą schowaną w dłoniach. Zachowywała się jakby straciła najważniejszą rzecz w życiu. Spojrzała w górę
dopiero, gdy stanąłem przed nią.
- No, na co czekasz? Zabij mnie. I tak nic mi już nie zostało. Chociaż...- Nagle dziewczyna wstała i z pasa wyciągnęła sztylet.
Rzuciła się na mnie z prędkością światła. Na szczęście udało mi się odparować atak. Walka nie jest tak łatwa, na jaką wygląda. Tym razem to ja zaatakowałem, jednak dziewczyna z łatwością uniknęła mojego miecza. Wiedziałem, że nie mogę się poddać. Mam przyjaciół, rodzinę i teraz walczę właśnie dla nich.
dopiero, gdy stanąłem przed nią.
- No, na co czekasz? Zabij mnie. I tak nic mi już nie zostało. Chociaż...- Nagle dziewczyna wstała i z pasa wyciągnęła sztylet.
Rzuciła się na mnie z prędkością światła. Na szczęście udało mi się odparować atak. Walka nie jest tak łatwa, na jaką wygląda. Tym razem to ja zaatakowałem, jednak dziewczyna z łatwością uniknęła mojego miecza. Wiedziałem, że nie mogę się poddać. Mam przyjaciół, rodzinę i teraz walczę właśnie dla nich.
Myśl Percy. Co by zrobiła Annabeth na twoim miejscu? Jaki jest słaby punkt wojownika walczącego sztyletem? I wtedy poznałem odpowiedź. By zranić przeciwnika, powinienem być blisko niego. W ten sposób zranię Sandy. Musze się do niej jeszcze bardziej przybliżyć. Niech pomyśli, że wygrywa. To ją zgubi.
Pozwoliłem, by tym razem to ona mnie zaatakowała. Wszystko szło dokładnie tak, jak planowałem. Byliśmy tak blisko siebie, że niemal ocieraliśmy się swoimi ciałami. Gdy dziewczyna podniosła rękę, by mnie okaleczyć woja bronią, ja szybko odparowała atak i sprawiłem, że dziewczyna wywróciła się na ziemię. W jej oczach zobaczyłem przerażenie, strach, wołanie o pomoc. Już miałem działać, ale dziewczyna złapała mój Orkan i sama wbiła go sobie w serce. Po chwili leżała na ziemi w kałuży własnej krwi.
Stałem osłupiony, spoglądając na miecz wbity w serce dziewczyny. Pragnąłem się ruszyć, ale nie mogłem. Dziewczyna wolała zginąć z własnej ręki, niż z reki kogoś innego. I wtedy zrozumiałem, że bycie sługą Gai doprowadza do zguby.
Z zamyśleń wyrwał mnie płacz Elizabeth.Z ciała Sandy wyciągnąłem miecz i wbiłem go w ziemię, aby otrzeć krew. Wiedziałem, że wszyscy wokół spoglądają to na mnie, to na martwą córkę Aresa, ale nie zwracałem na to uwagi. Po prostu szedłem przed siebie.
Stanąłem przed Annabeth, która podała mi Elizabeth. Wziąłem ją na ręce i pocałowałem w czoło. Dziewczynka powoli zaczęła się uspokajać. Cieszyłem się, że jest bezpieczna.
Po kilku minutach wszystko wróciło do normalności. Znów zaczęły się rozmowy i szepty. Kilku herosów od Apolla chwyciło ciało Sandy i wyniosło w stronę Wielkiego Domu. Teraz pewnie będą przygotowywać
całun dla córki Aresa. Czasami swoim zachowaniem przypominała mi Luke'a. Porzucona prze boskiego rodzica, musiała sobie radzić sama. No, ale wielu jest takich herosów i raczej oni nie pragną naszej
śmierci.
___________________________
Na sam początek, bardzo was przepraszam, że tak późno dodałam rozdział. Po prostu wczoraj nie miałam możliwości dodania, ponieważ na zbiórce, chłopak o przezwisku "Kruszyna", postanowił wrzucić mój zeszyt z opowiadaniem do stawu, więc wczorajszy wieczór poświęciłam na to, by rozszyfrować wszystko, co tam napisałam około miesiąca temu. Więc przepraszam.
Również dziś wcześniej nie mogłam dodać, ponieważ mój tata od rana naprawiał system, który znowu "zepsułam", a później pojechałam na szkolenie. Ale teraz już dodaję. A właściwie dodałam.
Słuchajcie. To, że rozdział się opóźnia, nie jest powodem do tak zwanego "chamskiego pospieszania". Jeśli rozdział się spóźnia, to widocznie są tego powody.
No dobra.
Co do tego rozdziału. Mam mieszane uczucia. Nie wiem, czy mi się podoba, czy wręcz przeciwnie. Opinię pozostawiam wam.
Dziękuję Alicji za wspaniałe komentarze. Serdecznie pozdrawiam kochanego Bartka.
Co dalej?
Może już ktoś wie, a może nie, ale razem z Bartkiem, czyli Ci Żu, który prowadzi bloga o Percym, postanowiliśmy połączyć iły. Także zapraszamy serdecznie, na bloga, który właśnie rozpoczynamy :D ŁOWCA więc zapraszamy.
Blog, który prowadzę z Kasią: Pojawił się prolog, więc serdecznie zapraszam :D Story Of My Life
No i bardzo dziękuję jeszcze raz Pipes (chyba podziękowania do ciebie będą codziennością.)
A i proszę o duzo komentarzy, bo wiem, że stać was na więcej niż 15
Przypominam, że za tydzień rozdziału nie będzie, ponieważ wyjeżdżam na biwak drużyny.
I ogłaszam, że nie będzie mnie na blogu przez pewien czas od 9 stycznia. I sama sobie tego nie wybrałam, ale po prostu tak się stało. Obiecajcie mi, że 10 stycznia od godziny 10 wszyscy choć na chwile szepniecie "Będzie dobrze". A ja nadal zastanawiam się, czy wam powiedzieć, czy też nie.
No dobra. Miłego tygodnia nauki.
- Natala
Stanąłem przed Annabeth, która podała mi Elizabeth. Wziąłem ją na ręce i pocałowałem w czoło. Dziewczynka powoli zaczęła się uspokajać. Cieszyłem się, że jest bezpieczna.
Po kilku minutach wszystko wróciło do normalności. Znów zaczęły się rozmowy i szepty. Kilku herosów od Apolla chwyciło ciało Sandy i wyniosło w stronę Wielkiego Domu. Teraz pewnie będą przygotowywać
całun dla córki Aresa. Czasami swoim zachowaniem przypominała mi Luke'a. Porzucona prze boskiego rodzica, musiała sobie radzić sama. No, ale wielu jest takich herosów i raczej oni nie pragną naszej
śmierci.
Annabeth
Razem z Percym postanowiliśmy porozmawiać z dziewczynami, które przyczyniły się do odnalezienia naszej córki. Chciałam się dowiedzieć, jak udało im się uwolnić Elizabeth, a przede wszystkim
podziękować. Nie wiadomo, jakby się potoczyła ta cała sytuacja, gdyby nie one.
Poszliśmy do domku Hadesa. Wiedziałam, że Thalia całe dnie spędza razem z Nico. Według mnie oboje się o siebie troszczyli i najlepiej czuli się właśnie w swoim towarzystwie.
podziękować. Nie wiadomo, jakby się potoczyła ta cała sytuacja, gdyby nie one.
Poszliśmy do domku Hadesa. Wiedziałam, że Thalia całe dnie spędza razem z Nico. Według mnie oboje się o siebie troszczyli i najlepiej czuli się właśnie w swoim towarzystwie.
Ku mojemu zaskoczeniu znajdowali się tam wszyscy czyli Nico, Thalia,
Clarisse, Tony i Clara.
Córka Zeusa leżała na łóżku. Zauważyłam, że całą rękę od nadgarstka po łokieć miała pokrytą bandażem, przez którego przesiąkała krew.
- Co się stało? - Zapytałam przerażona. Percy przez chwilę przestał mówić do Lizzy i spojrzał na Łowczynię. Dopiero teraz zobaczyłam, że dziewczyna ma zamknięte powieki. Spała.
- Tuż przy samym obozie podleciał do niej Gryfon i ugryzł ją w rękę, odrywając kawałek skóry. Jeszcze jej pegaz został postrzelony strzałą. - Powiedział Nico. Chłopak siedział na krześle obok łóżka i dłonią trzymał rękę Thalii.
- Ale ma się dobrze. Wyzdrowieje. - Dodała Clarisse.
- Słuchajcie. Chcemy wam podziękować. Gdyby nie wy, nie odzyskalibyśmy Elizabeth. Nie wiem, jak wam się odwdzięczymy. - Powiedziałam.
- Nie ma sprawy. Wystarczy, że dostaniemy zaproszenie na ślub. - Odparł Tony z uśmiechem. Zrozumiałam, że to oni zaplanowali całą akcję.
- Załatwione.
- Dobra. Wracajcie do domu. Widać, że pół nocy nie spaliście. Elizabeth też jest chyba zmęczona. Powiedziała Clara wskazując na Lizzy, która główkę położyła na piersi Percy'ego i co chwilę zamykała
i otwierała oczka.
- W takim razie do zobaczenia. Powiedzcie Thalii, że ją uwielbiam.
Wyszliśmy z domku Hadesa i wróciliśmy do naszej posiadłości.
Clarisse, Tony i Clara.
Córka Zeusa leżała na łóżku. Zauważyłam, że całą rękę od nadgarstka po łokieć miała pokrytą bandażem, przez którego przesiąkała krew.
- Co się stało? - Zapytałam przerażona. Percy przez chwilę przestał mówić do Lizzy i spojrzał na Łowczynię. Dopiero teraz zobaczyłam, że dziewczyna ma zamknięte powieki. Spała.
- Tuż przy samym obozie podleciał do niej Gryfon i ugryzł ją w rękę, odrywając kawałek skóry. Jeszcze jej pegaz został postrzelony strzałą. - Powiedział Nico. Chłopak siedział na krześle obok łóżka i dłonią trzymał rękę Thalii.
- Ale ma się dobrze. Wyzdrowieje. - Dodała Clarisse.
- Słuchajcie. Chcemy wam podziękować. Gdyby nie wy, nie odzyskalibyśmy Elizabeth. Nie wiem, jak wam się odwdzięczymy. - Powiedziałam.
- Nie ma sprawy. Wystarczy, że dostaniemy zaproszenie na ślub. - Odparł Tony z uśmiechem. Zrozumiałam, że to oni zaplanowali całą akcję.
- Załatwione.
- Dobra. Wracajcie do domu. Widać, że pół nocy nie spaliście. Elizabeth też jest chyba zmęczona. Powiedziała Clara wskazując na Lizzy, która główkę położyła na piersi Percy'ego i co chwilę zamykała
i otwierała oczka.
- W takim razie do zobaczenia. Powiedzcie Thalii, że ją uwielbiam.
Wyszliśmy z domku Hadesa i wróciliśmy do naszej posiadłości.
___________________________
Na sam początek, bardzo was przepraszam, że tak późno dodałam rozdział. Po prostu wczoraj nie miałam możliwości dodania, ponieważ na zbiórce, chłopak o przezwisku "Kruszyna", postanowił wrzucić mój zeszyt z opowiadaniem do stawu, więc wczorajszy wieczór poświęciłam na to, by rozszyfrować wszystko, co tam napisałam około miesiąca temu. Więc przepraszam.
Również dziś wcześniej nie mogłam dodać, ponieważ mój tata od rana naprawiał system, który znowu "zepsułam", a później pojechałam na szkolenie. Ale teraz już dodaję. A właściwie dodałam.
Słuchajcie. To, że rozdział się opóźnia, nie jest powodem do tak zwanego "chamskiego pospieszania". Jeśli rozdział się spóźnia, to widocznie są tego powody.
No dobra.
Co do tego rozdziału. Mam mieszane uczucia. Nie wiem, czy mi się podoba, czy wręcz przeciwnie. Opinię pozostawiam wam.
Dziękuję Alicji za wspaniałe komentarze. Serdecznie pozdrawiam kochanego Bartka.
Co dalej?
Może już ktoś wie, a może nie, ale razem z Bartkiem, czyli Ci Żu, który prowadzi bloga o Percym, postanowiliśmy połączyć iły. Także zapraszamy serdecznie, na bloga, który właśnie rozpoczynamy :D ŁOWCA więc zapraszamy.
Blog, który prowadzę z Kasią: Pojawił się prolog, więc serdecznie zapraszam :D Story Of My Life
No i bardzo dziękuję jeszcze raz Pipes (chyba podziękowania do ciebie będą codziennością.)
A i proszę o duzo komentarzy, bo wiem, że stać was na więcej niż 15
Przypominam, że za tydzień rozdziału nie będzie, ponieważ wyjeżdżam na biwak drużyny.
I ogłaszam, że nie będzie mnie na blogu przez pewien czas od 9 stycznia. I sama sobie tego nie wybrałam, ale po prostu tak się stało. Obiecajcie mi, że 10 stycznia od godziny 10 wszyscy choć na chwile szepniecie "Będzie dobrze". A ja nadal zastanawiam się, czy wam powiedzieć, czy też nie.
No dobra. Miłego tygodnia nauki.
- Natala
Pierwsza ;>
OdpowiedzUsuńNo więc, dalej robisz sporo literówek w zakończeniach.
UsuńAkcja dzieje się bardzo szybko czasem, aż ciężko się połapać.
Mogłabyś dodać trochę więcej opisów itp.
Rozdział sam w sobie bardzo mi się podoba. Jestem zwolenniczką tego typu akcji. Oczywiście bardzo się cieszę, że 'uratowałaś' Lizzy, bo nie wiem co bym Ci zrobiła gdyby coś poważnego jej się stało xd
A co do tego pospieszania to Cię rozumiem. Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie tak samo dobry. Pozdrawiam Sonia
Tak się cieszę, że udało Ci się dodać rozdział! Piszę akurat z iPada wieć może być sporo błędów za co serdecznie przepraszam.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jak narazie wszystko dobrze. No, prawie. Ciekawe co z Thalią. Przeczuwam, że szykuje się coś złego. :((
Percy jest taki cudowny jako młody tatuś :3
To prawda, że akcja dzieje się bardzo szybko, ale to Twoje opowiadanie więc nie można narzekać. Mi osobiście bardzo się podoba Twój blog :3
Na rozdział cierpliwie poczekam i obiecuję nie znieść jajka podczas tego czekania haha
Dobra! Jest całkiem spoko!
OdpowiedzUsuńNadal robisz literówki, ale już dużo mniej. Było kilka, ale tam nie wymieniam. Oprócz tego napisałaś nie z przymiotnikiem rozdzielnie.
Ogólnie zaczynam się przekonywać do tego bloga. W końcu (tak, serio, dopiero) udało mi się zrozumieć Twoje motywy. Po prostu ciągle Percy i Annabeth robi się nudne. I tu ta dam: Elizabeth (swoją drogą cudne imię) i jej historia. Takie mega wielkie urozmaicenie.
I poprawiłaś ciągłość akcji. Bardzo się cieszę. Najważniejsze to się udoskonalać! W styczniu będę trzymać kciuki, bo szczerze jednak Cię lubię.
I Twój drugi blog (ten z Kasią) extra!
Pozdrawiam
PS Co to za wredny typek z aska? Takie tylko luźne pytanie, jak nie chcesz, nie mów. :)
Rozdział mi się podoba, tak ogólnie. :d
OdpowiedzUsuńSłodka ta mała Lizz <3
Będzie dobrze, nie martw się. Nie wiem co się dzieje, ale zawsze coś dzieje się z jakiejś przyczyny. Sama napisałaś, żeby Percy i Ann się nie łamali : )
Jeszcze raz BĘDZIE DOBRZE i czekam na rozdział : D
Bardzo fajny rozdział, Lizzy jest mega słodziutka ;> Poza literówkami nic nie zauważyłam. Szkoda, że nie będzie w następną sob. rozdziału :c Może udałoby Ci się wstawić go jakoś w tygodniu? Poza tym w styczniu na pewno będzie dobrze <3 Nie może być inaczej ^^ wyjdziesz z tego cała i zdrowa :> (Bo to chyba chodzi o pobyt w szpitalu, nje?) No to tyle, nie mogę się doczekać następnej notki :)
OdpowiedzUsuńSłoodki. Lizzy..<3 Nie wiem co jeszcze napisać. Poprostu CUDO..! ;***
OdpowiedzUsuńPaulaaa
Po pierwsze: uwielbiam twój blog, jest cudny.;-)
OdpowiedzUsuńPo drugie: nie martw się tą operacją, będę trzymać kciuki.♥♡♥
Po trzecie: niech bogowie olimpijscy mają cię w opiece=)
Po czwarte: życzę weny:)
Całuski przesyła Hazel;-)
Rozdział jest świetny <3 Miło się go czyta. Podobała mi się walka Percy vs Sandy, ale muszę się czegoś uczepić xD Chodzi właśnie o tą walkę. Napisałaś, że słabym punktem osoby walczącej sztyletem jest to, że jeśli podejdziesz blisko możesz ją zranić. Tak właściwie to skoro masz dłuższy miecz lepiej odsunąć się trochę, wtedy druga osoba z sztyletem nie może się zranić, gdyż jest to broń krótkiego zasięgu. No, ale to szczegół ;) Życzę weny i czekam na następny rozdział !
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział,chociaż jak dla mnie powinno być więcej opisów,ale to tylko moje zdanie.Rozdział fajny,ciekawa akcja i suuper postacie. Życzę weny,duzo zdrowia i też trzymam kciuki :D
OdpowiedzUsuńRozdział ciekawy jak zawsze,na twoim miejscu byłabym z niego zadowolona.Jest parę literówek,ale one zbytnio nie przeszkadzały w czytaniu.Akcja bardzo ciekawa.I teraz tak.Wielbię Thalie i Nica w twoim wykonaniu.Oni są tacy cudowni i w ogóle.Co do tej sprawy o tym zastanawianiu się czy możesz nam powiedzieć czy nie,zostawiam tobie.Nie chcę niczego wymuszać,bo wiem jakie to denerwujące.Pozdrawiam i czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńJest super. "Odkryłam" Twój blog niedawno (czyli wczoraj), a już doszłam tutaj. Robisz literówki (czasami), ale i tak jesteś super. Szybko wstawiaj następny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńOch Lizzy. Dzielna dziewczynka :). Jestem z komentarza powyżej i będę się podpisywała *Anka
OdpowiedzUsuńPiękny rozdział *.* a co do notki to nie ma za co <3 Żebyś wiedziała, że szepnę, a nawet wykrzyczę <3 Powodzenia Natuś !!!! ;**
OdpowiedzUsuńNie mów na razie Nati ! :) TO będzie bez sensu :) Powiedz wszystkim po "tym" :) ;**
UsuńNICO I THALIA MAJĄ MIEĆ DZIECI !!!♡♥♡;)
OdpowiedzUsuńKocham to 💖
OdpowiedzUsuń