sobota, 23 listopada 2013

Percabeth Story: Rozdział 35 - "Po raz pierwszy widziałem ją w takim stanie..."

              
 Percy


                Wczorajszego wieczoru Annabeth i Lizzy wróciły do domu. Cały czas myślałem nad tym, co się dzieje w obozie. Czy jeszcze ktoś z moich przyjaciół zginął? Czy Clara czuje się lepiej? Wiedziałem, że muszę o tym powiedzieć Annabeth. Przecież powinna wiedzieć, że jej siostra straciła pamięć.
Obecnie siedziałem przy stole w jadalni i ubierałem Elizabeth, która strasznie szybko rosła, a Annabeth przygotowywała śniadanie.
- Ann...? - Powiedziałem nieco niepewnie.
- Tak?
- Mówiłem ci, że w obozie coś się dzieje, ale zapomniałem ci powiedzieć, a raczej przez pewien czas nie chciałem cię martwić. Clara została zaatakowana przez Magos.
- Co? Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? Co z nią?
- Niby wszystko dobrze, ale straciła pamięć. Nie pamięta mnie, Tony'ego, a nawet nie wie nic o tobie.
- Muszę się z nią jak najszybciej zobaczyć! - Powiedziała stanowczo. Rozumiałem ją. Gdyby okazało się, że Tyson stracił pamięć, też bym chciał się z nim jak najszybciej zobaczyć. - Jak tylko zjemy, to
powinniśmy odwiedzić Obóz Herosów. - Oznajmiła. Wtedy zauważyłem, że ręce jej się trzęsą.
- Jak sobie życzysz.
            
 Annabeth


  To, co powiedział Percy bardzo mnie zaskoczyło. Nie mogłam uwierzyć, że Clara rzeczywiście straciła pamięć. Zaledwie nie dawno dowiedziałyśmy się, że jesteśmy siostrami. Nie chciałam tracić jej
akurat teraz.
Zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy do obozu. Szliśmy wydeptaną drogą leśną, która prowadziła prosto do obozu. Percy jedną ręką prowadził wózek, a drugą trzymał mnie za rękę.
              Dotarliśmy do obozu po około dwudziestu minutach. Wokół nas zrodziło się dość duże zamieszanie. Każdy próbował dopchać się do wózka i popatrzeć na małą Elizabeth. Wśród tłumu dostrzegłam Clare. Dziewczyna stała obok Tony’ego i delikatnie się do niego uśmiechnęła. Posłałam Percy'emu spojrzenie oznaczające "Idę porozmawiać z siostrą, nie zgub Lizzy" i odeszłam.
- Clara? - Podeszłam do dziewczyny i złapałam ją za rękę. - Jak się czujesz? - Zapytałam niepewnie. Moje zamartwianie się stało się monotonne. Niestety nic się na to nie poradzi. Stara Annabeth też się
zamartwiała, ale nie dopuszczała do siebie tej myśli.
- Kim jesteś? - Zapytała blondynka mrużąc oczy z niepewności. Po kilku sekundach zaczęła się głośno śmiać. - Oj, Annabeth...Tęskniłam za tobą. Lepiej mi pokaż moją śliczną siostrzenicę.
- To jednak nie straciłaś pamięci? Tony, jak ty to zrobiłeś? - Wiedziałam, że to sprawka syna Hefajstosa. Po prostu to czułam.
- Magia pamiętnika. - Odpowiedział obejmując swoją dziewczynę.
- Dość tych pogawędek. Chce zobaczyć Elizabeth.
Podeszłyśmy do wózka, przy którym stało coraz więcej półbogów. Clara wyciągnęła swoje ręce ku Lizzy i po chwili trzymała ja przy sercu.
- Jesteś śliczna. - Powiedziała jej do ucha. Lizzy zaczęła się słodko uśmiechać. - A właśnie. Podczas waszej nieobecności cały obóz, wasi rodzice oraz wszystkie Driady postanowiły przygotować dla was
niespodziankę. Macie już dziecko, więc może nadszedł czas na ślub? Chodźcie z nami. Chcemy wam coś pokazać. - Powiedziała odkładając Lizzy do wózka. Kilku herosów pokierowało nas w stronę lasu. Ku moim oczom rozciągnęła się śliczna zielona polana ze szkarłatnozielonym stawem. Na trawie stała śliczna altana z drewna bukowego, którą Satyrowie malowali białą, organiczną farbą. Na stawie znajdował się biały most udekorowany bezbarwnymi i granatowymi różami.
- I jak? - Zapytała Silena podziwiając dzieło.
- Naprawdę śliczne. Widzę, że każdy heros, Satyr i nawet każda Driada zaangażowała się w pomoc.
- Tak. Każdy bardzo chce w końcu zobaczyć, jak przysięgacie sobie miłość przed Herą. - Mówiła córka Afrodyty.
- Przed Herą? - Zapytałam jednocześnie z Percym. Nienawidzę tej bogini. Kiedyś nasłała na mnie stado dzikich krów. To jest jakaś wariatka.
- Tak, przed Herą. Przecież jest to patronka małżeństw.
- No tak. - Powiedziałam nie do końca przekonana.
- O bogowie! - Krzyknęła Silena. - Muszę się z wami wybrać na zakupy. Przecież nie możecie się pobrać w dżinsach i obozowej koszulce. - Wszyscy wokół zaczęli się śmiać. Wszyscy oprócz Clary. Dziewczyna
miała poważną minę i wyglądała na zamyśloną.
 - Co jest? - Podeszłam i zapytałam zaniepokojona.
- Właśnie sobie coś przypomniałem. Wtedy, zanim straciłam pamięć, doszłam do wniosku, że potwór lub mitologiczne stworzenie nie może wejść na teren obozu, bez pozwolenia kogoś ze środka, prawda?
- Tak. - Odpowiedziałam. Już wiedziałam, co blondynka miała na myśli. Wśród nas jest jeszcze jeden zdrajca. - Percy! Niech Clarisse zabierze Lizzy w bezpieczne miejsce. Wśród nas jest zdrajca. Trzeba zwołać apel.
                Po dwudziestu minutach w pawilonie jadalnym stał każdy heros. Półbogowie ustawieni byli w szeregach. Każdy szereg oznaczał jeden domek. Postanowiłam grać na zwłokę, bo tak naprawdę nie miałam żadnego planu. Wśród tłumu wybrałam sobie jedną osobę. Był to heros, który w obozie pojawił się dopiero w te wakacje. Był dość niski mierzył około metru pięćdziesięciu i miał około dwunastu lat. Sądziłam, że będzie to idealne ogniwo.
- Herosi! - Zaczęłam. - Wśród nas znajduje się jeszcze jeden zdrajca. To on doprowadził do śmierci Matta i Willow. Obecnie stoi wśród was. Ja już wiem, kto to jest. - Po tych słowach podeszłam do wybranego
chłopaka. - Wiem, że to ty. - Powiedziałam. Z kieszeni wyciągnęłam swój sztylet i przyłożyłam chłopakowi do gardła. Tak naprawdę nie chciałam mu zrobić krzywdy.
- To nie ja. - Powiedział wystraszony.
- Więc w takim razie, kto?
 - Ja...Ja nie wiem. - Nieco mocniej przyłożyłam sztylet.
- Na pewno? - Zapytałam. Chłopak głośno przełknął ślinę. W jego kasztanowych tęczówkach widniał strach.
- Nie. To Josh. - Chłopak wskazał imię swojego starszego brata.
Spojrzałam na wysokiego blondyna o niebieskich oczach. Swoim wyglądem strasznie przypominał mi Luke'a. Chłopak rzucił się biegiem, na co Percy szybko zareagował.
- Posłuchaj...- Zwróciłam się do młodszego syna Aresa. - Dlaczego nic nie powiedziałeś? Przez twojego brata zginęło kilku herosów. Prawie zginęła Clara - Córka Ateny. Gdybyś powiedział nam, że to twój brat
wpuścił na teren obozu Magos, to wszystko potoczyłoby się inaczej.
- Wiem, przepraszam. Josh powiedział, że jeśli mu pomogę i będę go krył to Gaja nie zabije ani mnie, ani moich przyjaciół.
- Gaja zabije każdego herosa, każdego człowieka. Na świecie zapanuje chaos. Nie będzie życia. Zostaną tylko potwory. Jej mąż - Uranos, będzie jadł każdego półboga i boga na śniadanie. - W oczach chłopca
były łzy. Był mały. Do obozu trafił zaledwie na początku wakacji. To, co się wydarzyło, było dla niego czymś nowym i przerażającym. Powoli zaczynało mi być go szkoda. - Idź do domku i odpocznij. Wieczorem będą
zajęcia. - Kiwnął głową na znak zgody i pobiegł do domku Aresa.
W sumie wszystko się zgadzało. Ares był zdrajcą i kilka dzieciaków z jego krwi - także.  Na szczęście Clarisse jest wierna swoim ideałom.
   Kilka minut później, Percy do nas przybiegł. Był lekko spocony i trochę dyszał, co było spowodowane zmęczeniem.
- Uciekł. - Powiedział przez zęby. - Przez chwilę walczyliśmy, ale po chwili zniknął w czarnym gęstym dymie. Mam bardzo dziwne uczucie, że jeszcze do nas wróci.
- No dobra. - Wtrąciła z uśmiechem Silena. - To może w końcu pojedziemy na te zakupy? Powtarzam, że nie pozwolę wam się pobrać w dżinsach i obozowych koszulkach. - Jak zwykle dla niej najważniejsze
były zakupy. Nawet nie zwracała uwagi na sytuacje, jaka miała miejsce kilka minut temu. Świetne wyczucie czasu.
- Chyba nie mamy lepszego wyboru, Percy. Leć się odświeżyć. - Powiedziałam. Percy pocałował mnie w policzek i pobiegł do domku Posejdona. Kiedyś będzie tam wakacje spędzała nasza córka.


Clarisse

               Już dawno temu przeczytałam swoją przepowiednie, a raczej ją usłyszałam. Wiedziałam, że będę opiekunem młodego, ledwo, co narodzonego herosa. Wiedziałam jak to się skończy. Miałam wybór.
Nastanie taki dzień, kiedy spełni się moje przeznaczenie. Mogę ocalić Lizzy przed śmiercią, która zapragnie jej w świecie Hadesa, gdzie wiodłaby spokojne życie w Elizjum, lub pozwolić jej umrzeć. To
wszystko zależało ode mnie.
Przez te kilka dni widziałam, jak Elizabeth szybko rośnie. Mieszkałam w Obozie Herosów, ale codziennie rano przychodziłam tutaj, by pilnować Lizzy. Byłam z nią mocno związana. Percy i Ann dziwili się, ale nie
pytali. Wiedzieli, na czym polega życie herosa, więc po prostu milczeli. Czułam, że niedługo wszystko się rozstrzygnie. Nagminnie próbowałam znaleźć rozwiązanie korzystne dla wszystkich, takie, które
sprawiłoby, że ja i Elizabeth przeżyjemy. Miałam cichą nadzieję, że to się uda.

Percy

                 Który chłopak lubi zakupy? No właśnie - żaden, a w szczególności, jeśli te zakupy są z Sileną. Córka Afrodyty kazała mi przymierzyć około siedemnastu garniturów, z czego spodobało jej się....Zero.
Annabeth też miała dość. Silena uparła się na biała suknię, w stylu greckiej togi. No, co to za różnica. Jak dla mnie możemy się pobrać w samej bieliźnie lub w strojach kąpielowych.
Gdy Ann przymierzała sukienki, Posejdon, (który uparł się by nam towarzyszyć) i ja wybraliśmy się do pobliskiej kawiarni, by w spokoju porozmawiać. To miało być spotkanie ojca z synem. Na czym się
skończyło? Posejdon z każdym słowem miał skojarzenie. Gdy powiedziałem "Walczyłem swoim mieczem", ten wybuchnął głośnym śmiechem, sprawiając, że każdy klient Manhattańskiej kawiarni spoglądał na nas, jak na idiotów, którzy uciekli ze szpitala psychiatrycznego.
                Po około godzinie dołączyły do nas dziewczyny. Annabeth w rękach trzymała torbę z zakupem. Poprosiłem ją, by mi pokazała sukienkę, ale Silena szybko wyrwała jej zakup z krzykiem "Oszalałaś? To przyniesie pecha". Tak szczerze, to nie wierzyłam, że cokolwiek może nam przynieść pecha. Przecież pech, to nasze życie. Co chwilę mamy jakieś wojny, walki, misje i niszczące lub utrudniające życie przepowiednie.
- Percy...- Usłyszałem głos Sileny wyrywający mnie z filozoficznych rozmyślań, co nie było do mnie podobne. Oczywiście myślę, ale nie koniecznie filozoficznie.
 - Yyy...Tak?
- Dla ciebie też coś mam. Zdecydowałam, że w tym czternastym wyglądałeś najlepiej, więc go kupiłam. Dziękować nie musisz.
 - Co? A tak. Dziękuje.
               Byłem naprawdę strasznie zmęczony, ale jednak chciałem przez pewien czas pobyć z przyjaciółmi. Dużo się śmialiśmy i wspominaliśmy dawne przygody w Obozie Herosów. Najwięcej śmiechu było przy
wspomnieniach moich pierwszych wakacji w obozie, kiedy to stoczyłem walkę z Clarisse w obozowej toalecie.  Gdy mieliśmy się już rozchodzić, przez Iryfon zadzwonił do nas, Chejron. To było dość
dziwne, ponieważ nigdy tego nie robił.
- Percy. Jak najszybciej wracajcie do obozu. Nie mam dobrych wieści. Chodzi o Elizabeth.- Powiedział, jakby przerażony, ale jednocześnie opanowany.
- Chejronie, co się stało? - Zapytała, Annabeth. W jej głosie słychać było panikę, troskę i przerażenie.
- To nie jest rozmowa na Iryfon. Wracajcie jak najszybciej.
                Spojrzałem na Annabeth i innych. Wszyscy byli przerażeni. Każdy patrzył na naszą dwójkę zastanawiająco.
- Nie mamy czasu. - Szepnęła Annabeth, patrząc w ziemię. - O tej porze na mieście są straszne korki. Musimy pobiec. To jedyne rozwiązanie. - Przytaknąłem głową, po czym podałem kluczki do samochodu Charliemu. Po chwili razem z Ann biegliśmy w stronę zatoki Long Island.
              Czułem, że powoli opadam z sił, ale to się teraz nie liczyło. Annabeth biegła przede mną jednocześnie płacząc. Bała się. Była matką, a każda matka boi się o swoje dziecko. Rozumiałem ją doskonale. Również bałem się o Elizabeth. Przecież Chejron nie iryfonuje bez powodu. W oddali
widziałem Zatokę Long Island. Właśnie wtedy wpadłem na pewien pomysł.
- Annabeth, biegnij w stronę zatoki. Pożyczymy jakąś łódkę i w ten sposób w obozie będziemy zdecydowanie szybciej. - Chciałem podejść do Ann i w jakiś magiczny sposób przekonać ją, że wszystko będzie dobrze, ale wiedziałem, że dziewczyna w to nie uwierzy. To są tylko puste słowa, które nic nie oznaczają. Sprawiają tylko ból.
Po około czterdziestu minutach staliśmy przy zatoce. Z przystani "pożyczyliśmy" jedna, lekko przywiązaną do molo, łódź. Oboje usiedliśmy w środku pokładu, ale ja próbowałem zmusić wodę, by popychała nas w stronę obozu. Woda dodaje mi sił, ale również może sprawić, że będę jeszcze bardziej zmęczony. Tak było w tym przypadku. Zdecydowanie za szybko się zmęczyłem. Na szczęście, kiedy poczułem, że już nie daje rady, byliśmy na samym brzegu obozowego jeziora. Pomogłem Annabeth wyjść (jakby ta pomoc była jej potrzebna) i pobiegliśmy prosto w stronę Wielkiego Domu. Już przy samej werandzie czekali na nas Pan D., Chejron i....Clarisse. Dziewczyna czoło miała rozcięte, na rekach znajdowało się kilka bandaży, a na ramionach było pełno złotego pyłu, oznaczającego walkę z potworami. Annabeth na widok dziewczyny głośno jęknęła.
- Chejronie! Powiedz mi natychmiast, co się stało? Gdzie jest Elizabeth?! - Zapytałem lekko się unosząc. Spojrzałem na córkę Aresa. Mógłbym przysiąść, że zobaczyłem, jak po jej policzku spływa pojedyncza łza. To mnie zaniepokoiło.
- Na co się gapisz, Jackson? - Warknęła nieco groźnie. - Pierwszy raz widziałem ja w takim stanie. Jeśli uroniła łzę, to oznacza, że stało się coś naprawdę złego. Zawsze wierzyłem, że nam armia półbogów nie jest potrzebna, ponieważ mamy Clarisse, ale teraz? Zrozumiałem, że wojna z Gaja i Uranosem nie jest zabawą, a ich armia jest naprawdę potrzebna. Potężniejsza od nas.

Clarisse

        Nie chciałam słuchać, jak Chejron mówi Percy'emu i Ann o całym zajściu, więc wybiegłam na zewnątrz. Najgorsze jest to, że chciałam płakać, a przecież nigdy tego nie robię.  Ej! Clarisse, opanuj się! Jesteś wojowniczką, a nie mazgają. Ty nigdy nie płaczesz. 
Próbowałam się uspokoić. Moja podświadomość ma rację. Jestem wojowniczką. Ja nie płacze.
Jednak to wszystko, co wydarzyło się nie całą godzinę temu było tylko moja winą. Po raz pierwszy nie poradziłam sobie z problemem. Jednak nie zamierzam się teraz poddawać. Może i jestem wredna, ale umiem przyznać się do błędu i wszystko naprawić. Taka już jestem. Taka jest Clarisse La Rue.
______________________
Tak więc dodałam kolejny rozdział. Sczerze? Nie jestem z niego zadowolona. 
Stwierdziłam, że rozdziały będą się pojawiały w soboty, ponieważ będę już po zbiórce i nie będę miała żadnych prób, ani nie będę musiała przygotowywać materiałów. :D 
Teraz kilka ogłoszeń: 
1. Dziekuję każdemu, kto dał jakikolwiek komentarz i bardzo dziękuję Pipes, która jest szczera i myśle, że dzieki niej moje opowiadanie może się stawac lepsze. Także bardzo ci dziękuje :* 
2. Mimo tego, iż nie mam czasu na życie xd, to nie zamierzam zawieszac bloga, ponieważ to kocham i wystarczy, że nie będzie mnie niedługo przez pewien czas :( Jak widzicie jeszcze se jakoś tam radzę i rozdziały nadal będą :***
3. 6 grudnia ( Piątek) wyjeżdżam na biwak, czyli to oznacza, że w soboete rozdziału niestety nie będzie. Jesli zdąże, to dodam go w piątek, ale to jest duże "jeśli". Za to serdecznie przepraszam.
4. Od 9 stycznia nie będzie mnie przez pewien czas :( Przepraszam za to, ale sama sobie tego nie wybrałam. Tak się składa, że w sobotę 11 stycznia pewnie będę dość zmarnowana i ledwo żywa xd. 
5. Chciałabym Was wszystkich serdecznie zaprosić na mojego nowego bloga, którego będę pisała wraz z przyjaciółką (pisze na szkolnych przerwach, a ona później na komputerze rozdziały dodaje).Może się wam spodoba? Na razie czekam aż opublikuje prolog, zważając, że kartke z prologiem dałam jej w środę xd. Zaglądajcie. Story Of My Life - opowiadanie
Licze na dużo komentarzy.
Ściskam was erdecznie.
Natalaa :3  
PS. Dodałam zakładke terminarz i Informowani. Jęsli chcecie wiedziec kiedy bedzie kolejny rozdział, to kilkacie zakładkę Terminarz, a jeśli chcecie bym was poinformowała o następnym rozdziale, w komentarzu w zakładcę "Informowani" napiszcie swojego meila :D To tyle. :3

sobota, 16 listopada 2013

Percabeth story: Rozdział 34 - "Pojedynek Magos. "

 BRITHDAY PARTY


Posejdon
Ach....Kolejny cudowny, wspaniały dzień. Na początek spotkanie z przepiękną Jasmine, a później szpital i widok mojej malutkiej wnuczki. Na samą myśl o dwóch kobietach, no właściwie o kobiecie i bobasku moje glonowe serce coraz szybciej bije.
 Zerwałem się z łóżka i podpłynąłem do swojej pięknej szafy, w której znajdowała się bielizna. Dziś
musiałem przybrać kształt człowieka, a to oznacza, że muszę wybrać majtaski. Długo wpatrywałem się w szafę i ostatecznie wybrałem granatowe bokserki w kolorowe klauny z napisem "I'm sexy boy". Oh
Podoni będziesz wyglądał w tym tak pięknie. Co się dziwić przecież jesteś bogiem. Nawet faceci się za tobą oglądają by być takim jak ty.
No dobrze. Koniec tych rozmyślań. Za godzinę spotkam się z czerwonowłosą ślicznotką i muszę się upewnić, że cały pałac jest odpowiednio czysty.  Przecież nie mogę jej tutaj zaprosić, gdy będzie pełno kurzu.
To by było nie po dżentelmeńsku. Czas przeprowadzić test białej rękawiczki. Perfekcyjny syren domu wkracza do akcji. Zaczynamy od sali tronowej.
Wszystkie moje służki, ubrane w strój pokojówki ustawiły się w rzędzie przed tronem. Podpłynąłem i ręką, na której znajdowała się biała rękawiczka przetarłem po sweetaśnej ramie mojego kochanego krzesełeczka. Chwila napięcia. Czysto. Podobnie zrobiłem z żyrandolem. Znów piękna chwila pełna napięcia. Wow. Znów czysto. Nie no...Beznadzieja. Foch forever z przytupem na five minuten. Krótko mówiąc nic nie znalazłem. Żadnego brudu, żadnego pływającego glona. Po prostu pustka. Niestety. Ale przynajmniej wiem, że mogę teraz zaprosić do swojego pałacu kobietkę.
               Po sprawdzeniu czystości poszedłem do swojej garderoby, by wybrać strój i przyszykować się do spotkania. Zależało mi na tej dziewczynie, więc chciałem wypaść jak najlepiej. Wybrałem dżinsy i koszulę w kratkę. Jak zawsze ciało poperfumowałem playboyem.
Nadszedł czas na spotkanie. Trzeba się odstresować. Zrobię sobie tak, jak ta dziewczyna, blondyna z High School Musical. Jak jej było? Ashley? Sharpej? A mniejsza z tym. Stanąłem przed lustrem i zacząłem
sobie machać rękami przed twarzą.
- Prrr, Pfff, bam!, Bam!- No dobrze. Odstresowany. Teraz można wypłynąć nad zatokę Long Island.
                Wyszedłem pod pałac, zebrałem wodę pod sobą i ostrym ruchem dłoni sprawiłem, że woda wyrzuciła mnie na powierzchnię. Uwielbiam być bogiem mórz i oceanów. Dzięki temu jestem zawsze słuchy.
Usiadłem na ławce, która znajdowała się na molo i czekałem na Jasmine.
Nagle sobie coś uświadomiłem. Nie mam kwiatów! Oh Podoni. Ależ z ciebie biedaczek. Musisz szybko coś wymyślić. Do głowy przyszło mi tylko jedno rozwiązanie. Demeter.
- Siostrzyczko moja kochana. Potrzebuję twojej pomocy. - Powiedziałem w myślach. Cisza.
- Halo. Demeter. Siostrzyczko... - Znów cisza.
- Demeter ty stara pruchwo! Przestań mówić dzieciakom "Nie zrywaj moich roślinek młodzieńcze" tylko mnie wysłuchaj! - Powiedziałem poirytowany ciągłą ciszą.
- Posejdonie - Odezwał się głos w mojej głowie.  - Jak śmiesz tak do mnie mówić?! Trochę szacunku!
- Tak, tak...Słuchaj. Mam randkę, ale zapomniałem kupić kwiatów. Weź mi pomóż.
- Nie. Chyba sobie żartujesz. Za te odzywki? Nie ma mowy! - Krzyczała irytowana i oburzona.
- Proszę. Demeter, moja kochana, cudowna siostro... - W sumie raczej stara, beznadziejna siostro, ale pominiemy to.
-  Dobrze, ale ostatni raz ci pomagam. - W jej głosie wyczułem zmęczenie i zdenerwowanie. Ciekawe czy to przez Hadesa, czy przeze mnie.
- Dzięki siostrzyczko. - Po chwili w moich rękach pojawił się bukiet czerwonych róż skraplanych granatowym atramentem. Odwróciłem wzrok. W moją stronę szła niska, czerwonowłosa dziewczyna ubrana w czarną obcisłą sukienkę. Oj Podoni. Lepiej szybko spójrz gdzieś indziej, bo się jeszcze podniecisz. Miałem ochotę zacząć śpiewać i tańczyć piosenkę polskich młotków "Ona tańczy dla mnie". W sumie to nie jest taki złu pomysł. Nie wytrzymałem. Stanąłem na ławce i zaczął się wydurniać.
- "Ja uwielbiam ją, ona tu jest i tańczy dla mnie, bo dobrze to wie, że porwę ją i w sercu schowam na dnie..."- Jasmine zaczęła się głośno śmiać i bić brawa.
- Witaj piękna. - Powiedziałem całując ja w dłoń i podając bukiet kwiatów. Dziewczyna odpowiedziała mi słodkim uśmiechem. - Chciałbym zaprosić cię do mojego pałacu. Liczę, że ci się spodoba. - Chwyciłem ją w tali, stanąłem na końcu pomostu i wskoczyłem do wody, jednocześnie stwarzając wielką bańkę, w której można swobodnie oddychać.

Clara

               Pojawienie się Percy'ego zdecydowanie ułatwiło mi życie.  Podczas, gdy on razem z innymi herosami grał w bitwę o sztandar, ja postanowiłam jeszcze raz przeszperać bibliotekę.
               Usiadłam przy długim i szerokim stoliku, na którym położyłam kilka grubych książek. Otworzyłam jedna z nich na stronie, 169 czyli na rozdziale "Opętania" i wczytałam się w dość interesującą treść. Czas płynął bardzo szybko. Za oknem zaczynało się ściemniać.
Duchy Magos. Dowiedziałam się, że mają postać na wpół przezroczystego, zielono czarnego węża - Pytona, który wchodzi w dusze ludzi i kontroluje ich umysły. Gdy ofiara ma niewielką siłę woli i nie ma osoby, która trzyma ją przy życiu, Magos morduję ją w sposób pełen okrucieństwa.
W mojej głowie wszystko zaczęło się układać. Matt został opętany, lecz nie umiał walczyć z własna podświadomością. Poddał się od razu na samym starcie. Wąż to wyczuł, zrozumiał, że wygrywa i pozbył się herosa. Tak samo było, z Willow.
Ale chwile...Magos to potwór, a potwory nie maja wstępu na teren obozu. Jeśli herosi giną to tylko z jego powodu, a to oznacza, że wśród nas jest kolejny zdrajca, który wpuścił węża do naszego domu.
Musiałam jak najszybciej powiadomić innych o swoim nowym odkryciu. Gdy byłam juz przy samych drzwiach, te szybko i głośno się zamknęły. Coś było nie tak. Całkiem możliwe, że moje nowe odkrycie nie koniecznie się komuś spodobało.
- Córka, Atssseny. A do kądss sssię wybierassss? - Zapytał mrożący krew w żyłach głos, który wydobywał się z drugiego końca biblioteki. Byłam nieco wystraszona. Musiałam się uspokoić. W myślach zaczęłam liczyć do dziesięciu. Jeden, dwa, trzy, cztery...Nagle ogromny regał z książkami wywrócił się, spadając prosto na mnie. Nie kontrolując swojego zachowania krzyknęłam. Na szczęście udało mi się uniknąć rozpłaszczenia, jak naleśnik.
Żałowałam, że swój sztylet zostawiłam w domku Ateny. W walce nie miałam żadnych szans. Tajemniczy, ohydny głos był coraz bliżej mnie, dlatego postanowiłam się przemieścić. Jednak poruszanie się po bibliotece było naprawdę trudne, ponieważ na podłodze leżało pełno książek. Ostatecznie ukryłam się w jednym z kątów pomieszczenia. Z wywróconego krzesła, które leżało tuż obok, wyrwałam drewnianą nogę.
Póki, co to mi musiało wystarczyć.
- Gdziesss jessstesss ssskarbie? - Miałam serdecznie dość tego ohydnego "ss.". Rozumiem, że jest to wąż, ale naprawdę...
Strach coraz bardziej przepełniał mój umysł. Serce biło jak szalone. Znów musiałam się uspokoić. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. W myślach znów liczyłam do dziesięciu. Powoli zaczynałam normalnie
funkcjonować. Otworzyłam oczy.
 - Witajsss...
- Aaaa! - Krzyknęłam, gdy okropny wąż wyskoczył tuż przy mojej twarzy. Na szczęście odskoczyłam w ostatnim momencie. Pragnęłam dotrzeć do okna, ale jednak nie należało to do dość łatwych zadań. Biegłam przez przerwy między regałami, zrzucając książki. Wiedziałem, że Magos nadal za mną pełznie. Już przy samym wyjściu z regałów rozrzuciłam książki, sprawiając, że powstał dość duży stożek tamujący drogę. Nie miałam zbyt wiele czasu. Pochyliłam się opierając ręce na kolanach. Właśnie wtedy wąż przeleciał przez stertę książek prosto na moją twarz, co spowodowało, że się wywróciłam na ziemię. Zaczęłam się wić i krzyczeć, choć wiedziałam, że nie ma to żadnego sensu. Nikt mi już nie pomoże. Nikt mnie tu nie usłyszy. Magos zaraz wpełznie w moje usta i wejdzie w moje ciało. To będzie mój koniec, ale jednak wierzyłam, ze coś wymyślę. Nie poddawałam się. Próbowałam strzepnąć Magos ze swojej twarzy, ale na marne. Wąż ukąsił mnie w szyję, sprawiając, że po moim ciele rozległa się trucizna paraliżująca.
 Zaczęłam się uspokajać, lecz jednak nie z własnej woli.
- Przegrałasss kochaniesss. - Powiedział wąż jednocześnie wchodząc w moje usta. Szczerze miałam ochotę wymiotować.
- Clara! - Mogłabym przysiąść, że słyszałam głos Tony'ego. Nie. To na pewno moja wyobraźnia. Po prostu umierałam. Na pewno.
- Clara! - Tym razem rzeczywiście słyszałam krzyk Percy'ego i Tony'ego. Może jeszcze jednak nie umieram?
Magos już całą głowę zanurzył w moich ustach. Nie mogłam się ruszyć. Musiałam walczyć, ale nie potrafiłam. Nie chciałam się poddawać, lecz
nie miałam innego wyjścia.
- Clara! - Drzwi biblioteki szeroko się otworzyły. Do środka wbiegł Tony wraz z Percym. Zmusiłam się do spojrzenia w oczy Tony'ego. Był przerażony. Przez chwilę obaj stali osłupiali, przyglądając się jak Magos wchodzi w moje ciało. Dopiero po chwili Tony rzucił się z pomocą. Chciałam coś powiedzieć, jednak coś mnie hamowało i na to nie pozwalało. Przeszywał mnie okropny ból. Czułam się, jakby ktoś wsadził
mi do gardła rozgrzaną lokówkę i jeszcze ją rozszerzał. Tony podbiegł do mnie, chwycił pozostałą część węża i zaczął go wyciągać. Ból i strach to najgorsze połączenie, jakie może istnieć. Percy pobiegł po pomoc a ja pragnęłam tylko śmierci. Z każdą chwilą byłam coraz bardziej słabsza. W końcu Magos opuścił moje ciało. Przed oczami miałam czarne plamki. Ostatnie, co widziałam to Tony, który zabijał potwora. Następnie nastała już tylko ciemność.
                Czy ja umarłam? Czy ta przepowiednia o córce Mądrości może być o mnie? Gdzie ja jestem? Halo?!
To była jaskinia. Moje słowa i myśli głucho odbijały się od skalnych ścian, powodując głośne echo.
Byłam sama. Wokół mnie zaczęły się pojawiać pająki i węże. Nie! Tylko nie to! Niech mi ktoś pomoże! Błagam! Ja muszę wrócić do obozu! Zaczęłam słyszeć szepty, głosy ludzi dobrze mi znanych, ale zaraz...Chwila...Ja, ja ich chyba nie znam, dlaczego myślę zupełnie, co innego?
- Co z nią? - Zapytał głos numer jeden z nutą przerażenia.
- Żyje. Spokojnie To...- Nie dosłyszałam tego słowa. To pewnie imię.
Odwróciłam głowę w lewo. Ujrzałam ostre światło. Moje oczy już zdążyły się przyzwyczaić do ciemności, więc światło mocno mi doskwierało. Zadałam sobie pytanie. Podejść tam, czy nie? Do odważnych
świat należy. Podeszłam. Była to latająca mula światła. Ewidentnie pragnęła bym ją dotknęła. Zrobiłam to. W głowie zaczęło mi się kręcić.
                Obudziłam się. To był sen. Odruchowo dotknęłam swoich ust. Pustka. Żadnego węża. Pamiętałam, co wydarzyło się wcześniej, ale nic więcej. Nade mną pochylało się dwóch chłopaków i jeden mężczyzna z
nogami konia. Kojarzyłam ich, ale tak naprawdę nie wiedziałam, kim są.
Z resztą nie wiedziałam gdzie właściwie jestem i najważniejsze...Kim jestem?
- Wreszcie się obudziłaś. - Powiedział chłopak o brązowych oczach. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się o ciebie martwiłem.
 Spojrzałam na niego niepewnie i zadałam to bardzo ważne dla mnie pytanie.
- Kim jesteś?

Percy

                Naprawdę mi szkoda Tony'ego. Nigdy sobie nie wyobrażałem, co bym zrobił, gdyby Annabeth straciła pamięć. Domyślałem się, że Tony chciałby teraz zostać sam z Clarą, więc postanowiłem opuścić Obóz Herosów i wrócić do szpitala, gdzie czekała na mnie moja Ann i nasze wspólne dziecko. Może i w moim życiu się w końcu układało, ale na świecie i w obozie, nie. Coraz bardziej wyczuwałem obecność Gai. Dziwne tylko, że nie wiemy nic o Uranosie.

Tony

 
                Clara spała w pawilonie szpitalnym jeszcze tej nocy. Chejron powiedział, że na jej amnezję nie wynaleziono lekarstwa. Byłem naprawdę...hmmm... Podenerwowany. Clara straciła pamięć, a to znaczy, że nie  wie, kim jestem, a najważniejsze: nie wie, co do mnie czuje. Nie chce jej tracić.
               Rano zamiast prosto na śniadanie poszedłem po Clare. Chejron kazał mi się nią opiekować, dlatego na śniadaniu miała usiąść wraz ze mną przy stoliku, gdzie siedzieli instruktorzy.
Wszedłem do pawilonu szpitalnego. Clara siedziała na swoim łóżku czytając książkę. Wyglądała na mocno przestraszoną.
- Cześć. - Powiedziałem siadając obok niej.
 - Jak się czujesz? - Zapytałem. Nie odpowiedziała mi.
 - Może jesteś głodna? - Znów cisza.
 - Chcesz iść do pawilonu jadalnego? - Kiwnęła przecząco głową. Nie mogłem jej tak zostawić. Musiałem coś wymyślić.  Pragnąłem, by pamięć jej wróciła.
 - Wczoraj wieczorem bardzo się o ciebie martwiłem. - Powiedziałem kierując swój wzrok w stronę okna. - Tak właściwie to nadal się martwię.
- Kim jesteś? Dlaczego cie kojarzę, ale nie pamiętam? - Zapytała. Na dźwięk jej delikatnego, zachrypłego głosu aż drgnąłem. Nagle w mojej głowie się oświeciło. Clara pisała pamiętnik. To jest najlepszy
sposób, by przypomnieć jej to, co nas łączy.
- Mam pewien pomysł, ale chwilę musisz poczekać. Coś przyniosę. Jestem Tony, a resztę dowiesz się za chwilę. Pobiegłem do domku Ateny i od razu skierowałem się w stronę łóżka swojej dziewczyny. Gdzie ona
mogła schować ten pamiętnik? Pod poduszką? Sprawdziłem. Nie ma. Ale...W poszewce było coś ukryte. Tak! To pamiętnik! Szybko go wyjąłem i z powrotem pobiegłem do pawilonu szpitalnego.
- Już jestem! - Krzyknąłem wbiegając do sali i siadając obok ciemnej blondynki. Otworzyłem zeszyt.

Moje Życie
Dalsza wędrówka: 

                Beznadziejna sytuacja. Przez prawie dwa lata uciekałam przed potworami zwiedzając cała Amerykę. W żadnej kryjówce nie przebywałam dłużej niż dwa dni. Szczerze" Wszystko było lepsze niż życie w obozie rzymskim. Bycie córką Minerwy nigdy nie było proste.

Pamiętniku wyobraź sobie taką sytuację: Smacznie sobie śpię przy ciepłym ognisku, gdy nagle pojawia się Faun, znaczy Satyr wraz z pewnym chłopakiem. Jak im" Grover i Tony? Całkiem możliwe. No, więc
Grover powiedział, że od teraz będę bezpieczna. Zaufałam mu.

Nowy Początek: 

                Trafiłam o Obozu Herosów. Pamiętniku tu jest zdecydowanie lepiej niż w Obozie Rzymskim. Nie jestem jedynym dzieckiem Minerwy...Znaczy Ateny. Już pierwszego dnia poznałam Annabeth i Percy'ego. Ta dwójka podobno od roku jest parą i do tego są najlepszymi herosami w obozie. Wszyscy są dla mnie mili i nikt nie pyta czy mam pępek. Satyr miał rację. Rzeczywiście tutaj czuję się bezpiecznie. A Tony? Okazał się świetnym przyjacielem. I pomyśleć, że gdybym nie uciekła to nigdy bym tutaj nie trafiła. Jestem za wszystko wdzięczna losowi. FATA dziękuję!

Przepowiednia: 

Siedmiu Herosów podjąć   musi wyzwanie
Inaczej pastwem ognia lub burz świat się stanie
Przysięga tchem ostatnim dochowana będzie
A wróg w zbrojnym rynsztunku Wrót Śmierci siędzie.

Ledwo, co zadomowiłam się w Obozie, a już słyszę o jakichś przepowiedniach, które mówią o zniszczeniu świata.  Życie herosa jest przereklamowane. To wcale nie jest tak fajna zabawa, jak się wydaje. Ciekawe, kto jest tą wybraną siódemką z przepowiedni?

Wybrana siódemka:

Dzisiaj dowiedzieliśmy się, o których herosach mowa w przepowiedni. Jak się okazało na misję zamknięcia Wrót Śmierci wyruszą: 
Nico - Syn Hadesa
Charles - Syn Hefajstosa
Thalia - Córka Zeusa
Percy - Syn Posejdona
Annabeth - Córka Ateny
Tony - Syn Hefajstosa
Ja - Córka Ateny
To nie jest jednak najgorsze. Ja...Ja się chyba zakochałam w Tonym. On jest taki czuły w stosunku do mnie...Po prostu samo tak jakoś wyszło. 

Powrót:

Dziś  wróciliśmy z misji. Wszystko przebiegło pomyślnie. Oczywiście są drobne okaleczenia, ale nikt nie zginął, a Drzwi Śmierci zostały zamknięte.
A teraz najlepsza wiadomość
Aaaaaaaaa Tony powiedział mi, że mnie kocha. Aaaaaa Afrodyto uwielbiam Cię. Właśnie sobie zdałam sprawę, że ostatnio zachowuje się, jak córka Afrodyty. To nie w moim tylu. Coś jest ze mną nie tak hahahaha......

Tajemnica:

Co się wydarzyło? Otóż już wyjaśniam. Dzisiaj odbyły się zawody w obozie. Oczywiście wygrał Percy, co nie jest dla mnie zaskoczeniem. Wiem, co potrafi i mało, kto jest w stanie mu dorównać. Po zawodach musiałam jechać na Olimp, by porozmawiać z matką. No, więc wchodzę sobie grzecznie do domu Ateny i co słyszę? Kłótnie. A czyją? Annabeth i Ateny. Jak się okazało Ann i ja jesteśmy siostrami...Bliźniaczkami. Nie wiem, jak matka mogła pozwolić na to, byśmy były rozdzielone. Ona miała na początku rodzinę, nie ważne, jaką...Po prostu ja miałam. A ja? Ja od zawsze byłam sama. Nie miałam nikogo....
                Spojrzałem na dziewczynę. W szarozielonych tęczówkach zbierały się łzy. Po chwili pojedyncza kropla przezroczystego, słonego płynu spadła jej po delikatnym, lekko bladym policzku.
- Nie płacz. - Powiedziałem gładząc jej ramię. Po chwili dziewczyna mocno się do mnie przytuliła.
- Dzięki tobie, już wszystko wiem. A najważniejsze, że wszystko pamiętam...

__________________________________________

16 listopada.
Dokładnie rok temu opublikowałam na tym blogu pierwszy rozdział. Nie mogę uwierzyć, że jestem z wami już tyle czasu. 
Blog jest dla mnie czymś naprawdę wspaniałym.

Może zacznę od podziękowań? 
Dziękuję Merr za wszelką pomocą. Gdy nie mam możliwości napisania, że mnie nie ma, ona mi zawsze pomaga.
Dziękuję Virii za inspirację swoimi rysunkami.
Dziękuję przyjaciołom za wszelkie wsparcie, jakie mi udzielacie.
Dziękuję Wiertareczce za wszelką pomoc, jaka mi udziela. 
Dziękuję Rickowi, za to, że wymyślił Percy'ego. 
A przede wszystkim dziękuję Wam. 
Gdyby nie wy, nie piałabym. To wy mnie wspieracie, wy czytacie, obserwujecie, komentujecie.
Dziękuję wam za każde słowo, za każdy komentarz i dziękuje za taką liczbę wyświetleń. Kiedyś tylko o takiej marzyłam, a teraz? Nie wierzę w to, co widzę. Jesteście wspaniali! 
I oczywiście wielkie podziękowania dla kochanej Mii z Land of Grafic za wykonanie cudownego szablonu.
Krótko mówiąc dziękuję wam,


Teraz coś z innej beczki. 
Nie mam mnie z wielu powodów. 
To nie jest powód do hejtów xd. 
Wy nigdy kary nie mieliście? 
Ale to nie jedyny powód. 
Brzask został zawieszony, ja przeszłam do innej drużyny i zostałam zastępową. Przed każdą zbiórka muszę napisać konspekt. A teraz jestem w organizacji festiwalu. 
Plus jestem drużynową Gromady Zuchowej.
Dużo mam? No dla mnie tak. 
Zapytajcie się Merr, „Kiedy ostatnio z tobą pisałam dużej niż 10 minut?"
Zapytajcie sie jej...Ciekawe, co wam odpowie. 
Plus mam jeszcze coś. Cos, o czym wiedzą tylko zaufani ludzie. Czyli Bartek, Wieka, Merr...Ostrzegam was ze z tego powody nie będzie mnie prawdopodobnie w styczniu. 
Nie robie z siebie biedulki. Nie chciałam mówić tym osobom o tym, co wiedzą. 
Robiłabym z siebie biedulkę gdybym pisała tutaj "Jestem taka biedna...Nie będzie mnie w styczniu, bo mam..." No i tyle. Nie będę wam pisała, bo nie jestem biedulką, i nie mówcie mi, że taka jestem, bo mnie nie znacie. 
Dziękuję za uwagę. 
Kocham was:*

Wasza Dżerrka 



I Pozdrowienia dla Liliany Clarisse Jackson. - Pozdrawia 7 Szczep Kora i 7Bełchatowska Drużyna Starszoharcerska "Żywica" ! <3 :*