Ten rozdział chciałabym dedykować Lucy oraz Merr
Annabeth
Ból. Okropny ból przeszywał moje ciało. Wszyscy mocno uderzyliśmy o ziemię. Spadliśmy z wysokości wieżowca. Powoli wstałam i oparłam się plecami o głaz. Jedyne o czym teraz myślałam, to zdrowie mojej córki. Szybko przyłożyłam rękę do brzucha, by wyczuć, czy Eizabeth żyję. Na szczęście odetchnęłam z ulgą. Lizzy jest cała.
- Nic wam nie jest? - zapytał Percy.
- Wszystko w porządku. Zamknijmy te wrota i wracajmy do domu. Nie mam ochoty tutaj zostawać choć minutę dłużej. Mam dość przygód jak na pewien czas. - odpowiedziałam.
- Teraz tylko musimy znaleźć to czego szukamy.
- Ja chyba wiem, gdzie to jest! - powiedziała Clara wskazując palcem w górę. Nad nami znajdował się nasz pożądany obiekt.
Wnętrze Tartaru wyglądało naprawdę koszmarnie. Wszędzie płynąca lawa, skały i przerażający ryk potworów, który wywoływał na moim ciele gęsią skórkę. Nigdy, ale to przenigdy nie chciałabym tutaj trafić.
- Musimy się wspiąć na górę. Inaczej nigdy nie uda nam się zamknąć tych drzwi i nigdy nie wrócimy do domu.
- Do dzieła.
Powoli każdy z nas zaczął wspinać się po wysokiej skale. Dla mnie nie było to zbyt wielkim wysiłkiem. Codziennie w obozie trenowaliśmy wspinaczkę. Z każdą sekundą znajdowaliśmy się coraz bliżej szczytu.
- Jak teraz zamkniemy wrota? One dalej są nad nami.
- Normalnie...- Ze swojego plecaka wyjęłam linę, po czym spróbowałam uczepić ją o wystające z drzwi druty. Udało mi się! - Teraz tylko musimy wspiąć się po linach, połączyć siły i zamknąć te drzwi.
- Do dzieła.
Wszystko szło pomyślnie, aż do pewnego momentu. Pod nami znajdowała się armia potworów. Strzelali do nas z łuków, a przyznam, że strasznie trudno jest unikać ataków, wisząc na linii. Nawet gdyby udało nam się zamknąć Wrota Śmierci, nie miałam pomysłu jak wydostaniemy się z Tartaru.
- Działajmy dalej! Pokażmy im, że niczym się nie przejmujemy! Damy radę! - wykrzyczała Clara.
Z ogromnych, czarnych drzwi zaczęły wychodzić nowe, paskudne potwory. To nie ułatwiało nam jakże żałosnej już sytuacji. Jednak nie poddawaliśmy się. Od nas zależą losy całego świata. Wszyscy na nas liczą.
Wspięliśmy się na sam szczyt. Każdy z nas chwycił za klamkę. Z całej siły przyciągaliśmy drzwi do siebie. Wysiłek, jaki musieliśmy w to włożyć by nieziemski. Nie mieliśmy siły, ale wiarę.
Udało się! Wrota śmierci zostały zamknięte! Thalia podeszła do zamka i posypała go złotym proszkiem. Dzięki temu nikt, nigdy nie otworzy Wrót Śmierci. Przepowiednia w połowie się spełniła. Możemy wracać do obozu. No niestety ja nie wiedziałam jak. Spojrzałam na Percy'ego. Ze swojego plecaka wyjął kilka magicznych pereł. Wszystkie potwory powoli się do nas zbliżały. Każdy wiedział co robić. Po chwili zaczęliśmy znikać.
- Jak teraz zamkniemy wrota? One dalej są nad nami.
- Normalnie...- Ze swojego plecaka wyjęłam linę, po czym spróbowałam uczepić ją o wystające z drzwi druty. Udało mi się! - Teraz tylko musimy wspiąć się po linach, połączyć siły i zamknąć te drzwi.
- Do dzieła.
Wszystko szło pomyślnie, aż do pewnego momentu. Pod nami znajdowała się armia potworów. Strzelali do nas z łuków, a przyznam, że strasznie trudno jest unikać ataków, wisząc na linii. Nawet gdyby udało nam się zamknąć Wrota Śmierci, nie miałam pomysłu jak wydostaniemy się z Tartaru.
- Działajmy dalej! Pokażmy im, że niczym się nie przejmujemy! Damy radę! - wykrzyczała Clara.
Z ogromnych, czarnych drzwi zaczęły wychodzić nowe, paskudne potwory. To nie ułatwiało nam jakże żałosnej już sytuacji. Jednak nie poddawaliśmy się. Od nas zależą losy całego świata. Wszyscy na nas liczą.
Wspięliśmy się na sam szczyt. Każdy z nas chwycił za klamkę. Z całej siły przyciągaliśmy drzwi do siebie. Wysiłek, jaki musieliśmy w to włożyć by nieziemski. Nie mieliśmy siły, ale wiarę.
Udało się! Wrota śmierci zostały zamknięte! Thalia podeszła do zamka i posypała go złotym proszkiem. Dzięki temu nikt, nigdy nie otworzy Wrót Śmierci. Przepowiednia w połowie się spełniła. Możemy wracać do obozu. No niestety ja nie wiedziałam jak. Spojrzałam na Percy'ego. Ze swojego plecaka wyjął kilka magicznych pereł. Wszystkie potwory powoli się do nas zbliżały. Każdy wiedział co robić. Po chwili zaczęliśmy znikać.
***
W obozie pojawiliśmy się w środku nocy. Nie sądziłam, że czas w Tartarze tak szybko mija. Dla nas cała misja trwała cztery dni, a jak się okazało nie było nas dwa tygodnie. Przez ten czas nie daliśmy żadnych oznak życia. Wszyscy zapewne bardzo się martwili. Gdy Grover zobaczył, że wróciliśmy, szybko pobiegł po Chejrona i Dionizosa, budząc przy tym cały obóz. Wszyscy przybiegli to pawilonu, gdzie siedzieliśmy na trawie głodni, brudni i zmęczeni.
- Annabeth! - krzyknął Chejron szybko do nas podgalopowywując. Każdy z niecierpliwością chciał usłyszeć wynik misji. - Jak poszło? Udało się? - odpowiedziałam wolnym kiwnięciem głowy. Nie miałam siły nic mówić. Wszyscy zaczęli się cieszyć, choć tak naprawdę nie mają z czego. Może nam się udało, ale i tak wojny nie unikniemy.
- Siadajcie do stołu. Jesteście głodni. Zaraz wyruszę na Olimp poinformować Bogów. - Powiedział Pan D. Chyba po raz pierwszy był dla nas miły.
- Charlie! - krzyknęła Silena szybko do niego podbiegając. Widać było, że bardzo się martwiła.
- Jak było? Jak przebiegła misja? - zapytała
- Ciężko
- A dokładnie?
- Wiemy kim jest zdrajca. To Sandy. Oni wiedzą. Gaja i Uranos wiedza o dziecku. Wrota Śmierci są zamknięte, ale to nie oznacza, że będzie kolorowo.
- O co chodzi? Jakie dziecko? - zapytał heros od Afrodyty.
- Mądrość po matce
Siła po ojcu
Najpotężniejsze
Pokona Stworzyciela - Powiedziała Rachel delfickim głosem.
- Chodzi o dziecko, które pokona Uranos. Dziecko dwójki herosów. Będzie to córka Percy'ego i Annabeth.
- Kiedy ma się narodzić?
- Za kilka miesięcy. W łonie Annabeth rozwija się młody, potężny heros.
- Luke! - krzyknęła Thalia zmieniając temat.- Gdzie jest Luke?!
- Thalia. Musisz się uspokoić.
- Gdzie on jest?!
- Zaginął około tygodnia temu. Szukaliśmy go, ale to na nic. Postanowiliśmy zaczekać na Was.
Nagle wśród nas pojawiła się zdrajczyni.
Każdy zastanawiał się co ona tutaj robi? Jak śmie się jeszcze tutaj pokazywać?
- Szukacie kogoś? Może Luke'a? Taka mała informacja. Chłopak wiedział zdecydowanie za wiele. Musiałam się go pozbyć. Krótko mówiąc nie żyje. Żegnajcie herosi. Jeszcze się zobaczymy.
Thalia upadła na ziemię, kucając i opierając się rękami. Małe, wredne krople spadały z jej policzków uderzając o ziemię. Dziewczyna nie powstrzymywała płaczu. Przed chwilą dowiedziała się, że chłopak, którego kochała został zamordowany, a ona wcale się z nim nie pożegnała.
Nagle wiatr zaczął mocno wiać. Przed nami pojawiła się postać. Był to syn Hermesa.
- Thalio, nie płacz. - powiedział ocierając jej mokre od płaczu policzki. - Widocznie tak musiało się stać. Niedługo o mnie zapomnisz. Zaczniesz się zakochiwać w innym herosie. Jeszcze będziesz szczęśliwa. Tylko nie myśl o mnie. Ja już nie wrócę. Raz powróciłem do życia, ale moje miejsce jest w Elizjum. Być może kiedyś się tam zobaczymy, ale ty będziesz szczęśliwa z kimś innym u boku. Nie ze mną. Żegnaj Thalio. Do zobaczenia na polach Elizejskich. - Luke podszedł do córki Zeusa i złożył na jej ustach pocałunek pełen czułości, a po chwili zniknął wraz z podmuchem wiatru. Szybko podbiegłam do przyjaciółki i mocno ją objęłam. Dziewczyna była bardzo przygnębiona i załamana. Nigdy nie widziałam, by płakała, więc ten widok bardzo mnie zaskoczył. Thalie znałam prawie dziesięć lat. Gdy umierała za mnie, Grovera i Luke'a na naszych oczach, czułam jakby ktoś wbijał mi tysiące małych igiełek w serce. To było naprawdę okropne. Teraz muszę być przy niej.
- Miśku, choć. Pójdziemy do twojego domku lub na spacer. Nie możesz tak tutaj klęczeć i płakać przez całą noc. Chodźmy stąd.
- Chodzi o dziecko, które pokona Uranos. Dziecko dwójki herosów. Będzie to córka Percy'ego i Annabeth.
- Kiedy ma się narodzić?
- Za kilka miesięcy. W łonie Annabeth rozwija się młody, potężny heros.
- Thalia. Musisz się uspokoić.
- Gdzie on jest?!
- Zaginął około tygodnia temu. Szukaliśmy go, ale to na nic. Postanowiliśmy zaczekać na Was.
Nagle wśród nas pojawiła się zdrajczyni.
Każdy zastanawiał się co ona tutaj robi? Jak śmie się jeszcze tutaj pokazywać?
- Szukacie kogoś? Może Luke'a? Taka mała informacja. Chłopak wiedział zdecydowanie za wiele. Musiałam się go pozbyć. Krótko mówiąc nie żyje. Żegnajcie herosi. Jeszcze się zobaczymy.
Thalia upadła na ziemię, kucając i opierając się rękami. Małe, wredne krople spadały z jej policzków uderzając o ziemię. Dziewczyna nie powstrzymywała płaczu. Przed chwilą dowiedziała się, że chłopak, którego kochała został zamordowany, a ona wcale się z nim nie pożegnała.
Nagle wiatr zaczął mocno wiać. Przed nami pojawiła się postać. Był to syn Hermesa.
- Thalio, nie płacz. - powiedział ocierając jej mokre od płaczu policzki. - Widocznie tak musiało się stać. Niedługo o mnie zapomnisz. Zaczniesz się zakochiwać w innym herosie. Jeszcze będziesz szczęśliwa. Tylko nie myśl o mnie. Ja już nie wrócę. Raz powróciłem do życia, ale moje miejsce jest w Elizjum. Być może kiedyś się tam zobaczymy, ale ty będziesz szczęśliwa z kimś innym u boku. Nie ze mną. Żegnaj Thalio. Do zobaczenia na polach Elizejskich. - Luke podszedł do córki Zeusa i złożył na jej ustach pocałunek pełen czułości, a po chwili zniknął wraz z podmuchem wiatru. Szybko podbiegłam do przyjaciółki i mocno ją objęłam. Dziewczyna była bardzo przygnębiona i załamana. Nigdy nie widziałam, by płakała, więc ten widok bardzo mnie zaskoczył. Thalie znałam prawie dziesięć lat. Gdy umierała za mnie, Grovera i Luke'a na naszych oczach, czułam jakby ktoś wbijał mi tysiące małych igiełek w serce. To było naprawdę okropne. Teraz muszę być przy niej.
- Miśku, choć. Pójdziemy do twojego domku lub na spacer. Nie możesz tak tutaj klęczeć i płakać przez całą noc. Chodźmy stąd.
*Artemida*
Po raz pierwszy złamałam przysięgę, którą niegdyś złożyłam. Przysięgłam iść przez nieśmiertelne życie bez mężczyzny, jako wieczna dziewica. W czasach, gdy imperium greckie było potęgą, karałam wszystkie dziewczęta, które złamały obietnicę wiecznego dziewictwa. Dopiero teraz zrozumiałam, że przed miłością nie ma ucieczki. Mężczyzna, którego pokochałam nie jest zwyczajnym śmiertelnikiem. Jest to heros, który obóz skończył pokolenie temu. Jeszcze, gdy był nastolatkiem urzekło mnie jego postępowanie co do świata przyrody. Nigdy nie pozwolił, by jakiekolwiek zwierzę cierpiało. To właśnie było piękne.
Pewnego dnia spotkałam go na polowaniu. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Na początku traktowałam go z dystansem, jak każdego mężczyznę. Z czasem jednak zaczęłam oddawać się miłości. Teraz w swoim łonie noszę owoc tego związku. Razem z Thomasem jestem szczęśliwa. Jednak obwiniam się o cierpienie jednej z łowczyń. Gdybym nie zmieniła swych upodobań życiowych, Thalia by teraz nie cierpiała. Chłopak, którego darzyła mocnym uczuciem chodzi po Polach Elizejskich. Obwiniam się o cierpienie swoich łowczyń.
Thalia
To, co działo się w moim życiu to jeden, istny koszmar. Na początku byłam szczęśliwa, ale teraz moje życie odwróciło się do góry nogami. Dlaczego się zakochałam? Po co mi to było? Teraz nie potrafię się na niczym skupić. Zbliża się wojna, Annabeth oczekuje narodzin dziecka, a ja co robię? Użalam się nad sobą i wylewam łzy do poduszki. Ann mówi, że na moim miejscu zrobiła by to samo. Przyznała się, że gdyby go straciła, sama rozważałaby próbę samobójczą. Jej słowa dały mi domyślenia. W momencie, gdy cały obóz zasnął, a na nogach pozostali tylko wartownicy, wymknęłam się z domku i wyszłam poza granice obozu. Czułam, że ktoś mnie śledzi, ale tak naprawdę już mnie to nie obchodziło. Szłam przed siebie nie zważając na nic. Moim celem była ruchliwa ulica. Pragnęłam śmierci.
Stanęłam na ulicy na przeciw rozpędzonego samochodu. Byłam gotowa. Od śmierci dzieliły mnie zaledwie centymetry, gdy nagle poczułam, jak ktoś przyciąga mnie do siebie. Moje plany zniweczył Nico. Z jednej strony byłam mu wdzięczna, a z drugiej miałam ochotę mu przywalić. Jednak adrenalina wzięłam w górę. Mocno go objęłam i złączyłam nasze usta w pocałunku.
__________________________
Co najmniej 12 komentarzy !
Nie miałam pomysłu na końcówkę.
Miłego wieczoru
Dżerrka