niedziela, 2 marca 2014

Percabeth Story - Rozdział 40 część 1 - "Byłem zaskoczony całą sytuacją..."

ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ MILENIE :**

Sally

      

        Być może jestem zwykłym śmiertelnikiem, ale to wcale nie znaczy, że nie rozumiem tego, co się teraz dzieje. Mój syn wraz z wnuczką od dwóch dni siedzą w domu i opłakują zmarłą po kątach,  a ja? Ja staram się być oparciem dla rodziny, ale sama jestem pogrążona w ogromnym smutku. Co oni teraz zrobią? Jak sobie poradzą? Annabeth nie żyję i to jest prawda, z którą trzeba się pogodzić. 
Usiadłam na kanapie obok Percy'ego. Chłopak patrzył na leżącą Elizabeth. Dziewczynka miała opuchnięte policzki, po których cały czas spływały słone kropelki. Najbardziej było mi żal właśnie jej. Była świadkiem,  jak matka wbija sobie sztylet w serce. Lizzy jest mała i nie rozumie, dlaczego to zrobiła. Jest tylko dzieckiem, które niczemu nie zawiniło.
Dziś rano w pokoju Percy'ego znalazłam kartkę papieru, na której napisane były słowa od córki Ateny. Uratowała świat, poświęcając swoje życie. Każdy będzie ją uważał za bohaterkę. 
Miałam jednak głupie przeczucie, że Gaja nie dotrzyma słowa i mimo wszystko zaatakuje Obóz Herosów,  a potem pozbędzie się wszystkich ludzi.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Wstałam i leniwym krokiem ruszyłam, by je otworzyć. Przede mną stał Posejdon.
- Witaj, Sally.- Powiedział bóg mórz i oceanów. Nie próbował się uśmiechać.  Był poważny.
- Dzień dobry, proszę, wejdź. - Powiedziałam,  wpuszczając go do mieszkania.- Napijesz się czegoś?- W trudnych chwilach także należy wykazać się odrobiną kultury.
- Nie. Dziękuję. Nie rób sobie problemu. Jak się czują Percy i Elizabeth? - Nie potrafiłam odpowiedzieć. Po prostu opuściłem wzrok i zaprowadziłam go do salonu. Gdy Percy zobaczył ojca, podniósł się i ruszył w stronę wyjścia. 
- Poczekaj. - Powiedział Posejdon, łapiąc go za ramię. - Wiem, że to trudne i wiem, że nie możesz się z tym pogodzić,  ale musisz żyć dalej. Zrób wszystko, by Ann nie pożałowała swojej decyzji. Bądź twardy. Nie bądź lamusem, przecież jesteś ojcem. Masz córkę i powinieneś dla niej wziąć się w garść. Jutro rano będziemy spalać całun Annabeth. Powinieneś tam być i powiedzieć kilka słów od siebie. - Posejdon miał rację. Percy powinien zacząć normalnie funkcjonować. Przed nim całe życie i nie może wiecznie opłakiwać zmarłej.



Percy

            Wszyscy powtarzali tylko jedno: Zapomnij, przecież trzeba żyć dalej.
Ale czy da się zapomnieć o jednej z najważniejszych osób w życiu? To nie jest łatwe. Posejdon w jednym miał rację. Muszę żyć dalej i być oparciem dla tych, którzy mnie potrzebują. Stwierdziłem,  że już wystarczająco długo byłem u mojej mamy, więc czas wrócić do domu. Nie mieliśmy ze sobą żadnych bagaży,  więc po prostu założyłem buty, dałem całusa swojej rodzicielce i biorąc Elizabeth na ręce,  zszedłem na dół. 
Próbowałem wyjechać samochodem z parkingu, ale ten nie chciał ruszyć. 
- Cholera! - Powiedziałem zdenerwowany. - Głupie auto! Brak Paliwa.
W lusterku zobaczyłem wzrok swojej córki.  Znów płakała. Szybko przesiadłem się na tylne siedzenie i przytuliłem ją do siebie.
- Nie płacz,  kochanie. Już nie płacz. - Dziewczynka wytarła ze swoich policzków małe łezki. - Chyba musimy pójść pieszo.
Zamknąłem samochód,  złapałem Elizabeth za rękę i powoli ruszyliśmy w stronę Long Island. Samochodem było to piętnaście minut, natomiast pieszo około godziny.
Gdy dochodziliśmy już do szesnastej alei, Elizabeth zaczynała być zmęczona. Wziąłem ją na ręce i ruszyliśmy dalej. Jak ja sobie teraz ze wszystkim poradzę? Annabeth nie żyje i taka jest prawda. Ja? Ja nie potrafię się z tym pogodzić. Przecież ją kochałem i nadal kocham. W nocy nie potrafię robić nic, oprócz patrzenia na Elizabeth i płakania. To normalne, że płacze. Straciłem najważniejszą osobę w moim życiu. Teraz została mi tylko córka,  w której oczach widać smutek i cierpienie. Muszę zrobić wszystko, by się uśmiechnęła. Ja mogę cierpieć, ale ona nie.
- Percy? - Pod jedną z kawiarni stała nie wysoka dziewczyna o głębokich, brązowych oczach i długich, czarnych włosach. Była to Amy. Puszczalska laska z mojej szkoły. Pierwszoklasistka, której w roku szkolnym pomagałem w nauce pływania. Niestety chodziła na grekę. Nigdy jej nie lubiłem. 
- Cześć Amy - Powiedziałem oschle. 
- Jak tam wakacje? - Zapytała dziewczyna. Nie miałem wyjścia. Musiałem stanąć i chwilę z nią porozmawiać. 
- Źle. - Odpowiedziałem krótko, obracając się w jej stronę. 
- Na pewno nie jest aż tak beznadziejnie. Masz siedemnaście lat. Pewnie dużo imprezujesz. Zazdroszczę ci, że jesteś starszy..
- Nie imprezuję. - Powiedziałem, przerywając jej. W oczach dziewczyny widać było zaskoczenie. Po chwili spojrzała na Lizzy.
- A to, kto? - Podeszła do dziewczynki i uśmiechnęła się. 
- Moja córka. - Odpowiedziałem krótko. Akurat teraz nie mam ochoty na towarzyskie spotkania. 
- Ty masz córkę? Nie wiedziałam. Ta obrączka na palcu pewnie też coś znaczy. Strasznie szybko ci córka urosła. Ile ma lat? A zresztą nie ważne. Lepiej powiedz, gdzie masz żonę. - Tym razem trafiła w nasz słaby punkt. Po policzkach Elizabeth znów zaczęły spływać łzy, natomiast ja byłem temu bliski. Nie potrafiłem odpowiedzieć na jej pytanie. 
- Halo. Ziemia do Percy'ego. Słyszałeś? Pytałam, gdzie jest twoja żona. - Bogowie! Czy ta siksa nie może przestać? Nie widzi, że nie mam ochoty z nią rozmawiać? - Halo. Odpowiesz mi?  
- Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to Annabeth nie żyje. Zmarła. I bardzo dziękuję, że spowodowałaś płacz u mojej córki. Zrób coś dla mnie i zniknij. - Już miałem odchodzić, gdy usłyszałem, jak Elizabeth wypowiada w stronę dziewczyny trzy słowa. 
- Nie lubię cię. - Moja córka zawsze będzie szczera. Tego jestem pewny. Uśmiechnąłem się do siebie i ruszyłem dalej. 
               Dom. Pusty dom. Dom, w którym miała mieszkać szczęśliwa rodzina. Pierwsza noc w tej sypialni spędzona bez Annabeth u boku. Pierwsza noc, która minęła na szczerym płaczu i wspominaniu tych szczęśliwych chwil. Tej nocy wylałem wszystkie swoje emocje. 
To właśnie dziś ma zostać spalony całun Ann. Czy dam radę przy tym być? Wiem, że muszę spróbować. Wiem, że będzie trudno, ale się postaram. 


Annabeth

               Obudziłam się cała mokra na czarnym, zimnym i wilgotnym piasku. Miałam na sobie białą, a właściwie już szara od brudu sukienkę, która na samym dole była lekko podarta. W miejscu, gdzie znajdowało się moje serce, suknia była rozdarta. Czułam się dziwnie. W środku ciała było mi gorąco, wręcz jakbym się paliła, natomiast od zewnątrz czułam straszny chłód. Obok mnie płynęła czarna rzeka. Styks...właśnie. Jak to możliwe, że umarłam skoro?...Wiem! Moje serce było piętą Achillesa. 
Dobrze wiedziałam, gdzie się znajduję i co mnie teraz czeka. 
Podniosłam się i ruszyłam przed siebie. Wszędzie panował półmrok. 
Szłam nie czując zupełnie nic. Nie miałam czucia w rekach, ani w bosych stopach. Gdyby zawiał wiatr, pofrunęłabym razem z nim. Doszłam do miejsca, gdzie na ścianach powietrza pojawiły się latające pochodnie. Po chwili zobaczyłam kolejkę błąkających się dusz. Wszyscy chcieliby, by Charon przewiózł ich na drugą stronę rzeki. 
Po raz kolejny w tym tygodniu podeszłam do dziwnego, bladego mężczyzny. - O ile można go tak nazwać. 
- Żywi nie mają wstępu do Hadesu. - Powiedział, po czym odwrócił się w moją stronę i stanął w bezruchu. 
- Ale ja nie żyję. - Powiedziałam.
- To nie możliwe. - Podszedł i dokładniej przyjrzał się mojej duszy.- Rzeczywiście. Jeśli masz dramę, zabiorę cię do zamku Pana. 
Spojrzałam na czarny, żwirowany piasek. Leżała tam złota, niewielka moneta. Podniosłam ją i podałam Charonowi. 
- Zapraszam na łódź. - Powiedział, wskazując ręką na drewniany przedmiot pływający po czarnej jak smoła rzece. 
Płynęliśmy w milczeniu. Już nigdy nie zobaczę ani Percy'ego, ani Elizabeth. Umarłam. Naprawdę umarłam. Teraz jestem tylko bezradną duszą. Z tego świata, zmarłym nie da się uciec. Z tego świata, zmarłym nie da się uciec. Przepowiednia się spełniła. Dziecko Ateny umarło. 
- Tu kończy się twoja przejażdżka. Teraz tylko staniesz przed sądem. - Po tych słowach zniknął w czarnym dymie. 
Stałam pod czarnym, ogromnym pałacem samego Hadesa. Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, gdzie będę toczyć swoje grobowe życie. Osobiście uważam, że nadaję się do Elizjum, ale nie wiem, czy będzie mi to dane. 
Drzwi otworzyły się, a przede mną stanął...Nico. Spoglądał na mnie z głębokim współczuciem w czarnych jak smoła oczach. Leniwie podał mi rękę i poprowadził w głąb czerwono czarnych korytarzy. 
- Teraz czeka cię sąd. Rób wszystko, aby się obronić. Jeśli odezwiesz się bez pozwolenia, będziesz żałowała. - Wrota się otworzyły, a mnie oślepił dziwny blask. 
Powoli weszłam do środka. Usiadłam na wysoki, czarno złotym krześle i czekałam na to, co ma się wydarzyć. 
- Córka Ateny. Annabeth Jackson. Żona Perseusza Jacksona i matka Elizabeth Jackson. Heros. W obozie odkąd skończyła siedem lat. Gdzie chciałabyś trafić? - Nie widziałam właściciela głosu. Trzęsłam się ze strachu oraz z zimna. 
- Chciałabym zamieszkać w Elizjum. - Odpowiedziałam, chcąc brzmieć pewnie. 
- Ha. Elizjum. Dobre. Do tego są potrzebne szczególne osiągnięcia. Wątpię byś...
- Tanastosie! - Przerwał drugi głos, również należący do mężczyzny. Po chwili zobaczyłam właściciela. Był to Hades. - Chyba nie wiesz, do kogo należy ta dusza. Annabeth Jackson to inaczej Annabeth Chase. Nie rozumiem, dlaczego stoi przed sądem, skoro Fata kilka lat temu przepowiedziały jej wybór. Droga Annabeth. - Powiedział, zwracając się do mnie. - Dziecię Ateny, córa mądrości, przez trzy dni posmakuje nicości, w Hadesie stanie jedną nogą i zmierzy się ze swą największą trwogą. Umarłaś, a przepowiednia po części się spełniła, lecz przed tobą jeszcze ostatnia część - wybór. Gaja słowa nie dotrzyma. Twoja śmierć dała jej po prostu więcej siły i dzięki temu obudziła się przed planowaną datą. Już teraz jej wojska szykują się do walki. Mogą zaatakować w każdej chwili. Możesz zostać tutaj i uniknąć rozlewu krwi lub wrócić i razem z innymi walczyć. Sama wybierz córko Ateny. - "Przez trzy dni posmakuje nicości". Thalia miała rację. Umarłam, ale mogę wrócić do dawnego życia. Mam zostać tutaj i być tchórzem, który ucieka przed problemami? O nie! Jestem Annabeth. Córka Ateny. Walczyłam w bitwie o Manhattan. Jestem herosem i wiem, gdzie jest moje miejsce. 
- Wracam do obozu. - Powiedziałam i po raz kolejny zapadłam w głęboki sen. 

Percy

               Całun był przygotowany bardzo starannie. Był on koloru złotego. Na środku wyhaftowany był sztylet tego samego koloru. Elizabeth podeszła do niego cała zapłakana i położyła mały bukiecik polnych kwiatów, które zebrała w drodze do obozu. 
Stałem przy instruktorach razem ze swoją mamą, Paulem, Fryderykiem, Ateną, Posejdonem i resztą rodziny. Nikt nie szczędził swoich łez. 
W oddali zobaczyłem Satyra, który prowadził za sobą nową heroskę. To przykre, że przybyła do nas właśnie w tym dniu. Chwila...No nie! Czy to musi być akurat ona? Świetnie. Najpierw spotkanie na ulicy, a teraz okazuję się, że jest herosem. 
- Tato. - Powiedziała dziewczynka, wspinając się na moje ręce. - Dlaczego tutaj jest ta głupia pani? - Zapytała. 
- Nie wiem, kochanie. Chyba tak po prostu musi być. 
- Uwaga! - Krzyknął Chejron, a wszyscy w jednym momencie powstali. - Każdy z was jest herosem i wiecie, że w życiu półboga bywają wzloty, jak i upadki. Chyba większość z was zna historię córki Ateny. Do obozu przybyła razem z Thalią i Lukiem, gdy miała siedem lat. Po kilku latach do obozu trafił syn Posejdona. Młodych herosów połączyła przyjaźń, która rok temu przerodziła się w miłość, a owocem i dowodem tego jest młodziutka Elizabeth. Córka Ateny była wspaniałym herosem. Zawsze potrafiła wybrnąć z trudnej sytuacji, a swoją mądrością często ratowała innych. Tak właśnie było trzy dni temu. Uratowała nas wszystkich i wykazała się wielką odwagą. Niech każdy z was zapamięta jej imię. - Annabeth Chase - Jackson. - Chejron zakończył swoją przemowę i ręką zachęcił mnie do wystąpienia na środek. Opuściłem delikatnie Lizzy na ziemię i ruszyłem przed siebie. Kilkaset płaczących oczu spoglądało prosto na mnie. Głęboki wdech i potok słów zmieszanych ze łzami. 
- Kochałem Annebth i ona kochała mnie. Zawsze przy mnie była. Jej pierwsze słowa kierowane do mojej osoby: "Ślinisz się przez sen". Uratowała nas wszystkich i to nie po raz pierwszy. Wiele razem przeszliśmy. Żałuję, że wszystko tak się potoczyło. - Nie wiedziałem, co mam mówić dalej, więc po prostu odszedłem. Chejron zamoczył pochodnie w oleju oliwnym, podpalił ją i już miał przyłożyć ją do całunu, gdy Nico zaprotestował. 
- Stać! - Krzyknął. - Nie podpalajcie! 
- Nic! Co ty wyprawiasz?! - Zapytałem zdenerwowany, ale jednocześnie zaskoczony.
- Annabeth stanęła przed sądem. Przepowiednia się spełnia. Czekajcie. 
Nagle w obozie zaczęło mocno wiać. Oczy Rachel rozbłysły na zielono. Rudowłosa dziewczyna wyszła na środek i przystanęła w bezruchu. Jedno jest pewne. Coś zobaczyła. 
Pod nogami wyroczni pojawił się zarys postaci. Szybko ruszyłem biegiem. Co się dzieję? Annabeth. Na ziemi leżała Ann. Była bardzo blada, lecz jej twarz powoli odzyskiwała koloryt. Złapałem ją za rękę. Była zimna, ale wyczuwałem puls. Żyję. Moja Annabeth żyję. To niewiarygodne. Jak możliwe? Poczułem, jak jej dłoń zaciska moją. Elizabeth i Ateną szybko do nas podbiegły. Nikt nie potrafił uwierzyć w to, co się właśnie dzieję.Przepowiednia się spełniła. "Przez trzy dni posmakuje nicości". Minęły właśnie trzy doby. Annabeth żyję. Wszystko dobrze się skończyło. Ponownie spojrzałem na swoją żonę. W moich oczach pojawiły się łzy szczęścia. 
Po chwili Ann otworzyła powieki. Obudziła się. Bogowie dzięki. 
- Percy. - Szepnęła. Wyglądała na bardzo zmęczoną. 
- Jestem przy tobie. - Powiedziałem delikatnie ją podnosząc i łącząc nasze wargi w pocałunku. Wszyscy wokół zaczęli bić brawa. Pomogłem Annabeth wstać. Wszystko zakończyło się dobrze. 
Nagle Rachel upadła na ziemię, a jej oczy przestały świecić. Dziewczyna skierowała wzrok na Clarisse i wypowiedziała słowa, które przeraziły wszystkich. 
- Nadchodzą. Przybędą jutro. Zbliża się wojna.

___________________________________
Rozdział jest właśnie opublikowałam. Komputer mnie wykańcza i mam ochotę go zepsuć jeszcze bardziej. Planowałam ten rozdział połączyć z kolejnym, ale za dużo przepisywania, a za mało czasu. Także jest pierwsza część. Zbliżamy się do końca. 
Nie chciałabym, by to, że bardzo chciałam się zabić miało wpływ na ocenę bloga. Gdyż, iż ponieważ Merr była napastowana na asku właśnie z powodu Mojego Bloga i Mojej Sytuacji. 
A i ten. Wiele osób jest zniesmaczonych z powodu mojej przyjaźni z Merr. Przykro mi, ale by nie będziemy sb krzyczeć do gardeł.
Kilka linków:
Story Of My Life
W świecie, gdzie wszystko się kończy, tylko przyjaźń jest w stanie przetrwać.
I chce Wam podziękować, bo dzieki Wam w tym tygodniu przeżyłam wspaniałe chwile. 
Cześć, jestem Gosia. Dżerrka poprosiła mnie, żebym opublikowała kolejny rozdział, bo jej komp nawala. :) Pozdro! :)
    

24 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Supper! Zajebisty! Ann żyje! Czekam na next i zapraszam do mnie: http://percabethannchaseipercyjackson.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy3/02/2014

    No no coraz lepiej ^^ 39 cudo a ten 40 też jest całkiem dobry ^^ tylko trochę żałuję że Ann nie zrobiła takiego wejścia z pompą ( że tak się wyrażę)

    OdpowiedzUsuń
  4. O JEJKU... jakie świetne *.* Ja chcę kolejną ! Już, natychmiast!
    Wiedziałam, że wskrzesisz Ann :3 Bez niej nie było by Percabeth story :3 I'm soo happy :> W ogóle to prawie ryczłam jak to czytałam, a wierz mi to jest osiągnięcie, bo ja nigdy nie płaczę przy opowiadaniach, czy książkach :)
    Luknęłam, że pochodzisz z łódzkiego. PIONA!
    Wracając, cieszę się, że dalej piszesz i się nie poddajesz, mimo że jest jak jest. Tak trzymaj i wiedz, że jesteś WIELKA :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, może mnie pamiętasz ;)
    Powróciłam i jestem gotowa siać krytykę!
    Ale najpierw słów kilka o Twojej sytuacji życiowej - współczuję Ci i podziwiam za odwagę, ale, jak prosiłaś, nie będę się tym kierować podczas mojej opinii. Co do przyjaźni z Merr, nie będę się wtrącać. Ci, którzy mają coś przeciwko powinni się popukać w głowę, bo i Ty i Merr jesteście pisarkami (jedna mniej, druga więcej, ale uznajmy tymczasowe moje zawieszenie broni w tej sprawie) i macie prawo się lubić, a nie nawzajem wygryzać.
    Wracając do rozdziału: odrobinę się poprawiłaś. Ale, niestety, jest to tylko odrobina.
    Uwaga na literówki, bo znowu się sporo przytrafiło, szczególnie "ę" na końcu żyje, jak powinno być w trzeciej osobie. Cały czas masz krótkie zdania, przez co tekst wydaje się mechanicznie napisany i brak w nim potrzebnych emocji.
    Akcja z Annabeth była plusem, ponieważ wreszcie opowiadanie nabrało rumieńców i przestało być kompletnym cukierkiem z cukrzycą. Ale cóż, powróciłaś do schematu i żyli długo i szczęśliwie... Przepowiednia się spełniła, niech Ci będzie. Znowu narzuca się w oczy sporo wad: krótka rozprawa w Hadesie i ubogie opisy. Wiesz, jakby można nadać emocji temu fragmentowi? Dałoby się mu poświęcić oddzielny rozdział i rozbudować, nawiązać rozmowę z bogami podziemi, zrobić coś naprawdę dobrego. Poszłaś na skróty i wcisnęłaś to w mały, nieważny fragment, chociaż to kluczowy element. Kolejne rozczarowanie.
    Narracja Sally - w porządku. Jest trochę opisów, chociaż Sally zachowuje się jak nastolatka, nie jak mama. Chyba trochę tutaj brakuje dojrzałości.
    Narracja Percy'ego - pierwsza - sytuacja z dawną znajomą Amy mnie odrzuciła. To był tak zwany typowy zapychacz, podczas którego bohater wyrzuca wszystko znienawidzonej osobie, żeby ta go przeprosiła itd. Lizzy jest dzieckiem, ale mnie wkurza. Potrafi tylko beczeć i mówić, że kogoś nie lubi. Właśnie - mówić? SKĄD ONA JUŻ SIĘ NAUCZYŁA MÓWIĆ? Jak dla mnie sporo za wcześnie. Weź się za lekturę co, kiedy i jak z dzieckiem, bo to są błędy piszącej sobie historyjki o przedszkolu nastolatki.
    Narracja Ann - już pisałam co i jak kilka akapitów wyżej ;)
    Narracja Percy'ego - druga - i znowu rozczarowanie. Chejron powiedział mowę - okej. Percy powiedział kilka słów - pomijając błąd gramatyczny, który w słowie mówionym jest okropny, okej. Nico nagle się wpierdziela w sam środek i jest beznadzieja. Percy leci do Annabeth, ich dziecko zostaje, stojąc (jak malutka dziewczynka może sama stać?) i w ogóle siedzi cicho, chociaż zobaczyła zmarłą matkę. Końcówka miała być dramatyczna, ale tak średnio wyszło. Obawiam się, że w prawdziwym życiu nikt by nie bił braw, gdyby zmarła zmartwychwstała. Tam powinny być łzy, krzyki niedowierzania i, co najważniejsze, uściski i napływ kochających przyjaciół. Tymczasem wszyscy są drętwi. Dodatkowo nagle Rachel i zielony dym... Powinna być bardziej skołowana. A te trzy dobitne zdania trochę przesadzone. Mogłoby być jedno, a zawierające więcej napięcia:

    Nagle Rachel upadła na ziemię. Wokół niej gromadził się tajemniczy dym w kolorze głębokiej zieleni. Usłyszałem krzyk dziewczyny, a po chwili dym się rozwiał, ukazując mi jej naznaczoną łzami twarz. Dziewczyna skierowała wzrok ku Clarisse jakby ta mogła jej pomóc. Córka Aresa odpowiedziała jej wzruszeniem ramion. Rachel opadła z powrotem na trawę, wzdychając głęboko. Wszyscy, którzy wcześniej zamarli na widok zmartwychwstałej Annabeth, teraz odwrócili się ku Wyroczni i patrzyli na nią w pełnym napięcia wyczekiwaniu.
    - Nadchodzą. - Z piersi Rachel wyrwał się szloch. - Zbliża się wojna.

    Nie uważasz, że jest w tym więcej emocji i dużo lepiej opisuje sytuację?

    Pozdrawiam,
    Pipes

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy3/02/2014

      Hmm nie znam się ale sądzę że ty dałaś odrobinę za dużo emocji w tym ostatnim fragmencie

      Usuń
    2. Anonimowy3/02/2014

      Ja też się nie znam, ale moim zdaniem tak jest dużo lepiej, właśnie z tymi emocjami. Gdyby jeszcze poprawić tylko powtórzenia, to już naprawdę byłoby bardzo dobrze.

      Usuń
    3. Ja wolę jak jest więcej emocji, dzięki czemu opowiadanie nabiera rumieńców ;)
      Drugiemu Anonimkowi bardzo dziękuję za poparcie. Rzeczywiście, dopiero teraz zauważyłam jedno powtórzenie, dokładnie słowa "dym" ;)

      Pipes

      Usuń
    4. Drugi Anonimek3/04/2014

      Nie ma za co! Też uważam, że emocje to plus przy opowiadaniu. Powtarza się jeszcze "jej" i "dziewczyny"/"dziewczyna", ale generalnie przy takim poziomie to naprawdę niewielki defekt. Ja zdecydowanie wolę dobrze napisany tekst, nawet z masą powtórzeń, od pozbawionej ich grafomanii. Jeżeli komuś pisanie nie wychodzi, to nawet idealna gramatyka i ortografia nie pomogą. Tak jeszcze na marginesie, to o wiele łatwiej dostrzec jakieś uszczerbki w cudzej pracy niż swojej. Poza tym, powtórzenie w komentarzu ma jednak nieco inną wagę niż to w opublikowanym rozdziale. A przynajmniej to moje zdanie.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    5. Anonimowy3/04/2014

      Pipes, masz jakiegoś bloga? *^*
      Zgadzam się całkowicie z Twoim komentarzem.
      Szkoda, że osoby poniżej tylko słodzić potrafią...

      Usuń
    6. Do ciebie anonimie. Ja wcale nie słodzę. Po prostu moim zdaniem jest jakaś poprawa. To nie znaczy wcale, że uważam, że jest idealnie.

      Usuń
    7. Pipes weszłabyś na mojego bloga? Chciałabym usłyszeć twją opinię, bo umiesz wyrazić swoje zdanie. Jakbyś miała czas to zapraszam:-)
      http://perabeth.blogspot.com/












      Usuń
  6. Anonimowy3/02/2014

    Łezka kręci mi się w oku... Poprawiłaś się! ;)
    Very Good.. Oby tak dalej. Mam nadzieję, że to się dobrze skończy. Mam dość tej "Głupiej pani".. . Do Hadesu z nią! Albo do Tartaru.
    Cieszę się że wyrażasz emocje w opowiadaniu,
    Arya C



    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mi się spodobał. O ile wcześniej czytałam tylko fragmenty, bo nie umiałam trawić twojego stylu pisania to teraz przeczytałam cały. Było więcej emocji. Mam jedną uwagę ( dotyczącą treści ja nie patrzę na ortografię). Myślę, że Annabeth mogłaby posiedzieć dłużej w Hadesie. Tak z dwa rozdziały. Chodzi mi o to, że jak w jednym umiera w kolejnym powraca to akcja jest za szybka. Przez to wydaje się mniej tragiczna i dramatyczna. Nie buduje napięcia. Mam nadzieję, że wiesz oco mi chodzi i weźmiesz to do serca. To tylko tyle co do uwag. Pisz tak dalej, a będę czytać. Co do przyjaźni z Merr uważam, że to super , iż nie konkurujecie ze sobą, a w ręcz przeciwnie łączą was serdeczne stosunki. Życzę weny zapraszam do mnie Percabeth, Kroniki Rodu Kane. Dalsze losy

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny, genialny, fenomenalny <3 Cieszę się, że Ann żyje :D
    Zapraszam: http://percy-and-annabeth.blogspot.com/

    P.S. Nie przejmuj się hejtami tylko rób to, co kochasz i z kim chcesz :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy3/04/2014

    Słodkie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Mather Mather Mather!!! Płakałam ,a to dziwne ,bo przeczytałam to na informatyce... Nauczycielka ,aż się mnie zapytała czy wszystyko jest okay. :D Rozdział jest świetny. Czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział zajebisty :*
    Dzięki za dedykację :) Jesteś najlepsza ! Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Blog Award :) Po szczegóły zapraszam na : http://opowiadania-tda-by-pat-and-nina.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Anonimowy3/10/2014

    Masz naserio talent. Ten rozdział był słodki i zajebisty jak wszystkie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. mówi się skakać do gardeł. Sorry, ze to piszę, ale nie mogłam się powstrzymać;-)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wiem z kąt ci się to wzięło, ale nie spala się całunów po śmierci herosa. Całuny są po to żeby przekryć ciało zmarłego na pogrzebie. W książce domki robiły całuny dla siostry/brata z domku gdy wyruszał na misje, a palili je gdy wracali żywi na znak tego że nie są im już potrzebne. Taki mały szczególik, który od początku mnie wkurzał :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jak się dodaję tą muzykę? Mogłabyś mi pomóc? BO jestem na Bloggerze początkująca, i jeszcze wszystkiego nie ogarniam :(

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej dżerr wiesz chciałam powiedzieć ci że nigdy nie jest zapóźnień żeby wyjść z tego dołu do którego się wpadło. Popłakałam się

    OdpowiedzUsuń

Jeśli kliknąłeś w to okienko, oznacza to, że chcesz skomentować rozdział. Dziękuję.
Przyjmuję nawet krytykę, którą staram się później poprawiać. Liczę na szczery komentarz.
Życzę miłego komentowania
Dżerrka