Wiecie co...chyba umieram xd.
PS. Jest tu może jakiś harcerz z hąrogwi łódzkiej lub z hufca Piotrków Tryb.?
Jesli tak, to macie ode mnie gigant uściski :D
Percy
Przez całą noc zastanawiałem się, jak zapewnić bezpieczeństwo swojej
rodzinie. Pomyślałem o pewnym momencie mojego życia, czyli o wycieczce wraz z
Synem Hadesa, do podziemia. Odruchowo dotknąłem swojej tak zwanej "Pięty
Achillesa". A może by tak...? Nie! To absurdalne. Nie ma na to szans,
jeszcze zdarzy się coś złego....Chociaż....Eh! Muszę się poradzić Ateny. Czy
stało by się coś złego, gdyby Annabeth i Lizzy zanurzyły się w Styksie? Tylko
Bogini Mądrości będzie znała odpowiedź na to pytanie.
Zszedłem na dół i skierowałem się w stronę piwnicy. Otworzyłem drzwi w
kolorze mahoniu i wszedłem do środku. Powitał mnie zapach wilgoci i ciemność.
Ręką pogładziłem ścianę w nadziei, że znajdę włącznik światła. Po chwili w
pomieszczeniu zrobiło się jaśniej. Zszedłem po kamiennych stromych schodach.
Przed moimi oczami pojawiło się pomieszczenie podzielone na dwie części. Ściany
pierwszej części pomalowane były na morski zieleń, była to domowa świątynia
Posejdona. Natomiast druga część pomieszczenia była pomalowana na biało, jednak
elementami dekoracyjnymi były złote sowy. To pomieszczenie było świątynią
Ateny. Skierowałem się ku Stojakom na ofiary i wrzuciłem trochę winogrona do
ognia. "
Bogini Mądrości. Ja, Perseusz Jackson, proszę cię o radę.
Chodzi o dobro mojej rodziny."
Stałem przez chwilę pod obrazem bogini i czekałem, na choć małą radę. Po
chwili przede mną pojawiła się mama Annabeth.
- Percy. Czy ty myślisz, że bogowie nie mają prawa do wypoczynku? Znów
zaczynam cię nienawidzić.- Odparła zdenerwowana bogini.
- Przepraszam, ale mam kilka pytań i muszę znaleźć na nie odpowiedzi, a tak
się składa, że tylko ty możesz mi w tym pomóc.
- O co chodzi, synu Posejdona? Co cię gnębi? - Zapytała mrużąc oczy z zaciekawienia.
- Ostatnio wiele słyszę, że losy świata zależą od herosów, ale
najwięcej od Elizabeth, ponieważ to ona ma (przynajmniej według przepowiedni)
pokonać Uranosa. Chodzi mi o to, że nie chcę, by się jej coś stało, dlatego
pomyślałem o "Pięcie Achillesa". Stało by się coś, gdyby Annabeth i
Lizzy zanurzyły się w Styksie? - Usłyszałem, jak bogini mądrości westchnęła.
- Cóż, Percy. Szczerze się dziwie, że wpadłeś na taki pomysł. To może się
okazać naprawdę bardzo niebezpieczne, ale wykonalne. Rzeczywiście, może
sprawić, że moja córka i wnuczka będą bezpieczniejsze. Pamiętaj jednak, że sam
nie możesz podjąć decyzji, jeśli chodzi o Elizabeth. Masz do niej takie same
uprawnienia, jak moja córka i oboje powinniście podjąć odpowiednią decyzję.
- Jaką decyzję? - Za plecami usłyszałem głos Annabeth. Dziewczyna stała ze
skrzyżowanymi rękami. Minę miała poważną, ale jednocześnie niepewną.
- Pomyślałem...pomyślałem, że Lizzy wraz z tobą mogłaby się zanurzyć w
Styksie. Tak chyba było by bezpieczniej.
- Percy, czyś ty już do końca oszalał?! - Zapytała Annabeth ze zdziwieniem.
- Ona ma się zanurzyć w Styksie? Przecież to jest strasznie niebezpieczne. Ona
jest bardzo mała. To, że wygląda, jak
roczne dziecko, wcale nie znaczy, że nim jest.
- Ale Annabeth, proszę zastanów się. To może jej kiedyś uratować życie.
- Percy, to ty się zastanów. Ledwo, co sam wypłynąłeś ze Styksu.
- Proszę, abyś, chociaż o tym pomyślała.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem.
- Proszę. - Powiedziałem łapiąc ją za rękę.
- Muszę to przemyśleć, ale nic nie obiecuję. - Powiedziała, po czym
odwróciła się napięcie i wyszła z pomieszczenia.
Spojrzałem w stronę stojaka. Atena zniknęła. Cóż...Nie pozostało mi już nic
innego jak z powrotem wrócić do sypialni i udać się do krainy snu.
Clara
Czułam się, jak wrak człowieka. Chociaż
to głupie porównanie, ponieważ nie byłam już żywym człowiekiem. Mój dawny dom,
to rzeka w świecie, w którym królem jest Hades - bóg zmarłych. Byłam jedną z
tysięcy dusz, które pływały w Styksie w nadziei na trafienie do dobrego
miejsca. Przez cały czas zastanawiałam się, jak tutaj trafiłam? Czy zginęłam na
polu walki? A może zupełnie inaczej? Tego nie mogłam sobie przypomnieć. Byłam
tylko duszą, która nie mogła nic zrobić. Nie ruszałam żadną częścią ciała. Z
resztą już go nie posiadałam. Po prostu leżałam na plecach i pozwalałam, by
prąd niósł mnie ku Elizjum, bo tam miałam nadzieję trafić. Hades, gdy stawałam przed
sądem, powiedział, że tutaj czeka na mnie nowe życie. Może to dziwne, ale
czułam, że chce wrócić do tego poprzedniego, choć nie wiele z niego pamiętałam.
W mojej duchowej podświadomości słyszałam dziwne głosy, które wołały mnie do
siebie. Czułam, że już kiedyś je słyszałam, ale jak na złość nie mogłam sobie
przypomnieć, do kogo należą.
- Claro! - Z zamyśleń wyrwały mnie słowa Hadesa. - Claro, wypłyń. -
Rozkazał. Zmusiłam się, by ruszyć swoimi "dłońmi" i
"nogami". Po chwili ujrzałam boga podziemia. Ubrany był jak zwykły
śmiertelnik. Miał na sobie czarne spodnie, czarny T-Shirt i czerwoną skórzaną
kurtkę. Jego w miarę długie, kręcone włosy delikatnie powiewały, choć nie było
wiatru. Swoim wyglądem przypominał mi chłopaka, którego znałam za czasów swojego
życia. Jego imię zaczynało się na literę "N". Może to jego syn? Sama
do końca nie wiem.
- Twój czas w tym świecie dobiegł końca. Twoim przyjaciołom na tobie zależy.
Musisz do nich wrócić. Gaja może wygrać. Od ciebie zależy, jaki będzie wynik.
Obudziłam się cała zdyszana. To tylko
sen. Dziwny sen. Co on mógł oznaczać? Teraz nie mogłam sobie odpowiedzieć na to
pytanie. Wiedziałam jedno. Ten sen nie wróży nic dobrego.
Annabeth
Najbliższe wejście do Hadesu znajduje się w Hollywood, a to oznacza dwa dni
drogi. Naprawdę nie wiem, dlaczego się zgodziłam.
A co jeśli nam się nie
uda? Co jeśli nie wrócimy? Oh, Annabeth weź już przestań. To twoje
zamartwianie się staje się nudne, monotonne. Jesteś herosem, więc do jasnej
cholery musisz się ogarnąć.
Super. Sama siebie upominam. Stałam się inna, gorsza. Zastanawiam się, co
mnie tak zmieniło? Odpowiedzi do tego pytania nadal nagminnie szukam.
Gdy skończyłam rozmowę z Percym, szybko wróciłam do sypialni. Łóżeczko Lizzy
przenieśliśmy do naszej sypialni, ponieważ malutka strasznie płakała. Nie
podkurczała nóżek, czyli nie miała żadnej kolki. To
musiały być po prostu koszmary.
Po chwili poczułam jak ręka Percy'ego oplata moją talię. Zasnęłam.
Obudziłam się
około godziny dziewiątej. Tej nocy nic mi się nie śniło. Po prostu słodka,
idealna ciemność. To dobrze, ponieważ sny u herosa bywają naprawdę okrutne.
Odwróciłam głowę, by zobaczyć, czy Elizabeth już wstała. Jak się okazało,
nie było jej w łóżeczku. Spojrzałam na poduszkę leżącą obok mnie. Percy'ego
także nie było. Tym razem się nie martwiłam. Jeśli nie ma tej dwójki, to
znaczy, że Lizzy jest razem ze swoim tatą.
Nagle drzwi do sypialni lekko się uchyliły. Usłyszałam cichy głos Percy'ego.
- Chodź obudzimy mamę. - Wtedy moje oczy ujrzały małą Elizabeth. Dziewczynka
raczkowała po podłodze z uśmiechem na twarzy. Percy szedł za nią, asekurując.
Taki widok był naprawdę niezapomniany. Wstałam i
wzięłam sobie Lizzy na ręce, a Percy'emu posłałam czuły uśmiech.
- Mimo prawie nieprzespanej nocy, Elizabeth jest dość żywa. - Powiedział syn
Posejdona, rozkładając się na łóżku.
- Właśnie to zauważyłam, ale to chyba dobrze. Jadła coś? - Zapytałam. Percy
odpowiedział mi przeczącym kiwnięciem głowy.
Lizzy już nie piła mleka matki, może to dlatego, że tak szybko się rozwija?
Sama nie wiem.
- Co kochanie, czas na śniadanko? - Zapytałam, dając buziaka swojej córci.
Uśmiech z jej twarzy wcale nie znikał.
Zeszłam na dół do kuchni i przygotowałam mleko dla Elizabeth. Przypomniała
mi się nocna rozmowa z Ateną. Zanurzenie w Styksie. Czy rzeczywiście podjęłam
dobrą decyzję? Czy Lizzy na pewno nic się nie
stanie? Nie byłam do końca przekonana, co do tego pomysłu.
- Percy. - Powiedziałam siadając przy stole w jadalni. - Jeśli mamy wyruszyć
do Hollywood, to tylko dzisiaj. Zaraz po śniadaniu.
- Tak szybko? - Zapytał zaskoczony. W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową.
- W takim razie, dobrze.
Wybiła godzina
dwunasta. Byliśmy gotowi do podróży. Ostatni raz sprawdziłam, czy w bagażniku
znajduje się wszystko, czego będziemy potrzebować. Percy na tylną szybę
przykleił znaczek "Jedzie z nami
dziecko" i usiadł za kierownicą. Po chwili ruszyliśmy w stronę
Hollywood. Lizzy bezpiecznie spała na tylnym siedzeniu w swoim przenośnym
nosidełku, przypięta pasami. Nikt, oprócz Ateny nie wiedział o naszych
zamiarach. Stwierdziliśmy, że tak będzie najlepiej.
Pocałowałam Percy'ego w policzek, po czym oparłam głowę o szybę czarne
mitsubishi. Zamknęłam oczy. Ciemność pod moimi powiekami, była niemal taka sama
jak niebo nocą. Momentalnie zasnęłam.
- Dziś, czyli ósmego września powstanie nasza pani. Gaja się przebudzi i
razem ze swoim mężem poprowadzi nas do walki z bogami i herosami. My Giganci i
Tytani wygramy. Świat będzie należał tylko do nas. - Twarzy mówiącego nie
widziałam. Był przedstawiony, jako czarna sylwetka, stojąca na szczycie
wysokiego klifu i pobudzająca potwory do walki.
Gaja przebudzi się ósmego września. Właśnie wtedy dojdzie do wojny. Ziemia
planuje na samym początku zaatakować nasz obóz. Wiedziałam, że są silni.
- Giganci, odwróćcie się. Tam, za wami stoi heros. Zabijcie go! - Nie wiedziałam,
co się dokładnie dzieje. Wszystkie potwory biegły prosto w moją stronę. Po
kilku sekundach poczułam, jak czyjś miecz
wbija mi się prosto w serce. Z ust wylała mi się krew i upadłam na ziemię.
Szybko otworzyłam oczy. Żyję. To tylko kolejny, okropny koszmar herosa.
Ostatnimi czasy takie zdarzały mi się coraz częściej. Może po wojnie będzie
lepiej i koszmary już nie będą mnie męczyć?
- 8 września - Powiedziałam zdenerwowana. Ręce mi się trzęsły i nie mogłam
nad nimi zapanować.
- Słucham? - Zapytał Percy marszcząc czoło.
- Gaja planuje atak na ósmego września. - Oznajmiłam.
- Skąd wiesz? - Zapytał spoglądając na mnie zdezorientowany. - Sny? - Dodał
po krótkiej chwili.
- Tak. Męczą mnie prawie każdej nocy. Zawsze jest to coś, co jeszcze się nie
wydarzyło.
- Nie myśl o tym. Jeśli rzeczywiście atak nastąpi 8 września, to mamy
jeszcze trochę czasu. Jest dopiero czternasty sierpnia. Mamy czas.
- Rzeczywiście. - Odparłam nie do końca przekonana. Spojrzałam na tylne
siedzenie. Lizzy już nie spała. Leżała w swoim nosidełku i bawiła się
grzechotką, zawieszoną na rączce przenośnego łóżeczka.- Gdzie tak dokładnie
jesteśmy? - Zapytałam rozkojarzona. Mogłam przysiąść, że już kiedyś widziałam
to miejsce. Hmmm...ale czasami ja jestem głupia. Przecież to park w ...
- San Francisco. - Byłam tak blisko domu taty. Spojrzałam na zegarek.
Godzina piata po południu, Domyśliłam się, co Percy planował. - Zaraz będziemy
na miejscu. - Syn Posejdona skręcił w ulicę, na której znajdował się mój dom.
Nie minęły trzy minuty, gdy samochód się zatrzymał.
Do reki wzięłam nosidełko, w którym leżała Elizabeth i ruszyłam w stronę
swojego starego domu.
Przez chwilę stałam przed domem, zastanawiając się, czy zadzwonić dzwonkiem,
czy może po prostu je otworzyć. Ostatecznie wcisnęłam mały przycisk znajdujący
się przy drzwiach. Nie minęła minut, kiedy przede mną pojawiła się wysoka
kobieta o długich blond włosach i kasztanowych oczach.
- Annabeth...Jak miło cie widzieć. Witaj, Percy. Rozumiem, że
postanowiliście nas odwiedzić. Proszę, wejdźcie.
Jak zawsze powitał mnie zapach świeżutkich ciastek cynamonowych. Pamiętam,
że jak byłam mała, to obiecałam sobie, że jak kiedyś założę rodzinę, to w moim
domu zawsze będzie się roznosił taki sam zapach. Razem z Percym usiedliśmy na
kanapie w salonie. Lizzy, która piła mleko z butelki leżała na kolanach Syna Posejdona.
- Annabeth? - Z przed pokoju dobiegł mnie dźwięk głosu taty. Wstałam i
podeszłam do wysokiego mężczyzny o czarno-siwych włosach, - Wyglądasz
wspaniale. - Powiedział, przytulając się. - Tęskniłem za tobą córeczko.
- Ja za tobą też tato.
Oboje poszliśmy do salonu, gdzie na stole leżało ciasto czekoladowe i
ciastka. Zaczęłam rozumieć, dlaczego żona mojego taty była tata surowa wobec
mnie, gdy byłam mała. Chciała mieć normalną rodzinę. Bała się, że moja obecność
może sprowadzić niebezpieczeństwo. Ona najzwyczajniej w świecie bała się o
swoją rodzinę, do której ja nie należałam.
- Pokażcie mi tego małego skarba. - Powiedział mój ojciec, spoglądając na
podłogę, po której raczkowała Lizzy. Dziewczynka nagle usiadła na karmelowym
dywanie i zaczęła płakać. Szybko do niej podeszłam i wzięłam na ręce. Niestety,
to nie pomogło. Po chwili usłyszeliśmy głośny ryk. Ryk potwora. Wiedziałam, co
mam zrobić.
- Do piwnicy! - Krzyknęłam.
Podałam Lizzy swojemu tacie i razem z Percym wybiegłam na zewnątrz. Ku nam
zmierzała Echidna, czyli stworzenie o pół kobiecych kształtach. Zamiast nóg ma
łuski. Jej czarne oczy zawsze są żądne krwi herosa. Na szczęście w walce jest
dość słaba.
- Co robimy? Jakieś sugestie?
- Tak. - Powiedziałam z uśmiechem. Nie wiedzieć czemu byłam zadowolona i
pewna swojej wygranej. - Po prostu zaatakujmy oboje. Ona nie ma zbyt podzielnej
uwagi i bardzo szybko się męczy. Jednak, żeby ją zabić, trzeba jej uniemożliwić
poruszanie się, czyli trzeba jej odciąć te łuskowate kopyta.
- Nie ma sprawy. Ty ją podenerwuj, ja się zajmę resztą.
Podenerwować potwora, czyli jak zawsze grac na zwłokę. No Annabeth,
przynajmniej w tym masz wprawę.
- Hej, ty! Myślałaś może nad weekendem w SPA? Sądzę, że by ci się przydał,
bo wiesz...ta cera i te łuski...fuu. - Echidna spojrzała na mnie złowrogo. O to
mi chodziło. Nawet nie zauważyła Percy'ego, który powoli się do niej skradał. -
A przepraszam bardzo, ale czy ty się ostatnio ważyłaś? Wiesz, nie jestem
dietetykiem, ale na moje oko powinnaś zrzucić co najmniej siedemdziesiąt
kilogramów. Nic dziwnego, że wszyscy się ciebie boją, skoro tak wyglądasz.
Polecam dużo marchwi i wody mineralnej. - Chyba teraz przegięłam, ponieważ
potwór z wielką szybkością się na mnie rzucił. Percy jednak zareagował i po
chwili rozległ się sie głośny ryk bólu, który zamienił się w pył.
________________________________
Eh...Tak szczerze, to zaczynam mieć już coraz bardziej poważne problemy. Wiele narzekacie, że mało czasu poświęcam blogowi, ale jednak dla mnie jest to dużo, zważając na to, że mam trochę rzeczy do roboty. Jednak bycie zastępową nie jest takie proste. Tak szczerze, to mam problemy w szkole, ponieważ hmmmm....mam cztery....zagrożenia. I to wszystko dlatego, że zamiast się uczyć ja wolałam czytać, pisać i chodzić na ZHP. Ale i tak z niczego nie rezygnuje. Po prostu się zaczynam uczyć, a nie codziennie pisać.
No więc, to koniec dzisiejszej notki. Nie składam póki co wesołych świąt, ponieważ mam zamiar dodać notkę (nie będzie wtedy rozdziału) dnia 24 grudnia :D
No więc póki co, mogę wam życzyć dużo odpoczynku.
- Natala