piątek, 30 sierpnia 2013

Percabeth story: Rozdział 27 - "Thalia upadła na ziemię, klęcząc i podpierając się rękami. Małe, wredne krople spadały z jej policzków uderzając o ziemię. Nie powstrzymywała płaczu"

Ten rozdział chciałabym dedykować Lucy oraz Merr

Annabeth

               Ból. Okropny ból przeszywał moje ciało. Wszyscy mocno uderzyliśmy o ziemię. Spadliśmy z wysokości wieżowca. Powoli wstałam i oparłam się plecami o głaz. Jedyne o czym teraz myślałam, to zdrowie mojej córki. Szybko przyłożyłam rękę do brzucha, by wyczuć, czy Eizabeth żyję. Na szczęście odetchnęłam z ulgą. Lizzy jest cała. 
- Nic wam nie jest? - zapytał Percy. 
- Wszystko w porządku. Zamknijmy te wrota i wracajmy do domu. Nie mam ochoty tutaj zostawać choć minutę dłużej. Mam dość przygód jak na pewien czas. - odpowiedziałam.
- Teraz tylko musimy znaleźć to czego szukamy. 
- Ja chyba wiem, gdzie to jest! - powiedziała Clara wskazując palcem w górę. Nad nami znajdował się nasz pożądany obiekt. 
               Wnętrze Tartaru wyglądało naprawdę koszmarnie. Wszędzie płynąca lawa, skały i przerażający ryk potworów, który wywoływał na moim ciele gęsią skórkę. Nigdy, ale to przenigdy nie chciałabym tutaj trafić. 
- Musimy się wspiąć na górę. Inaczej nigdy nie uda nam się zamknąć tych drzwi i nigdy nie wrócimy do domu. 
- Do dzieła. 
Powoli każdy z nas zaczął wspinać się po wysokiej skale. Dla mnie nie było to zbyt wielkim wysiłkiem. Codziennie w obozie trenowaliśmy wspinaczkę. Z każdą sekundą znajdowaliśmy się coraz bliżej szczytu.
- Jak teraz zamkniemy wrota? One dalej są nad nami.
- Normalnie...- Ze swojego plecaka wyjęłam linę, po czym spróbowałam uczepić ją o wystające z drzwi druty. Udało mi się! - Teraz tylko musimy wspiąć się po linach, połączyć siły i zamknąć te drzwi.
- Do dzieła.
           
  Wszystko szło pomyślnie, aż do pewnego momentu. Pod nami znajdowała się armia potworów. Strzelali do nas z łuków, a przyznam, że strasznie trudno jest unikać ataków, wisząc na linii. Nawet gdyby udało nam się zamknąć Wrota Śmierci, nie miałam pomysłu jak wydostaniemy się z Tartaru.
- Działajmy dalej! Pokażmy im, że niczym się nie przejmujemy! Damy radę! - wykrzyczała Clara.
Z ogromnych, czarnych drzwi zaczęły wychodzić nowe, paskudne potwory. To nie ułatwiało nam jakże żałosnej już sytuacji.  Jednak nie poddawaliśmy się. Od nas zależą losy całego świata. Wszyscy na nas liczą.
Wspięliśmy się na sam szczyt. Każdy z nas chwycił za klamkę. Z całej siły przyciągaliśmy drzwi do siebie. Wysiłek, jaki musieliśmy w to włożyć by nieziemski. Nie mieliśmy siły, ale wiarę.
Udało się! Wrota śmierci zostały zamknięte! Thalia podeszła do zamka i posypała go złotym proszkiem. Dzięki temu nikt, nigdy nie otworzy Wrót Śmierci. Przepowiednia w połowie się spełniła. Możemy wracać do obozu. No niestety ja nie wiedziałam jak. Spojrzałam na Percy'ego. Ze swojego plecaka wyjął kilka magicznych pereł. Wszystkie potwory powoli się do nas zbliżały. Każdy wiedział co robić. Po chwili zaczęliśmy znikać.

***

              W obozie pojawiliśmy się w środku nocy. Nie sądziłam, że czas w Tartarze tak szybko mija. Dla nas cała misja trwała cztery dni, a jak się okazało nie było nas dwa tygodnie. Przez ten czas nie daliśmy żadnych oznak życia. Wszyscy zapewne bardzo się martwili.  Gdy Grover zobaczył, że wróciliśmy, szybko pobiegł po Chejrona i Dionizosa, budząc przy tym cały obóz. Wszyscy przybiegli to pawilonu, gdzie siedzieliśmy na trawie głodni, brudni i zmęczeni. 
- Annabeth! - krzyknął Chejron szybko do nas podgalopowywując. Każdy z niecierpliwością chciał usłyszeć wynik misji. - Jak poszło? Udało się? - odpowiedziałam wolnym kiwnięciem głowy. Nie miałam siły nic mówić. Wszyscy zaczęli się cieszyć, choć tak naprawdę nie mają z czego. Może nam się udało, ale i tak wojny nie unikniemy. 
- Siadajcie do stołu. Jesteście głodni. Zaraz wyruszę na Olimp poinformować Bogów. - Powiedział Pan D. Chyba po raz pierwszy był dla nas miły. 
- Charlie! - krzyknęła Silena szybko do niego podbiegając. Widać było, że bardzo się martwiła. 
- Jak było? Jak przebiegła misja? - zapytała
- Ciężko
- A dokładnie? 
- Wiemy kim jest zdrajca. To Sandy. Oni wiedzą. Gaja i Uranos wiedza o dziecku. Wrota Śmierci są zamknięte, ale to nie oznacza, że będzie kolorowo. 
- O co chodzi? Jakie dziecko? - zapytał heros od Afrodyty. 
- Mądrość po matce
Siła po ojcu
Najpotężniejsze
Pokona Stworzyciela - Powiedziała Rachel delfickim głosem.
- Chodzi o dziecko, które pokona Uranos. Dziecko dwójki herosów. Będzie to córka Percy'ego i Annabeth.
- Kiedy ma się narodzić?
- Za kilka miesięcy. W łonie Annabeth rozwija się młody, potężny heros.
- Luke! - krzyknęła Thalia zmieniając temat.- Gdzie jest Luke?!
- Thalia. Musisz się uspokoić.
- Gdzie on jest?!
- Zaginął około tygodnia temu. Szukaliśmy go, ale to na nic. Postanowiliśmy zaczekać na Was.
              

Nagle wśród nas pojawiła się zdrajczyni.
Każdy zastanawiał się co ona tutaj robi? Jak śmie się jeszcze tutaj pokazywać?
- Szukacie kogoś? Może Luke'a? Taka mała informacja. Chłopak wiedział zdecydowanie za wiele. Musiałam się go pozbyć. Krótko mówiąc nie żyje. Żegnajcie herosi. Jeszcze się zobaczymy.
              Thalia upadła na ziemię, kucając i opierając się rękami. Małe, wredne krople spadały z jej policzków uderzając o ziemię. Dziewczyna nie powstrzymywała płaczu. Przed chwilą dowiedziała się, że chłopak, którego kochała został zamordowany, a ona wcale się z nim nie pożegnała.
Nagle wiatr zaczął mocno wiać. Przed nami pojawiła się postać. Był to syn Hermesa.
- Thalio, nie płacz. - powiedział ocierając jej mokre od płaczu policzki. - Widocznie tak musiało się stać. Niedługo o mnie zapomnisz. Zaczniesz się zakochiwać w innym herosie. Jeszcze będziesz szczęśliwa. Tylko nie myśl o mnie. Ja już nie wrócę. Raz powróciłem do życia, ale moje miejsce jest w Elizjum. Być może kiedyś się tam zobaczymy, ale ty będziesz szczęśliwa z kimś innym u boku. Nie ze mną. Żegnaj Thalio. Do zobaczenia na polach Elizejskich. - Luke podszedł do córki Zeusa i złożył na jej ustach pocałunek pełen czułości, a po chwili zniknął wraz z podmuchem wiatru. Szybko podbiegłam do przyjaciółki i mocno ją objęłam. Dziewczyna była bardzo przygnębiona i załamana. Nigdy nie widziałam, by płakała, więc ten widok bardzo mnie zaskoczył. Thalie znałam prawie dziesięć lat. Gdy umierała za mnie, Grovera i Luke'a na naszych oczach, czułam jakby ktoś wbijał mi tysiące małych igiełek w serce. To było naprawdę okropne. Teraz muszę być przy niej.
- Miśku, choć. Pójdziemy do twojego domku lub na spacer. Nie możesz tak tutaj klęczeć i płakać przez całą noc. Chodźmy stąd.

*Artemida*

               Po raz pierwszy złamałam przysięgę, którą niegdyś złożyłam. Przysięgłam iść przez nieśmiertelne życie bez mężczyzny, jako wieczna dziewica. W czasach, gdy imperium greckie było potęgą, karałam wszystkie dziewczęta, które złamały obietnicę wiecznego dziewictwa. Dopiero teraz zrozumiałam, że przed miłością nie ma ucieczki. Mężczyzna, którego pokochałam nie jest zwyczajnym śmiertelnikiem. Jest to heros, który obóz skończył pokolenie temu. Jeszcze, gdy był nastolatkiem urzekło mnie jego postępowanie co do świata przyrody. Nigdy nie pozwolił, by jakiekolwiek zwierzę cierpiało. To właśnie było piękne. 
               Pewnego dnia spotkałam go na polowaniu. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Na początku traktowałam go z dystansem, jak każdego mężczyznę. Z czasem jednak zaczęłam oddawać się miłości. Teraz w swoim łonie noszę owoc tego związku. Razem z Thomasem jestem szczęśliwa. Jednak obwiniam się o cierpienie jednej z łowczyń. Gdybym nie zmieniła swych upodobań życiowych, Thalia by teraz nie cierpiała. Chłopak, którego darzyła mocnym uczuciem chodzi po Polach Elizejskich. Obwiniam się o cierpienie swoich łowczyń. 

Thalia

               To, co działo się w moim życiu to jeden, istny koszmar. Na początku byłam szczęśliwa, ale teraz moje życie odwróciło się  do góry nogami. Dlaczego się zakochałam? Po co mi to było? Teraz nie potrafię się na niczym skupić. Zbliża się wojna, Annabeth oczekuje narodzin dziecka, a ja co robię? Użalam się nad sobą i wylewam łzy do poduszki. Ann mówi, że na moim miejscu zrobiła by to samo. Przyznała się, że gdyby go straciła, sama rozważałaby próbę samobójczą. Jej słowa dały mi domyślenia. W momencie, gdy cały obóz zasnął, a na nogach pozostali tylko wartownicy, wymknęłam się z domku i wyszłam poza granice obozu. Czułam, że ktoś mnie śledzi, ale tak naprawdę już mnie to nie obchodziło. Szłam przed siebie nie zważając na nic. Moim celem była ruchliwa ulica. Pragnęłam śmierci. 
               Stanęłam na ulicy na przeciw rozpędzonego samochodu. Byłam gotowa. Od śmierci dzieliły mnie zaledwie centymetry, gdy nagle poczułam, jak ktoś przyciąga mnie do siebie. Moje plany zniweczył Nico. Z jednej strony byłam mu wdzięczna, a z drugiej miałam ochotę mu przywalić. Jednak adrenalina wzięłam w górę. Mocno go objęłam i złączyłam nasze usta w pocałunku. 


__________________________

Co najmniej 12 komentarzy ! 
Nie miałam pomysłu na końcówkę. 
Miłego wieczoru
Dżerrka

czwartek, 22 sierpnia 2013

Percabeth story: Rozdział 26 - "Stoisz taki mały, bezbronny na przeciwko milionowej armii. Jak się czujesz? Ja się czułam okropnie..."

 Zanim zaczniesz rozdział koniecznie przeczytaj tę notkę!

 Hejka wszystkim.
Po tytule już pewnie wiecie, że przybywam do was z kolejnym rozdziałem - 26.
Dla mnie ten rozdział jest zdecydowanie lepszy niż poprzedni, ale ja nie zawszę muszę się z wami zgadzać.
Opinię pozostawiam w waszych rękach.
Chciałabym, abyście wybrali swojego ulubionego bohatera, z tych: Nico, Charles, Annabeth, Clara, Sandy, Tony, Percy, Thalia i wyobrazili sobie, że właśnie nim jesteście i właśnie wy, macie takie przygody, jak w moim opowiadaniu. To sprawi, że wczujecie się w sytuację i być może  rozdział Wam się spodoba.
Notkę 26 dedykuję:
Marcia P, Lucy, Grócha, Paula (bez konta google), Agacia sb, Patka, Ola Brodziak, Kikolka, Tudlodera, Ignis i wszystkim anonimowym, którzy się nie podpisali, ale czytają.


Annabeth

- Dziwnie się czuję. - Powiedziałam, gdy zbliżaliśmy się do małego domku. Trudno mi było uwierzyć w to, że Sandy może być zdrajczynią. Nico był tym faktem bardzo załamany. Nie codziennie dowiadujesz się, że twoja dziewczyna tak naprawdę pracuję dla Gai. 
Gdy upewniliśmy się, że w pomieszczeniu jest w miarę bezpiecznie, postanowiliśmy wejść do środka. Z każdym krokiem czuliśmy się bardziej zmęczeni.
Wnętrze budynku nie wyglądało wcale najlepiej. Wszędzie stare meble, zawalony dach i mnóstwo pajęczyn. Jeśli jest pajęczyna, to są i pająki, czyli najgorsze robactwo świata.
               Ze środka pokoju wydobywały się kolorowe iskry.
- Co teraz? - zapytał Charles.
- Jak to co? Nic. Schodzimy do środka i zamykamy Wrota Śmierci. Jednak nie będzie to takie proste, na jakie się wydaję. W podziemiach na pewno będzie mnóstwo niebezpieczeństwa. Wrót Śmierci strzeże gromada sługusów Gai. Obawiam się, że może tam wydarzyć się coś naprawdę złego.
- Co masz na myśli? - zapytała córka Zeusa.
- Mam na myśli śmierć. Wszystko może się zdarzyć, miejmy nadzieję, że wszyscy cali i zdrowi wrócimy do obozu.
- Będzie dobrze Annabeth. Jest z nami Percy, Thalia, Nico i ty. Z opowieści herosów wiem, że dokonaliście czegoś naprawdę niezwykłego. Pokonaliście niezliczoną ilość potworów, a nawet samego Kronosa. Nie widziałam tego, ale jestem pewna, że to było naprawdę wielkie przeżycie. Wierzę, że sobie poradzimy.
- W takim razie do dzieła. Dziękuję za te słowa. To naprawdę wielkie wsparcie. Czas w końcu odnaleźć to, czego szukamy! - powiedziałam. Nico uderzył nogą w podłogę, a pod nami ukazał się wielki tunel. Każdy z nas po kolei zszedł w głęboki dół.
Z każdym krokiem coraz bardziej wyczuwaliśmy obecność potworów. Byliśmy zmęczeni, głodni i brudni. Wszędzie śmierdziało wilgocią i było strasznie chłodno. Zdawać by się mogło, że tunel nie ma końca. Musieliśmy odpocząć, bo w razie gdyby ktoś nas zaatakował nie mielibyśmy szans na wygraną.
- Potrzebujemy odpoczynku. Musimy się gdzieś położyć. - powiedziałam.
- Nie mamy gdzie. W każdym momencie ktoś może nas zauważyć.
- Sądzę, że mogę temu zaradzić. - powiedział syn Hadesa. Podszedł do jednej ze ścian, przyłożył rękę i zamknął oczy. Po chwili w skale pojawił się otwór i kolejny tunel. - Zapraszam do środka. - Posłusznie weszliśmy w nowo powstały zaułek. Nico, wejściem do naszej kryjówki zakrył wielkim głazem.
Powoli na ziemi zaczęliśmy rozkładać swoje śpiwory. Z plecaka wyjęłam butelkę wody i kanapkę z serem. Widocznie nie tylko ja uznałam ten moment za właściwy do posilenia się, ponieważ każdy coś jadł.
Percy rozłożył się obok mnie i mocno przytulił, sprawiając, że robiło nam się cieplej. Powieki zaczęły mi ciążyć i nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
               Na początku widziałam tylko ciemność. Nagle z nicości pojawiła się Sandy. Uśmiechała się do mnie złowieszczo. Następnie zobaczyłam siebie. Leżałam na dużym łóżku w Olimpijskim szpitalu. Na rekach trzymałam malutką postać. To była Elizabeth. Moja kochana córeczka. Była taka śliczna, maleńka i delikatna. Na mojej twarzy królował uśmiech. Po chwili sceneria znów się zmieniła. Znów widziałam szyderczy uśmiech córki Aresa. Było jasne, że to właśnie ona jest zdrajczynią. Obok niej pojawiła się moja córeczka. Wyglądała, jakby miała pięć lat. Oczy miała Percy'ego, natomiast włoski moje. Była naprawdę piękna. Ręce miała związane. Teraz zrozumiałam. Lizzy została uprowadzona. Zdrajczyni porwała moją córkę. 
               Obudziłam się cała zdyszana. To był naprawdę straszny sen. Zaczęłam się zastanawiać, czy to naprawdę się zdarzy.
Nagle usłyszałam potężny głos dochodzący zza ściany.
- Percy- powiedziałam szturchając go w ramię, by się obudził. - Wstawaj. Ktoś tu idzie.
Syn Posejdona szybko podniósł się na nogi i pobiegł w stronę głazu, które traktowaliśmy jak drzwi.
- Gaja niedługo się obudzi, a Uranos ukrywa się na jednej ze swoich wysp. Pokonamy Olimpijczyków i nareszcie będzie tak jak powinno być.  - Razem z Percym uważnie przysłuchiwaliśmy się rozmowie sługusów Gai.
- Czujesz to? 
- Herosi. Pewnie są gdzieś w mieście. Sanduella ostrzegała nas, przed nimi. Nie ma czym się przejmować. 
- Pewnie masz rację. Chodźmy do kuźni. 
Spojrzałam niepewnie na Percy'ego. Mieliśmy rację. Sandy była zdrajczynią.
Wszyscy powoli zaczęli się budzić. Opowiedzieliśmy im o całym zdarzeniu. Nico był wyraźnie zaskoczony, ale i opanowany, co sprawiło, że byłam naprawdę zdumiona.

Nico

               To naprawdę dziwne uczucie, gdy dowiadujesz się, że osoba, którą kochasz, tak naprawdę robi wszystko, by cię zabić. Musiałem spojrzeć w jej piwne oczy. Nie zamierzałem płakać, czy użalać się nad sobą. Sandy na pewno nie jest jedyną dziewczyną, w której się zakocham. 
               Zebraliśmy wszystkie swoje rzeczy i ruszyliśmy dalej. Czułem się, jak w labiryncie Dedala. Wszędzie ciemność, zero dostępu do światła i świeżego powietrza. Mnie to nie przeszkadzało, ponieważ jestem synem Hadesa, Boga Podziemi. 
- Widzicie to? Patrzcie! - krzyknęła Annabeth, pokazując przed siebie palcem. Naprzeciw nas znajdowały się wysokie, złote, mosiężne drzwi. Liczyły około czterech metrów wysokości. Na tysiąc procent, a nawet więcej coś się za nimi znajdowało. 
- Musimy tam wejść, nie zważając na konsekwencję. Na tym polega ta misja. Chcemy czy nie, musimy zajrzeć do środka. - powiedziałem, patrząc na pozostałą szóstkę. 
- Wchodzimy - odpowiedzieli, popychając wielkie drzwi. 

Annabeth

               Miliony potworów pracujących nad wytworzeniem nowej broni. Były tutaj minotaury, cyklopy, byki i wiele innych, okropnych stworzeń. Nie widziałam tak dużej armii, nawet podczas bitwy o Olimp na Manhattanie. 
               Miliony par oczów były zwrócone ku nam. Uczucie, jakie temu towarzyszyło nam w tym momencie, było naprawdę nie do opisania. Siedmioro nastolatków stojących przed ogromną armią kilkumetrowych potworów. Czułam strach, ale i adrenalinę, płynącą w moich żyłach. W każdym momencie ktoś może wyciągnąć łuk i z wielką łatwością nas zabić, ale jednak nikt nie atakował i chyba właśnie to przyprawiło mnie o wielkie zdumienie. Wszyscy w spokoju stali i przyglądali się naszej siódemce. 
Nagle przed nami pojawiła się czarnowłosa nastolatka. Na jej twarzy królował szyderczy uśmiech. Spojrzała się na jednego ze swoich sług i w mgnieniu oka pojawiło się wielkie krzesło, które swoim wyglądem przypominało tron. Usiada na nim, uważnie się nam przyglądając. 
- Czekałam na was. Przyznam, że dotarliście tutaj dość szybko. Zaskoczyliście mnie. Nie sądziłam, że się odważycie tutaj wejść, a szczególnie ty, Annabeth, ponieważ nosisz w swoim łonie najpotężniejszego herosa wszech czasów. Tak, tak, wiem. Zastanawiacie się skąd o tym wiem. Cóż. Bardzo łatwo jest być szpiegiem. Wystarczy stanąć pod drzwiami ze szklanką w ręku i w ciągu kilku minut dowiadujesz się największych tajemnic. 
- Czemu, czemu nas zdradziłaś? - zapytał Nico, patrząc dziewczynie prosto w brązowe tęczówki. 
- Czemu? To przecież proste. Gdy Ares zapłodnił moją matkę, ciąża była zagrożona. Mama zmarła zaraz po porodzie. Nikt nie wiedział, co ze mną zrobić. Żadnej rodziny nie miałam. Mogłam przecież zamieszkać w obozie, ale cóż, "mój kochany tatuś" nie wyraził na to zgody. Stwierdził, że muszę sobie radzić sama. Znalazły mnie potwory. Pomyślały, że mogę im się przydać. Wychowałam się na wyspie Uranosa i co więcej powiem wam, że walczyłam przeciw Olimpijczykom na Manhattanie, ale byliście na to zbyt głupi, by mnie dostrzec. Gaja mi ufa. Życie tak się potoczyło, że teraz znajduję się tutaj. Posmakowałam miłości oraz władzy. Taka jest moja historia. Tak jakby co, Wrota Śmierci znajdują się w prawym roku sali. Można je zamknąć tylko z drugiej strony czyli ze strony Tartaru. Macie wybór. Albo zabijemy was teraz, albo kilka minut później. Jedno jest pewne. Nie wrócicie do obozu żywi. Przykro mi, Percy, ale nie doczekasz się córeczki. 
- Jeszcze się przekonasz! - krzyknął syn Posejdona, rzucając się w kierunku Wrót Śmierci. Nie wiedząc, dlaczego, zrobiliśmy to samo. Z łatwością udało nam się uniknąć wszelkich ataków. Wszyscy złapaliśmy się za ręce i razem wskoczyliśmy w wielki otwór w ścianie, szybko spadając w dół. 

______________________________________
Więc jak się Wam podobał. Miał zostać dodany jutro, ale cóż. Dzień wcześniej, może się ucieszycie. 
10 komentarzy inaczej w następny piątek nie będzie rozdziału :( To już zależy tylko od Was.
I jeszcze jedno. Wszelkie blogi, gdzie ludzie podszywają się po de mnie, tylko dlatego, by ludzie ich czytali, mają być usunięte w tym momencie! Jeśli nie to zgłaszam to do administratorów bloggera! 
Dziękuję za uwagę!
Wasza Dżerrka

niedziela, 18 sierpnia 2013

Percabeth story: Rozdział 25 - "Nagle dziewczyna poślizgnęła się i spadła, uderzając o ziemię i tracąc przytomność"

Annabeth

               Szliśmy późną nocą przez ciemny i gęsty las, mając ze sobą jedynie latarki i pochodnie wykonane z drewna i kawałka materiału. Nikt nie wiedział, gdzie może znajdować się Clara. Każdy obawiał się najgorszego. Zanim wyruszyliśmy na misję, Rachel powiedziała mi, że w najbliższym czasie ktoś zginie i będzie to najmniej spodziewana osoba. Co jeśli to właśnie Clara? Nie! To na pewno nie ona. Potrzebujemy całej siódemki do odnalezienia wrót śmierci.
Nagle po lesie rozległ się głośny ryk.
- Coś tutaj jest! - Krzyknął Charlie.
Nie mogłam się skupić, a to wszystko przez zapach spalonych drzew. Zaraz, zaraz. Wiem co to jest!
- To Byk Kreteński.
- A tak dokładniej, Annabeth?
- Byk Kreteński: jako piękne zwierze wyłaniał się z morza u brzegów Krety. Miał zostać złożony ofierze Posejdonowi przez Minosa. Ten jednak zamienił go na inne zwierzę. W zemście, Posejdon zesłał na Byka szaleństwo, w wyniku czego pustoszył Kretę i inne państwa, paląc wszystko buchającym z nozdrzy ogniem.
- Czyli jest nie najlepiej.
- Musimy jak najszybciej znaleźć Clarę. Miejmy nadzieję, że udało jej się uciec i gdzieś ukryć. - Widziałam minę Tony'ego. Bał się, ale mimo wszystko trzymał się dzielnie. Wierzył, że uda nam się ją uratować. Ja nie wierzyłam, ale miałam nadzieję. Jeśli Bogom zależy, to nam w jakiś sposób pomogą.
Szliśmy przed siebie w ciszy. Zastanawiałam się, jak pokonamy potwora, skoro ten nie boi się ognia, ani wody. Szczerze to nie miałam żadnego pomysłu
               Ryk byka był  coraz głośniejszy. Spojrzałam w lewo na oczy Percy'ego. Już wiedział, że jesteśmy prawie na miejscu.
- Walka z nim nie będzie miała sensu - powiedziała Thalia. - Tylko kilka osób będzie wiedziało co z nim zrobić. Trzeba będzie go wysłać do obozu  łowczyń.
- Thalia. Myśl logicznie. Jesteśmy w Indiach. Jak niby będziesz chciała to zrobić? - zapytał Nico.
- Jestem jedną z łowczyń i wiem, jak wysłać pozostałym potworka. Czasem, gdy nie mogłyśmy sobie poradzić, właśnie tak postępowałyśmy. Jednak sama nie dam rady. Wy musicie odwrócić jego uwagę.
- Jak zawsze.
- W takim razie wiemy, co mamy robić. Do dzieła.
               Stanęliśmy za drzewami, by zobaczyć potwora. Najpierw wybiegł Nico. Przebiegł dziesięć metrów, po czym schował się za krzewami. Byk zdezorientowany podszedł do kryjówki syna Hadesa. Wtedy wybiegłam ja. Zrobiłam to samo, co mój poprzednik. Gdy Thalia dała nam znak, ujawniliśmy się i zaczęliśmy biegać wokół potwora. Po sześciu okrążeniach z powrotem ukryliśmy się za drzewem. W tym czasie córka Zeusa wyrzuciła przed siebie złotą sakiewkę z proszkiem, a po  kilku sekundach Byk Kreteński zniknął.
- Dobra. Jesteśmy bezpieczni, ale gdzie jest Clara?! - zapytał zaniepokojony Tony.
- Jestem utaj! - powiedział cichy i przerażony głos, dobiegający z góry. Na gałęzi drzewa stała wysoka blondynka, - Już schodzę.
Nagle dziewczyna poślizgnęła się i spadła, uderzając o ziemie i tracąc przytomność.

Clara

               Ciemność. Wszędzie ciemność. Moje ciało psrzenikł dziwny dreszcz. Zupełnie jakby Zeus uderzył we mnie piorunem. Nagle sceneria się zmieniła. Znajdowałam się na Olimpie i byłam obserwatorką kłótni Annabeth z Ateną. Obydwie były zalane łzami. Po kilku minutach pojawiłam się ja. Annabeth zaczęła mi wszystko tłumaczyć. W moich oczach pojawiły się słone krople. Chwyciłam Ann za rękę i wybiegłyśmy z pomieszczenia.

Annabeth

               Dziewczyna leżała na ziemi. Była cała blada i prawie wcale nie oddychała. Jej puls był dramatycznie słaby. Bałam się. Bardzo się o nią bałam. Niby nie znamy się za długo, ale bardzo się z nią zżyłam. Ona musiała się obudzić. 
- Clara! Clara, proszę obudź się! - mówił Tony błagalnie. Blondynka powoli zaczęła otwierać oczy. 
- Co się stało? - zapytała nieprzytomnym głosem. Każdy odetchnął. Dziewczyna żyła.
- Spadłaś z drzewa. Czy wszystko w porządku? 
- Tak. Tylko głowa mnie trochę boli. Miała bardzo dziwny sen. Kłóciliśmy się z Ateną. Żałuję tylko, że nie słyszałam o co chodziło, ale sądzę, że może się kiedyś zdarzyć. 
- Lepiej o tym nie myślmy. Wracajmy do obozowiska. 
              Reszta nocy minęła bardzo spokojnie. Dawno nie byłam na takiej misji, jak ta. Ukrywanie się w lesie. Zero luksusów. Ostatni raz taką przygodę miałam dwa lata temu, podczas misji w labiryncie. od tego czasu wiele się zmieniłam. nawet ja. Zmieniła mnie miłość. Już nie jestem tą samą Annabeth. teraz jestem zupełnie inna. dawniej umiałam poradzić sobie z prawie wszystkim. teraz jedynie co potrafię płakać i bać się.jestem żałosna. muszę się zmienić.


Thalia

               Dobrze wiem, co się dzieję z moją przyjaciółką. Każdy uśmiech na jej twarzy jest tylko przelotny. Dlaczego chodzi przygnębiona i smutna? Ja mam na to bardzo proste wytłumaczenie. Annabeth ma zaledwie siedemnaście lat, a już przeżyła tak wiele. Niedawno próbowała popełnić samobójstwo i dowiedziała się, że jest w ciąży. Boi się, że nie poradzi sobie z macierzyństwem. Jeszcze ta przepowiednia ją przytłacza. Boi się, że jeżeli się ona spełni, Percy zostanie ze wszystkim zupełnie sam. Obiecałam sobie, że będę ją wspierać, jak przystało na przyjaciółkę.
               Tej nocy prawie wcale nie spałam. Wolałam na spokojnie porozmyślać. Mam dziwne przeczucie, że wśród naszych obozowiczów jest zdrajca. Nie powiedziałam o tym nikomu, ponieważ nie miałam jeszcze żadnych dowodów. Jedynie przypuszczenia. Poza tym wydawało mi się, że zdrajczynią jest dziewczyna Nica - Sandy. Dlaczego tak sądzę? Zawsze sprawdzam nowego herosa. Jest to rozkaz Artemidy.  Niestety mój ojciec tego nie pochwala. Ja jednak bardziej czuję się łowczynią, niż córką Zeusa. Jeszcze ten mój lęk wysokości....yhh. Wracając do rzeczy. O przeszłości córki Aresa nic nie wiadomo. Pojawiła się jakby znikąd. Często znika, a pod jej łóżkiem znalazłam tajemniczą książkę. Jak się okazało były to starogreckie hołdy i zaklęcia dla Gai i Uranosa. Dla mnie ta dziewczyna albo jest zdrajczynią, albo jest zdrowo stuknięta.


Percy

               Zaczął się kolejny dzień. Dziś mieliśmy rozpocząć poszukiwania Wrót Śmierci. Przed nami mnóstwo spacerowania. W lesie, gdzie się zatrzymaliśmy, nie czuliśmy żadnej energii. 
Postanowiliśmy się rozdzielić na trzy grupy. W pierwszej Nico, Charles i ja, w drugiej Annabeth i Thalia, a w trzeciej Clara i Tony. Razem z chłopakami postanowiliśmy przeszukać wschodnią część miasta. Jednak do cywilizacji są dwie godziny drogi. Po drodze śpiewaliśmy przeróżne piosenki "Herbata stygnie, zapada zmrok, a pod piórem ciągle nic. Obowiązek, obowiązkiem jest, piosenka musi posiadać tekst. Gdyby chociaż mucha zjawiła się. Mógłbym ją zabić, a później to opisać..." Tak naprawdę ta piosenka nic nie znaczyła, ale sprawiała, że czas płynął zdecydowanie szybciej. 
                Po kilku godzinach ciężkiej wędrówki byliśmy na miejscu. Bombaj był naprawdę piękny. Znając Annabeth, pewnie teraz zachwyca się architekturą. 
Szliśmy długimi, kamiennymi drogami, tak naprawdę nie wiedząc, gdzie jest nasz cel. Po prostu lataliśmy po mieście, jak idioci, poszukując dziwnego uczucia. Najłatwiej by było podejść do kogoś i się spytać: "Joł. Razem ze swoimi ziomkami poszukuję miejscówy, gdzie dzieję się coś dziwnego. Wiesz może, gdzie to jest?" Dlaczego się nie zapytam? No cóż. To śmiertelnicy. Jeszcze by nas zamknęli w pokoju bez klamek. Co ja mówię? Przecież moje życie to pokój bez klamek. Totalny psychiatryk.
Dostrzegając uroki miasta, dostrzegłem wysoką brunetkę, która wydawała mi się znajoma. Gdy się odwróciła, spostrzegłem, że jest to córka Aresa. Co Sandy robiła w Bombaju? Powinna teraz trenować w obozie. Jak dla mnie coś tutaj nie gra.
Dziewczyna przechodziła obok małego, zawalającego się domku. Właśnie w tym momencie stanęliśmy jak wryci. Przez nasze ciało przeszła dziwna fala energii. Poczuliśmy jak z naszego ciała uchodzi cała siła. To musi być to miejsce. To musiało być tutaj. Odnaleźliśmy Wrota Śmierci. Szybko pobiegłem do pobliskiej fontanny i wrzuciłem złotą drachmę, prosząc boginię tęczy o kontakt z pozostałymi herosami z naszej siódemki.

_______________________________________
Tak więc dzisiaj jest 18 sierpnia. Dzisiaj jest również ważny dzień :D Jaki? URODZINY PERCY'EGO HEROSI.
Nasz Glonomóżdżek obchodzi dzisiaj swoje urodziny.
Ten rozdział mnie osobiście się nie podoba. Uważam go za bardzo nudny :(
Niestety taki mi wyszedł. W kolejnym rozdziale będzie więcej akcji i według mnie kolejny jest udany. Mam go napisanego w zeszycie, a teraz pozostało mi przepisać na ekrany blogspota.
Jeszcze jedna rzecz. 15 czerwca wieczorem pojawiła się bardzo ważna notka. Dotyczyła ona pomocy.
Krew dla trzynastoletniej Klaudii jest potrzebna. Popytajcie rodziców. Może byłaby możliwość, by ktoś oddał dziewczynie troszkę krwi 0RH-. Jest to córka kolegi mojego taty. Pokażcie, że herosi to też ludzie.
Jeśli ktoś z was lub z waszych rodziców zdecyduję się pomóc tutaj jest kontakt ze mną: dzerr98@gmail.com
Także do dzieła!
Pod rozdziałem ma się znaleźć 10 komentarzy!
Kolejny rozdział w piątek 23 sierpnia. Od tego dnia wszystkie rozdziały będą się pojawiały regularnie w piątki :)
Z poważaniem
Dżerrka
A teraz tak! Kto był już w kinie na Morzu potworów?
Kto nie był niech lepiej tego nie czyta, bo jest to spam!
Więc tak. Dla mnie film był dobry. Zdecydowanie lepszy niż pierwsza część. Zdecydowanie lepiej trzymali się powieści. Jednak zabrakło akcji z Yangcy Academy. :( Płakałam, gdy na początku pokazano, jak zginęła Thalia. Brakowało mi Percy'ego jako świnki morskiej :( Ale jestem zadowolona. Był Grover w sukni ślubnej. Jeszcze 3D dodawało super odczuć.
Płakałam na końcu, gdy Thalia ożyła, oraz płakałam, gdy Annabeth umierała. Film mi się podobał :D

niedziela, 4 sierpnia 2013

Percabeth story: Rozdział 24 - "Ona jest do mnie dramatycznie podobna, nawet dzieciństwo miała do bani"

 Tak więc kochani. Dzisiaj jest 5 sierpnia. Jest to dla mnie taki w miarę ważny dzień, ponieważ mam dziś urodziny., Także mam nadzieję, że spodoba wam się rozdział. Miłego czytania.

Annabeth

- Dobijamy do portu - krzyknął Percy.
- Super. Teraz wystarczy dotrzeć na lotnisko i wpakować się w samolot. 
- Wcale mnie to nie cieszy. Zdecydowanie wolałbym podróż drogą morską - odpowiedział mój chłopak z zasmuconą miną. 
- Jesteś synem Posejdona. To u ciebie normalne. 
- No wiem
              Szliśmy alejami w stronę lotniska, na którym miał na nas czekać prywatny odrzutowiec. Byliśmy w Europie. Trzeba przyznać, że całkiem szybko minęła nam podróż z Ameryki. Oczywiście była to zasługa syna Pana Mórz.


***

- Odpręż się. Na pewno nie będzie aż tak źle. To tylko lot. 
- Annabeth, proszę cię. Ja tu chce zapomnieć, że siedzę w samolocie.
- Przepraszam
               Miałam dziwne przeczucie, że coś się zdarzy. To samo czułam przed atakiem Scylli. 
Lewą ręką trzymała dłoni Percy'ego, a prawą kurczowo trzymałam na swoim sztylecie. Wiedziałam, że musi się coś wydarzyć, bo inaczej ta misja byłaby zdecydowanie za prosta.
- Też to czujesz? - zapytała Clara. W jej oczach zobaczyłam dziwny błysk. Taki sam widzę codziennie w swoich tęczówkach, gdy spoglądam w lustro. Rozumiem, że jest do mnie podobna, ale jeszcze  żadne dziecko Ateny nie przypominało mi mnie. - Myślałam, że tylko ja to czuję.
- A dokładnie? - zapytałam
- Taki jakby strach, że zaraz coś nas zaatakuje, albo stanie się coś mnie lub bliskiej mi osobie.
- Powiedz mi coś o sobie - powiedziałam. Byłam bardzo ciekawa czym mnie jeszcze zaskoczy.
- Tak naprawdę nigdy nie miałam stałego domu. Znaleziono mnie pod rzeką Tyber w Rzymskim obozie. Tam zaczęłam się wychowywać. Gdy dowiedziano się, że jestem córką greckiej bogini, a w dodatku Ateny, wszyscy się ode mnie odwrócili. Traktowali mnie tak, jakbym była potworem, skażona. Często czytałam o Atenie. Dowiedziałam się jak naprawdę powstałam. Z wyobraźni. W obozie zaczęłam być prześladowana. Często chodziłam nad ukryty w lesie staw. Można powiedzieć, że wychowywały mnie nimfy wodne, z którymi rozmawiałam. Nigdy nie czułam się dobrze w Obozie Jupiter. Dopiero niedawno przyszedł po mnie Grover z Tonym. Obóz Jupiter, a obóz Herosów różnią się diametralnie. Tutaj od razu mnie zaakceptowano. Można powiedzieć, że się nawet zakochałam. A opowiedz coś o sobie.
- Hmmm...wychowałam się w San Francisco z ojcem, macocha i przyrodnim rodzeństwem.Wszyscy traktowali mnie jak dziwolonga. Gdy miałam siedem lat uciekłam z domu.Pamiętam, że chowałam się przed potworami w jakiejś skrzyni, a w ręku trzymałam młotek. Wtedy znalazła mnie Thalia z Lukiem. Syn Hermesa powiedział, że jesteśmy rodziną. Później znalazł nas Grover  i zaprowadził do obozu. Gdy skończył 12 lat pojawił się Percy. Od tego czasu rozpoczęły się moje misję. Luke nas zdradził o obudził się w nim Kronos. Przeżyłam bardzo wiele. Powoli zaczęłam się zakochiwać w Percym i teraz sama widzisz. Ty miałaś ciekawsze życie
- Można powiedzieć, że obie nie miałyśmy za fajnie
- W tym masz rację.
- Startujemy - powiedziała Thalia. Percy wziął głęboki wdech, zamknął oczy i mocno mnie objął. Syn Posejdona nie nadaje się do podróży linią lotniczą.
          Po kilku minutach znajdowaliśmy się już w powietrzu. Przyznam, że startowanie Percy przeżył całkiem dobrze. Nagle naszym odrzutowcem zatrzęsło.
- Zaczęło się - krzyknęłyśmy jednocześnie z Clarą.
- Atakują nas!
- Ale co?!
- To ptaki Sygyjskie! Nie ma sensu ich zabijać, bo i tak zaraz się odrodzą. Tak będzie do momentu, gdy wrota śmierci zostaną zamknięte.
- To co mamy w takim razie zrobić? - zapytał zdenerwowany Nico.
- Przecież jesteśmy w środku samolotu. Tutaj jesteśmy bezpieczni, prawda? - zapytał Tony z nutą nadziei w głosie.
W tym samym czasie okropne ptaszyska swoimi ostrymi dziobami zaczęły stukać w szybę, która powoli zaczynała pękać, co wcale nie wróżyło nic dobrego.
- Wiesz, Tony. Obawiam się, że jednak nie jesteśmy tutaj bezpieczni.
- Oh. A miałem nadzieję. Chyba jednak nici z moich marzeń.
- My tutaj zastanawiamy się jak przeżyć, a ty o swoich marzeniach gadasz? Masz wprost świetne wyczucie czasu, Tony - powiedziała Clara z uśmiechem na twarzy. Widziałam jak na niego patrzy. W jej oczach było uczucie, którym ja darze Percy'ego. Kochała go, ale bała się mu o tym powiedzieć. Bała się, że ją odrzuci, tak jak niegdyś robili to inni.
- Wiem. Przecież to ja
- A jaki skromny.
- Moglibyście przestać romansować i pomóc nam zastanowić się, jak pokonać te zgniłe, fruwające piórka? - zapytał Percy.
- Więc co mamy robić? Ktoś ma jakieś sugestię?...Annabeth?
- Czemu akurat ja? ... Chociaż...No w sumie to wiem. To są ptaki podziemia, prawda? A jak dobrze wiemy z lekcji Chejrona, na której dwójka z Was spała - powiedziałam patrząc na Percy'ego i Nico - te potwory nie znoszą wody. Sądzę, że należy je troszkę  zmoczyć.
- Więc to zadanie należy do Percy'ego.
- Nie koniecznie. Musimy odwrócić ich uwagę, by ten mógł z powietrza wytworzyć odpowiednią ilość wody. - W tym samym momencie wszystkie szyby pękły, a wnętrze odrzutowca zalała fara czerni. Nikt nie wiedział, jak odwrócić uwagę latających potworów. W przeciągu kilku sekund w moim mózgu zapaliła się lampka oznaczająca, że wpadłam na pewien pomysł. Szybko podbiegłam do swojego chłopaka i chwyciłam go za rękę. Z kieszeni spodenek wyjęłam pierścień, który niegdyś był sierpem Kronosa. Szybko założyłam go na palec i wypowiedziałam kilka słów po grecku. Nie minęłam nawet minyta, a czas stanął w jednym miejscu. Udało mi się! W tym momencie na mojej twarzy pojawił się tryumfalny usmiech.
- Jak ty to zrobiłaś? - zapytał Percy ze zdziwieniem
- Ten pierścień Kronosa. Zatrzymałam czas, ponieważ nic nie mogłam wymyślić. Nie wiedziałam, jak mam wszystkim pomóc. To było jedyne rozwiązanie.
- Już wiele razy ci to mówiłem, ale jesteś niesamowita. Zawsze znajdziesz rozwiązanie, nawet do najbardziej beznadziejnej sytuacji.
- Przecież jestem córką Ateny. To normalne. Czas działać. Postaraj się wytworzyć wodę z powietrza.
- To nie jest wcale takie łatwe, ale spróbuję.
Percy wziął głęboki oddech i napiął wszystkie mięśnie. Poczułam, jak powietrze zamienia się w małe kropelki, które szybko unosiły się w powietrzu.
- Udało się - szepnęłam - Teraz przywrócę świat do życia.
                 Wszystko szło dokładnie według planu. Chyba po raz pierwszy . Znów złapałam Percy'ego za rękę. i użyłam broni Tytana. Wszystkie ptaki szybko wyleciały z samolotu.
- Co tu się stało? - zapytała Thalia.
- Zatrzymaliśmy czas, dzięki czemu uratowaliśmy swoje życie. Teraz tylko dolecieć na miejsce. Jestem pewna, że w Bombaju czekają na nas o wiele gorsze rzeczy.


***

               Po czterech godzinach spokojnego lotu byliśmy na miejscu. Było kilko minut po północy. Ogólnie cała podróż zajęła nam dwa dni. Wylądowaliśmy na lotnisku i pieszo poszliśmy w stronę lasu.
               Rozbiliśmy namioty i rozpaliliśmy ognisko. Siedzieliśmy przy ogniu wspominając dawne czasy.
- Percy. Opowiedz nam najgorszą misję, jaką przeżyłeś. - powiedziała Clara.
- To była moja trzecia misja. Właśnie wtedy poznałem Nico. Razem z Annabeth mieliśmy bezpiecznie zaprowadzić go i jego siostrę do obozu herosów. Właśnie wtedy Annabeth i Artemida zostały porwane. Razem z innymi herosami i łowczyniami wyruszyłem na pomoc. Podczas podróży zginęła siostra Nica - Bianca. Nadal uważam, że to moja wina. Podczas tej misji walczyłem z Atlasem i dźwigałem nieboskłon. Ale Uratowaliśmy Artemidę i Ann.
- I zginęła dwójka wspaniałych herosów, a właściwie wspaniałych łowczyń. - Dopowiedziała Thalia.
- Kto był na tej misji?
- Percy, Bianca, Thalia, Grover i Zoe. - Powiedział Nico z bólem w głosie na wspomnienie o swojej siostrze. Podczas tej wyprawy zginęła moja siostra i Zoe.
               Dalszą godzinę spędziliśmy w ciszy. Siedziałam oparta o klatkę piersiową Percy'ego. Clara i Tony poszli się przejść i przy okazji nazbierać trochę drewna do ogniska. Wiedziałam, że córka Ateny pragnie wyznać swoje uczucie i życzę jej do tego dużo szczęścia.
- Auu! - krzyknęłam łapiąc się za brzuch. Elizabeth nie dawała mi o sobie zapomnieć.
- Co się stało? - zapytał Percy ze strachem w oczach.  Chwyciłam jego dłoń i przyłożyłam do mego brzucha.
- Cii. Zamknij oczy. - Po około minucie, Percy je otworzył. W jego zielonych soczewkach zbierały się łzy. To, co przed chwilą poczuł bardzo go wzruszyło. Nie mógł uwierzyć, że w moim ciele rozwija się mała osóbka, w której płynie jego krew. Był z tego dumny. - Co teraz powiesz?
- To co mam w głowie od bardzo dawna.
- A dokładnie?
- Kocham Cię i kiedy zamykam oczy widzę ciebie. Gdy je otwieram pragnę Cię zobaczyć. Gdy Cię nie ma czuję, że jesteś wszędzie. W każdej minucie, sekundzie, zawsze. Moje oczy szukają tylko ciebie. Nazwij to miłością, szaleństwem, czy biciem mego serca. Dla mnie to jedno i to samo. Tak wielu ludzi kocha, ale nikt nie kocha tak jak ja, ponieważ nikt nie ma kogoś takiego jak ty. Nie mogę bez ciebie żyć. Nie chce. Jesteś moja i będę cie kochał aż do śmierci. Zawsze. Ciebie i naszą kochaną córkę - Elizabeth Jackson.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Te słowa...to było naprawdę cudowne. Pochyliłam się i obdarowałam Percy'ego delikatnym pocałunkiem.
- Jedno kocham zdecydowanie wystarcza Glonomóżdżku. - Tę wspaniałą chwilę przerwał krzyk Tony'ego, biegnącego w naszą stronę.
- Co się stało? - zapytałam przerażona. - Gdzie Clara?
- Coś nas zaatakowało. Nigdzie jej nie ma. Nie widać jej. Musicie mi pomóc. Sam nie dam rady jej odnaleźć. Zależy mi na niej.
- Bierzcie broń! Idziemy na poszukiwanie Clary - powiedział stanowczo Percy.


____________________________
Rozdział 24 został zakończony. Koncówka możliwe, że jest przesłodzona, ale taka miała być. Dziękuję wszystkim za komentarze i za tyle wsparcia, ponieważ to dzięki Wam mam tyle odwiedzin bloga. Aktualnie licznik dobił 22555 (jest to 1 sierpnia godzina 21.50). Można powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Percy odmienił moje życie. Dziękuję Wam za to, że mnie wspieracie. Kocham Was. Naprawdę.
Na asku dostałam pytanie: Dlaczego zmieniłam Dżerr na Dżerrkę. Jeszcze na nie nie odpowiedziałam. Bynajmniej teraz.
Czemu?
Nie jestem święta. To proste. Skopiowałam to tak jakby. Przerobiłam. Wiem, że zrobiłam źle. Taka właśnie prawda. Zmieniłam to. Zmieniłam na Dżerrkę. Wiem, że to było złe, ale cóż.
Teraz kolejna sprawa.
Ludzie ze mnie kopiują. Bardzo. Nie wzorują się tylko kopiują, dlatego proszę abyście ogarnęli swoje herosowe tyłki.Wzorowanie się, a kopiowanie to co innego. Na początku to olewałam, ale Tomek mi oczy otworzył. Poza tym nie jestem reklamą. Raz udostępnie waszego bloga, ale nie tysiąc razy.
No dobra. Kolejny rozdział 18 sierpnia, ponieważ wyjeżdżam.
Miłych wakacji.
Ma być 9 komentarzy pod rozdziałem.
Dżerrka
Zapraszam tutaj: KLIK