niedziela, 30 czerwca 2013

Percabeth story: Rozdział 21 - "Napięcie, przeklęte napięcie, które sprawia, że mam ochotę zniknąć. Bez Annabeth nie mam po co tutaj być, nie mam dla kogo".

Percy

- Annabeth! Proszę otwórz oczy! Błagam odezwij się! - W rekach trzymałem umierająca dziewczynę. Nie potrafiłem nic zrobić. Ona odchodziła. Płakałem. Po prostu płakałem. Traciłem najważniejszą osobę w moim życiu. 
- Percy, odsuń się. Ja się nią zajmę. Postaram się ją uratować. Odsuń się - powiedział Apollo. 
               Nie mogłem na to wszystko patrzeć. Wybiegłem na zewnątrz. Świeże powietrze. Potrzebuje świeżego powietrza. Ogród. 
Stanąłem na deszczu bez ruchu. Nie potrafiłem sobie wyobrazić życia bez mojej ukochanej Annabeth. Jeśli ona nie przeżyję - zabiję się. Za mocno ją kocham, by móc się z nią rozstać. 
- Czemu mi to robisz?! Zostaw nas w spokoju! Obiecuję, że pokonamy ciebie, twojego męża i twoją armie! Nie wygracie tej wojny! Oddaj mi moją Annabeth! To przez ciebie ją straciłem. Zginiesz! Słyszysz Gaja?! Zginiesz! Ty, Uranos, cała armia! Zostaniecie pokonani! Słyszysz?! Odezwij się!
- Inferno, Perseuszu. Inferno, Inferno, Inferno...- powtarzał cichy i zaspany głos. Inferno? Co to jest inferno?
              Ochłonięty i w miarę uspokojony wróciłem na górę, gdzie wszyscy walczyli o życie "mojej dziewczyny". W tej wojnie pomszczę każdego herosa i każdą zranioną duszę. Pomszczę ich zabijając Gaje i Uranosa.
- Co z nią? - zapytałem pełen obaw. Bałem się tych dwóch, okropnych słów. Nie wyobrażałem sobie, że usłyszę 'Przykro mi". Napięcie. To przeklęte napięcie, które sprawia, że mam ochotę zniknąć. Bez Annabeth nie mam po co tutaj być, nie mam dla kogo.
- Percy...uratowałem ją, ale walczę jeszcze o życie dziecka. - powiedział Apollo.
-  Dziecka? Jakiego dziecka? - zapytałem mocno zaskoczony. Wszystkie oczy zostały skierowane na moją osobę.
- Annabeth jest w ciąży, Percy. Jest w ciąży z tobą.
- W ciąży? Jak...to...chyba muszę....usiąść. - powiedziałem z przerwami. W ciąży? Jakiej ciąży? Byłem mocno zszokowany. Nie mogłem w to uwierzyć. Będę ojcem. Będę miał dziecko.
- Udało się. Uratowałem ich życia. - powiedział Apollo zdyszany. Odetchnąłem z ulgą. Annabeth żyję. Wszystko w porządku. Udało się. - Mogę ci powiedzieć, że będziesz miał córkę.
- Percy? - odwróciłem się. Za mną stała Atena z Posejdonem.
- Wiedzieliście? Wiedzieliście, że Annabeth jest w ciąży? - zapytałem poirytowany całą, narastająca sytuacją.
- Tak. - odpowiedziała bogini "mądrości".
- Mogliście powiedzieć. Gdyby Annabeth wiedziała, na pewno nie zrobiła by czegoś takiego. Przecież ona o mało co nie zabiła siebie i naszej córki! Czy wy w ogóle myśleliście? - Jak można być tak bezmyślnym? - Przez waszą lekkomyślność mogło dojść do tragedii.
- Tobie łatwo mówić. Jesteś bogiem. Nic nie wiesz o takim życiu. Cały czas siedzisz w swoim zamku i bawisz się wodnymi bańkami. Może czasem zainteresujesz się życiem herosów?! Jesteś wyższy ranga, ale nie doświadczeniem. To my walczymy z potworami. To my walczymy o to, by przeżyć. Wy tylko siedzicie na swoich czterech literach. Nie wiecie na czym polega życie. Taka jest właśnie prawda.
- Percy...- zaczął mój ojciec.
- Nie chce z tobą rozmawiać. Mam dość ojca Boga! Czasem chciałbym być zwykłym śmiertelnikiem.
- Przenoszę Annabeth na Olimp. Powinna być pod stałą opieką. - wtrącił się bóg sztuki i patron lekarzy.
- Jadę z tobą. Nie zostawię Annabeth samej.
- Dobrze.

***
Annabeth

Leżałam w białym łóżku z baldachimem. Na moich rękach znajdowały się bandaże. Czułam się tak, jakbym umarła, a jednak żyła. Dziwne uczucie. Byłam strasznie słaba, ale pamiętałam wszystkie zdarzenie, jakie miały miejsce kilka godzin temu i to właśnie było najdziwniejsze. Chciałam popełnić samobójstwo. Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział Percy. Rozstanie za bardzo mnie bolało. Nie chciałam żyć. Nie mogłam. Nie potrafiłam. To wszystko cholernie bolało. Tak jakby sam Percy przebił mi serce swym zimnym, spiżowym Orkanem. Gdy byłam nieprzytomna słyszałam wszystko, co działo się wokół. On tam był. Przepraszał. Mówił, że to nie on, że nie chciał, nie był sobą. Uwierzyłam mu. Chciałam się obudzić, ale coś mnie powstrzymywało. Późniejsza wiadomość przyprawiła mnie o zaskoczenie. Jestem w ciąży. Będę miała córkę. Byłam szczęśliwa, a zarazem pełna obaw.
    Odwróciłam głowę w lewo. Na krześle obok łóżka spał Percy. Czy ten chłopak, który jest gotów oddać życie za bezpieczeństwo swoich przyjaciół, byłby w stanie nazwać mnie szmatą? Nie, to nie był on. Przecież wiem.
Złapałam jego dłoń i przyłożyłam ją sobie do policzka. Przy nim czułam się bezpiecznie. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie wszystkie chwile, jakie razem przeszliśmy. Pierwsze spotkanie, pierwsza misja, bitwa pod Empire Seat Building i pocałunek na dnie jeziora. W każdym nawet najmniej odpowiednim momencie potrafił mnie rozweselić swoją głupotą. Dla mnie zawsze będzie moim kochanym glonomóżdżkiem.
- Kocham cię Annabeth. - powiedział szeptem. - Nie chciałem, to nie ja. Przepraszam. Przepraszam.
- Percy...proszę cie...nie przepraszaj. Jest dobrze. Nic się nie stało. Kocham cię. Teraz oboje się potrzebujemy. - Usiadł na łóżku obok mnie i mocno mnie przytulił. Jedną ręke trzymał na mojej tali, a drugą na moim brzuchu.
- Damy sobie radę? - zapytałam.
- Na pewno. Niczym się nie przejmuj. Poradzimy sobie.
- Ale jak? Jestem herosem, tak samo jak ty. Naszym obowiązkiem jest walka i trening. Musimy porozmawiać z rodzicami, może nam jakoś pomogą.
- Najwidoczniej musimy, choć chętnie uniknął bym konfrontacji z Posejdonem i bardzo proszę nie wnikaj.
- Pocałuj mnie glonomóżdżku, bo się zaraz rozpłaczę.
- Nie płacz, ponieważ nie wolno. Już dość się napłakałaś. Zbyt wiele łez wylałaś.
- Chciałabym być normalna, żyć normalnie i nie przejmować się wojnami i potworami. Chciałabym być śmiertelniczką.
- Obawiam się, że nie będzie nam to dane. Musimy żyć dalej mimo niespodzianek, jakie niesie nam los.
Nagle poczułam zmęczenie. Wtuliłam się w ciepłą pierś Percy'ego i zasnęłam.
               Biegłam na pięknej, zielonej polanie ubrana w białą, zwiewną sukienkę.
- Hej kochanie. - Odwróciłam się. Przede mną stał Percy. Był uśmiechnięty i bardzo zadowolony. Nachylił się i obdarzył głębokim i czułym pocałunkiem.
- Mama, mama! - W moją stronę biegła czteroletnia dziewczynka o brązowych włosach i zielonych, dużych oczach. Była śliczna. Biała sukienka w malutkie, czarne kropeczki delikatnie powiewała jej na wietrze. Trzymała bukiet polnych kwiatów, które wylatywały jej z rączki. Podbiegła, a ja wzięłam ją na ręce.
- Wszystkiego najlepszego z okazji dnia mamy - powiedziała całując mnie w pliczek. Do mojego serca zaczęło napływać ciepło. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że Percy w ogóle się nie zestarzał.
 Nagle zapadła ciemność. Wszędzie widziałam tylko czerń i ogień. Percy! Gdzie jest Percy i malutka? Nie! Nie! Leżeli na ziemi cali we krwi. Nie żyli, już ich nie było. Zostałam sama.
- Inferno córko Ateny. Inferno, Inferno, Inferno...
               Obudziłam się cała zdyszana. Nie rozumiem o co w tym wszystkim chodzi? Inferno - piekło. Co mam z tym wszystkim wspólnego? Percy? Gdzie jest Percy? Powinien leżeć tu obok, ale go nie ma. Co tutaj się dzieje?
Zerwałam się z łóżka, założyłam niebieski, bawełniany szlafrok i wybiegłam z pokoju. Olimp. Jestem na Olimpie. Sala obrad. Otworzyłam duże, mosiężne drzwi, po czym weszłam do środka. Przede mną na wysokich tronach siedziało dziesięciu bogów. Dlaczego akurat dziesięciu, a nie dwunastu? Na przeciw ich wszystkich, obok mojego chłopaka stali jeszcze Posejdon oraz Atena.
- Annabeth. Dobrze, że jesteś. Podejdź. - Zrobiłam kilka kroków i stanęłam obok swojego chłopaka.
- Właśnie mamy naradę dotyczącą wielkiej siódemki, boga - zdrajcy, przepowiedni o dziecku dwójki herosów, wrotach śmierci oraz o przepowiedni mówiącej o dziecku Ateny. - powiedziała Demeter.
- Rozpocznijmy debatę od wrót śmierci. Nie wiemy, gdzie się znajdują i nie mamy żadnych podpowiedzi. Herosi! Czy ostatnimi czasy miewacie jakieś dziwne sny, bądź dziwne zdarzenia? - zapytała Hera, bogini, której naprawdę z całego serca nie cierpiałam.
- Inferno - szepnął Percy.
- Słucham? - zapytałam - Ty też? Percy, iferno to piekło. To słowo pojawiło się dzisiaj  w moim śnie.
- Iferno powiadasz? Łacina, a nie greka. Może to coś oznacza? Muszę wezwać łowczynie. Zapolujemy na kilka potworów i postaramy się dowiedzieć czegoś więcej na ten właśnie temat. Dajcie nam dwa tygodnie. - Powiedziała Artemida.
- A więc sprawa wrót śmierci na pewien czas zostaje wstrzymana. Kto może być bogiem zdrajcą? Tego też się nie dowiemy, póki nie odnajdziemy wrót śmierci. Jakie są wasze podejrzenia, co do siódemki wybranych?
- Ja mam! - krzyknął Hades wchodząc do sali i siadając na dostawionym krzesełlu. - Oczywiście każdy z nas wie, kto będzie uczestniczył wybranej siódemce. Myślę, że to nie jest żadna niespodzianka. Ta nowa....Clara? Tak, Clara. No więc moja sugestia jest taka: Percy, Annabeth i Clara.
W całej sali zapanowała cisza. Każdy był pewny co do mnie i Percy'ego, ale nikt nie wiedział co sądzić na temat Clary. Nikt nie znał jej za dobrze. Ciemna blondynka o szarozielonych oczach zawsze trzymała się na uboczu. Trenowała sama, do biblioteki też chodziła bez towarzystwa. W domku wykonaywała swoje obowiązki, a następnie gdzieś znikała.
Spojrzałam na swoją matkę. Atena batdzo dziwnie się na mnie spojrzała. Zupełnie tak, jakby miała coś do ukrycia. Pozostaje tylko pytanie co?
- Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Ateno, Posejdonie - teraz możecie zabrać głos.
- Jak już wiemy moja córka i syn Posejdona spotykają się ze sobą już od dawna. Nie będę przedłużała, dlatego powiem odrazu. Annabeth Chase jest w ciąży. Jak wszyscy wiemy, ta dwójka ma ogromne zasługi. Sądzę, że spokojnie można ich nazwać najlepszymi herosami XXI wieku. Myślę też, że dziecko z przepowiedni to córka Annabeth i Percy'ego.
- Nie zaprzeczymy twojej sugestii Ateno. Annabeth Chase. W swoim łonie nosisz jedno z najpotężniejszych dzieci wszech czasów. Nie możemy pozwolić, by armia wroga się o tym dowiedziała. Od teraz ty i Percy będziecie na celowniku.
- Wow...to chyba coś nowego - powiedział Percy sarkastycznie, co wywołało uśmiech na mej twarzy.
 - Twoim zadaniem, córko Ateny jest urodzenie zdrowego dziecka, a twoim Perseuszu jest chronienie swojej rodziny, ponieważ właśnie ją założyłeś. Armia Gai i Uranosa, gdy tylko się dowie, to na pewno zaatakuje obóz półkrwi. Wasza dwójka musi wyjechać na pewien czas. Nikomu nie mówcie, gdzie będziecie. Będą o tym wiedzieć tylko wasi rodzice. Wyjechać musicie już dziś. Wracajcie do obozu, by spakować wszystkie swoje rzeczy. Tak naprawdę wasze dziecko jest ostatnią nadzieją na uratowanie naszego świata. - To wszystko brzmiało bardzo poważnie. Bogowie się bali. Swoją nadzieję włożyli w nienarodzone jeszcze, śmiertelne dziecko.

____________________________________________________________
Skończyłam rozdział 21. Tak, wiem, że jest krótki, ale są wakacje i większość czasu spędzam ze znajomymi. Od środy do soboty idę do babci i planujemy jeździć na Wawrzkowizne, działkę itp, więc nie wiem, jak to z czasem będzie, ale jak tylko będę mogła, to będę pisać.
Poproszę 10 komentarzy.
Wygląd bloga będzie się zmieniał. Ola go zmieni, jak tylko będzie w Londynie, ponieważ nie za bardzo mi się podoba xd.
Jestem zmienna.
Jeszcze raz proszę, abyście wchodzili na tego bloga i komentowali. - BLOG O HEROSACH
To tyle. I głosujcie w ankiecie.
Dżerr
O bogowie, ale ten rozdział króciutki xd,

czwartek, 27 czerwca 2013

Percabeth story: Rozdział 20 - "Zaczęło się cudownie, a skończyło jak koszmar. Nie byłem sobą!"

O Bogowie! 
Nawet nie wiecie, jak bardzo się za Wami stęskniłam. Wszystko poprawione i zaciesz jest. 
Ten rozdział pisałam dość długo. Liczę na to, że koniec rozdziału Was zaskoczy. 
Tytuł również jest taki hmmm....zastanawiający. 
No więc czytajcie rozdział, komentujcie, a sprawa ankiety pod rozdziałem :D 
__________________________________________________________________

Percy

Było około południa, a ja ledwo co otworzyłem oczy. Obok mnie leżała uśmiechnięta Annabeth, która swą ręką gładziła mnie po włosach. Teraz sobie przypomniałem, jak wyglądał nasz wieczór. Zaczęliśmy się całować, po czym wylądowaliśmy w łóżku i jeszcze chwila i na pewno by do czegoś doszło, ale wtedy wbiegła Thalia z Luckiem i przerwano nam te pełne namiętności chwile. Ostatecznie skończyło się na delikatnych pocałunkach i oglądaniu Ann w samej bieliźnie. 
Położyłem dłoń w tali Annabeth i delikatnie przysunąłem ją do siebie. 
- Ann.
- Hmmm?
- A co ty na to, by zniknąć na kilka dni? - zapytałem pełen nadziei. 
- Bardzo chętnie, ale powiedz mi gdzie?
- Do naszego domu, na druga stronę jeziora. Nikt, by się nie spodziewał, że tam jesteśmy.
- Sama nie wiem, to chyba nie jest najlepszy pomysł.
- Dlaczego? - zapytałem zaciekawiony
- Bo ostatnio naprawdę zaniedbujemy swoje obowiązki.
- Może masz rację.
- Na pewno mam. Pomyśl inaczej. Może po wojnie, gdy będę jeszcze żyła uda nam się wieść normalne życie.
- Znów chcesz rozpocząć temat przepowiedni? - zapytałem poirytowany. Kocham Annabeth i naprawdę nie chce, by mówiła, że zginie. Nie czuję się wtedy najlepiej. Jakby osoba którą kocham wbijała mi tysiące małych szpileczek w serce.
- Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać. Po prostu nie lubię, gdy mówisz, że zginiesz. Nie wracajmy już do tego tematu, dobrze?
- Dobrze.
- Troszkę sobie pospaliśmy. Jest południe, a zaraz będzie obiad i trening.
- Rzeczywiście zaspaliśmy. Nie mam ochoty na obiad.
- Ale musisz coś jeść.
- Percy! Jak tak dalej pójdzie to będę ważyła 70 kg. Dla mnie to naprawdę dużo. Nie mogę tyle jeść. Wystarczy, że ważę 50 kg i tyle niech już zostanie.
- Idziesz na obiadek i ładnie wszystko jesz. Martwię się o Ciebie.
- Wiem Percy. Kocham Cię. Z moim zdrowiem jest wszystko w najlepszym porządku.
- Mam nadzieję, że nie mówisz tego tylko po to, by mnie uspokoić.
- Nie mówię - podeszła do mnie i pocałowała w policzek.

Annabeth

Nie znoszę kłamać Percy'ego. Prawda jest taka, że sama do końca nie wiem, co się ze mną dzieje. Co prawda rozmowa z matką i zakupy z Afrodytą naprawdę mnie odprężyły, ale nadal nie czuję się najlepiej. 
               Obiad postanowiłam sobie odpuścić, więc zyskałam więcej czasu na czytanie. 
Wzięłam szybki prysznic, włosy spięłam w kłosa opadającego na lewe ramię, założyłam szarobrązowe rurki i biały t - shirt z nadrukiem. Ostatnio nie dbałam o swój wygląd.

***

Usiadłam przy stoliku z drewna bukowego i otworzyłam książkę z mitami o miłości - "złote jabłka Afrodyty". Przewróciłam stronę i przeczytałam tytuł mitu "porzucona królewna". Wzięłam łyk wody, po czym zagłębiłam się w czytaniu.
               "Ateńska agora powoli pustoszała. Losowanie było już skończone i Ateńczycy zaczęli się rozchodzić, aby na czas powrócić do swoich domów na wieczorny posiłek. Już po raz trzeci lud ateński, w przeciągu ostatnich dziewięciu lat zebrał się na agorze, aby uczestniczyć w tym żałosnym losowaniu, które miało wyłonić młodzieńców i dziewice przeznaczone na śmierć. Co trzy lata bowiem Ateńczycy na podstawie układu z królem Minosem musieli wysyłać na Kretę siedem chłopców i siedem dziewcząt na pożarcie potwornemu Minotaurosowi, który urodził się z haniebnego związku królowej Pasifae z białym bykiem. Losowanie odbywało się zawsze w taki sam sposób: archont basileus, który na chybił trafił z dwóch olbrzymich urn wyjmował skorupki, na których były wypisane imiona wszystkich ateńskich chłopców i ateńskich dziewcząt w odpowiednim wieku, po czym herold miejski donośnym głosem ogłaszał je ludowi. Za każdym razem, kiedy się rozległ głos herolda, rodzice i krewni wylosowanych podnosili głośne okrzyki rozpaczy i żałobny lament. Wszyscy przecież wiedzieli, że archont basileus, który na chybił trafił wyjmował z urny skorupki z wypisanymi na nich imionami, tym samym wydawał wyroki śmierci na owych chłopców i dziewczęta. Nie zdarzyło sie bowiem nigdy, by ktoś, kogo wylosowano, uniknął zguby i wrócił do Aten. 
               Tym razem jednym z młodzieńców, którego imię znalazło się w urnie i zostało odczytane na agorze przez herolda, był sam Tezeusz, syn Ajgeusa, króla Aten. Przybył do Attyki stosunkowo niedawno, ale już zdążył zdobyć uznanie i podziw współobywateli wieloma bohaterskimi czynami. W drodze do Aten z ojczystej Trojzeny, gdzie wychowywał się w domu dziadka Pitteusa u boku matki Ajtery, w miejscowości Eleuis, uświęconej misteriami ku czci bogini plonów Demeter i jej córki Persefony, pokonał króla Kerkyona, który zmuszał podróżnych, aby mieezyli się z nim w zapasach. Dotychczas nikt nie potrafił sprostać mu siłą i wszyscy, których wyzywał, ginęli miażdżeni w jego potężnym uścisku. Tezeusz okazał się jednak silniejszy i zręczniejszy od króla. Chwycił go za kolana, podniósl wysoko do góry i rzucił głową o ziemię, zabijając na miejscu. Później uwiódł jego córkę Alope, kochankę Posejdona, a królestwo Kerkyona przekazał jego wnukowi Hippotoonowi, który został protoplastą attyckiego plemienia Hyppotoontydów.
               Następnym czynem Tezeusza przed przybyciem do Aten było poskromienie  w attyckim  demie Korydallos bandyty Polypemona, zwanego częściej Prokrutesem-Rozciągaczem, który torturował podróżnych w bardzo wyszukany sposób. Otóż zmuszał ich, aby się kładli na jednym z dwóch łoży: wysocy na krótkim, niscy na długim. Pierwszym obcinał wystające z łoża stopy, drugich rozciągał, aby dosięgali oparcia. Tezeusz najpierw pokonał Prokrutesa, a później uśmiercił go na jego własnym łożu, które się odtąd nazywa Prokrustowym.
               Po przybyciu do Ajgeusa Tezeusz spostrzegł, że król, który nie rozpoznał w nim swojego syna, spłodzonego w Trojzenie z królewną Ajtrą, znajduje się całkowicie pod władzą czarodziejki Madei, wygnanej niegdyś z Koryntu po zamordowaniu Kreuzy, drugiej żony swego męża Jazona, oraz własnych dzieci.
        Kiedy Tezeusz zjawił się w pałacu, Medea od razu się domyśliła kim jest młodzieniec i postanowiła go zgładzić, w obawie, że Medos, jej własny syn, straci prawo do dziedziczenia tronu po swoim ojcu Ajgeusie. Zręczną intrygą, korzystając z nieświadomości Ajgeusa, skłoniła go, aby wysłał nierozpoznanego syna na pola Maratonu, gdzie grasował, zabijając ludzi i niszcząc zasiewy, potworny biały byk, z którym przed laty obcowała Pasifae. Tezeusz z ochotą udał się na pola maratońskie i dzięki swej niezwykłej zręczności i sile zdołał schwytać i skrępować straszliwego zwierza. Kiedy jako pogromca potwora powrócił zwycięsko do Aten, Medea podjęła z kolei próbę otrucia go, ale została w ostatniej chwili zdemaskowana przez króla i dla uniknięcia kary musiała wraz z Medosem ratować się ucieczką. Ajgos, uradowany z odnalezienia i ocalenia nierozpoznanego dotąd syna, ustanowił go następcą tronu i zaczął mu stopniowo przekazywać władzę w Atenach. Wtedy właśnie nadszedł czas wysłania na Kretę wybranych losem dziewcząt i chłopców, wśród których znalazł się Tezeusz.
               Przyczyną składania przez Ateny owej krwawej daniny Minosowi były pewne wydarzenia sprzed dziesięciu blisko lat. Otóż Ajgeus urządził wówczas w Atenach wspaniałe igrzyska z okazji Panatenajów i zaprosił nawybitniejszych sportowców z całej Hellady. W czasie zmagań na bierzniach i arenach ateńskiego stadionu najlepszym ze wszystkich zawodników okazał się Androgeos, najmłodszy syn Minosa, króla Krety. Zwyciężył w biegach na długi i krótki dystans, w zapasach, w wyścigach rydwanów i w rzucie dyskiem. Wzbudziło to zawiść i niechęć wielu pokonanych rywali, przede wszystkich młodych Ateńczyków, ktorzy nie potrafili sprostać kreteńskiemu królewiczowi w tylu dyscypkinach. Po zakończeniu igrzysk Androgeos wyruszył w towarzystwie dwóch służących do Teb, na kolejne igrzyska, które miały się tam odbyć za kilka dni.   

Wyjechali z Aten wczesnym rankiem, aby dotrzeć do pierwszego postoju, zanim zapanuje upał. Kiedy minęli już przedmieścia Aten i znaleźli się w pustej, niezamieszkanej okolicy na północ od miasta, nagle z pobliskiego lasku wypadło kilku, uzbrojonych mężczyzn w czarnych maskach na twarzach.
- Stójcie! - zawołał jeden z nich, biegnąc w kierunku Androgeosa.
              Królewicz ściągnął cugle i zatrzymał rydwan. To samo uczynili jego służący, którzy jechali na koniach kilka metrów za nim. Rozpoczęła się nierówna walka, w której napastnicy od samego początku mieli wyraźną przewagę. Adrogeos, zmuszony bronić się jednocześnie przed trzema napastnikami, powoli cofał się na skraj drogi, aż wreszcie zesunął się do przydrożnego rowu i ciężko upadł na prawy bok. Wtedy najwyższy z jego wrogów błyskawicznym ruchem doskoczył do niego i przebił go mieczem na wylot. Królewicz głośno jęknął i znieruchomiał w głębokiej trawie.
              Tymczasem jego obydwaj słudzy, którzy mężnie stawali opór dwóm pozostałym bandytom, zdołali na chwilę uzyskać przewagę i zmusić ich do odwrotu. Zanim jednak zdążyli się rzucić z pomocą swojemu młodemu panu, ujrzeli jego upadek i błysk śmiercionośnego ostrza. 
Widząc, że nie mają szansy na zwycięstwo w walce przeciwko tylu zbirom, bez chwili namysłu wskoczyli na konie i ruszyli galopem w kierunku Aten. Od czasu do czasu oglądali się za siebie w obawie przed pościgiem. Po przybyciu do miasta udali się wprost do buleuterionu i zażądali natychmiasowej audiencji u archonta basleusa. Kiedy archont usłyszał ich reakcję o napadzie i śmierci Androgeosa, wysłał od razu w pościg za bandytami duży oddział wojska, któremu nie udało się jednak ich schwytać. Żołnierze odnaleźli jedynie okrwawione zwłoki kreteńskiego królewicza, przywieźli je do miasta i przekazali urzędnikom miejskim. Zabójcy Androgeosa, tak jak jego rydwan i konie znikli bez śladu. Później mówiono, że byli to jego pokonani rywale, którzy z zemsty zastawili zasadzkę i zamordowali go. Nigdy jednak żadnego z nich nie złapano.
              Wieść o śmierci syna dosięgła Mnosa na wyspie Paros, gdzie uczestniczył w uroczystych ofiarach ku czci Charyt. Król nie przerwał jednak samych obchodów, zdjął jedynie wieniec z głowy i kazał fletniskom zaprzestać gry. Po zakończeniu uroczystości natychmist wsiadł na swój okręt i wyruszył na Kretę, aby zebrać flotę i wyruszyć przeciwko Atenom, które uważał za winne zamordowania syna. Po zdobyciu Megary w Zatoce Salamińskiej droga do Aten stała otwrem. Oblężenie tego miasta przeciągało się jednak i Minos zaczynał się niecierpliwić. Wreszcie w Atenach, rzekomo w skutek modłów Minosa do Zeusa, zapanował głód i wybuchła zaraza, która dziesiątkowała ludność. Zrozpaczeni Ateńczycy złożyli na ofiarę opiekunce miasta, sowiookej bogini, kilka dziewic ateńskich w nadziei, że bogini ześle im pomoc i ratunek. Gdy jednak ofiara okazała się bezskuteczna, posłali poselstwo do wyroczni Apollona, do Delf z zapytaniem, w jaki sposób mogą odwrócić klęskę. Wyrocznia odpowiedziała, że mają przyjąć żądania Minosa, który domagał się by co roku wysyłali na Kretę siedem dziewic i siedmiu młodzieńców na ofiarę Minotaurosowi, synowi Pasifae spłodzonego z bykiem. Ateńczycy za radą wyroczni delfickiej rozpoczęli pertraktacje z Minosem i ostatecznie zdołali skłonić króla, by się zgodził na to, że ową daninę ludzką będą wysyłali co trzy lata.
              I oto Tezeusz z własnej woli, gdyż jako syn królewski nie musiał uczestniczyć w losowaniu, znalazł się wśród  przeznaczonej na śmierć młodzieży ateńskiej, która w najbliższych dniach miała pojechać na Kretę, jako ofiara dla potwornego Minotaura. Nadszedł złowrogi dzień odjazdu. Wybrani losem chłopcy i dziewczęta pożegnali na zawsze swoich rodziców i najbliższych w rodzinnych domach, gdyż mieli się zgromadzić w budynku pretynejanu na starej agorze, stamtąd przejść pod wodzą Tezeusza do świątyni Apollona Delfiniosa i po złożeniu ofiar - do portu w Faleronie, gdzie czekał na nich okręt. W tej ostatniej drodze po ziemi attyckiej nie mógł im nikt towarzyszyć, nie wolno było im także zebrać ze sobą żadnej broni.
 
               Tezeusz, żegnając się z ojcem, starym królem Ajgeusem, nie ukrywał, że jedzie na Kretę, aby zgładzić Minotaurosa i raz na zawsze uwolnić Ateńczyków od tej krwawej daniny.
- Nie smuć się, ojcze - powiedział. - Wkrótce powrócę do Aten z dziewczętami i chłopcami i już nigdy nie będziemy musieli wysyłać na Kretę naszej młodzieży na pożarcie Minotaurowi. Zobaczysz, wrócę do domu jako zwycięzca, a ze mną młodzi Ateńczycy!
- Chciałbym, aby się spełniły twoje słowa - odparł Ajgeus - Myślę jednak, że czeka cię bardzo trudne zadanie, znacznie trudniejsze niż te, jakie dotąd podejmowałeś. Oby bogowie mieli cię w swojej opiece i przywiedli cię szczęśliwie z powrotem do Aten!
- Bądź spokojny, ojcze, ze wszystkim sobie poradzę!
- Posłuchaj, synu. Okręt, który czeka na ciebie w Faleronie, ma czarny żagiel na znak, żw jedziecie na pewną zgubę, podobnie jak dwa okręty poprzednio wysyłane przez nas na Kretę. Ale twój sternik, Fereklos, syn Amarsyadasa, dostał ode mnie drugi żagiel, biały, aby go podniósł, wracając do Aten, jeśli ocalejesz z tej wyprawy. Gdybyś zaś zginął, ma płynąć pod czarnym żaglem, jako znak twojej śmierci. Pamiętaj o tym!
- Dobrze ojcze. Będę pamiętał.           
                 Kiedy młodzi Ateńczycy opuścili świątynie Apollona Delfiniosa, gdzie po długich modlitwach. Tezeusz złożył w ich imieniu owiniętą w białą wełnę gałązkę błagalną, odciętą ze świętego drzewa oliwnego, poszli do portu i wsiedli na okręt z czarnym żaglem. Wypłynęli na morze szóstego dnia miesiąca munychion. Był to dzień, w którym od niepamiętnych czasów odbywała się uroczysta procesja błagalna dziewcząt ateńskich do świątyni Apollona Delfiniosa. Teraz dopiero Tezeusz oznajmił młodzieży, ze za radą wyroczni, ubłagał boginie Afrodytę, aby się zgodziła być w czasie całej podróży ich przewodnikiem i współtowarzyszem.
               Po przybyciu do Knosson na Krecie dziewczęta i chłopcy, których przywiózł Tezeusz, zostali od razu uwięzieni w podziemiach pałacu królewskiego. Dzień i noc strzegło ich sześciu strażników, którzy zmieniali się co dwanaście godzin. Dowódca straży podlegał głównemu strategowi królewskiemu, Taurusowi, i w razie ucieczki więźniów groziła mu, podobnie jak innym strażnikom, kara śmierci.
               Tezeusz zamierzał zaraz po przyjeździe wedrzeć się do Labiryntu, gdzie przebywał Minotauros. Ten straszliwy potwór, który miał ciało człowieka i głowę byka, nazywał się właściwie Asterios i był synem Pasifae, żony króla Minosa, spłodzonym z bykiem przysłanym Minosowi przez boga Posejdona. Przerażony i ogarnięty wstydem Minos, wkrótce po narodzinach monstrum polecił nadwornemu architektowi ateńskiemu, Dedalowi, wznieść ogromną budowlę złożoną z niezlicznych sal i korytarzy i zamknąć w miej Minotaura. Budynek ten, zwany Labiryntem, miał tak bardzo skomplikowany układ, że tylko Dedal, jego twórca, potrafił w nim odnaleźć drogę.
               Zanim Tezeusz wyruszył do Labiryntu, aby się rozprawić z Minotaurosem, musiał ostro wystąpić przeciwko samemu Minosowi, który usiłował uwieś Periboję, jedną z dziewcząt ateńskich przeznaczonych na ofiarę dla uwięzionego potwora.
- Zostaw ją w spokoju, królu! - powiedział stanowczo. - Periboja nie przyjechała tutaj, aby stać się twoją nową zabawką. Została wybrana losem jako ofiara i nie wolno ci pozbawić jej dziewictwa! -
Minos spojrzał na Tezeusza ze zdumieniem i gniewem.
- Ośmielasz się mnie pouczać, czego mi nie wolno?! - zawołał - Wkrótce sam zginiesz rozszarpany przez Minotaura, a ja będę nadal rządził Kretą i panował na wszystkich morzach! Nie zapominaj, że za kilka dni zostaniecie wszyscy wprowadzeni do Labiryntu, aby już nigdy  stamtąd nie wyjść. Jesteście w mojej mocy i mogę uczynić z każdym i z każda z was, co tylko zechcę!
- Jeśli spróbujesz zgwałcić Periboję, zabiję cię! - powiedział zimno Tezeusz.
Minos wybuchnął urągliwym śmiechem, ale Tezeusz dosłyszał w nim nutę niepokoju, a może nawet strachu. Był prawie pewien, że jego groźba odniesie skutek. I rzeczywiście tak się stało. Król odtąd nie próbował się zbliżyć do pięknej Atenki, która tym czasem zdążyła zakochać się w Tezeuszu, podobnie jak wszystkie inne kobiety w jego otoczeniu. Zawdzięczał to bez wątpienia opiece bogini Afrodyty, która towarzyszyła mu od początku wyprawy na Kretę. 
               Być może jednym z powodów, dla których Minos zaniechał swego zamiaru uwiedzenia Peribioi, był jego konflikt z Taurosem, brutalnym i okropnym strategiem kreteńskim, którego podejrzewał o bliższe stosunki z królową Pasifae. Król, chcąc upokorzyć stratega, postanowił zorganizować zawody w zapasach, licząc na to, że Tauros zostanie w nich zwyciężony przez któregoś z młodszych zawodników. Tezeusz, który się dowiedział o przygotowaniach do walk zapaśniczych, zgłosił się do Minosa z prośbą o pozwolenie na udział w nich. Zamierzał się zemścić na Taurosie, za złe traktowanie ateńskiej młodzieży, nad którą sprawował kontrolę. Król zgodził się bez wahania, gdyż miał nadzieję, że Tezeusz znany w całej Helladzie z siły i męstwa, zdoła pokonać znienawidzonego stratega. 
               W wyznaczonym dniu na wielkim stadionie w pobliżu portu zebrały się ogromne tłumy mężczyzn i kobiet, aby przyglądać się walce. Tezeusz, podobnie jak pozostali młodzi Ateńczycy, którym również pozwolono przyjść pod eskortą na stadion, był bardzo zdziwiony obecnością kobiet, gdyż w Atenach i innych Państwach Hellady było niedopuszczalne, aby kobiety patrzyły na rywalizację nagich mężczyzn. Najpierw Tauros i Tezeusz stoczyli kilka walk z mało znanymi zawodnikami kreteńskimi. łatwo odnosząc nad nimi zwycięstwo, ku radości zgromadzonych widzów. Wreszcie stanęli naprzeciw siebie dwaj najwięksi rywale, obydwaj olbrzymiego wzrostu, potężnie zbudowani i umięśnieni. Tauros przystąpił do zawodów z twarzą wykrzywioną złością, z nieukrywalną nienawiścią w małych oczkach pod niskim czołem, Tezeusz zaś z pogodnym, przyjaznym uśmiechem, którym od razu zaskarbił sobie sympatię kreteńskiej publiczności, szczególnie kobiet. Brutalna siła zawarła się w walce, z rozumną, nabytą w długim treningu zręcznością. Ateńczyk bez trudu raz, po raz wymykał się z żelaznych objęć przeciwnika, wprawiając go w coraz większą wściekłość.Kiedy wreszcie Tauros, doprowadzony niemalże do szału tą niezrozumiałą dla niego taktyką, stanął na środku areny, szeroko rozkładając mocarne ramiona, na znak, że nie potrafi walczyć z rywalem, Tezeusz jednym skokiem, jak błyskawica, znalazł się tuż przy nim i objął poniżej pasa i podniósł bez wysiłku wysoko w górę. Po długiej chwili, podczas której publiczność zamarła w trwożonym milczeniu, rzucił go z ogromną siłą i natychmiast ukląkł na nim, wgniatając go w wilgotny piasek i tamując mu oddech. Nie pomagały jego rozpaczliwe próby uwolnienia się, zrzucenia z siebie Tezeusza i odzyskania swobody ruchów. Pozbawiony możliwości zaczerpnięcia powietrza, boleśnie uciskany kolanami i rękami przeciwnika, szybko tracił siły, aż wreszcie bez przytomności rozciągnął się na arenie.
               Tezeusz wstał, wyprostował się, strząsnął z siebie piasek i głęboko skłonił się widzom. Zerwała się burza oklasków, posypały się na arenę bukiety kwiatów, wieńce i wstęgi. Kiedy ateński heros schodził ze stadionu, żegnany radosnymi okrzykami, czterech mężczyzn ubranych w krótkie, jednakowe chitony, z trudem układało na noszach ogromne ciało Taurosa, który wciąż jeszcze nie odzyskał przytomności.
               Tego samego wieczora do komnaty Tezeusza, która mieściła się w tylnym skrzydle pałacu przyszła młoda służąca z niewielką tabliczką napisaną ręką jej pani Ariadny, córki Minosa. Królewna prosiła go o spotkanie, możliwie jak najprędzej. Ateńczyk odpowiedział, że za chwilę zejdzie na dziedziniec i będzie czekał na Ariadnę przy zachodnim skrzydle pałacu, gdzie zazwyczaj nie ma nikogo.
- Jestem oczarowana - powiedziała Ariadna, delikatnie dotykając dłoni Tezeusza na powitanie. - Byłam rano na stadionie i widziałam, jak walczyłeś z Taurosem i jak go pokonałeś. Nie zamierzam ukrywać, że zakochałam się w tobie od pierwszego wejrzenia i że już nie wyobrażam sobie, jak mogłabym żyć bez ciebie!
Tezeusza nieco zdumiło to zbyt śmiałe wyznanie królewny. Pomyślał jednak od razu, że sprawiła to Afrodyta, rozpalając ogień miłości w dziewczęcym sercu pięknej Ariadny. To prawda, Ariadna była niezwykle piękna. Delikatnej, jakby wyrzeźbionej ręką artysty twarzyczce szczególnego uroku dodawały długie, ciemnozłociste włosy, które spływały jej aż na ramiona. Wielkie, błękitne oczy w oprawie czarnych rzęs i brwi przysłonięte były delikatna mgiełką, podobnej do tej, jaka się unosi w południe nad szmaragdowymi wodami pobliskiej zatoki. Krótkie, obcisłe szaty w szafranowym kolorze, jakie nosiła na co dzień, podobnie jak wszystkie tutejsze damy, podkreślały wdzięk jej smukłej, młodzieńczej figury. Na wpół obnażone piersi zachwycały swoją jędrną krągłością. 
- Ja także jestem oczarowany tobą, królewno - powiedział Tezeusz. - Chciałbym zostać z tobą na zawsze, ale zapewne już wiesz, że to nie możliwe, bo wkrótce czeka mnie śmierć z ręki twojego brata.
- Nie, Tezeuszu, nie pozwolę na to, by rozszarpał cię potworny Minotaur, który mieszka w Labiryncie.  Nawet mój ojciec po twoim świetnym zwycięstwie nad znienawidzonym przez niego Taurosem nie jest do końca przekonany, że musicie wszyscy zostać złożeni na ofiarę.
- Wybacz, Ariadno, ale nie wierzę w dobre serce twojego ojca. Myślę raczej, że będę musiał stoczyć walkę z Minotaurosem, zabić go i wydostać się z Labiryntu. 
- Obawiam się, że bez pomocy nie zdołasz wyjść z Labiryntu.  Jedynym człowiekiem, który by to potrafił, jest twój rodak, Dedal. 
- A gdybym go poprosił, żeby był moim przewodnikiem w drodze powrotnej?
- Bardzo wątpię, Tezeuszu, aby się zgodził ze względu na mego ojca. Będzie się bał ściągnąć na siebie jego gniew. 
- A jednak porozmawiam z nim i poprosze go, by mi pomógł. 
- Lepiej będzie jeśli ja to uczynię. Dedal mnie bardzo lubi i będzie się starał przynajmniej udzielić mi jakiejś rady.
-Dobrze Ariadno. Spróbuj z nim porozmawiac i przekonac go, że jako Ateńczyk powinien mi przyjść z pomocą.
               Nazajutrz Ariadna spotkała się z Tezeuszem w pałacowym ogrodzie, aby przekazac mu odpowiedź Dedala.
- Mistrz nie może cię wyprowadzić z Labiryntu, ale da ci urządzenie, dzięki któremu bez problemu znajdziesz drogę powrotną. 
- To wspaniale! - wykrzyknął Tezeusz - Wiedziałem, że mój rodak nie zostawi mnie samego w takiej sytuacji. 
- Ale Dedal postawił ci jeden warunek - powiedziała po chwili Ariadna.
- Jakiż to warunek? 
Królewna zarzuciła mu ręce na szyję i mocno przytuliła się do niego. Przez chwilę słyszał tylko jej przyśpieszony oddech. 
- ...Że odjeżdżając z Krety zabierzesz mnie ze sobą do Aten i poślubisz - szepnęła. 
- Zgadzam się! - zawołał Tezeusz. - Przyjmuję ten warunek i przyrzekam, że spełnię go z największą radością! Wydaję mi się jednak, że ten warunek postawił ktoś inny. 
               Kilka dni później Ariadna przyniosła Tezeuszowi wykonany przez Dedala przyrząd, który miał mu pomóc wyjść z Labiryntu. Było to sporej wielkości drewniane pudełko wypełnione sproszkowaną substancją o szczególnych właściwościach. W górnej pokrywie znajdował się lekko wystający przycisk, którego naciśnięcie powodowało wysypanie się niewielkiej ilości proszku, przez otwór w dolnej ściance. 
- Kiedy wejdziesz do Labiryntu, zawiesisz sobie pudełko na ramieniu i co dziesięć kroków będziesz dotykał tego guzika, który powoduje otwieranie się u dołu dolnej szczelinki i wysypywanie się proszku na posadzkę - objaśniła Ariadna działanie urządzenia. - Drobiny tego proszku wydzielają światło, które wskażę ci w ciemnościach Labiryntu drogę do wyjścia. 
- To genialne! - zawołał z radością Tezeusz. - Coś tak prostego i niezawodnego mógł wymyślić tylko Ateńczyk!
- Nie zapominaj, że Dedal zrobił to na moją prośbę - powiedziała poważnie Ariadna.
- To prawda - przyznał - ale dzięki temu wynalazkowi będę mógł pokonać Minotaura i uratować  ateńską młodzież. 
- ...a także wywieść z Krety i poślubić królewnę Ariadnę - dodała obejmując go.
                Zanim nadszedł wyznaczony przez Minosa dzień, w którym mieli zostać złożeni w ofierze Minotaurosowi pierwsi zakładnicy ateńscy, Tezeusz wyprawił się do Labiryntu. Od samego wejścia zaczął wypuszczać na posadzkę świecący proszek, który miał mu wskazywać powrotną drogę wśród krętych korytarzy i tajnych przejść. Po długiej wędrówce odnalazł potwora śpiącego w swojej komnacie, stoczył z nim ciężką walkę iw końcu zabił go. Później kierując się bladozielonym światłem, które sączyło się z rozsypanych na posadzce grudek proszku, trafił bez trudu do wyjścia.
               Po powrocie do pałacu wymordował tej samej nocy strażników z pomocą młodych Ateńczyków, których wcześniej zdołał uzbroić, posyłając im miecze przez przekupionego człowieka. Tuż przed świtem przekradli się wszyscy, razem z Ariadną, do portu, gdzie stał okręt, na którym niedawno przypłynęli z Aten. Niezauważeni przez straże portowe, nie zapalając żadnych świateł, po cichu wypłynęli na pełne morze, kierując się na północ ku Cykladom. Żeglując z pomyślnym wiatrem, szybko zostawiali za sobą kreteńskie wybrzeża, skąd mogli się spodziewać wyścigu. Tezeusz, stojąc z Ariadną na rufie okrętu, spoglądał od czasy, do czasu, w stronę nie widocznych już brzegów Krety i głośno dziękował Afrodycie i innym bogom za szczęśliwe ocalenie. Nie zdradził jednak królewnie, że jeszcze poprzedniej nocy wkradł się po kolei na kilka stojących w porcie okrętów królewskich i przedziurawił ich kadłuby, aby im uniemożliwić pogoń. 
               Kiedy trzeciego dnia żeglugi przybyli do największej spośród Cykladów wyspy Dia, nazywanej później Nakos, było wczesne popołudnie. Rozbili namioty na piaszczystym wybrzeżu, rozpalili ogniska i zaczęli z przywiezionych zapasów przygotowywać wieczerzę. Usypiając tej nocy w ramionach Tezeusza, podobnie jak w czasie całej podruży morskiej, Ariadna nie myślała ani o porzuconych rodzicach i rodzeństwie, ani o ojczystej wyspie, której już nigdy miała nie ujrzeć. Była teraz szczęśliwa z Tezeuszem i nic nie mogło zmącić jej wielkiej radości.
              Obudziła ją dziwna cisza, jaka panowała na wybrzeżu. Ociężała jeszcze od snu, wyciągnęła ramiona, chcąc objąć Tezeusza, lecz ze zdumieniem ujrzała, że posłanie obok niej jest puste, że nikt na nim nie leży. Wyszła z namiotu i rozglądnęła się dookoła. Znikły wszystkie namioty, które młodzi Ateńczycy ustawili wieczorem wzdłuż brzegu. Spostrrzegła wreszcie, że w zasięgu wzroku nie ma także okrętu, którym przypłynęli z Krety. Wtedy lęk i rozpacz wdarły się jednocześnie do jej serca, gdyż nagle zrozumiała, że Tezeusz, niepomny zaklęć miłosnych i przysięg, porzucił ją na bezludnej wyspie, pozostawiając na pastwę losu. 
              Głośno krzycząc "Tezeuszu!", wspięła się na wysoką wydmę, aby poszukać wzrokiem okrętu, którym uciekał bezlitosny zdrajca. Po chwili dojrzała ateński okręt z czarnymi żaglami, nie większy z daleka od rybackiej łódki. Na chwilę omdlała, ale wkrótce ból przywrócił jej przytomność. Uniosła wysoko w górę ręce, aby dać znak żeglarzom, że pozostała sama na wybrzeżu i błagała o litość. Po chwili znalazła długi kij, przywiązała do niego swój biały szal i zaczęła nim kręcić wielkie koła w porannym powietrzu. Ale okręt płynął prosto przed siebie pod pełnymi żaglami.

    Znękana żałością i znużona płaczem usnęła w końcu na wspólnym posłaniu. Kiedy się ocknęła z długiego snu, dzień się już przecylił i nadciągał wieczór. Odnalazła woskową tabliczkę i rylec, usiadła na ciepłym jeszcze piasku i zaczęła pisać list do Tezeusza:
"Niegodziwy Tezeuszu, pogrzebałeś mnie za życia, zostawiając na tej bezludnej wyspie! O wiele lepiej byś uczynił, gdybyś tak jak mego brata, zabił mnie twardymi pięściami, krzywoprzysięzco! Spoglądam na może, na ziemię, na daleko ciągnące się plaże i czuję, że wkrótce stanę się łupem dla dzikich zwierząt! Sama śmierć będzie dla mnie mniej straszna niż oczekiwanie na nią. Dla ciebie, zdrajco, moja śmierć to zwolnienie od przysięgi, którą mi złożyłeś. Żal mi tylko, że umierając nie ujrzę łez matki, że nie będzie nikogo, kto by mi zamknął martwe powieki i namaścił balsamem moje zimne ciało. Kiedy twój okręt zawinie do ojczystego portu, z dumą opowiesz o swoim zwycięstwie nad Minotaurosem i o ucieczce z oblanej morzem Krety. Wspomnij też o mnie, porzyczonej na bezludnej ziemi. To także twój tytuł do sławy. Nie żądam od ciebie wdzięczności, ale za co mnie tak strasznie ukarałeś?! Czy dlatego, że ocaliłam ci życie, odpłacasz mi śmiercią? Lecz jeśli zamiast twardego kamienia masz w piersi ludzkie serce, zabierzesz stąd mnie lub moje szczątki!"
              Ariadna  skończyła pisać pożegnalny list i zawiesiła tabliczkę wysoko, u samego wierzchołka namiotu, aby jej nie dosięgły drapieżne zwierzęta.  Kiedy zapadł zmrok, głodna i zziębnięta, ułożyła się na swoim posłaniu w kącie namiotu.  Nie zapaliła ani jednej lampki, gdyż obawiała się, że światło może zwabić dzikie zwierzęta. Zasypiała z przekonaniem, że jeśli bogowie pozwolą jej przeżyć tę noc, następny dzień będzie już ostatnim w jej krótkim życiu.
              O świcie obudziła ją głośna, dzika muzyka, przeraźliwe dźwięki tympanonów i cymbałów, ryk rogów i płaczliwe zawodzenie fletów. Przez długą chwilę Ariadna leżała nieruchomo,przejęta śmiertelnym strachem.Kiedy jednak dobiegł ją rytualny okrzyk bakchantek: "Euhoe", "Euhoe", uświadomiła sobie, że w pobliżu jej namiotu odbywa się uroczystość czcicielek Dionizosa. Przed kilku laty miała okazję oglądać na Krecie takie święto. Widziała wówczas, jak menady, odziane w skóry dziskich zwierząt, z rozpuszczonymi włosami i tyrsami, pędziły po górskich bezdrożach, krzycząc "Euhoe!", Jedne rozdzierały na strzępy schwytane koziołki lub jelonki i pożerały na surowo okrwawione kawały mięsa, inne oddawały się rozpuście z satyrami lub przypadkowo napotkanymi mężczyznami, inne owijały się wpół skręconymi ciałami wężów.

               Ariadna powoli, ostrożnie wypełzła z namiotu, aby przyjrzeć się nowo przybyłym. Tańczące menady i sylenowie natychmiast ją dostrzegli i głośno krzycząc, otoczyli ciasnym kołem. Drżąca z lęku, ogłuszona nieznośnym zgiełkiem królewna, oczekiwała, że szalejące bakchantki lada chwila rzucą się na nią i rozedrą na kawałki. Nagle jednak cały ten rozwrzeszczany tłum znieruchomiał i umilkł. Oto nadchodził sam Dionizos, młodzieńczy bóg z mirtowym wieńcem na skroniach, wsparty lekko na tyrsie oplecionym winną latoroślą.
- Kim jesteś? - zapytał oczarowany jej niezwykłą urodą. - Co robisz sama na tym pustkowiu?
- Jestem Ariadna, córka Minosa, króla Krety. Przywiózł mnie tutaj ateński królewicz Tezeusz, ale odpłynął beze mnie, zostawiając mnie samą na tym wybrzeżu.
               Dionizos wpatrywał się w milczeniu w jej piękną, pobladłą i wylęknioną twarz. W jego młodym sercu rodziła się miłość do nieszczęśliwej królewny, pozbawionej domu, ojczyzny i rodziców.
- Teraz nie będziesz już sama, Ariadno - powiedział wreszcie - Kocham Cię i pragnę, abyś została moją małżonką.
Powoli zbliżył się do niej i mocnymi ramionami objął jej biedne, drżące ciało. Przytuleni do siebie poszli wzdłuż złocistej plaży skąpanej w blasku porannego słońca.
               Tymczasem Tezeusz po krótkim postoju na wyspie Delos, gdzie poświęcił posąg Afrodyty, który podarował mu na Krecie Dedal, płynął pod pełnymi żaglami ku wybrzeżom Attyki. Wiedział, że porzucenie Ariadny na bezludnej Naksos nie przynosiło mu chluby. Usprawiedliwiał się jednak, przypominając sobie, że w czasie owej nocy na brzegu Naksos zjawił mu się we śnie bóg Dionizos i zażądał, aby natychmiast opuścił wyspę. Usłuchał wówczas rozkazu boga, postawił na nogi swoją załogę, młodych Ateńczyków, i ruszył w drogę, zostawiając śpiąca Ariadnę w namiocie. Nie potrafił jednak wytłumaczyć przed samym sobą, dlaczego jej wtedy nie zbudził i nie zabrał na pokład. Może sprawił to sam Dionizos?
            
               Tezeusz. Ariadna. Dionizos . Wiem! A gdyby tak zaprosić Ariadnę do naszego obozu? Pan D. na pewno tęskni za swoją żoną, a ona za nim. Może tak poprawimy mu humor i może bóg wina przestanie mylić moje imię z Anabell? Myślę, że jest to dobry pomysł. Urządzimy im przyjęcie. 
Zerwałam się z krzesła i szybko pobiegłam do Wielkiego Domu. Musiałam powiedzieć o swoim planie Chejronowi. Byłam zadowolona ze swojego pomysłu.
- Chejronie! - wparowałam z krzykiem.
- Tak Annabeth? - zapytał. Był bardzo zaskoczony moim entuzjazmem.
- Wpadłam na pewien pomysł. Może byśmy mogli urządzić przyjęcie w obozie?
- A z jakiej okazji? Czy coś się szykuję? 
- Byśmy mogli przygotować przyjęcie dla Pana D. Ściągniemy Ariadnę. Dionizos jest ostatnio...cóż można powiedzieć, że jest zapatrzony w fotografię swojej żony. 
- Dobrze, ale ty zajmiesz się wszystkim. Przyjęcie może odbyć się w dzień niepodległości obozu, czyli równo za tydzień. Wybierz sobie kilka osób do pomocy. Przygotujecie zaproszenia, muzykę, dekorację itp. Wszystko spoczywa na twoich barkach...
- Dziękuję! 
- Fajerwerkami zajmę się ja.
- Dobrze. W takim razie zwolnie kilka osób potrzebnych mi d pomocy ze wszelkich zajęć. Nie mamy za wiele czasu.
- Rób jak uważasz. Ja jestem centaurem i w porównaniu do moich kuzynów - Imprezowych Kucyków - nie znam się na planowaniu przyjęć. 
- A czy bym mogła prosić o dyskrecję? Nie chciałabym, by Pan D. się o wszystkim dowiedział. To ma być niespodzianka. 
- Dobrze
               Wybiegłam z Wielkiego Domu prosto do pawilonu jadalnego. Zastanawiałam się, czy warto wziąć Percy'ego do pomocy, ale obawiam się, że mój chłopak za wiele mi nie pomoże z glonami zamiast mózgu. Pobiegłam do jaskini wyroczni. Rachel ma ciekawe pomysły i myślę, że mogłaby mi pomóc.
- Rachel! Rachel! Rachel! - wykrzyczałam zadowolona.
- Hej Ann. Chętnie ci pomogę.
- Skąd wiesz? - zapytałam - A no tak. Zapomniałam. Przecież jesteś wyrocznią.
- To może zrobimy tak. Poproś o pomoc jeszcze Thalię oraz Silenę. Ja tutaj zostanę i zajmę się zaproszeniami. Możemy zrobić tak, ze chłopcy z bukietami kwiatów będą prosić dziewczęta o partnerstwo na przyjęciu. Przygotujemy dwa trony: dla Dionizosa oraz Ariadny.
- Czytasz mi w myślach.

***

Do przyjęcia zostały zaledwie dwie godziny. Długo zastanawiałam się, co mam na siebie włożyć. Oczywiście wiadomo, że w sukienkę, ale pozostawało pytanie - w jaką? Ostatecznie wybrałam biało - kremową z przedłużanym tyłem. 
- Wyglądasz pięknie - powiedział Percy podchodząc do mnie i delikatnie całując w szyję. - Jesteś cudowna, wiesz? 
- Nie jestem - poczułam dziwne ukłucie w brzuchu. Był to przeszywający ból i tak jakby ukłucia. Nie zdarzało się to po raz pierwszy. 
- Znów boli? zapytał Glonomóżdżek.
- Nie...kurde smyra. Aż chce mi się śmiać. Oczywiście, że boli! 
- Może powinnaś iść do lekarza?
- Nie. Nic mi nie jest.
- Mówisz tak, ponieważ nie chcesz mnie martwić. 
- Percy...proszę.
- Dobrze. Jak chcesz. 
               Przyjęcie było bardzo fajne i udane. Najlepsze były fajerwerki, które w magiczny sposób ułożyły się w napis "Percabeth forever".
- Zechcesz ze mną zatańczyć, chyba po raz siedemnasty dzisiejszego wieczoru? - zapytał Tony, wyciągając rękę w moją stronę.
- Z przyjemnością. 
Leciała wolna muzyka. Tony położył dłonie na moich biodrach, a ja na jego ramionach. Kołysaliśmy się w rytm piosenki.
- Annabeth! - odwróciłam się. Za mną stał Percy. Był jakiś inny, Jego tęczówki przybrały czarny, złowrogi odcień. 
- Percy? Co się stało? Jesteś jakiś inny? 
- Nie jestem. Jestem sobą. Ty się zmieniłaś. Zachowujesz się jak szmata.
- Co powiedziałeś? - Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. To nie może być prawda. Mój Percy nigdy by mi czegoś takiego nie powiedział. Do mych szarych oczu zaczęły zbierać się łzy.
- Powiedziałem, ze zachowujesz się jak szmata. - Nie! To naprawdę się nie zdarzyło. To tylko koszmar. To tylko Gaja bawi się moimi uczuciami. Nie!
- Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałeś. Nienawidzę cię! Z nami koniec! - rozpłakałam się i wybiegłam.l Ból. Przeklęty  ból. Zimne dreszcze. Chęć popełnienia samobójstwa. 
Tak się czułam. Chciałam się obudzić, ale nie mogłam. Co się stało Percy'emu? Czemu tak powiedział? To tylko taniec. Głupi i nic nie znaczący taniec. Z pułki wyjęłam walizkę. Otworzyłam szafę i zaczęłam się pakować. Nie mogłam tu zostać, ani minuty dłużej.
- Annabeth! Nie płacz! Co ty robisz? - pytały dziewczyny. Nie umiałam im odpowiedzieć. Po prostu nie mogłam. To za bardzo bolało. 
- Percy jest w wielkim domu. Nikt nie wie co mu się stało - powiedziała Thalia.
Nie umiałam niczego zrozumieć. Wszyscy go usprawiedliwiali, ale nie wiedzieli jak się czuję. Usłyszałam najgorsze słowa, jakie mogły paść z ust mojego kochanego Percy'ego i to wystarczyło, by mnie zranić. 
               Chwyciłam walizkę i ruszyłam w stronę stajni pegazów. W tym momencie wracałam do domu.

***
Percy
- Co się stało? - zapytałem cichym i nadal nieprzytomnym głosem. Czułem się, jakbym dopiero się obudził z wiecznego snu, jakby transu. 
- To ty nie wiesz? - zapytał Charles
- No nie.
- To nie jego wina. Nie wiedział co robi. Gaja nim zawładnęła. 
- Powiecie mi co się stało? - cisza. Każdy patrzył na mnie współczująco.- Powiecie? - naciskałem.
- Około dwudziestu minut temu, Annabeth...
- Annabeth? Właśnie gdzie ona jest? - byłem zdziwiony, że nie ma jej tutaj, tuż obok mnie. Do pokoju wbiegły Thalia, Silena i Rachel. Tak samo, jak pozostali patrzyła na mnie współczująco.
- Co z Annabeth?! Powiecie mi, co się tutaj wydarzyło, do jasnej cholery?!
- Dwadzieścia minut Annabeth i ty zerwaliście. Annabeth spakowała swoje rzeczy i wyjechała do domu. - Nie wierzę w to! Ann i ja? Przecież ją kocham. Dlaczego?
- Jak to się stało? - zapytałem
- Nazwałeś ja szmatą. Nie byłeś sobą. Te słowa bardzo ją zabolały. Zerwała z tobą.
Załamany usiadłem na łóżku, a dłonie przyłożyłem do twarzy. Miałem ochotę płakać. Właśnie straciłem osobę, którą kochałem i nadal kocham ponad wszystko.
- Gdzie teraz jest? Muszę to naprawić.
- Wzięła pegaza o poleciała do domu - szybko zerwałem się na nogi i zacząłem biec.
- Percy! Dokąd idziesz?
- Lecę do Annabeth
- Teraz nie możesz. Jest noc.
- Nikt mi nie zabroni. Zrobię wszystko, by mi wybaczyła.
Pobiegłem do stajni. Nie obchodzi mnie, że jest noc i potwory  czyhają na każdym kroku. Dla Ann jestem gotów zrobić wszystko. Gdy tylko o niej myślę, zawsze robi mi się ciepło na sercu.
- Mroczny!
Tak szefie - zapytał czarny, oskrzydlony koń.
- Robimy sobie wycieczkę. Lecimy do San Francisco.

***

Stałem na ganku domu, w którym mieszkała rodzina mojej  dziewczyny. Co ja powiem? Oh nieważne. Mimo tak późnej godziny, światła w domu nadal się paliły. Zapukałem.
- Percy? Co tutaj robisz? - zapytał ojciec Annabeth.
- Jest Ann?
- Tak. Coś się stało, prawda? Wbiegła do domu zapłakana i od razu zamknęła się w łazience. 
- Jak długo tam jest? 
- Około 2 godzin. Martwię się. 
Wbiegłem po schodach na górę i stanąłem przed drzwiami pomieszczenie. 
- Annabeth, Annabeth proszę odezwij się. - Bałem się o nią. Czemu się nie odzywa? Niech da jakiś znak, że żyję.  - Annabeth, proszę. - Nic. Zero znaków życia.
Z kieszeni białej, eleganckiej koszuli wyjąłem swój orkan. Musiałem się dostać do środka. 
- BOGOWIE POMOCY! - W wannie leżała zakrwawiona Annabeth. Na ziemi połyskiwała srebna, poplamiona czerwienią żyletka, a obok niej znajdowały się rozsypane tabletki. Nie! To nie możliwe! Moja kochana Annabeth próbowała popełnić samobójstwo. 


_________________________________________________________
Nawet nie wiecie, jak się namęczyłam, by napisać ten rozdział. Mam do niego mieszane uczucia. 
Ostatnio luknęłam sobie na rozdział 1 na tym blogu i zobaczyłam jak bardzo moja technika się zmieniła. Nie uważam, że piszę jakoś super, ale zdecydowanie lepiej niż na początku. 
Jest pewna sprawa. 
ANKIETA
Rozdziałów będzie jeszcze dużo, ale nie wyobrażam sobie nie prowadzenia tego bloga. Wpadłam na pewien pomysł. Gdy zakończę historię Annabeth i Percy'ego to chciałabym zacząć pisać o przygodach kolejnego pokolenia czyli np. dzieci herosów itp. Co wy na to? Chce wiedzieć wasze zdanie, dlatego stwarzam ankietę, w której proszę o głosowanie.
Wiem, że w tym rozdziale jest pełno błędów, ale nie miałam już czasu by wysłać do Maćka ten rozdział, także przepraszam za to.
A teraz gdzie koniecznie musicie zajrzeć: 
Blog z opisami - jest to blog mojej siostry ciotecznej. Miło by było, gdybyście ją zaobserwowali lub chociaż dodali jakiś komentarz. Zróbcie to dla mnie :)
Szkoła? Nie dzięki wolę obóz herosów - stronka kolegi na facebooku.
Pamiętnik Dżerrki - blog o mnie 
No dobra. To może na razie tyle. Nie długo na pewnych blogach zostaną opublikowane wywiady ze mną więc podam linki w najbliższym czasie. 
Dziś mam zakończenie roku hahahaha, a nie jutro :D 
I jeszcze jedna sprawa. 
Rozdziały na pewno pojawią się:
15 lipca - początek mojej przygody z Percym 
5 sierpnia - moje urodziny
18 sierpnia - urodziny Percy'rgo 
A więc ma być co najmniej 14 komentarzy, bo inaczej będziecie czekać do 15 lipca z rozdziałem, a inaczej na pewno pojawi się wcześniej :D
Dżerrka

środa, 5 czerwca 2013

Hejka. Tutaj znowu Ola i przybywam do was z ogłoszeniem.Dżerr ma problemy w nauce dlatego na pewien okres - do końca czerwca zawiesza wszystkie swoje blogi. Dlaczego? Otóż niemiecki. Jej średnia to 1.75 czyli już powinna mieć 2, ale flondra tak nie uważa. Teraz biedna musi się uczyć i uczyć. Nie dość, że już poprawia matematykę to teraz jeszcze to. Dlaczego nie da komuś rozdziałów? Każdy w szkole poprawia oceny (ja również) i Dżerr nie chce nas obarczać swoimi problemami.
W sobote przyjdzie do mnie to razem z Lewusiem wytłumaczymy jej niemiecki i nakręcimy filmik taki ostatni przed przerwą.
Trzymajcie za nią kciuki! ;)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Percabeth story: Rozdział 19 - "Tajemnica dwójki Bogów. "

Rozdział pisany z punktu widzenia Posejdona. Chciałam, by był śmieszny, ale obawiam się, że coś mi nie wyszło, także przepraszam. Mam nadzieję, że rozdział mimo wszystko wam sie spodoba i no wiecie...będą komentarze.
Notka dalsza pod rozdziałem :*
Całuski 
____________________________________________________
Cały mój podwodny zamek był porośnięty kurzem. No niestety nie miał go kto posprzątać, ponieważ wszystkie moje służki zrobiły sobie wakacje. Był plus tego, że zostałem zupełnie sam. Nie musiałem rządzić z syrenim ogonem na moim seksownym, wodorostowym tyłeczku.
Czułem się taki samotny! Ja, biedny, stary, ale za to bardzo, bardzo przystojny... Oh Podoni, ogarnij się troszkę. Podoni. Tak mówiła na mnie Atena. Potrzebuję kobietki w swoim życiu. Najpierw posprzątam, a potem poszukam sobie dziewczyny.
Zerwałem się ze swojego wyrka i poczłapałem do sali tronowej, szukając po drodze jakiejś szczotki do zamiatania.
Po znalezieniu wszystkich potrzebnych mi przyrządów zacząłem sobie sprzątać. E no! Podoni! Tu jest zdecydowanie za cicho.
Podszedłem do radyjka i włączyłem płytę ze swoimi ulubionymi wokalistami i zespołami. Pierwsza piosenka. Oooo! Justin Bieber! Uwielbiam go. Wziąłem długą szczotkę na kijku i wczułem się w rolę. - Hello. Jam Posejdon. Zaszczycę was swoją obecnością jeszcze bardziej niż mój idol - Król Julian. Podziwiajcie mnie i nie tykajcie królewskiej stopy.......bejbe, bejbe, bejbe oooooo, bejbe, bejbe, bejbe, ooooo - po dłuższych zastanowieniach doszedłem do wniosku, że bardzo seksownie ruszam tyłeczkiem i powinienem robić to zawodowo. Posejdonie skup się, bo żadna laleczka nie będzie chciała za ciebie wyjść. Sprzątałem dalej śpiewając i tańcząc.
- Posejdonie. Proszę cię abyś przestał, ponieważ nie dobrze mi się robi - odwróciłem się i zobaczyłem swoją piękność.
- Ateno. Cóż za miła niespodzianka. Stęskniłem się za tobą.
- Nie możemy tego robić. Nasze dzieci się spotykają. Już i tak w połowie zniszczyliśmy im życie.
- No, ale oboje chcieliśmy wnuka lub wnuczkę, więc można powiedzieć, że działaliśmy w dobrych intencjach.
- Jakie dobre intencje, Posejdonie? Dałeś mojej córce tabletki, które niby miały wspomóc oddychanie pod wodą, ale oboje dobrze wiemy, że miały one spowodować, że trucizna z miecza Ethana nie zadziała w jej organizmie. Swojemu synowi dałeś zaś beznadziejne prezerwatywy, które działały odwrotnie niż powinny. Przyśpieszyły zapłodnienie.
- Nie wiemy, czy już ich użyli, więc do końca też nie wiemy, czy Annabeth jest w ciąży.
- To prawda, ale nawet jeśli nie jest...pomyśl. Oni mają dopiero po 17 lat. Mają jeszcze dużo czasu. Może wstrzymamy się z pragnieniem rozpieszczania wnuka?
- O nie! Czekałem tysiące lat. Już dłużej nie mogę.
- Domyślam się. Już nie ważne. Muszę iść.
- Jak to? Nie zostaniesz?
- Nie. Żegnaj Posejdonie.
- Ta, ta...do widzenia piękna Ateno. - Widocznie już nie usłyszała.
Pobiegłem do swojej garderoby i wybrałem ubrania wybrane specjalnie na tę okazję - podryw. Swoje krótkie, czarne włosy lekko podniosłem na żel, a ciało spryskałem dezodorantem playboy dla mężczyzn. Zaraz zobaczymy, czy rzeczywiście działa tak jak powinien. Przyznam, że sama Afrodyta poleciła mi ten produkt.
Po kilku minutach byłem gotowy. Musiałem się pogodzić z tym, że nie mam szans u Ateny, a tym bardziej u Sally, a przez życie nie mogę kroczyć samotnie. To niedorzeczne, że mój syn prawdopodobnie zapłodnił laskę, a ja nie mam nawet z kim nocy spędzić.
Wyszedłem na zewnątrz pałacu i poprzez wyciągnięcie dłoni zacząłem kontrolować wodę tak, by wypchnęła mnie na powierzchnie. Po kilku minutach stałem na brzegu zatoki Long Island.
 Chwila zastanowienia. Manhattan, czy Bruklin? O wiem. Przeteleportuję się na Hawaje, bo przecież tam są gorące kobiety. A może Barbados? Kto wie? Może będzie Rihanna? Ostatecznie postanowiłem przejść się do Central Parku. Nie bylem pewny czy spotkam swoją miłość. Moje serce nadal należało do Sally oraz Ateny. To dziwne. Uczucie, którym niegdyś darzyłem Amfitryde nagle pękło tak jak bańka mydlana przebita palcem.
Spacerowałem około godziny, gdy nieco zmęczony dotarłem do małej, kamiennej fontanny, przy której bawiły się małe dzieci. Usiadłem na jednej z drewnianych ławek i spoglądałem na wodę, która nagle zaczęła podskakiwać do góry. Śmiertelnicy tego nie widzieli, jednak moja uwagę przykuła nie za wysoka, "czerwono włosa" dziewczyna o brązowych oczach. Była bardzo młoda, a jednocześnie wyglądała na mądrą. Widziałem jak wystraszona i zaniepokojona mi się przygląda. Czy ona nie jest zwyczajną śmiertelniczką?
No, no. Podoni, przyznaj sam przed sobą, że spoglądasz na całkiem niezłą laskę. Kto wie? Może dezodorant zadziała. I tak nic się nie równa z moim nieziemskim wyglądem. Jestem bardzo przystojny, a w łóżku gibki jak wodorosty. Kto by mnie nie chciał?
Uśmiechnąłem się do niej, a ona zrobiła to samo. Dopiero po dwóch minutach otrząsnąłem się z szoku i zobaczyłem, że ta zmierza w moim kierunku.
- Jak ty to zrobiłeś? Jak kontrolujesz wodę? Czy jesteś kimś, kto może mi wytłumaczyć, co dzieje się na tym świecie? - zapytała.
- Może masz ochotę się przejść nad zatokę?
- A wytłumaczysz mi wszystko?
- Wytłumaczę.
- Więc chodźmy.
 Spojrzałem jej w oczy, a po chwili zauważyłem, że jej policzki przybrały kolor różowy. Czyżby mój urok i playboy działał? Gdyby nie kolor włosów,  to wyglądałaby zupełnie jak Sally. Tak samo mądra, a przede wszystkim ładna. Podałem jej ramię i ruszyliśmy.
- Powiedz mi co dokładnie widzisz? - zapytałem.
- Czasem za młodymi ludźmi chodzą dziwne stworzenia. Widzę, jak na niebie latają dziwne ptaki. Słyszę, jak ziemia przemawia.
- Czekaj, czekaj. Co dokładnie mówi Ziemia? - spytałem zaskoczony.
- Mamrocze coś o siódemce wybranych. Nic więcej nie słyszę. Mówi, tak jakby przez sen.
- Dobrze. Widzisz coś jeszcze?
- Czasem trzy staruszki przecinające jakąś nić. Niby nic takiego, ale jednak trochę mnie to niepokoi.
- Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. Jak się nazywasz?
- Jestem Aria.
- Bardzo ładne imię. Niespotykane.
- Tu nie, ale we Włoszech tak.
- Jesteś włoszką? - i już wiadomo skąd taka uroda.
- Tak, a ty jak masz na imię?
- Na to pytanie odpowiem Ci za chwilę.
            Powoli zbliżaliśmy się do zatoki. Im bliżej wody, tym czułem się znacznie lepiej.
- Interesujesz się mitologią grecką? - zapytałem.
- Tak. Wiem dość dużo. Studiowałam historię, a mitologia jest moim ulubionym tematem.
- A czy wierzysz w jej historię?
- Bardzo bym chciała, ponieważ jest to coś ciekawego, a zarazem fascynującego, ale nigdzie przecież nie spotkam Boga.
- A jaki jest twój ulubiony? - dopytywałem. Musiałem się przecież upewnić, czy moja przyszła żona nie będzie zarywała do innych Bogów.
- Zawsze interesowała mnie postać Posejdona oraz Artemidy.
- Skoro jesteśmy już na miejscu to mogę Ci pokazać i powiedzieć całą prawdę, która jest ukrywana przed zwykłymi śmiertelnikami. - puściłem jej dłoń, wyciągnąłem ręce i głęboko odetchnąłem. Woda zaczęła się obniżać po czym rozdarła się na dwie części, a przed nami stał mój zamek.
- Kim...jak? - zaczęła Aria.
- Jestem Posejdon. Świat mitologi greckiej nadal jest wśród nas. Olimp przemieszcza się wraz z cywilizacją zachodu. W tym momencie siedziba Bogów znajduje się na Manhattanie.
- To niemożliwe. To na pewno tylko sen. Tak samo dziwny i piękny, jak wtedy gdy przyszła do mnie młoda, rudowłosa dziewczyna i powiedziała, że moje życie będzie...
- Będzie co?
- U boku mężczyzny, który zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia. Będę panią wód.
- Wyrocznia nigdy się nie myli.
- To była przepowiednia dotycząca mnie? - spytała. Była wyraźnie zaskoczona i przerażona. Trudno jej było uwierzyć w to, co przed chwilą się stało.
- To wszystko jest dziwne. Skoro jesteś Posejdonem, to chyba powinieneś wyglądać inaczej, a nie jak gorący trzydziestolatek.
- Naprawdę uważasz, że jestem gorący? - Na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
- Wiesz Posejdonie... Ja już muszę wracać.
- Jak Cie znajdę? - zapytałem. Aria wyciągnęła długopis i na mojej ręce napisała kilka cyferek.
- To moje GG. Jeśli jeszcze kiedyś będziesz chciał się spotkać, to mógłbyś napisać.
- Odezwę się .
- Do zobaczenia - powiedziała i odwróciła się.
- Czekaj - złapałem ją za rękę, przyciągnąłem do siebie i złożyłem pocałunek na jej miękkich i słodkich ustach, które smakowały truskawkami.
Czułem się, jak nastolatek, co w moim wieku było naprawdę dziwnym uczuciem. Wiedziałem jedno - jestem zakochany.
- Odezwę się - szepnąłem jej do ucha po czym odsunąłem się i wskoczyłem do zatoki. Musze sobie założyć GG. Może jakaś fajna nazwa? Już wiem. Wodorostowy syrenek 45. Zamiast prawdziwego imienia będzie wodorostowy syrenek.
__________________________________________
No więc...bardzo tragiczny? Nie jestem z niego zadowolona. :(
Powiem Wam, że rozdział 20 będzie bardzo długaśny i mam nadzieję, że uda wam sie go przeczytać, ponieważ chcę wam wynagrodzić swoją nieobecność, która w pewnym sensie nadal trwa.
No więc...tutaj filmik, a wyjaśnienia, dlaczego ten nie z Olą w filmie :D
Ściskam Was
Filmik!! - Yuna i Dżerr

sobota, 1 czerwca 2013

Percabeth story: Rozdział 18 - "Rozmowa"

Hej! Rozdział jest uzupełniający. Mam nadzieję, że będzie w miarę dobrze.
______________________________________________________________
 Percy

               Szukałem jej wszędzie. W bibliotece, na arenie, w teatrze, w kuchni i nic. Zniknęła. Jedynym rozwiązaniem, by dowiedzieć się, gdzie przebywa moja narzeczona, jest zadzwonienie do niej iryfonem. Z szuflady bukowego biurka wyjąłem złotą drachmę, po czym wyszedłem na taras i wrzuciłem ją w mgiełkę nad oceanem.
 - "Iris, Bogini tęczy, przyjmij moją ofiarę. Pokaż mi Annabeth Chase" - Nie czekałem za długo. W mgnieniu oka zobaczyłem swoją dziewczynę, która stała w olśniewającej sukience przed lusterkiem. Była uśmiechnięta i zadowolona. - Annabeth, kochanie... - Zacząłem by mnie w reszcie zauważyła. Ta najwidoczniej się wystraszyła, ponieważ podskoczyła i krzyknęła.
- Percy. Mógłbyś mnie nie straszyć? - zapytała poirytowana.
- Mógłbym, przepraszam. .... Mogłabyś mi w ogóle powiedzieć, gdzie jesteś?
- W Hollywood.
- Co? W Hollywood? Co ty tam robisz - zapytałem zaskoczony odpowiedzią.
- Jestem na zakupach. Choć na chwilę musiałam się oddalić od mitycznego świata.
- Z kim jesteś? - Ciągnąłem dalej.
- Z Afrodytą.
- Co? Z Afrodytą? Ale jak?
- Normalnie. Siedziałam sobie i nagle się pojawiła. Zaproponowała zakupy, więc się zgodziłam. W końcu tego potrzebowałam.
- Czemu nic mi nie powiedziałaś?
- To wszystko działo się tak szybko. Przepraszam Cię za moje zachowanie. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieję.
- Nie przepraszaj. W naszym życiu jest wiele zamieszania i chaosu.
- Jesteś cudowny - powiedziała.
- Wracaj szybko, bo tęsknię.
- Jeszcze troszkę.
- Pa
-Pa...kocham - uśmiechnąłem się i zerwałem połączenie.

  Annabeth

                Stałam tak i zastanawiałam się nad wyborem sukienki. Według Afrodyty była idealna, ale nie mogłam się zdecydować. Ostatecznie postanowiłam ją kupić.
- Ta sukienka jest jak na Ciebie szyta. To co, fryzjer? - zapytała bogini.
- Czas na zmiany - odpowiedziałam.
Szłyśmy w ciszy, aż w końcu stanęłyśmy przed salonem fryzjerskim.
- Josh jest jednym z najlepszych fryzjerów jakich kiedykolwiek spotkałam. A tak przy okazji Ci powiem, że jest to ojciec Sileny.
- Ojciec Sileny? - zapytałam zdumiona. - A czy on wie, że ona i Charlie...
- Żyją? Tak, wie. Odwiedzili go całkiem nie dawno. Teraz wygląda jak jeden z najszczęśliwszych ludzi na świecie.- Otworzyłyśmy drzwi i po chwili znalazłyśmy się w zupełnie innym świecie. 

                                                                              ***

               Fryzjerzy działali przy moich włosach już dobre 50 minut. Na prośbę Afrodyty wszystkie lusterka były zasłonięte, więc nie mogłam się zobaczyć. Bałam się. Co jeśli będę wyglądać jak strach na wróble? Chyba zwariuję. Z resztą nie powinnam się przejmować wyglądem, ale jestem dziewczyną, więc to naturalne.
- Już gotowe - powiedział Josh uśmiechając się.
- Czy mogę się już zobaczyć? - zapytałam.
- Oczywiście. Odsłonić lusterka. - Patrzyłam w swoje odbicie nie mogąc uwierzyć. Czy to byłam ja? Wyglądałam tak ładnie, inaczej. Długość włosów nie zmieniła się, ale były takie inne, delikatne.
- Naprawdę, naprawdę ładnie - powiedziałam .
- Mówiłam, że ci się spodoba.
- Dziękuje.
- Naprawdę nie masz za co. Czas zmykać na Manhattan. Za 30 minut masz spotkanie ze swoją matką.
- Jasne - Wyszłyśmy na zewnątrz, gdy nagle na wystawie jednego ze sklepów dostrzegłam kopię maski Danny'ego. Przypomniało mi się, że Percy już wkrótce będzie miał urodziny, więc przydałoby się kupić choć drobny prezent. Hollywood Undead  to jego ulubiony zespół, więc taki prezent na pewno mu się spodoba.
- Afrodyto? Czy byś mi dała jeszcze kilka minut? - zapytałam.
- Oczywiście. Ja też uważam, że kopia maski Daniela jest idealnym prezentem urodzinowym dla syna Posejdona, a zwłaszcza, że możesz poprosić o autograf samego wokalistę.
- Rzeczywiście. To bardzo dobry pomysł. Zaraz wracam.
                          Weszłam do sklepu z uśmiechem na ustach. Na ścianach wisiały koszulki z logo różnych naprawdę świetnych zespołów. Przykre jest to, że teraz ludzi noszą takie koszulki, myśląc, ze jest to jakaś znana marka ubrań.
- Siemasz - z zamyśleń wyrwał mnie głos sprzedawczyni. Odwróciłam się i zobaczyłam dziewczynę o czerwonych, długich włosach. Mogła mieć około dwudziestu trzech lat.
- Hej - odpowiedziałam.
- Podać coś? - zapytała dziewczyna.
- Tak. Interesuje mnie kopia maski wokalisty HU.
- Taa...to nasza ostatnia. Jest naprawdę droga.
- Myślę, że jakoś to przeżyję. - odpowiedziałam.
- No spoko. - Dziewczyna zapakowała prezent , a ja zapłaciłam.
Uśmiechnięta wyszłam na zewnątrz.
- Gotowa? - zapytała Bogini.
- Tak - odpowiedziałam szeroko się uśmiechając.
Afrodyta znów pomalowała swoje usta i wypowiedziała "Manhattan". Po kilku minutach znalazłyśmy się pod Olimpem.
- Dziękuje za zakupy i ogólnie miło spędzony czas.
- Ależ nie ma sprawy. Ja zmykam na spotkanie ze swoim mężem. Atena czeka już na Ciebie w środku. Do następnego spotkania Annabeth Chase. Powodzenia w twojej miłości.
- Dziękuję. - szepnęłam, ponieważ Afrodyta rozpłynęła się już w różowej mgiełce.
                  Otworzyłam szklane drzwi budynku i weszłam do środka. Już z daleka dostrzegłam swoją matkę siedzącą na białej, skórzanej sofie. Gdy mnie dostrzegła, uśmiechnęła się.
- Witaj Annabeth - podeszła i - uwaga - przytuliła mnie.
- Cześć mamo - odpowiedziałam odwzajemniając uścisk.
- Może masz ochotę na kawę?
- Czemu nie. Tylko wiesz. To moja pierwsza kawa z tobą. Trochę się stresuję.
Szłyśmy przez kilka minut w milczeniu. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Całe zachowanie mojej matki było dość podejrzane. Tak jakby coś przede mną ukrywała. Jakąś dziwną i przerażającą wiadomość. - Może ta kawiarnia? - zaproponowałam
- Wiesz, tuż za rogiem jest mała kafejka i tam ktoś na nas czeka.
- Mam się bać? - zapytałam.
- Niekoniecznie.
Skręciłyśmy w uliczkę i wtedy dostrzegłam, że przy plastikowym stoliku siedzi nie kto inny, tylko mój ojciec. Podbiegłam do niego i mocno przytuliłam. Chyba jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak na jego widok.
Całą trójką zamówiliśmy po filiżance kawy. No może oprócz mnie, ponieważ Atena stwierdziła, że to szkodzi mojemu zdrowiu, wiec musiałam zamówić sok pomarańczowy.
- Chcieliście porozmawiać.
- Dokładnie to ja chciałam, ale twój ojciec uparł się, że to dobra okazja by się z tobą zobaczyć. Przynajmniej obiecał, że nie będzie się wtrącał.
Jak tak na nich patrzyłam to chciało mi się płakać. Cała nasza trójka siedziała uśmiechnięta od ucha do ucha. Wyglądaliśmy jak prawdziwa rodzina. Teraz brakowało mi tylko Percy'ego, który by mnie obejmował. Wtedy to byłabym już najszczęśliwsza.
- Widzisz córeczko... - zaczęła Atena.
- Czekaj, czekaj. Powiedziałaś do mnie córeczko? - zapytałam zaskoczona.
- Chyba tak. - W tym momencie z moich oczu pociekły słone łzy. Nigdy wcześniej nie słyszałam tego słowa z jej ust. Zamknęłam oczy by opanowac płacz. Nagle poczułam jak ktoś całuje mnie w policzek. Otworzyłam oczy. Przede mną stał mój kochany chłopak.
- Percy? Co ty tutaj robisz? - byłam mile zaskoczona.
- Jak wszyscy to wszyscy. - powiedziała Atena. - Na początku chciałam wam wytłumaczyć,  dlaczego Chejron dał Wam wolną rękę podczas ataku na obóz. Odpowiedz jest prosta. Wiedział, że tego dnia wszystko będzie dobrze. Wszystko miało się ułożyć. Dlatego właśnie pozwolił wam podjąć decyzje.
- Skąd on wiedział? - zapytał Percy.
- Z przepowiedni. Z przepowiedni, w której jest mowa o tym, że zginę. - odpowiedziałam.
- To nie musisz być ty. To może być inne dziecko Ateny. Nawet fata i wyrocznia, a zwłaszcza wyrocznia nie wiedzą jak to się potoczy. Masz się nie martwić.
- Powtarzałem jej to z tysiąc razy i nic. Cały czas się przejmuje - powiedział Percy.
- I właśnie dlatego jesteś wyczerpana. Potrzebujesz chwilowego odpoczynku. Póki co zero treningów, bitew i ogólnie. Masz siedzieć i odpoczywać - powiedziała Atena.
- Krótko mówiąc mam się nudzić? - byłam zdenerwowana. Jestem herosem. Nie mogę nic nie robić. Walka jest w mojej krwi.
- Zawsze możesz sobie poczytać. Zero walk. Zapamiętaj to sobie. Ja  Cię obserwuję.
- Ale ja się nie przemęczam. Przecież nic mi nie jest.
- Nie kłóć się z mamą! Jest jeszcze jedna sprawa. - Naszą rozmowę przerwał dzwoniący telefon mojej matki. - Zeus dzwoni. Muszę wracać na Olimp. Wrócimy do tej rozmowy kiedy indziej. Pamiętaj! Masz odpoczywać!
- Ja już ją przypilnuję - powiedział Percy. Wiem, że robił wszystko, by Atena nie patrzyła na niego podejrzliwie. Po chwili bogini zniknęła.
- Nawet nie wiecie jak ładnie ze sobą wyglądacie. - powiedział mój ojciec uśmiechając się do mnie i mojego kochanego chłopaka. - Cieszę się, że mogłam Cię zobaczyć. Ja muszę już wracać do San Francisco. Odpoczywaj. Percy się tobą zaopiekuje. Kocham Cię córeczko.
- Ja Ciebie też tato.
Po chwili Percy i ja zostaliśmy sami.
- Wracajmy do obozu. Troszkę się zmęczyłam - powiedziałam obdarowując syna Posejdona delikatnym pocałunkiem.
- W takim razie jedźmy.
Złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę najbliższego parkingu samochodowego.
- Powóz czeka - powiedział wskazując na czarny, nowy, sportowy samochód.
- Percy, skąd ty to...
- Odwiedził mnie Posejdon z matką i Paulem. Powiedzieli, że skoro zdałem prawo jazdy, to samochód mi się przyda.
- Szalejesz Percy. Teraz wszystkim w koło będę mówiła, że mam cudownego chłopaka, który ma samochód. - powiedziałam śmiejąc się.
- Nie zaprzeczę, że jestem cudowny.
- A na dodatek taki skromny.
- Za to mnie kochasz - powiedział uśmiechając się łobuzersko.
- Skąd ta pewność? - spytałam spuszczając głos.
- Czy chcesz mi coś powiedzieć? - zapytał ze strachem w głosie.
- Tak. Szaleje za tobą Glonomóżdżku.
- Wystraszyłaś mnie.
- Przepraszam.
- Żądam całusa.
- Oh. To takie trudne zadanie - wspięłam się na palce i swoimi wargami dotknęłam jego ust.
- Okej. Już mi lepiej. Zapraszam do powozu. - Otworzył mi drzwi i ruszyliśmy do obozu.

***

               Weszliśmy uśmiechnięci do naszego domku. Przelotnie spojrzałam na łóżko i zatrzymałam swój wzrok na pewnym obiekcie. Całe łóżko zawalone było torbami z moimi zakupami. Percy ruszał w stronę małej, czarnej reklamówki, w której znajdował się prezent dla niego. 
- Nie ruszaj tego - krzyknęłam podbiegając do niego i wyrywając zakup z jego rąk. 
- Co to? - zapytał
- Yyy...babskie sprawy. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Okej. W takim razie nie wnikam. - zrobił wielkie oczy i oddał mi prezent.
               Siedzieliśmy na tarasie w milczeniu ciesząc się swoją obecnością. Wyobraziłam sobie przyszłość. Ja i Percy siedzący na ganku wspólnego domu, który znajdował się na przeciwko obozu herosów, patrzący na nasze dziecko, które dorasta. Czy będzie mi dana taka przyszłość? Czy może będę czekała na Percy'ego na polach Elizejskich? Jak to wszystko się potoczy?
_________________________________________
No więc jak sie podoba? Prosze o komentarze.
Kolejny rozdział prawie gotowy i pojawi się jak będzie 19 komentarzy pod rozdziałem.
Więc komentować i anonimowi proszę w komentarzu, byście się podpisali :|D
To tyle.
Ściskam
Dżerr
Filmik pojawi sie niebawem, bo mam problemy by dodać xd