W połowie drogi musieliśmy zmienić kierunek lotu, ponieważ Eveline stwierdziła, że giganci przenieśli się do Las Vegas. Moja kuzynka bardzo często miewała takie "wizje" i jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, dlatego właśnie zarządziłam zmianę kierunku. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego Eveline miewa takie przebłyski różnych sytuacji, ale nawet ona nie znała odpowiedzi na to pytanie. Teraz jednak zastanawiałam się, dlaczego Atena jest więziona w mieście wiecznych imprez i hazardu. Przypomniało mi się, że tata kiedyś opowiadał o Las Vegas, ale za nic nie pamiętałam, o co dokładnie mu chodziło. Na pewno wspominał coś o lotosie, ale to w tym momencie nie było istotne.
Słońce zaczynało zachodzić, a niebo szybko się ściemniło, dlatego postanowiliśmy zatrzymać się na pobliskiej polanie. Nasze pegazy były zmęczone i głodne, więc odpoczynek był konieczny. Josh i Eveline zajęli się rozpalaniem ogniska i rozkładaniem namiotów, natomiast ja poszłam nakarmić naszych latających towarzyszy. Ze swojego zielonego plecaka z naszywkami przeróżnych zespołów wyjęłam całe opakowanie kostek cukru. Powoli podeszłam do czarnego konia, leżącego na trawie. Na mój widok pegaz zatrząsł swoją czarną grzywą. Usiadłam obok Mrocznego, opierając się o jego śliczne końskie siadło i z ręki podawałam mu kostki cukru.
- Hej córko szefa! - W głowie usłyszałam głos końskiego przyjaciela. - Jak podoba ci się Las Vegas? - Zapytał.
-Co? - Zapytałam zaskoczona. - Przecież nie jesteśmy w Las Vegas. - Oznajmiłam ze śmiechem. Moja dłoń dotknęła grzbietu pegaza i zaczęłam go powoli głaskać.
- Jesteśmy. Tam za krzaczkiem, który służy mi jako mój prywatny kibelek znajduje się znak z napisem Las Vegas. Szczerze to jestem zasmucony. Spodziewałem się wielkich budynków, szampanów i jednocześnie gości w garniturach ze studolarówek. A jak na razie co widzę? Krzaczki, gwiazdy, mój toilet i pola. - Mroczny mówił mi to, przystępując z jednego kopyta na drugie. Zrzuciłam wszystkie kostki cukru na ziemie i pobiegłam sprawdzić, czy to rzeczywiście prawda. A jednak. Mroczny się nie mylił. Byliśmy już w Las Vegas.
Szybko pobiegłam do naszego prowizorycznego obozowiska, by poinformować swoich towarzyszy, że jesteśmy już na miejscu, jednak nie mogłam tego zrobić. Josh i Elizabeth spali, ogrzewając się w cieple ogniska. Nie miałam serca ich budzić, ponieważ żadne z nas nie spało od dwudziestu czterech godzin. Postanowiłam wziąć pierwszą warte. Do ręki chwyciłam latarkę oraz swój sztylet i usiadłam, opierając się o pień brzozy.
Siedząc tak w ciszy, nasuwało mi się tysiące myśli, ale teraz musiałam się skupić na dobrym planie odbicia Ateny. Nie wiedzieliśmy, gdzie może ona być, od czego mamy zacząć, a zwłaszcza, nie mieliśmy żadnej wskazówki. Teraz najbardziej potrzebowaliśmy czasu. Przypomniał mi się wiersz, który przeczytałam w obozowej bibliotece, a dokładniej w księdze nieznanych autorów. Idealnie opisywał naszą sytuację.
Słońce zaczynało zachodzić, a niebo szybko się ściemniło, dlatego postanowiliśmy zatrzymać się na pobliskiej polanie. Nasze pegazy były zmęczone i głodne, więc odpoczynek był konieczny. Josh i Eveline zajęli się rozpalaniem ogniska i rozkładaniem namiotów, natomiast ja poszłam nakarmić naszych latających towarzyszy. Ze swojego zielonego plecaka z naszywkami przeróżnych zespołów wyjęłam całe opakowanie kostek cukru. Powoli podeszłam do czarnego konia, leżącego na trawie. Na mój widok pegaz zatrząsł swoją czarną grzywą. Usiadłam obok Mrocznego, opierając się o jego śliczne końskie siadło i z ręki podawałam mu kostki cukru.
- Hej córko szefa! - W głowie usłyszałam głos końskiego przyjaciela. - Jak podoba ci się Las Vegas? - Zapytał.
-Co? - Zapytałam zaskoczona. - Przecież nie jesteśmy w Las Vegas. - Oznajmiłam ze śmiechem. Moja dłoń dotknęła grzbietu pegaza i zaczęłam go powoli głaskać.
- Jesteśmy. Tam za krzaczkiem, który służy mi jako mój prywatny kibelek znajduje się znak z napisem Las Vegas. Szczerze to jestem zasmucony. Spodziewałem się wielkich budynków, szampanów i jednocześnie gości w garniturach ze studolarówek. A jak na razie co widzę? Krzaczki, gwiazdy, mój toilet i pola. - Mroczny mówił mi to, przystępując z jednego kopyta na drugie. Zrzuciłam wszystkie kostki cukru na ziemie i pobiegłam sprawdzić, czy to rzeczywiście prawda. A jednak. Mroczny się nie mylił. Byliśmy już w Las Vegas.
Szybko pobiegłam do naszego prowizorycznego obozowiska, by poinformować swoich towarzyszy, że jesteśmy już na miejscu, jednak nie mogłam tego zrobić. Josh i Elizabeth spali, ogrzewając się w cieple ogniska. Nie miałam serca ich budzić, ponieważ żadne z nas nie spało od dwudziestu czterech godzin. Postanowiłam wziąć pierwszą warte. Do ręki chwyciłam latarkę oraz swój sztylet i usiadłam, opierając się o pień brzozy.
Siedząc tak w ciszy, nasuwało mi się tysiące myśli, ale teraz musiałam się skupić na dobrym planie odbicia Ateny. Nie wiedzieliśmy, gdzie może ona być, od czego mamy zacząć, a zwłaszcza, nie mieliśmy żadnej wskazówki. Teraz najbardziej potrzebowaliśmy czasu. Przypomniał mi się wiersz, który przeczytałam w obozowej bibliotece, a dokładniej w księdze nieznanych autorów. Idealnie opisywał naszą sytuację.
Czas.
Rzecz ulotna.
Krótka.
A jednocześnie długa.
Chwila.
Dłuży się w nieskończoność.
Tracisz go.
I zyskujesz.
Czas to pieniądz.
Gdybym za każdą zmarnowaną minutę,
dostał jeden grosz,
Byłbym milionerem.
Czas.
Można zmierzyć.
Rzecz ulotna.
Krótka.
A jednocześnie długa.
Chwila.
Dłuży się w nieskończoność.
Tracisz go.
I zyskujesz.
Czas to pieniądz.
Gdybym za każdą zmarnowaną minutę,
dostał jeden grosz,
Byłbym milionerem.
Czas.
Można zmierzyć.
Podzielić i pomnożyć.
Spotęgować i spierwiastkować.
Rozbić.
Na sekundy lub minuty.
Kilometry na godzinę.
Lub metry na sekundę.
Dla wielu rzeczy na świecie,
Trzeba po prostu czasu.
Spotęgować i spierwiastkować.
Rozbić.
Na sekundy lub minuty.
Kilometry na godzinę.
Lub metry na sekundę.
Dla wielu rzeczy na świecie,
Trzeba po prostu czasu.
Czas, to coś, co mamy zawsze.
Nikt nam go nie odbierze.
Bez względu na wszystko.
Nikt nam go nie odbierze.
Bez względu na wszystko.
A jednak nie do końca była to prawda. Czas jest ulotny i nie mamy go zbyt wiele. Czasem, gdy jest go za mało, może to doprowadzić nawet do śmierci.
Moje rozmyślenia przerwał szelest pękającego drewna. Ktoś tu szedł i to na pewno nie był przyjaciel. Podbiegłam bliżej wydawanego dźwięku i wspięłam się na drzewo. Starałam się zachować bardzo cicho. Moim oczom ukazały się dwie...nastolatki. Dwie wysokie dziewczyny, cuchnące chęcią mordu, w przebraniu cheerlederek. Drakainy.
- Herosi ukrywają się w tym lesie. Musimy ich zabić. Wszystkich, oprócz wnuczki Posejdona. Ona musi zobaczyć, jak Gaja niszczy jej świat. To jest plan zemsty naszej władczyni.
- Jak sobie życzysz. - Odpowiedziała nieco niższa Drakaina.
- Pamiętaj, że herosi, pod żadnym pozorem nie mogą dowiedzieć się, że Atena ukrywana jest w podziemiach kasyna Lotos. Nawet jeśli uda im się wejść do Kasyna, to nie zejdą w podziemia, ponieważ będą się zbyt dobrze bawili i nie będą wiedzieli, że Gaja już powstaje. Czas będzie mijał, a oni będą myśleć, że jest ten sam dzień. - Założyłam na głowę czapkę niewidkę, którą dostałam od mamy i powoli zeszłam na ziemię. Musiałam ostrzec przyjaciół, że nadchodzą wrogowie. Mieliśmy wybór. Albo walczyć, albo uciekać. Rozsądniejszym wyjściem dla mnie była ucieczka, mimo, że herosi walczą do samego końca.
- Eveline! Josh! Wstawajcie - Powiedziałam głośno. - Wstawajcie, pakujcie się, musimy iść. Zaraz będziemy zaatakowani. Wiem, gdzie znajduje się Atena. Szybko, szybko. - Mimo zmęczenia, moi przyjaciele szybko wykonywali moje polecenia. Zanim się obejrzeliśmy, lecieliśmy już wysoko nad lasem.
Kasyno lotos. Spodziewałam się zwyczajnego, małego budynku, a jak się okazało był to ogromny hotel z kasynem i parkiem wodnym. Mogłabym tu spędzić cale życie.
- Może ciasteczko? - Zapytała kobieta w skąpym stroju i długich, rudych włosach. Wygadała jak panna lekkich obyczajów, a ja akurat byłam głodna, więc mimo jej odpychającego wyglądu, skusiłam się na babeczkę w kształcie różowego kwiatu lotosu. Nie zauważyłam, gdy zaczęłam zapominać o wszystkich sprawach. Nie wiedziałam gdzie jest Josh, ani Eveline i wcale mnie to nie obchodziło. Wolałam się bawić.
Co jakiś czas jadłam ciastka i tańczyłam z przeróżnymi chłopakami. Czułam się jak zwyczajna nastolatka, która nie musi się niczym martwić. Nagle w głowie mi się zakręciło i upadłam na ziemię.
- Elizabeth, wnuczko. Skup się, skup się na misji. Zacznij działać uwolnij Atenę. - W głowie usłyszałam głos Posejdona. Wszystko mi się przypomniało, miałam misje, ważne zadanie. Szybko podniosłam się na nogi i wzrokiem odnalazłam swoich towarzyszy. Stali pod ścianą, obok złotych drzwi.
- Elizabeth! - Gdzieś ty się podziewała Szukałam cię dobre dwie godziny. Josh odnalazł kryjówkę. Chodź. - Powiedziała moja kuzynka, łapiąc mnie za rękę. Jedyne co widziałam to ciemność, której nie potrafiłam przebić. Była to na pewno jaskinia. Domyśliłam się po tym, że nasz oddech unosił się echem, a w oddali słychać było kapanie wody. Wilgoć i echo. Jaskinia.
Nagle Josh się zatrzymał i zapalił swoją latarkę. Staliśmy pod celą z metalowych krat. W środku na brudnej i mokrej podłodze leżała bogini. Jej biała suknia była lekko podarta i upaćkana błotem. Długie, brązowe włosy były rozczochrane i kleiły się do jej bladej twarzy. To był obraz męki. Tak będą wyglądać wszyscy ludzie i herosi przed swoją śmiercią, jeśli nie pokonamy Gai.
- Babciu? - Odezwałam się po cichu. Bogini podniosła głowę i spojrzała się na nas wzrokiem pełnym nadziei.
- Eizabeth, Eveline? Co wy tu robicie? Uciekajcie! Zabiją was. Czekali na was. - Powiedziała, podchodząc do krat.
- Nic nie mów. Przyszliśmy cię uwolnić. To rozkaz Zeusa. - Odpowiedziała blondynka, po czym wyjęła czarny przyrząd z taśmą, która sprawiała, że wszystko, czego ona dotyka po prostu znika. Dziewczyna przykleiła taśmę do krat, dzięki czemu Atena została uwolniona.
To były magiczne kraty. Pochłaniały one energię bogini, która teraz nie mogła ustać na nogach.
Już byliśmy przy wyjściu, gdy ktoś złapał mnie za rękę i podłożył mi pod szyję srebny, zimny sztylet.
- Zamknij się i słuchaj! Puszczę cię i twoich przyjaciół, ale powiedz Hadesowi i Zeusowi, by nie próbowali mnie nawracać na waszą stronę, bo tylko pogarszają sprawę. - Napastnik opuścił broń i obrócił mnie w swoją stronę. Wiedziałam, że znów go spotkam. Znów Drake. - Uciekajcie, zanim was dopadną. Widzą, że jesteście, gdzie jesteście...macie zaledwie trzy minuty. Osłaniam Was.
- Ale...
- Idźcie! - Spojrzałam na swoich towarzyszy. Puściłam rękę swojego dawnego przyjaciela i odeszłam. Już byłam przy samych drzwiach, gdy usłyszałam głos Drake'a.
- Elizabeth? - Odwróciłam się. Chłopak podbiegł do mnie i pocałował. Czułam się szczęśliwa, jakby cały świat nagle przestał istnieć. Gdy pocałunek się skończył, otworzyłam oczy. Niestety. Jego już nie było.
Na Olimp dotarliśmy w idealnym czasie. Zeus powiedział tylko, że jest dumny z takich herosów, po czym zwołał naradę. Myślałam, że teraz zwyczajnie wrócę do obozu, posiedzę przy ognisku, ale myliłam się.
- Elizabeth! Nie jesteś bezpieczna w tym świecie. Nie możesz brać udziału w wojnie z Gają. Musisz zapomnieć o świecie herosów, o wszystkich swoich przyjaciołach. Załóż ten naszyjnik. - Powiedziała Atena, podając mi srebny łańcuszek z niebieskim oczkiem. - Dzięki temu potwory będą czuć śmiertelnika, a nie herosa. Twoim nowym domem jest dom babci Sally. Od dziś nie jesteś już herosem....żyj tak, jak zwykła nastolatka.
Ostatnie co pamiętam, to łzy smutku na łóżku u babci Sally.
________________________________________
Kochani czytelnicy!
Tydzień temu był 16 listopada, czyli ważna data i nie chodzi mi tu wcale o jakieś wybory samorządowe.
Dokładnie 16 listopada 2012 roku na tym blogu pojawił się pierwszy rozdział. Minęły dwa lata. Chciałam dodać rozdział w tamtą niedzielę, ale laptop mi się nie chciał włączyć :(
Przede wszystkim chce Wam podziękować. Podziękować wam wszystkim i każdemu z osobna. Jesteście wspaniali. Spieracie mnie w mojej pasji, komentujecie, odwiedzacie blogi, obserwujecie, a nawet ze mną piszecie na asku i facebooku. To jest wielkie, bo trzymacie mnie na duchu.
Rok temu miałam wielką podjarę tym, że wybiło mi 50 000 wyświetleń bloga. Teraz to mam ochotę wyskoczyć z okna ze szczęścia, ponieważ nie spodziewałam się takiej ilości wyświetleń.
W tej chwili godzinie 17:42 22.11.2014 roku mam 148 224 wyświetlenia,
Dziękuję!
I wiersz został napisany przez Maćka z bloga: Z życia Móżdżka
KOMENTUJCIE!
Do zobaczenia
Dżerr
Moje rozmyślenia przerwał szelest pękającego drewna. Ktoś tu szedł i to na pewno nie był przyjaciel. Podbiegłam bliżej wydawanego dźwięku i wspięłam się na drzewo. Starałam się zachować bardzo cicho. Moim oczom ukazały się dwie...nastolatki. Dwie wysokie dziewczyny, cuchnące chęcią mordu, w przebraniu cheerlederek. Drakainy.
- Herosi ukrywają się w tym lesie. Musimy ich zabić. Wszystkich, oprócz wnuczki Posejdona. Ona musi zobaczyć, jak Gaja niszczy jej świat. To jest plan zemsty naszej władczyni.
- Jak sobie życzysz. - Odpowiedziała nieco niższa Drakaina.
- Pamiętaj, że herosi, pod żadnym pozorem nie mogą dowiedzieć się, że Atena ukrywana jest w podziemiach kasyna Lotos. Nawet jeśli uda im się wejść do Kasyna, to nie zejdą w podziemia, ponieważ będą się zbyt dobrze bawili i nie będą wiedzieli, że Gaja już powstaje. Czas będzie mijał, a oni będą myśleć, że jest ten sam dzień. - Założyłam na głowę czapkę niewidkę, którą dostałam od mamy i powoli zeszłam na ziemię. Musiałam ostrzec przyjaciół, że nadchodzą wrogowie. Mieliśmy wybór. Albo walczyć, albo uciekać. Rozsądniejszym wyjściem dla mnie była ucieczka, mimo, że herosi walczą do samego końca.
- Eveline! Josh! Wstawajcie - Powiedziałam głośno. - Wstawajcie, pakujcie się, musimy iść. Zaraz będziemy zaatakowani. Wiem, gdzie znajduje się Atena. Szybko, szybko. - Mimo zmęczenia, moi przyjaciele szybko wykonywali moje polecenia. Zanim się obejrzeliśmy, lecieliśmy już wysoko nad lasem.
Kasyno lotos. Spodziewałam się zwyczajnego, małego budynku, a jak się okazało był to ogromny hotel z kasynem i parkiem wodnym. Mogłabym tu spędzić cale życie.
- Może ciasteczko? - Zapytała kobieta w skąpym stroju i długich, rudych włosach. Wygadała jak panna lekkich obyczajów, a ja akurat byłam głodna, więc mimo jej odpychającego wyglądu, skusiłam się na babeczkę w kształcie różowego kwiatu lotosu. Nie zauważyłam, gdy zaczęłam zapominać o wszystkich sprawach. Nie wiedziałam gdzie jest Josh, ani Eveline i wcale mnie to nie obchodziło. Wolałam się bawić.
Co jakiś czas jadłam ciastka i tańczyłam z przeróżnymi chłopakami. Czułam się jak zwyczajna nastolatka, która nie musi się niczym martwić. Nagle w głowie mi się zakręciło i upadłam na ziemię.
- Elizabeth, wnuczko. Skup się, skup się na misji. Zacznij działać uwolnij Atenę. - W głowie usłyszałam głos Posejdona. Wszystko mi się przypomniało, miałam misje, ważne zadanie. Szybko podniosłam się na nogi i wzrokiem odnalazłam swoich towarzyszy. Stali pod ścianą, obok złotych drzwi.
- Elizabeth! - Gdzieś ty się podziewała Szukałam cię dobre dwie godziny. Josh odnalazł kryjówkę. Chodź. - Powiedziała moja kuzynka, łapiąc mnie za rękę. Jedyne co widziałam to ciemność, której nie potrafiłam przebić. Była to na pewno jaskinia. Domyśliłam się po tym, że nasz oddech unosił się echem, a w oddali słychać było kapanie wody. Wilgoć i echo. Jaskinia.
Nagle Josh się zatrzymał i zapalił swoją latarkę. Staliśmy pod celą z metalowych krat. W środku na brudnej i mokrej podłodze leżała bogini. Jej biała suknia była lekko podarta i upaćkana błotem. Długie, brązowe włosy były rozczochrane i kleiły się do jej bladej twarzy. To był obraz męki. Tak będą wyglądać wszyscy ludzie i herosi przed swoją śmiercią, jeśli nie pokonamy Gai.
- Babciu? - Odezwałam się po cichu. Bogini podniosła głowę i spojrzała się na nas wzrokiem pełnym nadziei.
- Eizabeth, Eveline? Co wy tu robicie? Uciekajcie! Zabiją was. Czekali na was. - Powiedziała, podchodząc do krat.
- Nic nie mów. Przyszliśmy cię uwolnić. To rozkaz Zeusa. - Odpowiedziała blondynka, po czym wyjęła czarny przyrząd z taśmą, która sprawiała, że wszystko, czego ona dotyka po prostu znika. Dziewczyna przykleiła taśmę do krat, dzięki czemu Atena została uwolniona.
To były magiczne kraty. Pochłaniały one energię bogini, która teraz nie mogła ustać na nogach.
Już byliśmy przy wyjściu, gdy ktoś złapał mnie za rękę i podłożył mi pod szyję srebny, zimny sztylet.
- Zamknij się i słuchaj! Puszczę cię i twoich przyjaciół, ale powiedz Hadesowi i Zeusowi, by nie próbowali mnie nawracać na waszą stronę, bo tylko pogarszają sprawę. - Napastnik opuścił broń i obrócił mnie w swoją stronę. Wiedziałam, że znów go spotkam. Znów Drake. - Uciekajcie, zanim was dopadną. Widzą, że jesteście, gdzie jesteście...macie zaledwie trzy minuty. Osłaniam Was.
- Ale...
- Idźcie! - Spojrzałam na swoich towarzyszy. Puściłam rękę swojego dawnego przyjaciela i odeszłam. Już byłam przy samych drzwiach, gdy usłyszałam głos Drake'a.
- Elizabeth? - Odwróciłam się. Chłopak podbiegł do mnie i pocałował. Czułam się szczęśliwa, jakby cały świat nagle przestał istnieć. Gdy pocałunek się skończył, otworzyłam oczy. Niestety. Jego już nie było.
Na Olimp dotarliśmy w idealnym czasie. Zeus powiedział tylko, że jest dumny z takich herosów, po czym zwołał naradę. Myślałam, że teraz zwyczajnie wrócę do obozu, posiedzę przy ognisku, ale myliłam się.
- Elizabeth! Nie jesteś bezpieczna w tym świecie. Nie możesz brać udziału w wojnie z Gają. Musisz zapomnieć o świecie herosów, o wszystkich swoich przyjaciołach. Załóż ten naszyjnik. - Powiedziała Atena, podając mi srebny łańcuszek z niebieskim oczkiem. - Dzięki temu potwory będą czuć śmiertelnika, a nie herosa. Twoim nowym domem jest dom babci Sally. Od dziś nie jesteś już herosem....żyj tak, jak zwykła nastolatka.
Ostatnie co pamiętam, to łzy smutku na łóżku u babci Sally.
________________________________________
Kochani czytelnicy!
Tydzień temu był 16 listopada, czyli ważna data i nie chodzi mi tu wcale o jakieś wybory samorządowe.
Dokładnie 16 listopada 2012 roku na tym blogu pojawił się pierwszy rozdział. Minęły dwa lata. Chciałam dodać rozdział w tamtą niedzielę, ale laptop mi się nie chciał włączyć :(
Przede wszystkim chce Wam podziękować. Podziękować wam wszystkim i każdemu z osobna. Jesteście wspaniali. Spieracie mnie w mojej pasji, komentujecie, odwiedzacie blogi, obserwujecie, a nawet ze mną piszecie na asku i facebooku. To jest wielkie, bo trzymacie mnie na duchu.
Rok temu miałam wielką podjarę tym, że wybiło mi 50 000 wyświetleń bloga. Teraz to mam ochotę wyskoczyć z okna ze szczęścia, ponieważ nie spodziewałam się takiej ilości wyświetleń.
W tej chwili godzinie 17:42 22.11.2014 roku mam 148 224 wyświetlenia,
Dziękuję!
I wiersz został napisany przez Maćka z bloga: Z życia Móżdżka
KOMENTUJCIE!
Do zobaczenia
Dżerr