sobota, 29 marca 2014

Strzałka!

Strzałka!
Heej. Jestem Julie ;* najlepsza przyjaciółka Talki.  Piszę tego posta z konta Dżerrki, ponieważ muszę jej podziękować. Ale to tak straaaaaaaaaaaaaaaaaasznie, straasznie :* Na wszystkie możliwe sposoby. Hmm... Opowiem wam dlaczego. No to może tak :
Pewnego razu, była sobie taka dziwna dziewczyna o imieniu Julia. Kochała tańczyć, grać na scenie i pisać opowiadania. Zaczęła ona czytać jedno opowiadanie o herosach ,a mianowicie Percabeth Story, autorką była Dżerr. Dziewczyna marzyła tylko o tym, aby ją poznać, ale nie miała odwagi zaprosić, popisać, zagadać. W końcu odważyła się. Zaprosiła swoja idolkę na facebook'u i zagadnęła. Na początku dziewczyny rozmawiały normalnie. Poznawały się. Okazało się, że mają wspólne zainteresowania. Dziewczyna o imieniu Julia zaczęła się zaprzyjaźniać i napisała to Dżerr. Napisała, że strasznie ją polubiła, ucieszyła ją odpowiedź, Dżerr napisała, że też strasznie ją polubiła. 
To była tylko kwestia czasu kiedy dziewczyny zostały dobrymi przyjaciółkami wspierały się, gadały, śmiały się. Pojawiały się problemy, choroby i inne takie. Dziewczyny nie przestały, wzmocniły swoją więź i co z tego wyszło? Teraz są najlepszymi przyjaciółkami. Dzielą je kilometry, sporo drogi, nie widują się. Lecz piszą, gadają przez komórkę ,a zobaczą się... NA WSPÓLNYCH Wakacjach.

No, ale co to ma do podziękowań? 
Nie dawno na moim blogu pojawiły się hejty. Kto mnie uratował? Kto mnie bronił? Natalka. Moja najlepsza przyjaciółka. Za to chcę jej serdecznie podziękować ,więc...

Dżerrko !
Dziękuję Ci za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Za to, że byłaś i jesteś. Za wsparcia i podnoszenie przy upadkach. Za nie dopuszczenie do upadku w momentach mojego życia. Za wszystkie słowa. Za... Za wszystko! Za te wakacje, których co prawda jeszcze nie ma, ale będą i już zakładam, że będą one najlepsze na świecie ;*
Kocham cię najbardziej na świecie. Dziękuję, że jesteś.
Dziękuję :)
Pozdrawiam Ciebie oraz wszystkich czytelników tego bloga.
Julie ;*


wtorek, 18 marca 2014

Epilog

Annabeth

               Od ostatniej bitwy z gigantami minęło sporo czasu, a właściwie cztery lata. W tym czasie nie działo się nic szczególnego. Razem z Percym wiedziemy normalne, pełne przygód życie. Oboje zdaliśmy maturę z dobrym wynikiem (no bynajmniej ja) i oboje mamy pracę, którą kochamy.
Ja jestem szefem firmy architektonicznej, a Percy ma swój własny instytut badań morskich. Nie ukrywam, że ten sukces zawdzięczamy naszym boskim rodzicom. 
Co działo się po wojnie? 
Cóż. Uranos zniszczył większą część obozu, a odbudowanie go przypadło na mnie. Teraz jest wszystko dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Każdy bóg ma swoją małą świątynie, domki obozowiczów są dwa razy większe, gdyż coraz więcej dzieciaków przybywa do obozu. Pole ogniskowe jest większe, a odbudowany amfiteatr wprost zapiera dech w piersiach. Krótko mówiąc za każdym razem, gdy jestem w obozie, rozpiera mnie duma. 
Herosi. No cóż. Powoli wszyscy zapomnieli o całej sprawie, ale w naszych sercach i tak na zawsze zostaną wspomnienia po zmarłych. W lesie nawet powstał obozowy cmentarz, na którym pochowani są nasi przyjaciele. Co roku, w wakacje zbieramy się tam i oddajemy hołd młodym bohaterom, którzy szybują pośród Elizjum, tak jak ptaki na wolności, poszukując w tym świecie ciepła, dobra i miłości. 
Kilkoro herosów przeszło na tak zwaną emeryturę, czyli postanowili wieść dalej normalne życie np. zakładając rodziny.
Jednak pewna rzecz nadal mnie nie pokoi. Czuję, że kiedyś Gaja powróci i walka z nią nie będzie należeć do zbyt łatwych. 
Jednak teraz nie można się niczym przejmować. Póki co nic złego się nie zapowiada i oby tak jak najdłużej.


_____________________________________________________
To już jest konie, nie ma już nic, skończyłam serię, możemy się uczyć.   
Kilka długaśnych słów ode mnie. 
Każdy z Was w ciągu półtora roku widział, jak się zminiam. Z głupiej, czternastoletniej dziewczynki wyrosła silna i pewna siebie szesnastolatka. 
Pisanie od samego początku mi nie wychodziło. Miałam wzloty, jak i upadki, ale nie żałuję, że założyłam tego bloga, bo dzięki niemu poznałam Was, czyli cudownych, szczerych do bólu i prawdziwych Demigods. 
Liczę, że z większością zobaczę się na zjeździe lub w komentarzach w następnej serii Drugie pokolenie - Elizabeth story.
Jestem wdzięczna każdemu z osobna za każde, nawet przypadkowe wejście na bloga i za każdy komentarz. 
To dzięki Wam robię to, co robię i mimo, że jestem w tym kiepska, to nie żałuje i nie wstydzę się tego.

Szczególne podziękowania kieruję do:
Merr - Gdyby nie ty nie wiem, czy ten blog by jeszcze istniał. Byłaś przy mnie wiele razy, gdy cię potrzebowałam. Wspierałaś mnie i zawsze mówiłaś, że mam się nie poddawać. Mimo, że nie zawsze jestem, to musisz wiedzieć, że kocham cię jak siostrę i jesteś dla mnie bardzo wazna. 

Pipes - Twoje komentarze często dawały mi mocno w kość, ale wiem, że pisałaś to, by w jakiś sposób mi pomóc. Mimo, że się czasem starałam, to nie zawsze mi to wychodziło, gdyż jak moi rodzicie widzieli, że zaczynam pisać, zabierali kartki, wyrzucali do kosza i kazali się uczyć. 

Wieka - Poznałam ciebie właśnie przez tego bloga i jesteś chyba jedyną osobą, której zaufałam tak szybko. Wspierałaś mnie zawsze i mimo kłótni wiem, że zawsze przy mnie będziesz. Na rozmowy telefoniczne wydałaś fortunę, ale pamiętaj, że jesteś dla mnie jak Ika, a doskonale wiesz, że Ika jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Twoja strata była by bardzo bolesna. 

Julaa - Moja kochana Demigood, którą uwielbiam i kocham. Jedna z moich najlepszych przyjaciółek, tak samo jak Milena. Obie jesteście cudowne i wspieracie mnie duchowo. Nie mogę się doczekać, gdy was spotkam. Te wakacje będą najlepszymi wakacjami.

Aria P.  - Twój komentarz pod postem Kitty sprawił, że miałam wiele łez w oczach. "Mimo, że nie przepadam za twoim pisaniem, wcale nie znaczy, że chce twojej śmierci". Te słowa zapamiętam chyba na zawsze. Dziękuję za komentarze WSZYSTKIM.

Arya Chase - Tobie dziękuję za wiadomości  i obrazki, jakie wysyłałaś nie tylko na meila, jak i na stronkę. 

Wszyscy jesteście cudowni.
Do zobaczenia w następnym sezonie. 
- Dżerr

niedziela, 16 marca 2014

Percabeth Story: Rozdział 40 część 2 - "Półbogowie nigdy się nie poddają. Walczcie do samego końca, bo taki jest wasz obowiązek."

DEDYKUJĘ WSZYSTKIM, KTÓRZY CHOĆ RAZ DODALI KOMENTARZ POD JAKIMKOLWIEK POSTEM.
JESTEŚCIE WSPANIALI I ZA TO WAM DZIĘKUJĘ!

Annabeth

              Obudziłam się dość późno. Na niebie zamiast słońca świeciły małe kropeczki, które swoim blaskiem oświetlały świat. Która to może być? Dziesiąta wieczorem? Eh...nieważne. 
Przekręciłam głowę w lewo, uświadamiając sobie, co zdarzyło się zaledwie kilka godzin temu. Tak! To nie sen! Ja naprawdę żyję! To wspaniałe, a wręcz niewiarygodne.
Leżałam przez chwilę szeroko się uśmiechając. Świeże powietrze delikatnie owiewało moje lekko opalone ciało. 
Znajdowałam się na tarasie Wielkiego Domu. Przyprowadzono mnie tu, bym mogła odpocząć po zamieszaniu związanym z moim zmartwychwstaniem. Zaraz! Wojna. Rachel przepowiedziała bitwę. Muszę się zbierać. 
Szybko zrzuciłam z siebie ciepły, niebieski koc i ruszyłam biegiem w stronę pola ogniskowego. Z dala dobiegały mnie dźwięki muzyki, śmiechu i dobrej zabawy.
- Annabeth! - Krzyknęła Thalia. Po chwili każdy heros podchodził i mocno mnie przytulał. - Nawet nie wiesz, jak bardzo mi ciebie brakowało.- Na córkę Zeusa zawsze mogłam liczyć. Byłam jej za to bardzo wdzięczna.
- Chwila. - Powiedziałam, przerywając śmiechy i muzykę. - Dlaczego siedzicie tak bezczynnie? Czy już się poddaliście? Zbliża się wojna. Nie mamy przygotowanej żadnej techniki, a musimy walczyć. Powinniście ćwiczyć, a nie siedzieć. Nie wygramy nic nie robiąc. - Mówiłam. To już nie był ten sam obóz. Dlaczego tak bezczynnie siedzą i nic nie robią? To jest do nich naprawdę nie podobne.
- Nie mamy czasu, Annabeth. Gaja przebudziła się zdecydowanie zbyt szybko. Nie jesteśmy przygotowani i nie mamy odpowiedniej techniki. Nawet gdybyśmy walczyli, nie wygramy. Świata już nie będzie. - Odpowiedział jeden z synów Apolla. Przyznam, że jego słowa jeszcze bardziej mnie zdenerwowały.
- Co wy mówicie?! Wszyscy jesteśmy herosami. Czyżby moja śmierć i moje poświęcenie poszły na marne? Kim wy jesteście? Co się z wami stało?...
- Annabeth ma rację. - Powiedział Percy przerywając moją wypowiedź. Podszedł i delikatnie mnie objął.- Wielu herosów oddało życie i tylko po to, byście teraz bezczynnie siedzieli? Nie poznaję was. Rozumiem, że jesteście zmęczeni, ale takie jest życie herosa. Fata zadecydowało. Musicie walczyć. - Byłam mile zaskoczona słowami Percy'ego. Widać jego także zdziwiło zachowanie naszych przyjaciół.
- Słuchajcie. Niech grupowi przyjdą na naradę. Ustalimy plan działania. Będziemy walczyć! - Po tych słowach ruszyłam w stronę Wielkiego Domu.

***
               Siedziałam na stole do ping-ponga, trzymając w rekach mapę obozu. 
- Jakim, cudem wejdą na teren obozu, skoro mamy Złote Runo, które sprawia, że przez granicę żaden potwór nie może przejść? - Zapytałam. To pytanie nurtowało mnie od prawie godziny.
- Wejdą przez wodę. - Szepnęła wyrocznia. Rudowłosa dziewczyna szkicowała coś na białej kartce papieru. - Przecież nasze jezioro ma połączenie z zatoką Long Island.  Wiem to, bo jak byłam mała, tata mnie tutaj zabrał, znaczy na zatokę. Zawsze wiedziałam, że coś tutaj jest, ale dopiero, gdy poznałam Percy'ego dowiedziałam się co. - Zamknęłam oczy mając nadzieję, że uda mi się coś wymyślić. W tym momencie każdy liczył właśnie na mnie.
- Mam pewien pomysł. - Powiedziałam po pewnym czasie. Wszyscy skupili swój wzrok prosto na mnie. - Z tego co wiem, w lesie poukrywane są bunkry. Skoro już są, to dlaczego ich nie wykorzystamy? Zamiast stać i niczemu nie służyć, mogą na czas bitwy być naszą kryjówką. Gdy armia Gai i Uranosa wejdzie na teren obozu, będą myśleć, że nikogo nie ma. Kilku chłopaków od Hermesa i Hefajstosa wyjdzie, by z zaskoczenia pozbyć się przeciwników.Gdy wrócą, łucznicy od Apollina wystrzelą strzały. Powstanie zamieszanie, a my pozbędziemy się wielu herosów z armii tej jędzy. Jednak walka będzie nieunikniona. Po łucznikach wyskoczymy my i rozpoczniemy to, co od dawna jest przepowiedziane. Percy, Clarisse i ja pobiegniemy na przywódców, a reszta zajmie się innymi. Nie mamy pewności wygranej, ale z dobrym planem i zaangażowaniem wszystko jest możliwe.
- Uważam ten plan za bardzo dobry. Czy ktoś ma jakieś zastrzeżenia? - Zapytała Clarisse. Gdy z Percym przeprowadziliśmy się i stwierdziliśmy, że nasza przygoda w obozie dobiega końca, trzeba było przekazać dowództwo. Teraz naszą starą funkcję pełniła córka Aresa.
- Tak. - Odpowiedział, Percy, co wprawiło mnie w jeszcze większe zaskoczenie. - Co z Elizabeth i przepowiednią? - Miał rację. Zapomniałam o tym.
- Dziewczynkę trzeba ukryć w lesie razem z Driadami.Tylko one najlepiej znają teren. Jeżeli Lizzy nie pojawi się na polu bitwy, to możliwe, że przepowiednia się nie spełni. - Odpowiedział Chejron, po raz pierwszy tego wieczoru. Zawsze na naradach odzywał się tylko wtedy, gdy mieliśmy jakiś problem. W ten sposób uczył nas zaradności. Jednocześnie często uczyliśmy się na swoich błędach.
- A więc wszystko ustalone. Grupowi niech przekażą plan pozostałym. Niech każdy domek wystawi po dwie osoby na nocną wartę. Nie wiemy, kiedy dokładnie zaatakują. Patrole będą pilnowały do godziny czwartej. Następnie ubieramy się w zbroje, zabieramy broń i idziemy do bunkrów. - Powiedziała córka Aresa, po czym szybko odeszła w stronę swojego domku. Przez chwilę spróbowałam zrozumieć, co ta dziewczyna może czuć. Jest zupełnie sama, bez żadnego rodzeństwa. Nie ma się komu wyżalić, choć wątpię, by kiedykolwiek to robiła.
Z zamyśleń wyrwał mnie dotyk Percy'ego.  Uśmiechnęłam się do niego blado i oboje ruszyliśmy w stronę lasu, gdzie obecnie znajdowała się Elizabeth.
Przed nami pojawiło się ogromne drzewo, w którym znajdowały się duże, brązowo czarne drzwi. Zapukałam, a po kilku sekundach przede mną stanął Grover.
- Wejdźcie. - Powiedział uśmiechnięty. W ręku trzymał nadgryzioną puszkę coli. Nic się nie zmienił. Stary przyjaciel, z którym przeżyliśmy wiele przygód i misji.
W środku było naprawdę dużo miejsca. Nie było to zwyczajne drzewo. Jest to raczej coś w rodzaju podziemnego domu.
- Co się stało? - Zapytała Kalina, wyczytując wszystko z mojej twarzy. Ta Driada wyróżniała się od innych. Była w miarę odważna i mądra, a to cechy warte uwagi.
- Jutro wszystko się rozstrzygnie. Przybędą. - Odpowiedziałam. - Potrzebna jest wasza pomoc. Czy jest tutaj miejsce, gdzie można ukryć Elizabeth? Ona nie może brać udziału w bitwie. Gdy Gaja ją zobaczy to...
- Rozumiem. - Odpowiedziała Driada, przerywając mi. - Chodźcie za mną. - Na ręce wzięła swojego kilku miesięcznego synka i zaprowadziła nas w stronę mosiężnego regału z książkami.
- Percy, czy mógłbyś go przesunąć? - Zapytała. Glonomódżek z chęcią zrobił to, o co poprosiła go Kalina. Naszym oczom ukazały się szare, metalowe drzwi, które zamiast klamki miały zamek, wyglądający jak ster w statku. - To jedno z najbardziej bezpiecznych miejsc na terenie całego obozu. Tak zwany schron. Zostawcie u nas Lizzy. Tutaj będzie bezpieczna.

Percy

               Spojrzałem na zegarek, który dostałem od Paula jako prezent ślubny. Wybiła godzina szósta rano. Wszyscy rozrzuceni byli po bunkrach, znajdujących się w lesie. Póki co było spokojnie, co zaczynało niepokoić Annabeth. 
- Zaczynam się koszmarnie nudzić, Jackson. - Powiedziała Clarisse, przepychając się w stronę wyjścia. Już nie jest miła. Wróciła do swojego starego wrednego "ja".
- To proszę bardzo. Drzwi otwarte, droga wolna. Możesz wyjść i dać się zabić. Twoja decyzja. Ja tam za tobą nie zapłaczę. - Powiedziałem, uśmiechając się łobuzersko. Widać i w takich sprawach trzyma mnie poczucie humoru.
- Weź się lepiej zamknij, Jackson. - Odpowiedziała córka Aresa, uderzając mnie w ramię.
Nasze małe przekomarzanie przerwało lekkie trzęsienie ziemi. Przez dziurę w drewnianych drzwiach dostrzegłem, że kilku wojowników z mieczami uniesionymi nad głowy, biegnie w stronę obozu herosów. Jednak po chwili przystanęli. Powitała ich pustka. Właśnie rozpoczęła się inwazja.
Armia wroga stała, nie wiedząc co się dzieję. Spodziewali się walki i dostaną ją, lecz nieco później.
- Dawać dzieci Hefajstosa i Hermesa. - Rozkazała Annabeth. Na twarzy córki Ateny widać było skupienie. - Działamy według planu. - Przyznam, że właśnie takiej Ann mi brakowało. Silnej i przywódczej.
Kilku chłopaków, w tym Charles i Tony szybko wyszło z naszej kryjówki. Widziałem, jak jeden z nich podchodzi od tyłu do wojownika z armii przeciwnej i z zaskoczenia podcina mu gardło. Po szyi wroga płynęła strużka czerwonej, ciepłej cieczy. Nieznany mi chłopak lekko się zachwiał i upadł na ziemię. Morderstwo idealne.
Kilku herosów robiło to samo. Widziałem, jak Annabeth uśmiecha się lekko do samej siebie. Jej plan jest doskonały i trzeba to przyznać.
Nie minęło piętnaście minut, kiedy nasi wrócili.
- Nieźle się spisaliście. - Rzekła córka Aresa, klepiąc Tony'ego w ramię. - Teraz czas na łuczników. Na co jeszcze czekacie leniwce? Do dzieła!
Tym razem również nie było problemów. Dzieci Apolla nie musiały odchodzić zbyt daleko. Schowali się za drzewami i na rozkaz przywódców, wystrzelili strzały, powodując krzyki bólu i panki. Powstał masowy mord. Kilkadziesiąt ciał uginających się pod własnym ciężarem i upadających na zakrwawioną ziemię. Po raz pierwszy tego dnia pomyślałem, że wygramy. Nie wiedziałem, jak bardzo się mylę.
- Atak! - Krzyknęła Clarisse, a my wybiegliśmy prosto na pole bitwy. Rozpoczęła się walka. Za obóz! Za bogów! Za życie i świat!
Starałem się robić wszystko według planu, lecz nigdzie nie było widać ani Gai, ani Uranosa. Ewidentnie coś się komplikowało.
Nie wiedząc, co dokładnie mam robić, odetkałem Orkan i walczyłem z pierwszym, lepszym herosem. Pięta Achillesa pomagała mi w walce, bo wcale nie musiałem się tak bardzo martwić o swoje życie. Nie było łatwo. Nas było znacznie mniej, ale jak to powiedział kiedyś mój ojciec "Nie liczy się ilość, ale skuteczność".
Widziałem, jak przegrywamy. Młodzi herosi, którzy w obozie byli pierwszy raz, w tym momencie bez ruchu leżeli na ziemi. Annabeth również to dostrzegła. Widziałem, jak z kieszeni szortów wyciąga duży, fioletowy pierścień. Dobrze wiedziałem, do czego on służy. Jest to tak zwany sierp Kronosa, Pana Czasu. Annabeth za pomocą właśnie tej broni potrafiła zatrzymać czas. Tak właśnie zrobiła i tym razem.
- Mamy pięć minut, zanim sekundy znów zaczną płynąć. Nie uda nam się zabić wszystkich, ale zawsze możemy zdobyć przewagę! - Krzyknęła córka Ateny, a nasi herosi ruszyli z uniesionymi mieczami prosto na armie przeciwnika.
Potwory błyskawicznie zamieniały się w kupki złotego pyłu, a herosi padali w kałuże krwi. Jednak nic nie może trwać wiecznie. Nim się obejrzeliśmy, po obozie znów rozległ się krzyk ataków. Nie było łatwo.
Nagle ziemia zaczęła się mocno trząść, aż powstała w niej ogromna szczelina, prowadząca na samo dno okropnego, ciemnego Tartaru. Przed nami pojawiła się dwójka najgorszych wrogów: Gaja i Uranos. Ziemia miała około dziesięciu metrów wysokości i była złoto czarna, a jej mąż  liczył piętnaście metrów i był cały czerwony. Oboje deptali po całym obozie, doszczętnie go niszcząc. Teraz rozpoczęła się prawdziwa rzeź. Nigdy tego nie wygramy.
Odruchowo spojrzałem w stronę lasu i zamarłem. Za jednym z drzew stała Elizabeth. Widziałem też Grovera, który próbował ją zabrać w bezpieczne miejsce, ale ta mu się wyrywała. Po kilku sekundach dziewczynka wbiegła prosto na pole bitwy.
- Nie! - Krzyknęła Annabeth, dostrzegając to, co ja. W tym samym momencie Gaja głośno zaczęła się śmiać. Łucznicy z jej armii ustawili strzały prosto na moją córkę. Cięciwa naciągnięta...ognia. Strzały wystrzelone. W ostatnim momencie zobaczyłem, jak Clarisse rzuca się na Lizzy, jednocześnie przyjmując na siebie cały atak. Zapadła cisza. Z ust córki Aresa wydarł się mrożący krew w żyłach krzyk bólu. Cierpiała. Jej ciało zalały krople czerwonej mazi. Dziewczyna ugięła się na własnych nogach i upadła na ziemię.
- Percy. - Powiedziała ukradkiem sił. Patrzyła na mnie, jakbym mógł jej pomóc. Przez chwilę próbowała się podnieść, ale kończyło się to dla niej bolesnym upadkiem. - To było...moje...zadanie. - Po tych słowach przewróciła się na plecy i wydobyła z siebie ostatni oddech. Umarła.
- Nie! - Krzyknęła Elizabeth., podnosząc się z ziemi. - Zabiliście ciocię Clarisse! - Po raz pierwszy ujrzałem coś tak potężnego. Moja córka wywołała w obozie ogromny huragan. Stała naprzeciw gigantów z zaciśniętymi dłońmi. Co złego się teraz wydarzy?
- Elizabeth, stój! Uspokój się! - Krzyknęło kilku bogów. Pojawili się w samą porę.
Lizzy nie słuchała. Była zdenerwowana, a z jej ciała płynęła dziwna, silna energia. Woda w jeziorze mocno obijała się o piaszczyste ściany klifu. Tworzył się sztorm. Nie, poprawka. Elizabeth tworzyła sztorm.
- Lizz! - Krzyknął mój ojciec próbując do niej podejść. Dziewczynka odczytując jego zamiary, uniosła ręce do góry i zapanowała nad wodą. Dopiero teraz dowiedziałem się, że ma taką moc.
Potężny strumień wody skierowała prosto na swojego dziadka i mocno w niego uderzyła, sprawiając, że Posejdon stracił równowagę. To, co Elizabeth wyprawiała w tym momencie było niesłychane. Za pomocą rąk stworzyła ogromny wir, który prowadził na dno Tartaru. Do jej dzieła po kolei wpadało wielu wojowników, jak i potworów. Armia Gai i Uranosa już nie istniała. Została tylko ta dwójka.
Ziemia z własnej woli rozpłynęła się w czarny pył. Uciekła.
Lizzy jedną ręką podtrzymywała wir wodny, a drugą stworzyła ogromną, wodnistą rękę, która zebrała w siebie całą, dostępną broń, czyli miecze, sztylety i strzały, a po chwili wystrzeliła prosto na naszego wroga. Takiego ataku nikt się nie spodziewał. Nie minęła minuta, kiedy pokiereszowany Uranos ruszył w stronę Tartaru.
Elizabeth opuściła ręce, jednocześnie zalewając obóz. Woda na ziemi zmieniła się w błoto i kałuże. Lizzy zachwiała się i ze zmęczenia zemdlała. Dzięki niej obóz i świat nadal istnieją.

_____________________________________________
A więc to już jest koniec. A raczej rawie koniec, bo przed nami jeszcze epilog który pojawi się w najbliższym czasie.
To opowiadanie (cała seria) nie jest ideałem. Na bieżąco będę starała się wszystko popoprawiać. Jednak potrzebna mi będzie pomoc.
POSZUKIWANA BETA, OSOBA KTÓRA POMOŻE MI KOREKTOROWAĆ POPRZEDNIE ROZDZIAŁY, ABY INNYM LEPIEJ SIĘ CZYTAŁO. BARDZO PROSZĘ, NIECH KTOŚ SIĘ ZGŁOSI W KOMENTARZU LUB NA MEILA Dzerr98@gmail.com.
Także pojawi sie epilog, a następnie druga seria.
Może będzie lepsza od tej? Mam taką nadzieję.
A teraz parę linków. Dość dla mnie istotnych  waznych.
1. Masz ADHD i dysleksję? Nie martw się nie jesteś debilem tylko herosem. Stronka o tematyce PJ i OH prowadzona przeze mnie, Merr i McLean. Organizowane są tam zabawy i inne. Super fanpage.
2. Dżerrka mała stronka informacyjna o kolejnych rozdziałach, ale też taka dla zabijania mojej nudy.
3. Story Of My Life blog, który jest mi bardzo bliski. Tematyka wzorowany na moim dawnym blogu. Piszę go razem z najlepszą przyjaciółką. - Kitty.
4. Pamiętnik Dżerrki blog, który powstał na początku mojej przygody z blogowanie. Na nim właśnie widać, jak bardzo się zmieniałam.

To chyba tyle.
No i jeszcze może mój ask KLIK.
Do zobaczenia!
Widzimy się za około dwa/trzy tygodnie z nowa serią a z epilogiem oby ja najszybciej.
Liczę na wasze komentarze. 

środa, 12 marca 2014

Luźny, dziwny, potrzebny dla mojej osoby, wyrażający mnie ... post.

Jestem człowiekiem i mam uczucia, a to oznacza, że czasem potrzebuję jakiegoś luźnego postu na moim ulubionym, kochanym blogu, także oto nic nie wnoszący do życia post, opisujący tę debilkę siedzącą przed komputerem z ręcznikiem na głowie czyli mnie. 

No więc tak. 
Ble, ble, ble moje zycie było takie i takie, srakie i srakie, ble, ble, ble. Słowo kluczowe: BYŁO.
Zmieniłam się i to dzięki Wam! 
Thank you very much...
itd. 
No więc. 
Zdałam sobie sprawę, że jak zaczynałam swoją przygodę z tym blogiem to byłam uśmiechniętą Dżerr, która niczego się tam nie boi, jest raczej uśmiechnięta i ze wszystkiego się smieje. Później byłam taka se ponura, zua, pragnełam śmierci itd. ble, ble, ble.
No, ale wy mnie znacie z tej gorszej, słabej strony i chce to zmienić. :D

Zacznijmy od początku? Oki? 
Jestem Natalia i miło mi Was poznać. 
Mam szesnaście lat. Chodzę do trzeciej gimnazjum, od półtora roku pisze opowiadania, co jest moją pasją. Uwielbiam czytać książki i grać w przedstawieniach teatralnych. 
Jestem metalem, ale tylko pod tym względem, że słucham takiej muzyki. 
Mam kilka wspaniałych przyjaciółek, w tym cztery, których jeszcze nigdy na żywo nie spotkałam. Ach te cudowne kilometry. -.-
Mam psa o imieniu Sara xd. 
Nie mam chłopaka. :( Taki forever alone. 
Mam cudna siostrę cioteczną. - Ikę :D 
Jestem głupia, szurnięta i miałam tysiące chorób. To cudowne szczęście -.- 
No i kocham czekoladę, ale już jej nie jem, bo jestem grubasem.
Raz w mundurze harcerskim po nutelli, turlałam się pod kościołem na akcji zarobkowej drużyny. 
A więc to ja. 
Miło Was poznać. 

Czy odpowiada Wam taka Dżerrka?
Uśmiechnięta i starająca się pokonać pokuse smierci? 
Bo wiecie, że i tak się nie zmienie?
Wolę siebie właśnie taką, niż tą poprzednią. 

I teraz uwaga! 
Z okazji prawie 80000 wyświetleń, razem z Kitty postanowiłyśmy nagrać schizowy, głupi filmik, w którym odpowiadamy na jakieś pytania i odwalamy bekę z życia codziennego.
Miło by było dostać jakieś tam pytania itd. 
Więc może byście tak coś dali? Jakieś małe pytanko.
I chętnie poczytam coś o Was, kochani. 
Do zobaczenia prawdopodobnie w sobotę. 
Odnowiony model Natalii xd. 


niedziela, 2 marca 2014

Percabeth Story - Rozdział 40 część 1 - "Byłem zaskoczony całą sytuacją..."

ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ MILENIE :**

Sally

      

        Być może jestem zwykłym śmiertelnikiem, ale to wcale nie znaczy, że nie rozumiem tego, co się teraz dzieje. Mój syn wraz z wnuczką od dwóch dni siedzą w domu i opłakują zmarłą po kątach,  a ja? Ja staram się być oparciem dla rodziny, ale sama jestem pogrążona w ogromnym smutku. Co oni teraz zrobią? Jak sobie poradzą? Annabeth nie żyję i to jest prawda, z którą trzeba się pogodzić. 
Usiadłam na kanapie obok Percy'ego. Chłopak patrzył na leżącą Elizabeth. Dziewczynka miała opuchnięte policzki, po których cały czas spływały słone kropelki. Najbardziej było mi żal właśnie jej. Była świadkiem,  jak matka wbija sobie sztylet w serce. Lizzy jest mała i nie rozumie, dlaczego to zrobiła. Jest tylko dzieckiem, które niczemu nie zawiniło.
Dziś rano w pokoju Percy'ego znalazłam kartkę papieru, na której napisane były słowa od córki Ateny. Uratowała świat, poświęcając swoje życie. Każdy będzie ją uważał za bohaterkę. 
Miałam jednak głupie przeczucie, że Gaja nie dotrzyma słowa i mimo wszystko zaatakuje Obóz Herosów,  a potem pozbędzie się wszystkich ludzi.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Wstałam i leniwym krokiem ruszyłam, by je otworzyć. Przede mną stał Posejdon.
- Witaj, Sally.- Powiedział bóg mórz i oceanów. Nie próbował się uśmiechać.  Był poważny.
- Dzień dobry, proszę, wejdź. - Powiedziałam,  wpuszczając go do mieszkania.- Napijesz się czegoś?- W trudnych chwilach także należy wykazać się odrobiną kultury.
- Nie. Dziękuję. Nie rób sobie problemu. Jak się czują Percy i Elizabeth? - Nie potrafiłam odpowiedzieć. Po prostu opuściłem wzrok i zaprowadziłam go do salonu. Gdy Percy zobaczył ojca, podniósł się i ruszył w stronę wyjścia. 
- Poczekaj. - Powiedział Posejdon, łapiąc go za ramię. - Wiem, że to trudne i wiem, że nie możesz się z tym pogodzić,  ale musisz żyć dalej. Zrób wszystko, by Ann nie pożałowała swojej decyzji. Bądź twardy. Nie bądź lamusem, przecież jesteś ojcem. Masz córkę i powinieneś dla niej wziąć się w garść. Jutro rano będziemy spalać całun Annabeth. Powinieneś tam być i powiedzieć kilka słów od siebie. - Posejdon miał rację. Percy powinien zacząć normalnie funkcjonować. Przed nim całe życie i nie może wiecznie opłakiwać zmarłej.



Percy

            Wszyscy powtarzali tylko jedno: Zapomnij, przecież trzeba żyć dalej.
Ale czy da się zapomnieć o jednej z najważniejszych osób w życiu? To nie jest łatwe. Posejdon w jednym miał rację. Muszę żyć dalej i być oparciem dla tych, którzy mnie potrzebują. Stwierdziłem,  że już wystarczająco długo byłem u mojej mamy, więc czas wrócić do domu. Nie mieliśmy ze sobą żadnych bagaży,  więc po prostu założyłem buty, dałem całusa swojej rodzicielce i biorąc Elizabeth na ręce,  zszedłem na dół. 
Próbowałem wyjechać samochodem z parkingu, ale ten nie chciał ruszyć. 
- Cholera! - Powiedziałem zdenerwowany. - Głupie auto! Brak Paliwa.
W lusterku zobaczyłem wzrok swojej córki.  Znów płakała. Szybko przesiadłem się na tylne siedzenie i przytuliłem ją do siebie.
- Nie płacz,  kochanie. Już nie płacz. - Dziewczynka wytarła ze swoich policzków małe łezki. - Chyba musimy pójść pieszo.
Zamknąłem samochód,  złapałem Elizabeth za rękę i powoli ruszyliśmy w stronę Long Island. Samochodem było to piętnaście minut, natomiast pieszo około godziny.
Gdy dochodziliśmy już do szesnastej alei, Elizabeth zaczynała być zmęczona. Wziąłem ją na ręce i ruszyliśmy dalej. Jak ja sobie teraz ze wszystkim poradzę? Annabeth nie żyje i taka jest prawda. Ja? Ja nie potrafię się z tym pogodzić. Przecież ją kochałem i nadal kocham. W nocy nie potrafię robić nic, oprócz patrzenia na Elizabeth i płakania. To normalne, że płacze. Straciłem najważniejszą osobę w moim życiu. Teraz została mi tylko córka,  w której oczach widać smutek i cierpienie. Muszę zrobić wszystko, by się uśmiechnęła. Ja mogę cierpieć, ale ona nie.
- Percy? - Pod jedną z kawiarni stała nie wysoka dziewczyna o głębokich, brązowych oczach i długich, czarnych włosach. Była to Amy. Puszczalska laska z mojej szkoły. Pierwszoklasistka, której w roku szkolnym pomagałem w nauce pływania. Niestety chodziła na grekę. Nigdy jej nie lubiłem. 
- Cześć Amy - Powiedziałem oschle. 
- Jak tam wakacje? - Zapytała dziewczyna. Nie miałem wyjścia. Musiałem stanąć i chwilę z nią porozmawiać. 
- Źle. - Odpowiedziałem krótko, obracając się w jej stronę. 
- Na pewno nie jest aż tak beznadziejnie. Masz siedemnaście lat. Pewnie dużo imprezujesz. Zazdroszczę ci, że jesteś starszy..
- Nie imprezuję. - Powiedziałem, przerywając jej. W oczach dziewczyny widać było zaskoczenie. Po chwili spojrzała na Lizzy.
- A to, kto? - Podeszła do dziewczynki i uśmiechnęła się. 
- Moja córka. - Odpowiedziałem krótko. Akurat teraz nie mam ochoty na towarzyskie spotkania. 
- Ty masz córkę? Nie wiedziałam. Ta obrączka na palcu pewnie też coś znaczy. Strasznie szybko ci córka urosła. Ile ma lat? A zresztą nie ważne. Lepiej powiedz, gdzie masz żonę. - Tym razem trafiła w nasz słaby punkt. Po policzkach Elizabeth znów zaczęły spływać łzy, natomiast ja byłem temu bliski. Nie potrafiłem odpowiedzieć na jej pytanie. 
- Halo. Ziemia do Percy'ego. Słyszałeś? Pytałam, gdzie jest twoja żona. - Bogowie! Czy ta siksa nie może przestać? Nie widzi, że nie mam ochoty z nią rozmawiać? - Halo. Odpowiesz mi?  
- Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to Annabeth nie żyje. Zmarła. I bardzo dziękuję, że spowodowałaś płacz u mojej córki. Zrób coś dla mnie i zniknij. - Już miałem odchodzić, gdy usłyszałem, jak Elizabeth wypowiada w stronę dziewczyny trzy słowa. 
- Nie lubię cię. - Moja córka zawsze będzie szczera. Tego jestem pewny. Uśmiechnąłem się do siebie i ruszyłem dalej. 
               Dom. Pusty dom. Dom, w którym miała mieszkać szczęśliwa rodzina. Pierwsza noc w tej sypialni spędzona bez Annabeth u boku. Pierwsza noc, która minęła na szczerym płaczu i wspominaniu tych szczęśliwych chwil. Tej nocy wylałem wszystkie swoje emocje. 
To właśnie dziś ma zostać spalony całun Ann. Czy dam radę przy tym być? Wiem, że muszę spróbować. Wiem, że będzie trudno, ale się postaram. 


Annabeth

               Obudziłam się cała mokra na czarnym, zimnym i wilgotnym piasku. Miałam na sobie białą, a właściwie już szara od brudu sukienkę, która na samym dole była lekko podarta. W miejscu, gdzie znajdowało się moje serce, suknia była rozdarta. Czułam się dziwnie. W środku ciała było mi gorąco, wręcz jakbym się paliła, natomiast od zewnątrz czułam straszny chłód. Obok mnie płynęła czarna rzeka. Styks...właśnie. Jak to możliwe, że umarłam skoro?...Wiem! Moje serce było piętą Achillesa. 
Dobrze wiedziałam, gdzie się znajduję i co mnie teraz czeka. 
Podniosłam się i ruszyłam przed siebie. Wszędzie panował półmrok. 
Szłam nie czując zupełnie nic. Nie miałam czucia w rekach, ani w bosych stopach. Gdyby zawiał wiatr, pofrunęłabym razem z nim. Doszłam do miejsca, gdzie na ścianach powietrza pojawiły się latające pochodnie. Po chwili zobaczyłam kolejkę błąkających się dusz. Wszyscy chcieliby, by Charon przewiózł ich na drugą stronę rzeki. 
Po raz kolejny w tym tygodniu podeszłam do dziwnego, bladego mężczyzny. - O ile można go tak nazwać. 
- Żywi nie mają wstępu do Hadesu. - Powiedział, po czym odwrócił się w moją stronę i stanął w bezruchu. 
- Ale ja nie żyję. - Powiedziałam.
- To nie możliwe. - Podszedł i dokładniej przyjrzał się mojej duszy.- Rzeczywiście. Jeśli masz dramę, zabiorę cię do zamku Pana. 
Spojrzałam na czarny, żwirowany piasek. Leżała tam złota, niewielka moneta. Podniosłam ją i podałam Charonowi. 
- Zapraszam na łódź. - Powiedział, wskazując ręką na drewniany przedmiot pływający po czarnej jak smoła rzece. 
Płynęliśmy w milczeniu. Już nigdy nie zobaczę ani Percy'ego, ani Elizabeth. Umarłam. Naprawdę umarłam. Teraz jestem tylko bezradną duszą. Z tego świata, zmarłym nie da się uciec. Z tego świata, zmarłym nie da się uciec. Przepowiednia się spełniła. Dziecko Ateny umarło. 
- Tu kończy się twoja przejażdżka. Teraz tylko staniesz przed sądem. - Po tych słowach zniknął w czarnym dymie. 
Stałam pod czarnym, ogromnym pałacem samego Hadesa. Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, gdzie będę toczyć swoje grobowe życie. Osobiście uważam, że nadaję się do Elizjum, ale nie wiem, czy będzie mi to dane. 
Drzwi otworzyły się, a przede mną stanął...Nico. Spoglądał na mnie z głębokim współczuciem w czarnych jak smoła oczach. Leniwie podał mi rękę i poprowadził w głąb czerwono czarnych korytarzy. 
- Teraz czeka cię sąd. Rób wszystko, aby się obronić. Jeśli odezwiesz się bez pozwolenia, będziesz żałowała. - Wrota się otworzyły, a mnie oślepił dziwny blask. 
Powoli weszłam do środka. Usiadłam na wysoki, czarno złotym krześle i czekałam na to, co ma się wydarzyć. 
- Córka Ateny. Annabeth Jackson. Żona Perseusza Jacksona i matka Elizabeth Jackson. Heros. W obozie odkąd skończyła siedem lat. Gdzie chciałabyś trafić? - Nie widziałam właściciela głosu. Trzęsłam się ze strachu oraz z zimna. 
- Chciałabym zamieszkać w Elizjum. - Odpowiedziałam, chcąc brzmieć pewnie. 
- Ha. Elizjum. Dobre. Do tego są potrzebne szczególne osiągnięcia. Wątpię byś...
- Tanastosie! - Przerwał drugi głos, również należący do mężczyzny. Po chwili zobaczyłam właściciela. Był to Hades. - Chyba nie wiesz, do kogo należy ta dusza. Annabeth Jackson to inaczej Annabeth Chase. Nie rozumiem, dlaczego stoi przed sądem, skoro Fata kilka lat temu przepowiedziały jej wybór. Droga Annabeth. - Powiedział, zwracając się do mnie. - Dziecię Ateny, córa mądrości, przez trzy dni posmakuje nicości, w Hadesie stanie jedną nogą i zmierzy się ze swą największą trwogą. Umarłaś, a przepowiednia po części się spełniła, lecz przed tobą jeszcze ostatnia część - wybór. Gaja słowa nie dotrzyma. Twoja śmierć dała jej po prostu więcej siły i dzięki temu obudziła się przed planowaną datą. Już teraz jej wojska szykują się do walki. Mogą zaatakować w każdej chwili. Możesz zostać tutaj i uniknąć rozlewu krwi lub wrócić i razem z innymi walczyć. Sama wybierz córko Ateny. - "Przez trzy dni posmakuje nicości". Thalia miała rację. Umarłam, ale mogę wrócić do dawnego życia. Mam zostać tutaj i być tchórzem, który ucieka przed problemami? O nie! Jestem Annabeth. Córka Ateny. Walczyłam w bitwie o Manhattan. Jestem herosem i wiem, gdzie jest moje miejsce. 
- Wracam do obozu. - Powiedziałam i po raz kolejny zapadłam w głęboki sen. 

Percy

               Całun był przygotowany bardzo starannie. Był on koloru złotego. Na środku wyhaftowany był sztylet tego samego koloru. Elizabeth podeszła do niego cała zapłakana i położyła mały bukiecik polnych kwiatów, które zebrała w drodze do obozu. 
Stałem przy instruktorach razem ze swoją mamą, Paulem, Fryderykiem, Ateną, Posejdonem i resztą rodziny. Nikt nie szczędził swoich łez. 
W oddali zobaczyłem Satyra, który prowadził za sobą nową heroskę. To przykre, że przybyła do nas właśnie w tym dniu. Chwila...No nie! Czy to musi być akurat ona? Świetnie. Najpierw spotkanie na ulicy, a teraz okazuję się, że jest herosem. 
- Tato. - Powiedziała dziewczynka, wspinając się na moje ręce. - Dlaczego tutaj jest ta głupia pani? - Zapytała. 
- Nie wiem, kochanie. Chyba tak po prostu musi być. 
- Uwaga! - Krzyknął Chejron, a wszyscy w jednym momencie powstali. - Każdy z was jest herosem i wiecie, że w życiu półboga bywają wzloty, jak i upadki. Chyba większość z was zna historię córki Ateny. Do obozu przybyła razem z Thalią i Lukiem, gdy miała siedem lat. Po kilku latach do obozu trafił syn Posejdona. Młodych herosów połączyła przyjaźń, która rok temu przerodziła się w miłość, a owocem i dowodem tego jest młodziutka Elizabeth. Córka Ateny była wspaniałym herosem. Zawsze potrafiła wybrnąć z trudnej sytuacji, a swoją mądrością często ratowała innych. Tak właśnie było trzy dni temu. Uratowała nas wszystkich i wykazała się wielką odwagą. Niech każdy z was zapamięta jej imię. - Annabeth Chase - Jackson. - Chejron zakończył swoją przemowę i ręką zachęcił mnie do wystąpienia na środek. Opuściłem delikatnie Lizzy na ziemię i ruszyłem przed siebie. Kilkaset płaczących oczu spoglądało prosto na mnie. Głęboki wdech i potok słów zmieszanych ze łzami. 
- Kochałem Annebth i ona kochała mnie. Zawsze przy mnie była. Jej pierwsze słowa kierowane do mojej osoby: "Ślinisz się przez sen". Uratowała nas wszystkich i to nie po raz pierwszy. Wiele razem przeszliśmy. Żałuję, że wszystko tak się potoczyło. - Nie wiedziałem, co mam mówić dalej, więc po prostu odszedłem. Chejron zamoczył pochodnie w oleju oliwnym, podpalił ją i już miał przyłożyć ją do całunu, gdy Nico zaprotestował. 
- Stać! - Krzyknął. - Nie podpalajcie! 
- Nic! Co ty wyprawiasz?! - Zapytałem zdenerwowany, ale jednocześnie zaskoczony.
- Annabeth stanęła przed sądem. Przepowiednia się spełnia. Czekajcie. 
Nagle w obozie zaczęło mocno wiać. Oczy Rachel rozbłysły na zielono. Rudowłosa dziewczyna wyszła na środek i przystanęła w bezruchu. Jedno jest pewne. Coś zobaczyła. 
Pod nogami wyroczni pojawił się zarys postaci. Szybko ruszyłem biegiem. Co się dzieję? Annabeth. Na ziemi leżała Ann. Była bardzo blada, lecz jej twarz powoli odzyskiwała koloryt. Złapałem ją za rękę. Była zimna, ale wyczuwałem puls. Żyję. Moja Annabeth żyję. To niewiarygodne. Jak możliwe? Poczułem, jak jej dłoń zaciska moją. Elizabeth i Ateną szybko do nas podbiegły. Nikt nie potrafił uwierzyć w to, co się właśnie dzieję.Przepowiednia się spełniła. "Przez trzy dni posmakuje nicości". Minęły właśnie trzy doby. Annabeth żyję. Wszystko dobrze się skończyło. Ponownie spojrzałem na swoją żonę. W moich oczach pojawiły się łzy szczęścia. 
Po chwili Ann otworzyła powieki. Obudziła się. Bogowie dzięki. 
- Percy. - Szepnęła. Wyglądała na bardzo zmęczoną. 
- Jestem przy tobie. - Powiedziałem delikatnie ją podnosząc i łącząc nasze wargi w pocałunku. Wszyscy wokół zaczęli bić brawa. Pomogłem Annabeth wstać. Wszystko zakończyło się dobrze. 
Nagle Rachel upadła na ziemię, a jej oczy przestały świecić. Dziewczyna skierowała wzrok na Clarisse i wypowiedziała słowa, które przeraziły wszystkich. 
- Nadchodzą. Przybędą jutro. Zbliża się wojna.

___________________________________
Rozdział jest właśnie opublikowałam. Komputer mnie wykańcza i mam ochotę go zepsuć jeszcze bardziej. Planowałam ten rozdział połączyć z kolejnym, ale za dużo przepisywania, a za mało czasu. Także jest pierwsza część. Zbliżamy się do końca. 
Nie chciałabym, by to, że bardzo chciałam się zabić miało wpływ na ocenę bloga. Gdyż, iż ponieważ Merr była napastowana na asku właśnie z powodu Mojego Bloga i Mojej Sytuacji. 
A i ten. Wiele osób jest zniesmaczonych z powodu mojej przyjaźni z Merr. Przykro mi, ale by nie będziemy sb krzyczeć do gardeł.
Kilka linków:
Story Of My Life
W świecie, gdzie wszystko się kończy, tylko przyjaźń jest w stanie przetrwać.
I chce Wam podziękować, bo dzieki Wam w tym tygodniu przeżyłam wspaniałe chwile. 
Cześć, jestem Gosia. Dżerrka poprosiła mnie, żebym opublikowała kolejny rozdział, bo jej komp nawala. :) Pozdro! :)