środa, 24 czerwca 2015

Elizabeth Story: Rozdział 15 - "Zupełnie, jakby ta walka była jej winą"

                 Nie potrafiłem spać przez całą noc. Martwiłem się. Tak to już jest, gdy rodzi się dziecko, nie liczy się już nic oprócz jego bezpieczeństwa. Co chwilę podchodziłem do jej śpiwora, by zobaczyć czy śpi. Nie mogłem uwierzyć, że ten czas tak szybko minął, że tak szybko dorosła, ale przynajmniej jest teraz dobrą, piękną i wspaniałą kobietą. Zupełnie jak jej matka. Elizabeth zawsze będzie dla mnie moją małą księżniczką bawiącą się lalkami. Lizz nigdy się nie poddawała, walczyła do samego końca i właśnie to sprawiało, że byłem z niej jeszcze bardziej dumny.
           
    Świt nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. Dźwięki konchy obudziły wszystkich herosów w całym Obozie Jupiter. Widziałem jak Elizabeth szybko rwie się na nogi i spogląda w niebo. Wiedziałem, że ta walka jest dla niej prawdziwą torturą. Musiała zabić chłopaka, którego znała niemalże od dziecka, który był jej przyjacielem, a zwłaszcza, w którym była bardzo zakochana, ale udawała, że tak nie jest. Nie byłem pewny czy Elizabeth będzie miała siłę go zabić, ale za nic na świecie nie mogłem stracić córki. Nie wyobrażałem sobie tego. Do mojego starszego dziecka właśnie podszedł Logan - pretor Rzymu. Chłopak miał dać jej pełne uzbrojenie. Zauważyłem, że moja córka bierze jedynie cztery sztylety i łuk ze strzałami. Nie wzięła żadnej zbroi, tylko broń. To bardzo mnie zaniepokoiło. Pierwsza myśl jaka wpadła mi do głowy, to taka, że Lizzy najwidoczniej chce się bawić we mnie, a naprawdę szczerze odradzam. Gdy byłem w jej wieku, to praktycznie cały czas nie wiedziałem co robię, ale haloooo. Ona powinna to wiedzieć. Przecież jest wnuczką Ateny i Posejdona z podkreśleniem na Ateny. Nie wydaje mi się żeby miała glony zamiast mózgu. W takich chwilach żałowałem, że pod względem charakteru jest bardziej podobna do mnie niż do Annabeth.    
               Nagle po raz kolejny usłyszałem dźwięk Konchy, na polu bitwy stała już armia Gai, wszyscy w górze mieli uniesione miecze, strzały i inne rodzaje broni. Gaja pojawiła się na samym przodzie, a zaraz obok niej Drake. Wyglądała dokładnie tak samo jak osiemnaście lat temu. Wiedziałem, że to będzie najgorsza wojna w historii naszego obozu. Clarisse znajdowała się na Olimpie, gdzie obecnie opiekowały się nią muzy Apollina. Wiedziałem, że to jedyne miejsce, gdzie w stu procentach może być bezpieczna. Pokonać Elizabeth będzie bardzo ciężko ponieważ ma ona "Piętę Achillesa" od momentu gdy razem z Annabeth zamoczyły się w Styksie. Jej młodsza siostra także to posiada.
                Elizabeth stanęła na środku pola bitwy, a zaraz za nią Rzymianie i Grecy. Wszyscy trzymali się w bezpiecznej odległości. Lizzy podeszła bliżej Drake'a, jednak nadal trzymając się na dystans. Widziałem, że powiedział do niej kilka zdań, ale ona tylko spuściła wzrok. Zupełnie, jakby ta walka była jej winą. Przypomniałem sobie, jak to wszystko się potoczyło. Annabeth zaszła w ciążę na skutek spisku Ateny i Posejdona. Thalia była wtedy w związku z Nico i jak się okazało zaszła w ciążę półtora miesiąca po mojej dotychczasowej narzeczonej. Lizz podczas wojny z Uranosem i Gają miała zaledwie miesiąc, lecz wyglądała jak sześciolatka. Bardzo szybko dorastała, aż w końcu się zatrzymała. Przez pięć lat nic nie rosła, natomiast Drake tak. To właśnie w ten sposób oboje są w tym samym wieku.
                Walka się rozpoczęła. Elizabeth i Drake w tym samym momencie unieśli bronie. Chłopak walczył mieczem który był długi i mógł zabić z dłuższej odległości, natomiast moja córka potrzebowała być blisko przeciwnika. Nigdy nie umiałem walczyć sztyletem, dlatego podziwiałem osoby które to potrafiły. Gdy tak patrzyłem jak walczy syn mojego przyjaciela żałowałem, że jestem tak dobrym nauczycielem szermierki. Gdybym wiedział, że moja córka będzie musiała z nim walczyć, nigdy nie dałbym mu broni do ręki. Elizabeth podeszła do Drake'a, sztyletem dźgnęła go w uda, wykręciła rękę i powaliła na ziemię. Widziałem jak chłopak z bólu zaciska zęby.
- Walcz dalej! - Krzyknęła moja córka. Widziałem jak z uda chłopaka leje się krew, został poważnie zraniony. Drake próbował wstać, lecz moja córka kopnęła go w plecy, znów powalając go na ziemię. Tracił szansę, lecz wiedziałem, że mimo to, się nie poddaje. Jego miecz był pod stopami Lizzy, więc Drake nie mógł go dosięgnąć. Nagle wokół niego pojawiła się czarna mgła i zniknął, po chwili pojawiając się za moją córką z bronią w ręku. Obrócił Elizabeth tak, że stała z nim twarzą w twarz i ku mojemu zaskoczeniu, pocałował ją. Na początku Lizz nie reagowała, jednak po kilku sekundach szybko go od siebie odepchnęła, ponownie zamachując się swoimi sztyletami. Drake był szybszy, zablokował atak mojej córki i sam zaatakował mieczem dotykając jej ręki. Jednak nic się nie stało, nie było żadnej rany. Widziałem, jak moja córka płacze. Czułem, że coś jest nie tak. Ręką zakryła miejsce "Pięty Achillesa",  zdradzając swój słaby punkt. Czuła, że może się zbliżyć koniec walki, dlatego rzuciła broń na ziemię, podeszłą bliżej Drake'a, spojrzała mu prosto w oczu, odeszła dalej i spojrzała na Gaję. Matka Ziemia była uśmiechnięta. Cieszył ją ból wszystkich herosów.
 Elizabeth zamknęła oczy i uniosła ręce do góry, woda z rzeki uniosła się i powirowała prosto do niej. Wiatr się zerwał i znów było tak, jak osiemnaście lat temu, tylko bardziej potężnie. Czy to była część planu? Czy wymyśliła to razem z Loganem? Podbiegłem do najbliższego drzewa i mocno się chwyciłem. Zauważyłem, że wszyscy robią to samo. Wszyscy, oprócz armii wroga.
- Elizabeth! - Krzyknąłem.  Nie mogłem dopuścić, by robiła tak dalej. W przeciwnym wypadku wszyscy byśmy zginęli. Lizzy spojrzała na mnie, po czym opuściła ręce. Znów wszystko wróciło do normy, Drake na początku stał w tym samym miejscu, lecz w końcu szybko podbiegł do mojej córki i mieczem ciął ją w wewnętrzną stronę łokcia. Elizabeth krzyknęła i opadła na ziemię. Z jej ręki leciała krew, a po policzkach płynęły łzy. Z każdą sekundą robiła się coraz bardziej blada, leżała na ziemi trzęsąc się mocno. Kaszlała próbując złapać oddech. Nie mogłem patrzeć na ten widok.
- Moja córka! - Krzyknęła Annabeth, rzucając się biegiem w jej stronę. Szybko ją złapałem i przytuliłem do siebie. Płakała. Płakała jak nigdy dotąd. Nasza córka właśnie umierała, a my nie mogliśmy nic zrobić.
- Elizabeth! Lizzy! - Krzyknęła Eveline. Po jej policzkach także spływały łzy. W obozie zapadła cisza. Na twarzach wojowników Gai triumfował uśmiech. Wtedy usłyszałem słowa swojej córki.
- Drake. Gdybym nie przysięgała na Styks, że cię zabije, to...
- Nic nie mów kochana. - Przerwał jej wnuk Hadesa, on też płakał. Nie chciał jej zabić, ale to moja córka złożyła przysięgę, że go zabije. Nie miał wyboru.
- Elizabeth? Elizabeth odezwij się! - Moja córka nic nie odpowiedziała. Jej ręka, która znajdowała się na policzku Drake'a, opadła na ziemię, a jej oczy pozostały otwarte. Umarła. Moja córka właśnie straciła życie.
- Elizabeth! Nie umieraj! - Krzyczał Drake. - Lizz, Lizzy nie! Kocham cię! - To nic nie dało. Moja córka już była w innym świecie. Drake wstał i otarł swoje łzy. Annabeth była cała roztrzęsiona, nie wiedziała co się dzieje, Eveline tak samo.
- Atak! - Krzyknęła cała zalana łzami Eveline.
   Wszyscy herosi zaczęli krzyczeć i biec w stronę armii Gai. Drake stał w bez ruchu, a jego miecz leżał na ziemi, widziałem Simona który szybko podbiegł do Drake'a i wbił mu miecz w klatkę piersiową. Ostatnie, co pamiętam, to zalaną łzami twarz Drake'a, upadającego na ziemię i przypływ adrenaliny, który sprawił, że sam postanowiłem wykończyć Gaję i wyrównać porachunki.
            

______________________________-
Tym sposobem właśnie zakończyłam rozdział 15. Jeszcze epilog i czas na 3 serię. Elizabeth nie żyję. Drake też. Annabeth jest roztrzęsiona, Percy pragnie zemsty, Eveline walczy. Co się stanie w epilogu? Jak trak naprawdę zakończy się ta wojna. Przekonajcie się sami, czytając epilog, ale....jeśli ma się pojawić epilog to liczę na CO NAJMNIEJ 15 komentarzy. Wiem, że was na to stać. To zajmie wam tylko minutkę. Do dzieła. Nie zawiedźcie mnie.
Wasza Dżerr

PS Normalnie muszę się Wam pochwalić. Od września zostaję drużynową 17 Gromady Zuchowej "Małe Wiewióry"! Czyli moja ciężka praca nie poszła na marne! 

środa, 17 czerwca 2015

Elizabeth Story: Rozdział 14 - "Jedyne drzewo w obozie, którego nie pochłonęły płomienie"

Hej drodzy czytelnicy. 
Na początku dedyk.
Rozdział dedykuję najlepszej czytelniczce miesiąca - Oli Frost
Dedykuję wszystkim fanom Hollywood Undead oraz fanom Szybkich i Wściekłych. 
Zachęcam do polajkowania tej strony na fb: M&M Photography
              
             
  Korzystając z tego, że nadal byłam niewidzialna, pobiegłam pod sosnę Thali, by zobaczyć ciało Chejrona. Chciałam być pewna, że Drake mnie nie okłamał. Nie mogłam znieść widoku zniszczonego obozu, przecież był to mój dom. Niby spałam po drugiej stronie obozu, ale to właśnie tutaj przebywałam w każdej wolnej chwili. Mój dom był mocno strzeżony. Bez zgody mojej lub rodziców, nikt nie miał prawa się tu dostać. W przeciwnym wypadku woda z jeziora i zatoki, by go po prostu zatopiła. Wyjątkiem był Drake. Pojawiał się tutaj zawsze, dlatego bez żadnych konsekwencji mógł zostawić mi wiadomość na lodówce.
         
      Sosna Thali. Jedyne drzewo w obozie, które nie pochłonęły płomienie. Rzeczywiście, pod sosną leżał Chejron. Szybko do niego podbiegłam i sprawdziłam podstawowe czynności życiowe. Zero pulsu, zero jakichkolwiek oddechów. To prawda, Chejron nie żyje. Ciężka łza spadła z mojego policzka na jego nos. Oczy miał otwarte, patrzyły na mnie przerażone, zamknęłam je, a z włosów zdjęłam czerwoną bandamkę którą przykryłam jego twarz. Obiecałam sobie, że jeszcze zostanie pochowany tak jak należy.
Obóz Jupiter znajdował się szesnaście godzin jazdy samochodem stąd, dlatego musiałam wykombinować jakiś szybszy transport, by w przeciągu dwóch godzin znaleźć się u Rzymian. Za sobą usłyszałam uderzenie kopyt o ziemię.
 - Mroczny! - Krzyknęłam, ocierając ręką łzy, które cały czas spływały mi po policzku.
 - Tak, szefowo? - W głowie usłyszałam głos Mrocznego. To był ulubiony pegaz mojej rodziny. Gdy uczyłam się latać, to właśnie na nim. Zawsze mogłam na niego liczyć, tak samo jak mój tata.
 - Dasz radę zabrać mnie do San Francisco? Gaja się niedługo przebudzi i zaatakuje. - Powiedziałam. Miałam nadzieję, że pegaz nie jest zmęczony.
 - Oczywiście, że cię zabiorę. Szef wysłał mnie po ciebie. Będziemy lecieć jak najszybciej się da. Wsiadaj! - Odparł w moich myślach. Miałam nadzieję, że lot będzie trwał tylko dwie godziny. Musiałam się tam znaleźć jak najszybciej i przejąć dowodzenie od Eveline. Mroczny rozpędził się, rozłożył swoje skrzydła i po chwili unosiliśmy się pod obozem herosów.


 ***


                 Zasnęłam, choć nawet nie pamiętam kiedy. Obudził mnie dopiero głośny huk. Gdy spojrzałam na ziemię, zobaczyłam ogromne dziury w drogach i dużo wypadków samochodowych. Ziemia cały czas się trzęsła. "Zaczęło się" - Pomyślałam. Albo Gaja już się przebudziła, albo właśnie to robi. 
- Mroczny, daleko jeszcze? - Szum w uszach sprawiał, że nic nie słyszałam, ale mimo wszystko zadałam to pytanie. 
- Już jesteśmy. - Odpowiedział pegaz, po czym wleciał w ogromny tunel w klifie. Wszędzie panowała ciemność. Gdy z powrotem wylecieliśmy na powierzchnię, oczy szczypały mnie od światła. Zatrzymaliśmy się na wzgórzu nad obozem, widziałam wszystko co się tam działo i po prostu nie wierzyłam własnym oczom. Nie skupiłam się na podziwianiu krajobrazu, a muszę przyznać, że był piękny, lecz na dwóch obozach i armii wroga stojącej naprzeciw herosów. Gaja już była, obudziła się. Stała po prawej stronie obozu wraz ze swoimi wojownikami. Przybrała rozmiar ludzki, ale wiedziałam, że w każdej chwili może to zmienić. Miała długie czarne, potargane włosy i brudną zielono brązową sukienkę, która mocno powiewała z każdym podmuchem wiatru. Dokładnie tak ją zapamiętałam. Na czele naszej armii stała Eveline i chłopak, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Potwory ani Gaja nie wyczuwały mojej obecności dzięki naszyjnikowi, który miałam na sobie. Zeszłam z Mrocznego i wtopiłam się w tłum herosów. Jak się okazało, stanęłam obok nastolatków, których przyprowadziłam do obozu jakiś czas temu.
 - Elizabeth? - Zapytał Simon. W jego oczach widać było strach i przerażenie. Nie dziwiłam mu się. Ledwo się dowiedział o swoim pochodzeniu i od razu wojna. Nie był nawet odpowiednio przygotowany i przeszkolony. Ja na jego miejscu na pewno nie była bym zadowolona.
 - Zamknij się. - Powiedziałam szeptem. - Nikt nie może wiedzieć, że tu jestem. - Chłopak w odpowiedzi kiwnął głową. W tym momencie zobaczyłam Drake'a. Podszedł do Gai i stanął obok niej. Widać było, że jest ich dowódcą. Co kilka sekund patrzyłam w stronę Eveline, by dać jej znak, że jestem, że będę walczyć, lecz niestety Drake był szybszy. 
 - Wyzywam na pojedynek prawidłowego przywódcę greckiego obozu. Walka na śmierć i życie. Czy Elizabeth jest obecna? - Wszyscy odwracali głowy szukając właśnie mnie. Wtedy wyszłam na środek i ręką dotknęłam naszyjnika. Jednym, szybkim ruchem zerwałam go ze swojej szyi. Za sobą usłyszałam krzyki swojego imienia i oddechy ulgi.
 - Mnie szukałeś? - Zapytałam. Drake uśmiechnął się, ale po chwili zesmutniał. - Przyjmuje wyzwanie! - Krzyknęłam i podeszłam do Eveline. 
- Lizzy. - Powiedziała mocno mnie przytulając. - Bardzo się za tobą stęskniłam. Nie musisz tego robić. 
- Muszę. - Odparłam. - To mój obowiązek, a teraz oddaj mi dowództwo. - Eveline kiwnęła głową i tak jak należało, rozpoczęła przekazywanie dowodzenia.
 - Godnie zastępowałam cię w twoich obowiązkach, teraz je oddaje. Przekazuje ci dowództwo, Elizabeth, córko Percy'ego i Annabeth, wnuczko Posejdona i Ateny. - Po tych słowach uśmiechnęła się i cofnęła do szeregów, zostawiając mnie na środku z nieznanym chłopakiem.
 - Walka rozpocznie się o świcie! Do tego czasu mamy rozejm. Nikt nikogo nie atakuje. - Drake wypowiedział ostatnie zdanie i zniknął za pomocą metody cienia. Armia wroga usiadłą i rozpaliła swoje ognisko. Gaja tak jak Drake,  zniknęła. Jak na razie było spokojnie i nic się nie działo.
                 Siedziałam nad rzeką i próbowałam wymyślić dwa plany działania. Jeden plan co robić, gdy przeżyję, a drugi co robić jeśli umrę, ostatecznie zdecydowałam, że niezależnie od tego plan będzie taki sam. Nie orientowałam się w położeniu całego Obozu Jupiter, być może dlatego, że nie znałam łaciny, dlatego potrzebowałam pomocy. Udałam się do baraku piątej kohorty, aby znaleźć chłopaka, który pełnił funkcję przywódcy u Rzymian. Gdy tylko weszłam do baraku, około osiemnastu par oczu spiorunowało mnie wzrokiem. 
- Jak śmiesz wchodzić do baraku piątej kohorty bez zaproszenia nędzny greku?! - Zapytała jakaś ruda jędza. Jej słowa mocno mnie zaskoczyły. Wystarczyło to jedno zdanie i już wiedziałam, że jej nie lubię. Dziewczyna była na pewno młodsza ode mnie. Miała długie, kręcone, rude włosy, ciemną karnację i azjatyckie rysy twarzy. Nietypowa mieszanka.
 - Zhang! Uspokój się. - Powiedział wysoki chłopak o blond włosach i niebieskich oczach. To właśnie jego szukałam. - To nie jest byle jaki Grek, ale ich przywódczyni. To ona kilkanaście lat temu pokonała Uranosa. Wnuczka Neptuna, znaczy Posejdona i Ateny. Córka Percy'ego Jacksona. - Powiedział oraz uśmiechnął się do mnie i puścił oczko.
 - W takim razie wybacz. - Powiedziała dziewczyna i lekko drgnęła. Wiedziałam, że zrobiła to ironicznie. W jej oczach widziałam pogardę. Nie miała do nas szacunku. Uważała, że Rzymianie we wszystkim są lepsi. 
 Chłopak wyciągnął w moją stronę rękę i się przedstawił. - Logan Grace. Wnuk Jupitera i Wenus. - Gdy usłyszałam jego nazwisko, zaniemówiłam. Grace. To na pewno dziwny zbieg okoliczności. - Jestem dumny, że mogę poznać tak wspaniałego wojownika. - Chłopak na oko miał tyle lat co ja. Był miły i w jego oczach widziałam szczerość. 

- Twoje nazwisko jest bardzo słynne w moim obozie. - Powiedziałam. - Elizabeth Jackson, ale to pewnie już wiesz. 
- Co sprowadza cię do baraku piątej kohorty? - Zapytał. Dopiero teraz dostrzegłam, że "domek" w którym się znajdowaliśmy jest niemalże pusty.
 - Ty. Siedziałam sobie nad Małym Tybrem, próbując obmyślić plan działania, ale zdałam sobie sprawę, że nie znam tutejszych terenów, więc potrzebuję pomocy. Sądząc po tym, że wraz z moją siostrą cioteczną stałeś na środku całego "przedstawienia" wywnioskowałam, że jesteś przywódcą. - Chłopak po raz kolejny się uśmiechnął, ukazując swoje idealnie białe zęby.
 - Dobrze zgadłaś, jestem pretorem obozu Jupiter i chętnie ci pomogę. Poza tym tak naprawdę to ty tutaj dowodzisz, a ja ci po prostu pomagam. - Na pewno się przesłyszałam. Nie mogłam dowodzić dwóm obozom.
 - Ale jak to? - Zapytałam, spoglądając w jego uwodzicielskie oczy.
 - Znam twoją historię, Elizabeth. Gdy byłaś dzieckiem, pokonałaś Uranosa i to właśnie ty sprawiłaś, że Gaja uciekła. Masz wyjątkową siłę, bardzo rzadko spotykaną. Poza tym Di Angelo to właśnie ciebie wyzwał na pojedynek. Ja tak naprawdę widziałem go przez te osiemnaście lat cztery razy.
 - Zaraz, zaraz. - Przerwałam. - To ty znasz Drake'a? - Po raz kolejny w tym dniu moja szczęka rozchyliła się ze zdziwienia.
 - Tak. To mój brat cioteczny. Jego mama jest rodzoną siostrą mojego taty. Z resztą to długa historia. Na pewno kiedyś ją poznasz.-  Nie wiedziałam, że Thalia miała brata herosa i właściwie, dlaczego Rzymianina? No cóż. Postanowiłam o to nie pytać. Może w przyszłości uda mi się poznać całą historię. Oczywiście pod warunkiem, że uda mi się przeżyć.
 - Może przestańmy rozmawiać o sobie i obmyślmy plan.- Zaproponował Logan, a ja przytaknęłam.
                Po trzech godzinach nareszcie skończyliśmy naszą pracę. Ogłosiliśmy, że grupowi wszystkich domków oraz przywódcy kohort jak najszybciej muszą stawić się w domu senatu. Rzymski obóz był niesamowicie piękny i co najmniej cztery razy większy od naszego. Może nie mieli zatoki Long Island, tak jak my, ale mieli małe jezioro, rzekę Tyber oraz Nowy Rzym czyli takie jakby nowe państwo ze szkołami, uczelniami i pracą dla herosów. To było naprawdę niesamowite miejsce. Gdy tylko ogłosiliśmy plan, wróciłam do naszego podobozu by odpocząć i w spokoju przygotować się do walki.
______________________________________________
Rozdział 14 właśnie dobiegł końca. Przed nami jeszcze ostatni i epilog. Czyli dwa tygodnie i koniec Elizabeth Story, welcome 3 seria! 
Jak się z tym czujecie. 
Ja niesamowicie, bo nadal robię to, co kocham, co jest moją pasją. 
Dlaczego dedykowałam rozdział Oli? Ponieważ jej komentarze mocno mnie inspirowały, dawały potężnego kopa do pisania. 
Dlaczego wszystkim fanom HU? - Ponieważ jest to mój ulubiony zespół, który motywuje do pisania, ich teksty i muzyka mnie odprężają, są po prostu wspaniali, a 9.06.2015 roku mieli koncert w Łodzi, na którym niestety z wielkim bólem w sercu mnie nie było. Ale wiem, że wrócą do Polski, wiem, bo pokochali polską publiczność. Polecam ich muzykę!
A fanom Szybkich i Wściekłych ponieważ to jest wspaniały film. 
Dlaczego obejrzałam? Ponieważ od stycznia kręcą mnie samochody, gdy chodziłam z klasą na wf przez miasto zawsze wiedziałam jaki ten samochód ma silnik, jaki rocznik, a wszyscy w końcu "Przecież dziewczyna przyszłego mechanika, a szybkich i wściekłych obejrzałaś?" I wtedy właśnie obejrzałam i to wspaniała seria. Trzyma w napięciu. Polecam. 
No i ostatnia prośba. 
Proszę o komentarze. Dla mnie to bardzo ważne. Każdy jeden komentarz jest wielką motywacją. 
Do dzieła herosi! 
Kocham Was. wasza i tylko wasza
Dżerr

PS. Rozdział się opóźnił z powodu mojego wypadku, który miał miejsce w sobotę. Niech ten wypadek będzie dla was przestrogą. Nigdy nie odpalajcie ogniska benzyną, bo skończycie tak jak ja, a nikomu nie życzę, by jego ciało płonęło, by krzyczał, rzucał się na ziemię i jechał karetką do szpitala. Rozpalajcie bezpiecznie, nie pozwólcie, by ktoś się obwiniał i martwił.
Dla niedowiarków, to wasza sprawa, wiem co się stało i wiem, że miałam wypadek. Są świadkowie, myślicie, że tylko ja się poparzyłam? Nie. Dominik, Dawid i Daniel także. Jednak Dominik najbardziej, bo on pierwszy się poparzył i każdy był w takim szoku, że dopiero po 10 sekundach rzuciliśmy go na ziemię. A butelka leżała w ogniu paląc się. To Mateusz krzyknął "Bo wybuchnie!" i Dawid podbiegł i ją kopnął. Na moje nogi. Nie wierzycie? Wasza sprawa. Jeszcze Julka do mnie dzwoni, a ja, że nie mogę gadać, bo w karetce jade. Także sorry, ale nie jestem osobą, która kłamie. 
Dżerr 

piątek, 5 czerwca 2015

Elizabeth Story - Rozdział 13 - "Rozum, a własne serce. Co mam zrobić?"

               Długo zastanawiałam się, czy posłuchać rodziców, czy własnego serca. Postanowiłam, że choć raz postaram się być posłuszną córką i posłucham rodziców.
Wyszłam z domu i na wierzch wyciągnęłam swój sztylet. W obozie mogło być niebezpiecznie. Nie wiedziałam, co mnie tam spotka. Musiałam być gotowa na wszystko.
Stanęłam  na brzegu jeziora i rękoma mocno się odepchnęłam, co sprawiło, że po prostu biegłam po wodzie. Kochałam to uczucie. Kochałam uczucie kontrolowania wody, tego, że była mi posłuszna, że nie mogłam w niej zginąć, a wręcz przeciwnie - czułam się w tedy silna. Silna jak nigdy dotąd. Woda była moją największą bronią, nie miecz, nie rozum i odpowiedni tok rozumienia, ale właśnie woda. Ona w połączeniu ze mną stanowiła jedność, budziła strach, a jednocześnie zachwyt. Woda była jednym z najgroźniejszych żywiołów i to mi się w niej tak bardzo podobało.
Gdy zobaczyłam obóz, poczułam, że  serce podchodzi mi do gardła. Jak ktoś mógł tak okrutnie potraktować dom wszystkich herosów. Jak? To niewybaczalne. Jeśli Drake uczestniczył w tym wszystkim, to mam kolejny powód, by go znienawidzić.
Nie było żadnego domku. Wszystkie przestały istnieć. Sosna Thali byłą spalona. Z resztą tak jak wszystko inne. Na ziemi leżały ciała Driad i Nimf wodnych. W ich sercach znajdowały się wbite sztylety. Do oczu podeszły mi łzy. Dziś tyle dusz trafiło do świata podziemia. Nie mogłam się powstrzymać. Upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Po raz pierwszy w życiu zrobiłam taką histerię.
- Nienawidzę cię Gaja! - Krzyknęłam, waląc pięściami w zakrwawioną ziemię.
Powoli się podniosłam  i ponownie rozejrzałam wokół siebie. Wszystko zniszczone, wszystko oprócz Wielkiego Domu. On stał nadal, nienaruszona, wyglądając tak jak zawsze. Brakowało tylko Pana D. i Chejrona, grających na werandzie w karty. To właśnie do tego domu miałam się udać. Tam na strych.
Weszłam i jedyne co słyszałam to własny oddech. Nie było nikogo, żadnej żywej duszy oprócz mnie.
Schodami weszłam na górę. Czerwona skrzynia stała na samym środku pomieszczenia. Podeszłam bliżej i wyciągnęłam rękę, by móc ją otworzyć.
- Elizabeth, nie dotykaj jej. To pułapka. - Odwróciłam się zaskoczona. Za mną stał Chejron, centaur, któremu ufałam najbardziej na świecie. Nie wyglądał najlepiej. Był brudny od unoszącego się dymu i cały posiniaczony.
- Chejronie! Co tu robisz? Dlaczego nie jesteś w Obozie Jupiter? - Zapytałam. Naprawdę byłam zaskoczona, a do tego zaniepokojona.
- Widzisz Elizabeth, prawda jest taka, że ja już nie mogę opuścić tego miejsca. - Powiedział przygnębionym głosem. Jego złote oczy zalały się łzami.
- Chejronie. O czym ty mówisz. - Nie rozumiałam ani jednego słowa. Nie wiedziałam co oznacza, co ma na myśli.
- Uciekaj! Uciekaj póki możesz! - Po tych słowach zobaczyłam, jak przez jego klatkę piersiową przebija się strzała. Z ust centaura wylała się krew, a po chwili upadł na ziemię. Za jego zwłokami stał Drake.
Oczy piekły mnie od płaczu. Tego wszystkiego było już po prostu za wiele.
- Mam nadzieję, że podobał ci się liścik. - Powiedział z tym swoim łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Uśmiechem, który do nie dawna tak bardzo mnie kręcił. Mimo wszystko w jego głosie nie było ani nuty szczęścia. Raczej smutek, żal i przygnębienie.
- To ty napisałeś ten list? - Zapytałam. Kolejna rzecz, której się nie spodziewałam.
- Owszem . To była przynęta. Twoja siostra wcale nie została porwana. Musiałem po prostu dostać się do ciebie. Poprosiłem pewną córkę Hypnosa, aby kontrolowała twój sen tak, żebyś myślała, że mała Clarisse naprawdę została uprowadzona. Tak naprawdę żyję i razem z twoimi rodzicami przebywa w obozie Jupiter. - Mówił spokojnie. Widziałam, że starał się nie patrzeć na zwłoki naszego instruktora.
- Dlaczego zabiłeś Chejrona?! - Podeszłam do niego bliżej ze sztyletem wyciągniętym prostoi w jego serce.
- To nie ja go zabiłem. - Odpowiedział. - Gdy tu przyszedłem, zobaczyłem go martwego. Nie wiem kto go zabił, ale ja nie zrobiłbym mu krzywdy. To co teraz zobaczyłaś to tylko iluzja, cień. Odkryłem w sobie nową moc. Metodę cie nie. Chejron owszem, nie żyję, ale przysięgam na wszystko co nas łączyło i łączy nadal, że to nie ja go zabiłem. Jego prawdziwe ciało leży pod sosną Thali.
- Po co chciałeś, żebym tu przyszła? - Zadałam kolejne pytanie. - Naprawdę nie rozumiesz tego, że nie mam ochoty na ciebie patrzeć, a tym bardziej z tobą rozmawiać? - Chciałam teraz tylko spokoju. Nie dawałam sobie już rady. Tego wszystkiego było po prostu za dużo. Czy przez całe życie muszę być twarda? Nie mogę choć raz być prawdziwą sobą?  Nie jestem jakimś super robotem. Jestem człowiekiem.
- Nie potrafię tego zrozumieć, nawet nie chce. Chciałem z tobą na spokojnie porozmawiać. Nie skrzywdzę cię, tylko proszę daj mi chwile. - W jego oczach widziałam szczerość. To był Drake. Ten, którego pokochałam.
- Dobrze. - Odparłam, opuszczając rękę, w której cały czas trzymałam sztylet.
- Dziś w nocy Gaja się przebudzi. Ja nie chce się już bawić w tego złego, ale ty mnie do tego zmusiłaś. Wcale nie byłam zdrajcą, ale ta twoja przysięga na Styks...Lizz nie mogę tego po prostu przeboleć. Chciałem ci wszystko wytłumaczyć. Widzisz, mój dziadek, Hades zobaczył, że z podziemia wychodzą potwory. Kazał mi podać się za niezadowolonego herosa, który pragnie zemsty w obozie za zniewagę bogów. Miałem zostać ich przywódcą, a tak naprawdę wszystkie plany działania Gai przekazywać tobie, jako przywódcy obozu. Jednak ty wcześniej nie dałaś mi dojść do słowa. Wypowiedziałaś przysięgę, która zabolała tutaj - prosto w sercu. - Przy tych słowach mój "przyjaciel" poklepał się po piersi. - Mimo wszystko nie przestałem działać dalej na korzyść obozu. Gaja mi zaufała i zostałem przywódcą. Wszystkie plany przekazywałem twojemu ojcu. Niestety jednego nie zdążyłem. Nie zdążyłem poinformować o ataku na obóz. Śmierć Chejrona to moja wina. Chciałem ci powiedzieć, że wszystko sobie przemyślałem. Jestem gotowy do walki z tobą. Nie wiem, czy będę w stanie cię zabić. Byłaś moją przyjaciółką. Zawsze ty i Eveline mnie wspierałyście. Trzymaliśmy się razem. Jednak będę z tobą walczył. Jeśli ja cię nie zabiję, to ty zabijesz mnie. Bałem ci powiedzieć to wcześniej, lecz teraz jestem tego całkowicie pewny. Kocham cię. Kocham twój charakter, to, że udajesz twardą, choć wcale taka nie jesteś. Kocham, gdy się uśmiechasz. Na twoich policzkach pojawiają się wtedy słodkie dołeczki. Kocham twoje oczy, które zmieniają kolor w zależności od humoru. Sprawiłaś, że się w tobie zakochałem, że poznałem co to miłość. Nie mogę ci nic obiecać, bo ktoś z nas straci jutro życie, ale Przysięgam na Styks, że jeśli to ty umrzesz, to będę walczyć po stronie Obozu. - Nie wierzyłam w to co słyszałam. Płakałam, a jednocześnie się uśmiechałam. Nie panowałam nad swoim ciałem. Rzuciłam broń na ziemię i i podeszłam do Drake'a. Chłopak patrzył na mnie swoimi czarnymi oczami. Nie wiedział co teraz zrobię. Po prostu wyciągnęłam ręce i mocno wtuliłam się w jego tors. Nie chciałam by ta chwila kiedykolwiek się kończyła.
- Muszę to zrobić. - Szepnął mi do ucha i nachylił się. Jego usta dotknęły moich. To było niesamowite uczucie. Zupełnie jakby ktoś mnie kopnął prądem. Z każdą sekundą nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. W końcu odwróciłam głowę, chwyciłam swój sztylet i wybiegłam.
Przed drzwiami do Wielkiego Domu stała jedna z gorgon. Na głowie miała chustę, a na twarzy okulary przeciwsłoneczne. Odruchowo dotknęłam naszyjnika. Złote oczko zrobiło się niebieskie, a ja zdałam sobie sprawę, że jestem niewidzialna. Teraz nie tylko nie mogli mnie wyczuć, ale także zobaczyć. Postanowiłam skorzystać z okazji. Gdy ją zabiję, będzie o jeden problem mniej. Stanęłam za nią i wyciągnęłam swój sztylet. Z domu wyszedł Drake.
- No nareszcie. - Powiedziała Gorgona. Za godzinę mamy być gotowi na rzymski obóz. Poprowadź nasze odziały przywódco. - To były jej ostatnie słowa. Już kiedyś moi rodzice ją zabili, jednak Meduza na tendencję do szybkiego regenerowania się. Sztyletem przejechałam po jej karku, czego efektem była jej głowa pod stopami Drake'a.
- Brawo Lizz. - Powiedział, choć nie mógł mnie dostrzec.


____________________________
A więc powoli zbliżamy się do końca opowiadania, a raczej 2 serii.
Liczę na dużo komentarzy.
Zaraz wakacje, czujecie to?Ja tak!
Pozdrawiam wszystkich!
Dżerr